|
Od redakcji RODAKpress:
Szanowni Państwo,
Aleksander Ścios od lat swoimi tekstami tworzy wspólnotę niezależnej myśli.
W tej trudnej pracy powinniśmy go wspierać i dlatego redakcja w imieniu Autora zwraca się do Państwa o dokonywanie dobrowolnych wpłat.
W tym celu przejdź na blog Aleksandra Ściosa
Kliknij na przycisk
"Przekaż darowiznę"
i dalej według instrukcji na stronie.
Dziękujemy wszystkim, którzy okażą wsparcie. |
Zbrodnia utrwalająca podział na MY-ONI i rozkład państwowości polskiej
SMOLEŃSK - ZBRODNIA NOWEGO ŁADU (3) - SŁUŻBY
Upieram się natomiast, że wolno mi tę ich drogę obserwować i — w warunkach wolności słowa — nawet opisywać.
Kiedyś nazwałem tę drogę „donikąd”. Dziś uznana została przez „instynkt narodu” za docelową.
W tym zdaniu nie ma (złośliwej) ironii. Jest tylko stwierdzenie faktu”.
Nieuchronnie zbliża się czas, w którym wybór musi być dokonany. Nie z przymusu, ani groźby choroby, nie dla zysku lub makiawelicznych planów.
Musi być dokonany, by nie spadły na nas słowa Józefa Mackiewicza.
Ten, który „drogę wielkiego ześlizgu” przemierzył skalą nudis verbis, wiedział, jak kończy się „stwierdzenie faktu”.
„Nie ja wygrałem.
Wygrali ci, którzy organizują "instynkt narodu".
Ja przegrałem z kretesem.
Więc proszę o pobłażanie”.
Przed pięcioma laty pisałem, że to wyznanie Mackiewicza, uczynione u kresu życia wielkiego pisarza, jest wyrazem geniuszu i politycznej wizji.
Darów, które ciężarem logiki mackiewiczowskiej, zawsze skazują na wykluczenie i samotność.
Jednocześnie - to słowa tak wstrząsające, że nie wolno dopuścić, by ktoś je powtórzył.
Nieuchronny jest więc wybór – między tym, co „instynkt narodu” uczynił drogą powszechną, prowadząc moich rodaków na manowce III RP, ku obcej krainie „donikąd” - i tym, co w naszych marzeniach, w niepoprawnie śmiałych planach, wytycza drogę długiego marszu i wiedzie do Niepodległej.
Trzeba się zdecydować - „gdzie kończy się wmówienie a zaczyna związek realny czy wskutek przeżyć historycznych nie staliśmy się psychicznie skrzywieni i na wypadki reagujemy teraz z prawidłowością histeryków czy wciąż jesteśmy barbarzyńskim plemieniem wśród sztucznych jezior i puszcz elektrycznych”.
Trzeba wybrać – czy dalej „obserwować”, „opisywać” i obdarzać uwagą zwodnicze „realia”, w jakie wpychają nas zniewoleni demiurdzy w służbie tego państwa, czy może – odrzucić to nędzne simulacrum i skierować myśl na projekt godny Polaków.
Nie sposób pominąć słów Mackiewicza, nie wolno ich lekceważyć ani odsyłać w otchłań historii.
Głupcami są ludzie, którym dziś wydaje się oderwane od przeszłości i narodowych doświadczeń.
Głupcami są ci, którzy słów autora „Nudis verbis” nie odczytują jako współczesnej przestrogi.
„Jak można na dłuższą metę wychowywać naród politycznie, bez przeprowadzenia „kanciastej” granicy pomiędzy pojęciami tak prymitywnymi jak: „sojusznik” i „najeźdźca”, „wierny” i „zdrajca”, „swój” a obcy, czy wrogi „agent ?” – pytał Mackiewicz w roku 1947.
Jeśli dziś nikt nie odważy się postawić takiego pytania, czy wolno twierdzić, że uwolniliśmy się z ówczesnych ograniczeń?
Mackiewicz – pisarz przeklęty geniuszem, musiał przekopać powojenną rzeczywistość do fundamentów, a nie znajdując nigdzie ratunku przed tymi, którzy „organizują instynkt narodu”, uznać swoją porażkę.
My nie musimy.
Nie dlatego, by z sukcesji komunistycznej, pod nazwą III RP miała wyrosnąć Wolna i Niepodległa, ale z uwagi na przestrogę pozostawioną przez Mackiewicza.
Dzięki niemu wiemy, że „obserwacja” i „opis” - kończy się porażką, a „zarzuty” i „oskarżenia” - choćby najcelniejsze i trafiające w głąb przegniłych fundamentów, doprowadzą do wyznania – „nie ja wygrałem”.
Wiem, że wielu z Państwa odczuwa odrazę do rzeczywistości skleconej przez „wybrańców narodu”, że mierzi i razi stan tego państwa, przeraża ogrom nieprawości i niebotyczne zakłamanie politycznych decydentów.
Ta reakcja – jakże naturalna dla ludzi uczciwych, daje pewność, że nadszedł czas, w którym trzeba dokonać wyboru.
Być może tym, którzy od lat przemierzają drogę długiego marszu, wybór wydaje się łatwy. Może świadomość – czym jest to państwo, jak i dla kogo je stworzono, jakie są jego „elity”, interesy i zakres suwerenności, niesie dostateczną wiedzę, by dokonać wyboru właściwego.
Zawsze jednak pojawi się pytanie – co dalej?
Wejść do „wieży z kości słoniowej” i wybrać wzniosłe milczenie? Oskarżać i piętnować, obnosić szlachetną pogardę, odwrócić się plecami? Śledzić sprawy tego państwa – by wprawiać się w goryczy, obserwować jego „elity” - by poznać ogrom nędzy?
Nie sądzę, by na tym polegał wybór i jeśli tak miałaby wyglądać droga długiego marszu, lepiej nam pozostać z milionami „sytych i umarłych”.
Zawsze twierdziłem, że długi marsz jest drogą dla ludzi odważnych. Tych zaś nie zadowala „szat rozrywanie” i najwznioślejsza krytyka. Nie wybierają „wewnętrznej imigracji” i nie poddają myśli dyktaturze miernot.
Dlatego w pytaniu – co dalej - ujawniają się dziesiątki wyzwań: jak obalić bękarta, udającego państwo polskie, gdzie droga do niepodległości, na czym budować silną państwowość, jaki ustrój,organizacja i sojusze, czym racja stanu, czym polskość i naród, jakiej Polski chcemy, na jaką się odważymy?
Wybór – to próba odpowiedzi na takie pytania, to obowiązek ich podjęcia.
Nie wystarczy wiedzieć, co za sobą zostawiamy i co odrzuciliśmy na ścieżce donikąd. Tyle wiedział Mackiewicz, gdy ta wiedza pozwoliła mu wyznać - „Nie ja wygrałem. Wygrali ci, którzy organizują "instynkt narodu".
Dlatego wybór, musi przekraczać granicę dzisiejszej niby-państwowości, a przekraczając je, budować wizję nowej, wolnej Polski.
Wiedza – czego chcemy, do czego zmierzamy, jest odpowiedzią ludzi wolnych i niezależnych, jest antidotum na dzisiejsze zniechęcenie, na poczucie beznadziei i apatii.
Przez trzydzieści lat sukcesji komunistycznej, pseudo-elity tego państwa nie wypracowały żadnej wizji Niepodległej, nie wytyczyły drogi do obalenia magdalenkowego porządku i zerwania więzów łączących nas z komunizmem. Ludzie, którzy nadali sobie nienależne miano „autorytetów” i „przywódców narodu”, okazali się niezdolni do „myślenia po polsku”, do wyjścia poza tchórzliwe dogmaty. Oparcie owych „elit” na systemie partyjnym, uzależnienie od profitów i politycznych synekur sprawia, że niezależność i autonomia intelektualna, są atrybutami nieznanymi w III RP. Tu nie pojawi się świeża myśl, nie zaistnieje śmiały „pomysł na Polskę”, nie powstanie projekt burzenia starych fundamentów.
Nie znalazł się żaden polityk, który rozstanie z mitami „demokracji” i „georealizmu”, uznałby za wymóg polskiej racji stanu. Nie ma też – i być nie może, ani jednej partii, która podważałyby przymus ustrojowy, zapisany w konstytucji tego państwa.
Nie znajdziemy tu również środowisk, dla których punktem wyjścia refleksji politycznej, byłby pogląd, że linia dzisiejszych podziałów, nie wynika z urojonej „wojny polsko-polskiej”,lecz jest konsekwencją półwiecza okupacji rosyjskiej, efektem zdrady magdalenkowej i budowania sztucznej wspólnoty My-Oni.
W miejsce odważnych wniosków dominuje zabobon, jakoby Polacy odzyskali pełnię wolność i na jej fundamentach budują dziś państwo prawa i demokracji. Ten irracjonalny pogląd, sprzeczny z elementarnym doświadczeniem i wiedzą o stanie państwa, spycha nas w pułapkę „georealizmu”, wywołuje dysonans poznawczy i przesądza o klęsce.
Kto poważnie traktuje sprawy polskie, komu nieobca przyszłość naszej Ojczyzny, nie może godzić się z tym ograniczeniem. Nie wolno też poprzestawać na „obserwacji” i „opisywaniu” komunistycznej anomalii.
Droga długiego marszu musi przynieść odpowiedź na pytania podstawowe – jaka Polska i jak ją zbudować?
Do tego wyzwania nie trzeba nam mediów, partyjnych gazet i ekranów telewizji. Nie trzeba polemik z Obcymi i zawierania zabójczych „kompromisów”. Nie trzeba akcesu do pseudo-elity, ani pochwały fałszywych proroków.
Potrzebna jest pewności, że wszystko zależy od nas. Od naszej reakcji na zakłamanie i łajdactwo, od odrzucenia rzeczy łatwych i sprzeciwu wobec zła. Od codziennych, prozaicznych czynności, z których powstaje polska teraźniejszość i od myśli, które zbudują przyszłość.
Niech głupcy uznają to za utopię, tchórze zaś - za szaleństwo. Niech ludzie zaczadzeni partyjną retoryką, wzruszają ramionami.
To bez znaczenia.
„Trzeba śnić cierpliwie w nadziei że treść się dopełni że brakujące słowa wejdą w kalekie zdania i pewność na którą czekamy zarzuci kotwicę”.
Nie znajdziemy lepszego czasu dla dokonania wyboru.
Wiele lat temu, mój Mistrz i Przyjaciel, zadał pytanie: „czy wiesz, co znaczy - Bóg się narodził? Czy rozumiesz wagę tych trzech słów?
Bo – jeśli On się narodził, jeśli stał się człowiekiem, nie ma już rzeczy niemożliwych, celów nieosiągalnych. Nie ma granic ani wizji, których nie sposób przekroczyć. W tych słowach jest pełnia wolności”.
Ten tekst, jest życzeniem świątecznym, życzeniem dla Państwa – Czytelników bezdekretu.
Darem jedynym, jaki mogę ofiarować, złożonym ze słów, w które głęboko wierzę.
Życzę Państwu - byście dokonali wyboru, a dokonawszy go, odnaleźli radość i nadzieję.
Życzę zuchwałych marzeń i sięgania po najdalsze cele. Tylko takie godne są walki.
Życzę odwagi – w słowach, myślach i czynach. Odwagi nieposkromionej, bo ona przystoi ludziom wolnym.
Życzę Państwu - byśmy za rok spotkali się w naszej blogowej wspólnocie - w łasce zdrowia i wolności ducha.
Życzę, wreszcie, by pytanie – jaka Polska, stało się najważniejsze. By przekreśliło sprawy tego państwa i „dylematy” z teatru cieni.
Mam pewność, że te życzenia mogą się spełnić, że są w zasięgu ręki, w kręgu naszych możliwości. Mam pewność, że nikt i nic nie zagrodzi drogi długiego marszu.
Mam pewność, bo Bóg się narodził.
***
Tym, którzy chcieliby rozwikłać słowa znaczone kursywą, polecam lekturę: Józefa Mackiewicza- „Na drodze wielkiego ześlizgu” i Zbigniewa Herberta -”Zasypiamy na słowach…”, „Rozważania o problemie narodu”.
- Smoleńsk 2
- Smoleńsk 1
25.07.2021r.
RODAKnet.com
Ten ogrom pracy wart jest wsparcia Aleksandra Ściosa
"ROCZNIKI BEZDEKRETU",
czyli "Vademecum skauta" zgomadzone przez Panią Halkę Ścios
Tutaj znajdziecie wszystkie teksty Aleksandra Ściosa wraz z komentarzami, które ukazały się na Jego blogu BEZDEKRETU. Ściągaj i wspieraj Autora na którego w IIIRP "tej zmiany" jest totalny zapis. ...czytaj dalej
ŚCIOS PYTAŁ KOMOROWSKIEGO, a TERAZ PYTA NASZYCH WYBRAŃCÓW
Czytelnikom Aleksandra Ściosa i jego komentatorom na blogu oraz TT:
Aleksander Ścios 19 maja 2016 21:43
Szanowni Państwo,
Najmocniej przepraszam stałych Czytelników bezdekretu za dyskomfort związany z lekturą niektórych "komentarzy" i za obecnoć treści, które nie powinny znaleść się w tym miejscu.
Od wielu lat staram się prowadzić blog w ten sposób, by nie pojawiały się tu dezinformacje, łgarstwa lub esbeckie "wrzutki". Dość ich w tzw. wolnych mediach i na "prawicowych" forach internetowych.
Nie dopuszczam również do głosu klasycznych idiotów, ćwierćinteligentów ani zadaniowanych funkcjonariuszy.
Nie ma tu miejsca dla teoretyków spisku żydo-masońskiego, wyznawców endokomuny i narodowych bolszewików, dla sierot po Urbanie, esbeckich prowokatorów lub zwolenników "trzeciej drogi".
Nie mam czasu ani ochoty, by prowadzić polemiki na poziomie uwłaczającym ludziom rozumnym. Nie uważam też za konieczne objaśniania rzeczy oczywistych.
To kwestia zasad, higieny psychicznej oraz szacunku wobec gości i przyjaciół bezdekretu.
Chcę więc wyraźnie podkreślić, że od tej chwili wszelkie brednie o "wspólnych posiedzeniach rządów polskiego i izraelskiego z ojcowskim nadzorem Amerykanów" itp. rewelacje, których autorzy węszą spiski żydowsko-amerykańskie, będą stąd natychmiast usuwane i nie doczekają się odpowiedzi.
Będę również kasował "komentarze" w stylu zaprezentowanym przez pana "Kowalski Jaroslaw". Nie ma tu miejsca na niewybredne insynuacje ani na łgarstwa powielane na forach Związku Byłych Funkcjonariuszy Służb Ochrony Państwa itp. organizacji.
Nie interesuje mnie - co o takich praktykach pomyślą autorzy takich wypowiedzi. Będę ich usilnie zniechęcał do odwiedzania mojego bloga i dbał, by nie zaśmiecali tego miejsca.
Z komentarzy na blogu Autora:
Witam, hańba smoleńska pozostanie z nami na zawsze. Niestety to taki tatuaż na czole skundlenia i upodlenia Polaków. Przepraszam, ale obserwując to co można bezkarnie wyprawiać z Polakami od 1,5roku,jest dla mnie niepojęte. Jeśli tak można, to można WSZYSTKO!!. Może to czarne myśli i brak nadziei, ale na razie jest tak, BO TAK JEST. Pozdrawiam serdecznie, licząc na to, że co złego to już za panem.
Dziękuję za kolejny tekst !
Pańska fanka, Katarzyna
"Nie mam wątpliwości, ze partia Kaczyńskiego świadomie i z pełną premedytacją odrzuciła ten obowiązek"
===============================================
Działają Szanowny Panie Aleksandrze nadal według scenariusza, który Pan tak świetnie opisał. Nie obchodzi tych łajdaków bezpieczeństwo Polski, polskiego społeczeństwa.
Tak, oni przypominają harcerzy z procą - vide ostatnie wydarzenia związane ze skompromitowaną skrzynką pocztową Dworczyka. To Rosjanie mnie zaatakowali! Mnie, moją rodzinę i Polskę. Hahahaha, koń by się uśmiał. Co zrobili w tym kierunku, skoro to rosyjscy łobuzi odgadnęli trudne hasło Dworczyka?
Czy w tej kwestii był wzywany na dywanik rosyjski ambasador, ktokolwiek?
W mojej ocenie, tym chłopcom z procami powinni ustawowo zabronić zabawy w jakieś twitery i inne 'społecznościowe' portale. Od informowania społeczeństwa mają domeny najwyższego poziomu - gov.
Taki dzieciak Dworczyk i reszta nie zdają sobie chyba sprawy, jak można niecnie wykorzystać takie skompromitowane konto...
Przyjmują również do wiadomości, że po prostu uwiarygadniają takie portale.
Nie - ja się nie godzę na to,żeby instytucje państwowe podpisywały się pod
reklamami czegokolwiek.
Stosunek do polskiego społeczeństwa, tych łajdaków, jest jasny i wyraźny.
Nie było w historii Polski takiego rządu, który uśmierciłby tyle Polek i
Polaków. Zajęli się organizacją wyborów pana, który serduszka wstawia
różnym ruchadłom leśnym, a nie odpowiednią organizacją służby zdrowia.
Wystarczy zobaczyć co dzisiaj dzieje się na onkologiach. Onkologiczni
pacjenci idą czwórkami do nieba - pozbawieni diagnostyki/leczenia.
Ich trzeba wsadzić do więzienia, ale wcześniej włóczyć końmi po
brukowanym dziedzińcu.
Pozdrawiam Pana, Panie Aleksandrze i wszystkich czytelników tego bloga.
Dzień dobry, raz jeszcze, na taki cytat się natknęłam :
Gdy grabież staje się sposobem życia dla grupy ludzi żyjących w społeczeństwie, na przestrzeni czasu stworzą oni dla siebie system prawny, który usprawiedliwi ich działania i kodeks moralny, który będzie ją gloryfikował - F.Bastiat
Czy ataki prokuratorsko-bezpieczniackie na prezesa NIK i jego rodzinę są elementem tego szkodliwego systemu bezpieczeństwa państwa czy to zupełnie inna 'bajka" ??
"Ci,którzy ignorują historię i chcą nas"integrować"z UE,są grabarzami sprawy polskiej."
A ja cały czas mam w uszach nawoływanie JŚ K. Wojtyły przed referendum abyśmy głosowali za ' integracją". Odtąd nigdy nie pogodziłem się z określeniem tego człowieka przy pomocy przymiotnika "wielki" co tak łechce uszy wielu rodaków.
Każdy komentarz,w którym autor linkuje blog kontrowersje.net,będzie natychmiast usuwany.
W odróżnieniu od zdecydowanej większości tzw."prawicowców" i wyznawców PiS - wiem i pamiętam, co człowiek podpisujący się wówczas "matka kurka" pisał w latach poprzedzających Smoleńsk i po roku 2010.
Pamiętam jego teksty z salon24.pl. gdzie sam również pisywałem do roku 2012.
Uważam,że traktowanie tego pana, jako osoby kompetentnej do wyrażania opinii na tematy polityczne oraz tzw. zwolennika PiS, jest wyrazem głupoty i totalnej niewiedzy czytelników.
Poniżej kilka archiwalnych linków do tekstów "matki kurki" z okresu smoleńskiego. Warto poczytać,by wiedzieć,jaką "metamorfozę" przeszedł ten autor:
1 - 2 - 3 - 4 - 5 - 6 - 7
Dziś pan Kaczyński i jego "niezależne" media mogą uznawać owego "matkę kurkę" za wyraziciela intencji partyjnych i hołubić go w swoim gronie.
To jedynie dowód, jak instrumentalnie PiS traktuje prawdę i sprawę smoleńską, jak nisko ceni rozum i elementarną przyzwoitość.
Nie wykluczam,że panu Kaczyńskiemu szczególnie mogą podobać się słowa z jednego z wpisów "matki kurki" z kwietnia 2010 r:
"Płaczemy 4 dzień, wiemy już ponad wszelką wątpliwość, że to Kaczyński kazał zabić wszystkich i nawet się nie zająknął, bo takie miał chore ambicje."
Proszę jednak, by na moim blogu nigdy nie zamieszczać linków ani wypowiedzi osób z kontrowersje.net.
Bardzo dziękuję za to kompendium wiedzy o Smoleńsku jako kamieniu węgielnym Nowego Ładu posmoleńskiego. Pokrywa się to niemal całkowicie z moimi spostrzeżeniami. Pozdrawiam serdecznie
Dziękuję Panu i pozdrawiam
to poproszę o ten usunięty komentarz...
nie ma, a szkoda, wydawało się, że ktoś chce podjąć wątek...
Roman,
Najprawdopodobniej pomylił Pan miejsca.
Jednozdaniowe wtręty – nie na temat, są dobre na forach internetowych.
Tu będą usuwane.
To jedyne i ostatnie ostrzeżenie.
Nemo,
Jeśli tak łatwo sprawić, byśmy zapomnieli o obowiązku smoleńskim, to zaiste – można wszystko.
Uruchomiono wiele narzędzi zapomnienia, a jednym z głównych jest dziś tematyka covid.
Dlatego podkreślę raz jeszcze: za objaw totalnego zagubienia i moralnej deprawacji uważam sytuację, w której sumienia naszych rodaków tak mocno porusza sprawa covidowej histerii, że w ogóle nie chcą dostrzec realnych zagrożeń związanych z odrzuceniem obowiązku smoleńskiego.
Dla nas, dla naszych rodzin i naszego bytu narodowego, stokroć groźniejsza jest cisza wokół Smoleńska, niźli działania tego rządu związane z chińską zarazą.
W ostatnich trzech tekstach starałem się to dobitnie powiedzieć.
Wiem, że jedno jest widoczne i na co dzień odczuwalne, drugie zaś, to zaledwie milczenie, ale ta sytuacja mocno obnaża kondycję naszych rodaków.
Dziękuję Panu i pozdrawiam
PiotrK,
Poruszona przez Pana sprawa „ataku na skrzynkę”, to jeden z setek objawów słabości służb III RP.
Przypomnę, że po buńczucznych zapowiedziach „ustalenia sprawców”, w tym obszarze zapadła cisza.
Identycznie było po wcześniejszych atakach na serwery rządowe, po zaatakowaniu polskich szkół (zawiadomienia o ładunkach) czy przejęciu kont społecznościowych polityków partii rządzącej.
Wszędzie tam, gdzie pojawia się cień agresji rosyjskiej, służby III RP będą bezsilne.
To również kwestia odwagi i woli politycznej – a tych przymiotów próżno szukać w grupie rządzącej.
Pozdrawiam Pana
Panie Aleksandrze,
cały czas świdruje mnie myśl, że Jarosław Kaczyński jest człowiekiem, któremu obce są starania tych wszystkich, którzy chcą wyjaśnienia wielu spraw. O które sprawy chodzi, to wiemy, bowiem wielokrotnie poruszano na tym blogu te kwestie.
Możemy wszystko napisać o Kiszczaku, ale nie, że był idiotą z kieliszeczkiem w ręku - to był stary lis i doskonale wiedział kogo wyznaczyć do tak zwanych rozmów przy okrągłym stole. W mojej ocenie zdecydowana większość tych ludzi była unurzana po szyję w wielowątkowych działaniach przeciwko polskiemu społeczeństwu. Kiszczak wykorzystał to najlepiej jak mógł...
Patrząc, mocno wstecz, na działalność Jarosława Kaczyńskiego zaczynam mieć pewność, że jego decyzje i poczynania nie są do końca jego pomysłami, na polską "politykę".
Aby nie być źle zrozumianym - nie bronię tej persony - za takie zachowanie należy się pluton...
----
Ktoś coś wie o Pani Urszuli? Brakuje mi jej komentarzy. :-)
-----
Pozdrawiam Panie Aleksandrze, i czytelników.
cover,
Przypadek M. Banasia pokazuje dwie, ważne cechy III RP: poziom etyczno-moralny ludzi desygnowanych do najwyższych stanowisk w państwie oraz zasadę używania służb specjalnych, jako „zbrojnego ramienia” partii rządzącej – o czym pisałem w moim tekście.
M. Banaś jest nominantem prezesa PiS i – jak gorliwie zapewniali politycy tego ugrupowania w roku 2019 – miał być człowiekiem „kryształowo uczciwym”.
Skoro okazuje się, że Banaś „kryształowo uczciwy” nie jest, a jego kandydatura to kolejna (było ich wiele) porażka personalna Kaczyńskiego, warto zapytać: jakie konsekwencje poniosą obrońcy Banasia i jego polityczny mentor?
Świadomość, że nie będzie żadnych konsekwencji, a wyznawcy PiS nawet nie zaprzątają sobie głowy takim problemem – to główne, realne zagrożenie płynące z obecnej sytuacji.
Bo oznacza to, że takich Banasiów są setki, takich „błędów” personalnych, tysiące, a tacy „stratedzy” i „obrońcy Banasiów” mają nieograniczony wpływ na życie moich rodaków i są wyjęci spod jakiejkolwiek kontroli.
W tej sprawie, służby są tylko narzędziem realizacji interesów partyjnych, a sposób wykonywania takich ukazów poznałem w ostatnich latach. Poznali go również ludzie inwigilowani i wzywani na przesłuchania w/s ustalenia tożsamości Ściosa.
W swoim drugim komentarzu wspomniał Pan o postawie świętego Jana Pawła II w sprawie naszego akcesu do UE. Pozwolę sobie zauważyć, że w roku 2004 nie mogło być innej postawy naszego papieża, a ówczesna UE, była tworem zgoła innym od współczesnego kołchozu.
Fundamentem tego akcesu miały być kwestie gospodarcze i ten aspekt wydaje się trudno podważalny (art.4 Aktu Przystąpienia: Każde z nowych Państw Członkowskich uczestniczy w unii gospodarczej i walutowej z dniem przystąpienia jako Państwo Członkowskie).
Dzisiejsza „integracja” z UE ma przede wszystkim kontekst polityczny i oznacza rezygnację z suwerenności i narodowości.
Faktem jest natomiast – na co już zwracałem uwagę, że o przyjęcie do UE wnioskował były członek komunistycznego ZSL, traktat akcesyjny negocjowali członkowie PZPR, a podpisali go - I sekretarz KW, członek Biura Politycznego KC PZPR oraz członek PZPR,były minister sportu PRL.
Tyle też było polskości w tej decyzji.
Szanowny Panie Aleksandrze,
Działania federalistów europejskich nigdy nie pozostawiały wątpliwości, że nie o gospodarcze kwestie chodzi. Początek tych działań spokojnie można datować na co najmniej 1953 rok, kiedy podjęli pierwszą próbę wprowadzenia europejskiej konstytucji. W związku z porażką, tylko zmienili taktykę i drobnymi krokami, poprzez, między innymi, wybory bezpośrednie doprowadzili do przyjęcia programu Spinellego opartego na „Manifeście z Ventotene” jako programu dalszej integracji europejskiej w roku 1984. Traktat z Mastricht już oficjalnie mówił o podmiotowości politycznej, a przyjęty traktat amsterdamski w 1997 roku nie tylko wprowadził Gender mainstreaming jako oficialną politykę społeczną i kulturową Europy, ale też upoważnił instytucje unijne do całkowitej kontroli wszystkich dziedzin życia społecznego i kulturalnego obywateli pod względem ich zgodności z „ideologią” (min. zwalczania religii jako ciemnoty czy patriotyzmu jako nacjonalizmu). Czy papież mógł nie wiedzieć tych rzeczy popierając polską akcesję? Czy istniały jakiekolwiek przesłanki, by wierzyć w sromotną porażkę federalistów, ciągle umacniających swoje pozycje w PE? Ja takich nie znam.
Pisze Pan, że „Fundamentem tego akcesu miały być kwestie gospodarcze i ten aspekt wydaje się trudno podważalny”. W stenogramie z obrad sejmu z 21 maja 1992 roku możemy znaleźć np. wypowiedź poseł Bogumiły Boby: „Jesteśmy społeczeństwem chrześcijańskim, w większości katolickim, powinniśmy zachować oblicze katolickie i polskie. Irlandia broni życia i - będąc w EWG - jest psychologicznie szantażowana, zmuszana do zrezygnowania ze swoich zasad. Czy i my na to chcemy się skazać?” czy też Janusza Korwina-Mikke: „Tylnymi drzwiami przez podpisanie tego wszystkiego zmusi się Polskę do zniesienia norm prawnych, o czym się tutaj mówi bardzo mało: zniesienia kary śmierci, sprawa aborcji i kilkanaście innych spraw - ale znacznie ważniejsze jest to, że nawet za danie klapsa dziecku będzie można wylądować w kryminale - o tym się jakoś nie mówi.” Czy nie oznacza to, że już w 1992 roku było jasne do czego ten projekt zmierza?
Oczywiście można twierdzić, że obawy z 1992 r wydawały się bezpodstawne dziesięć lat później. Jednak w stenogramie z obrad sejmu z 4 grudnia 2002 roku możemy znaleźć wypowiedź A. Macierewicza: „Nikt nie mówi o tym, że wejście do Unii Europejskiej oznacza znalezienie się w innym państwie, którego konstytucję Polska będzie musiała przyjąć, nawet nie mając wpływu na jej uchwalenie, nawet nie decydując o niej, gdzie prawem unijnym będą rozstrzygane wszystkie sprawy związane z finansami, bankiem centralnym, granicami zewnętrznymi, handlem i cłami i prawo Rzeczypospolitej nie będzie miało żadnego znaczenia w tej sprawie.” Przypomnę, że to już było po traktacie z Amsterdamu, a ten sposób narzucenia konstytucji europejskiej był wymysłem federalistów właśnie.
W mojej ocenie twierdzenie, że organizacja do której wstępowaliśmy była czymś innym jest wyjątkowo naiwne. Nie znam motywów Jana Pawła II popierającego akcesję, ale wiem, że jego poparcie znacznie wspomogło euroentuzjastów i odebrało argumenty przeciwnikom akcesji. Dlatego absolutnie nie rozumiem pańskich słów: „Pozwolę sobie zauważyć, że w roku 2004 nie mogło być innej postawy naszego papieża”.
Pozdrawiam
Rafał Stańczyk
Katarzyna,
Dziękuję Pani za wizytę.
Zasada wyrażona przez Bastiata, musiała być znana „ojcom założycielom” III RP.
Stworzyli przecież taki system polityczny i prawny, który umożliwia im bezkarne żerowanie na polskości i traktowanie tego państwa, jako swojej własności.
Co ważne – nie tylko stworzyli go z akceptacją naszych rodaków, ale przekonali nas, że jest to system jedyny, w jakim Polska może funkcjonować. Ten ustrojowy dyktat (bełkot o demokracji) jest najsilniejszym ogniwem łańcucha, na którym „elity” tego państwa uwiązały pokolenia Polaków.
Pozdrawiam Panią
Pięknie dziękuję za odpowiedź. Z przyjemnością czytam każdy Pana tekst. Otwiera nam Pan oczy, poszerza horyzonty, chociaż ja nie mam już nadziei, że doczekam Niepodległej, a przecież czekam już, bagatela, pół wieku ...Pozdrawiam serdecznie.
Ponieważ Pani Katarzyna przytoczyła, a Pan Aleksander się odniósł, to polecam źródło mówiące o prawie, a nie o jednej z władz DemoKreacji fałszywie zwanej "kastą", żeby zdjąć odium hańby z tego syftemu i jego followers'ów.
http://www.rodaknet.com/ksiazka_bastiat-prawo.pdf
Pozdrawiam Państwa
Witam wszystkich. Będzie trochę nie do wpisu ale...
Chciałam podzielić się z Państwem kolejnym etapem w moim długim marszu. Taka klepka mi się odblokowała, po tym jak p.Aleksander przypomniał na tweeeterze swój wciąż aktualny wpis "MY i ONI". Dlatego chcę podzielić sie z Państwem moim doświadczeniem, a poprzez to kolejny raz potwierdzić, to o czym już od kilkunastu lat niezmordowanie pisze Ścios.
Może to sprawi, że chociaż rozbudzę w co niektórych z Państwa (a może we wszystkich, kto wie), którzy już maszerują wiarę w sens długiego marszu. U tych, co wciąż jeszcze się wahają, może wzbudzę chęć do wymarszu. Może kogoś wystraszę... ale to też będzie dobre, bo odrze w jednej chwili z wszelkich złudzeń, że długi marsz obfituje tylko w "lajtowe, romantyczne uniesienia".
"Tamta" relacja z mojego marszu osadzona była w czasie... do momentu rozpoczęcia się kampanii przedwyborczej - wybory samorządowe październik 2018.
Zatem "ta" relacja jest już z czasu, kiedy wciąż jeszcze poprzedni hejt na mnie nie ustał, a ruszył nowy atak... z jeszcze większa siłą. Tym razem już tylko na mnie personalnie. Ludzie którzy mi dotychczas w jakiś sposób pomagali, nie byli hejtowani. To był dla mnie straszny, bardzo trudny czas i wolałabym o nim zapomnieć. Zmuszam się teraz i odtwarzam wszystko na nowo, specjalnie dla Państwa. Pan Mirosław (Syrenka :-)) od dawna mnie tak "cisnął" abym "coś" ujawniła z mojego długiego marszu. No to ujawniam.
Kto bystry, zaraz się zorientuje, że partia PiS rządzi w tym czasie już od dwóch lat a ja... nie dość, że nie odczuwam poprawy na lepsze, to wręcz z przerażeniem na gorsze. Tak, że pętla mi się juz "zaciska" wokół szyi. Jak tak ma wyglądać "dobra zmiana", nie chcę wiedzieć jak wyglądać może zła! Doświadczam takiego małego piekła na ziemi! Bo "tomto" - tak to teraz oceniam - to był pikuś w porównaniu z...
Więc mamy maj-październik 2018 i etap mojego długiego marszu.
CDN...(1/6)
Po tym jak rządzący z ramienia PiS w prawie wyborczym - w każdym razie tego nie udaremnili - zrobili "dobrą zmianę", aby w wyborach samorządowych mógł kandydować nawet np. człowiek z zarzutami prokuratorskimi dot. przekrętów m.in podatkowych. Cóż się dziwić, że również w naszej wsi wystartował taki typ. Jego elektorat bezsprzecznie - bezrefleksyjny, bezrozumny, zniewolony, głupi po prostu. Tak więc już po raz trzeci uznając, że skoro ich faworyt wciąż może kandydować, to ostatecznie rozgrzeszyli go, oddając na niego głos. Zaś sam kandydat, aby z siebie ściągnąć wszelkie ataki i negatywne spojrzenia, to przekierował przy użyciu: a to wiejskiego głupola, a to komendanta OSP (i całej reszty tej kompanii) i KGW wraz z całą zgrają nienawistników atak na... tak na mnie! Wstrętny, podły, demoniczny intrygant nic więcej. To tylko potwierdza jak obrzydłym, szatańskim systemem jest cała ta IIIRP i jakie gówno ten system robi z ludzi. Wszystko tu w mej wsi, mam przecież w skali mikro, tego co dzieje się w całym kraju. Ten nikczemnik nie zawahał się nawet, by wykorzystać "swoich bandziorów" do nawoływania do mordu... na mnie! W pewnym momencie sytuacja była już tak niebezpieczna, że było już tylko kwestią czasu, kiedy jakiemuś zamotańcowi/ zaślepieńcowi/ omotanemu nienawiścią jaką wsączył w nich ich kandydat... że w końcu im odwali i.... Bałam się o swoje życie i mojej rodziny! Nie było wyjścia. Musiałam skorzystać z pomocy wojewódzkich kryminalnych "tajniaków". Przyjechali , mając w ręce wydrukowany mój obszerny raport z pola bitwy, który im wysłałam kilka godzin wcześniej. Wysłuchali, przesłuchali, zanotowali. Myślę, że nawet byli przyzwoici i skłonni zrobić więcej niż pozwalał im na to system. Myślę, że nawet im zaimponowałam i wzbudziłam w tych mężczyznach szacunek i podziw (bo to nie były typy chłopków - roztropków). Miałam się w razie dalszych problemów... kontaktować już tylko z ich dowódcą. I kontaktowałam się jeszcze tylko raz. I co z tego? Ten system i ludzie pracujący dla tego systemu nie są przecież od pomagania takim jak ja, raczej są od... Ochrony nie dostałam. Trochę się bydło wyhamowało po tej wizycie lecz nie do końca.
Za to komendant OSP w mej wsi po wyborach, czując misję, zabrał głos w imieniu ludu - i tak podgrzewając jeszcze ten wielki kocioł - powiedział, że to wszystko zło, to co się działo i dzieje to... to jest całkowicie tylko moja wina, bo... bo... bo się źle kojarzę, a to z tragediami, z wszelkim złem w tej wsi, a oni chcą mieć spokój. Bo jak mnie nie było, to tu było dobrze. I tak bez końca ten parszywy tekścick krąży w mej wsi i jest powtarzany przez tych obłakańców. Boże kochany czego ten komendant nie naplótł tam wtedy. Chyba tylko nie odpowiadałam za tragedię Pompei i Tytanica.
Wówczas zagrzmiałam właściwie jak Rejtan: "Jak jeszcze ten człowiek musi was upokorzyć/oszukać/omotać/upodlić byście zrozumieli wreszcie, że robi z was idiotów i używa do swoich własnych, podłych interesów!? Co jeszcze?! Zobaczycie, że przyjdzie taki czas, że...!". Co było dalej? Można powiedzieć, że "uciekłam" w Eucharystię, pod skrzydła Boga. Zaczęłam chodzić do kościoła częściej niż zwykle. Tak! Jak trwoga, to do Boga! Bywało, że to były 3-4 Eucharystie w tygodniu, a czasami nawet cały tydzień, codziennie. Rąbałam akordem. Moje położenie? Już TYLKO Bóg mi pozostał. Błagałam Boga o wojsko anielskie!!! A taką armię, co pomoże mi rozgromić te hordy diabłów i posprzątać ten syf. I mówiłam jak ten dziad do obrazu, a obraz ni razu!
CDN...
Aż tu po 4 miesiącach... nagle... Bóg też jest szalony, że tak do ostatniego tchnienia zwleka z pomocą. Mogę napisać, że z pomocą jednak przyszli mi aniołowie. Nie wybrzydzam. Takie bez skrzydeł, bez białych anielskich fatałaszków i bez złotych trąb anielskich, ale chyba z WUWUZELami! Bo to byli... kibice! Pojęcia nie mam skąd się wzięli. Nie jestem kibicem piłki nożnej. Nigdy nie byłam na żadnym meczu! Nie trawię piłki nożnej w wydaniu polskojęzycznych piłkarzy. Tak to, jedyny Bóg sprawił, że nie doszło do tragedii! Tak. Po interwencji "anielskich" kibiców, wiejski głupol odpuścił całkowicie. Nawet miałam wrażenie, że ma zakaz zbliżania się do mnie na 5 m - tak się zachowywał i naprawdę trzymał ten dystans... społeczny. Raz jeden go złamał. Ten "przygłup" (już go tak nie nazywam!) - uratował m.in mnie przed ogromnym psiskiem, który władował na moją posesję. Związał, tak spętał łańcuchem to agresywne zwierzę, bo gdyby nie to, chyba by to psisko rozszarpało... Cała reszta po akcji kibiców - jak można było się spodziewać - w królicze nory, bo pojęli, że ich "wodziRYJ", któremu pomogli wygrać wybory, ma ich teraz (zawsze ich miał zresztą) w dupie. A z kibicami, po co im zaczynać? To ukazuje najlepiej, jakie to cuda i dziwy mogę doświadczać w mej wsi.
I nie trzeba było długo czekać na odpowiedź na moje rozpaczliwe pytanie: "Jak jeszcze ten człowiek musi was...?". Bo oto mamy kwiecień 2019 i... dopiero teraz wyłazi na jaw interes radnego. Interes który nie wprost ale jednak okrada z wartości działek właścicieli sąsiadujących z jego działką. Ogólnie burzy mir dobrosąsiedzki we wsi. Czemuż przed wyborami się tym nie chwalił?
I mamy taką sytuację. Jednym z okradzionych jest nie kto inny ale sam komendant OSP. Kolejnym "nabitym w butelke" jest... wiejski głupol. Kto nastepny zostaje uderzony po kieszeni tym interesikiem cwaniaka? Ja! I jeszcze kilkunastu... Od razu utnę to pytanie czy szukałam tego "guza"? Nie! Ten guz - jak cała reszta tych raków i gangren w tej wsi - sam mnie znalazł, ten facet to jakieś przekleństwo tej wsi! Trzeba go usunąć/ wyrwać z korzeniami!
Wiem jedno. Jeśli więc wciąż są wśród moich rodaków, ci którzy jeszcze nigdy nie doznali krzywdy od tego systemu, nie zderzyli się z tą hybrydą, to można to wytłumaczyć tylko na trzy sposoby:
1. albo są nieświadomi realiów i tak biernie się przyglądają i jako rozsadni przełykają gładko każdą podłość/ krzywdę/ porażkę ze strony tego systemu.
2 albo są jak wyrachowani stratedzy - liczą na drpane, że inni załatwią to za nich.
3. albo są w układzie, a więc podwieszeni pod ten system do czasu, aż nie zostaną rozszarpani przez siostry piranie.
Pewien mieszkaniec mej wsi - taki starszy już pan, poważny, taki poczciwy, do tej pory taki nieujawniony, a który tez został poszkodowany - powiedział mi, że: "Niech pani nie myśli, że my tu wszyscy jesteśmy przeciwko pani. Wielu z nas widzi, co pani robi i jesteśmy z panią. Niech pani dalej robi swoje! Mamy już dość tego przekrętasa!". To mnie w tamtej chwili tak wzmacnia. Uderzam więc do komendanta OSP. Puszczam mu "między palcami" jego postępowanie z przeszłości i pytam, czy idzie z nami (pokrzywdzonymi do boju - Sądu?). Odpowiedział mi, że oszacował zyski i straty i... nawet bardzo by chciał ale... ma zbyt dużo do stracenia i ma nadzieję, że rozumiem jego egoizm. Kurdę! Traci na tym może okrągły milion i mimo to... ma zbyt dużo do stracenia, by walczyć o ten milion? Pewnie, ze zrozumiałam... że jak wywalczymy, to on skorzysta z wygranej... i nie zmąci układu z radnym. Cóz... jaką musi jeszcze ponieść cenę upodlenia?!
CDN(3/6)
I jest zebranie w remizie. Nowy sołtys - naturalnie z nominacji radnego - swoje sołtysowanie rozpoczyna od kłamstwa, które miało wywieść nas "w pole". Nieskutecznie, bo Bóg jest z nami a nie z ONYMI! Mam swoje "5 minut". Odstawiam takie "SZOŁ"w remizie - odkrywam wszystkie karty "who is who". Oh nawet wiejski głupol - ku zaskoczeniu wszystkich -przeszedł wówczas oficjalnie na "jasną strone mocy" - dosłownie na zebraniu podszedł do mnie, wypowiadając płomienne zdanie na całą remizę: "a ja temu hujowi (a huj siedział niedaleko i słuchał) - pomagałem przy wygraniu wyborów!". Kurtyna? Nie tak szybko. Chciano mnie zrobic radną mej wsi tak SUBITO w tej remizie! Nawet gdyby to było możliwe... i tak odrzuciłabym te ofertę bez wahania. W tym systemie to nic nie daje, a raczej prędzej do upodlenia człowieka tylko prowadzi wejście między tę zgraję. Moje akcje od tej pory z wolna ale jednak rosną! Oczywiście, że radny robi wszystko, by się tak nie działo. Ryje ten demon pode mną. Niech ryje...niech ryje. Zobaczymy jak skończy... gdzie skończy... Jego demon i mój Bóg!!! Mój Bóg wygra! Zobaczycie!
I tak już minęły nam dwa lata na tej walce. Nie można sobie pozwolić na chwilę wytchnienia. Ciągle jakieś pisma, wezwania, na terminy wszystko. Ciągle z zaskoczenia strzały. Ciągle walka z kłamstwami i manipulacją urzędniczą. Co rusz jakiś nowy przepis, prawo się zmienia. Piszę ogromną ilość pism sama, nie pobierając za to centa, raczej dokładam. Była taka chwila nieuwagi i już byłaby ta sprawa przepadła. Tak niewiele brakło. Nieraz ledwie się oddale... juz mam paniczne telefony... moi ludzie są już tak bardzo wyczuleni... ale i wyszkoleni... reagują na wszystko, każdy podejrzany ruch we wsi. czasem to "kapiszon" ale ja tego nie wiem i już muszę wracać, bo nie wiem co zastanę. Nie ma chwili spokoju. Nic sobie nie mogę zaplanować, niczego obiecać, żadnych urlopów, żadnych wyjazdów na wakacje. Żyję jak na wojnie. Walka, która trwa do dziś nieprzerwanie i jedyny Bóg wie, jak się to dla nas wszystkich skończy. Cóz z tego, że wygrywamy w Sądach i Samorządowym Kolegium musi odszczekiwać swoje krzywdzące nas decyzje, a szaraki w gminie potulnie kulić ogony, jeśli rządzący z ramienia PiS co rusz szperają w przepisach i ustawach, które jak na złość, sprzyjają właśnie interesom radnego? Jak wygląda nasza walka? Zobrazować to można, że bijemy się juz w tej chwili dechami z wrót od stodoły, sztachetami, kamieniami i prockami. walczymy o honor i godnosć. A przeciwko sobie mamy nie 1:100 jak pod Hudowem ale... u mego boku walczą UWAGA oficjalnie tylko kobiety! Mężowie, mężczyźni są w tle... raczej ukryci. Dlaczego tak? Mężczyźni sa zbyt... rozsądni. Ustaliłyśmy z kobietami, że nie będziemy tego szkodnika przeklinać, złorzeczyć mu, pomstować, bo to nic nie da, a jeszcze gorzej się dzieje. Zatem ustaliłyśmy, że będziemy się modlić o jego nawrócenie... jego i jego żony, bo ona - bez żadnej pomyłki - ma tu lwią cześć udziałów w tych wszystkich diabelskich wyczynach w naszej wsi!
Całkiem niedawno pozyskałam informację (właściwie dowód), że o planach tej inwestycji radny wiedział już w maju 2017. Jakby wyglądała sytuacja w czasie wyborów? Czy wszystko potoczyłoby się tak samo? Te i inne pytania pozostaną bez odpowiedzi ale... na jedno mogłam mieć odpowiedź. Znowu - burzę spokój - uderzam do komendanta OSP. Zapytałam go, bo byłam cholernie ciekawa, czy gdyby wiedział, że zostanie orżnięty tak podstępnie, to czy by tak żarliwie pomagał, głosował na tego...?
Odpowiedział - tak wyraźnie to wydusił z siebie - po trzech dniach, że....Raczej nie. Raczej... jeszcze wątpliwości ma?! Tylko westchnęłam, bo cóż powiedzieć? I kiedy już miałam ewidentnie zamknąć granice na podział MY i ONI czyli MY - moją garstkę wojowniczek - dzielnych kobiet i ONYCH - całą resztą tych hord z komendantem na czele, nagle Komendant OSP mi odpisuje... tak dodaje do tego swojego: "Raczej nie...".
CDN(4/6)
I teraz UWAGA, bo aż sama musiałam przyspawać się do fotela, by nie spaść. Otóż komendant OSP powiedział mi to po 3 latach - nie musiał tego wcale pisać!!!! - że mnie PODZIWIA!!! Ale za co? A za mój upór i wytrwałość i, że ma świadomość jak układ burmistrz - radny jest trudny do rozbicia i że...o pewnych sprawie nie może mi powiedzieć ale, że się przekonał UWAGA jaka w "naszej" gminie jest patologia i nie tylko.
Przez chwilę tak mnie wpienił, że miałam ochotę wpaść do remizy i...złożyć podanie o przyjęcie na stanowisko komendanta OSP!
WOW!!! Na ile się obudził? Na jak długo? Czas pokaże. Co jeszcze to pokazuje? Że podział na MY i ONI jest dynamiczny, że on żyje, że nie można go tak wziąć w ramy, w jakieś stalowe kleszcze i zacisnąć szczeki raz a dobrze, tak ostatecznie, że po tym ani rusz w prawo czy w lewo. O czym jeszcze nie wolno zapomnieć? Ze przy dokonywaniu podziału na MY i ONI należy pamiętać, że istnieje czynnik ludzki, że istnieje litość i miłosierdzie, że to walka o dusze jednak jest. Że to chodzi o ratowanie dusz ludzkich... Dopóki jest to tylko możliwe. To też należy do elementu długiego marszu.
Jedna z glinianych z nóg golema - radnego - zachwiała się właśnie w posadach. Ten filar, na którym wspierał się dotychczas radny, zaczyna się chwiać/a może już kruszyć. Tego wiejskiego głuptaka nie liczę... nie mam do niego nienawiści. Wiem przecież kto za nim stał. Większą winę ponosi ten, który mi go wystawił. Ale to nie koniec tego etapu marszu.
Kilka dni później - Boże jak ja się muszę szybko orientować i reorganizować - wyszłam sobie na moje poletko za stodoła... spotykam tam przewodniczacą KGW - moja sąsiadka! Oj ta pani to mi krwi napsuła wraz ze swymi koleżaneczkami, ogólnie przymnożyła mi niemało kłopotów we wsi.
I sama zaczęła ze mną rozmowę. Ona zaczęła! Ja - mam takie założenie -mówię tylko dzień dobry tym ludziom i nic więcej. Tak sobie ustaliłam w moim długim marszu. Nie chcę nic od nich słyszeć. Niczego od nich nie chcę! Mieli mną przecież rzygać! Rzygać nie chcą?! Czego więc jeszcze chcą?! Czego im mało? Jeśli więc po dzień dobry rozmowa się rozwija, to dlatego, że ONI ją inicjują, nie ja.
Okazało się, ze Przewodnicząca KGW doświadczyła sytuacji... no otarła się o śmierć i ledwie została wyratowana (nie chodziło o korona wirus)... ale na skutek tych wszystkich działań pandemicznych mogła paść ofiarą tych procedur/obostrzeń/zachowań medyków czy ratowników medycznych. Opowiedziała mi o wszystkim z detalami. Bez szczegółów wiedziałam od samego początku o tym, przez co przeszła. Modliłam się za nią podczas moich obecności na Eucharystii. O tym jej nie mówię. Nie musi o tym wiedzieć. Ona mówiła, ja słuchałam. Swą opowieść zakończyła składajac ręce jak w modłach... Odpowiedziałam krótko ale poważnie, w tonacji że ma niezakończone sprawy i lepiej żeby nie zwlekała z ich załatwieniem, bo "po drugiej stronie rzeki" jest za wszystko sprawiedliwa odpłata, tam się nic nie ukryje, nic nie oszuka i nie pomogą żadne ziemskie układy.
Wystawiła oczy i nasłuchując, co takiego ma jeszcze załatwić?
Opowiedziałam je, że nie jest mi obce otrzeć się o śmierć... i wiem, że po takim wydarzeniu, nie można juz żyć tak jak przed... na pewno nie tak samo. Więc jak żyć pyta?
Odpowiedziałam, że ma dług wobec Boga. Trzeba więc żyć tak jak... Jakby go trzeba było spłacić nie później niź do zakończenia dnia ze świadomością, że dług jest nie możliwy do spłacenia... a kolejne długi dochodzą. I pożegnałam się. Uznałam, że na dzisiaj dość. Oczywiscie za dwa dni, znowu powtarza się sytuacja, że ja wychodzę za stodołę... i za kolejne dwa dni...to samo, plus - no rozwijamy się w końcu - częstuję ją moimi malinami.
CDN (5/6)
Sytuacja na chwilę obecną jest taka, że akolici radnego, te najpewniejsze z pewnych bo sam komendant OSP przecież i sama przewodnicząca KGW... mają ponalewane w uszy pewnych realiów, po których... owszem mogą wrócić do starych ram ale czy i ile jeszcze wytrzymają taki stan udawania?
Jak oni teraz beda życ? To zależy tylko od nich, co wybiorą?
Ja...? Mam już kierunek, mam cel, maszeruję dalej...po swojemu, jak mogę, ile mogę. A to tylko wycinek koła z etapu mojego długiego marszu. Bo rozwijam inne obszary, na innych, często już zamiejscowych ludzi, bo u mnie chyba już się zasoby ludzie wyczerpały, jeśli chodzi o przydatność w długim marszu. Ale nic nie jest proste. Ludność zamieszkująca obszar IIIRP jest... eh.
Z doświadczenia długiego marszu "na szerszych wodach" widać jasno. Jak się jakiś lider wyłania to - jak już zdąży pociągnąć za sobą tłumy i otumanić, wykorzystać okazuje się, że:
- jest cwaniakiem chcącym sprzedać swoje produkty, zrobić na ludziach biznes,
- jest spryciarzem, który sobie robi kampanię wyborcza celem wywindowania się i dostania się do koryta a wtedy...bye tępy ludzie!
- jest kolejnym, podłym, "nowym TW Bolkiem", który sie tak wyłania przy okazji pandemii, ma na celu skanalizowanie wolnościowych zapędów wśród Polaków. Im bardziej drze ryja i przeklina, obraża rządzących, tym to większa kanalia jest. Bez pudła. A przez naciąganie ludzi na zrzutki jeszcze ich wykorzystuje i zarazem zabija resztki ofiarności w Polakach.
Mogę powiedzieć, że jestem szczęściarą, że trafiłam przed laty na ten blog i na autora tego bloga. Jeśli się chodzi w "ściosowych okularach" to bardzo łatwo można wychwycić wszelkiej maści spryciarzy, cwaniaków, sprzewdawczyków. To proste. Nakłada się "algorytm sciosowy" i wszystko wychodzi na jaw. Ludzie, którzy nie operują tym algorytmem, a wdziewają "różowe okulary" romantycznych uniesień, kończą jak frustracji, poddani, oklapnięci.
Dlatego jeśli mogę, to proszę was, którzy odwiedzacie jeszcze tego bloga, czytujecie go - proszę was - wspierajcie finansowo p.Sciosa. Miejmy chociaż tę siłę, by utrzymać ten ostatni wolnościowy bastion.
PS.
"Halka?! co ty wyprawiasz?! Świata nie zmienisz!". Z drogi bo stratuję!!!
KONIEC (6/6)
Nareszcie Pani Halko!
"Świata nie zmienisz!"? Dopóki nie spróbujesz, to nie będziesz tego wiedział, bo twój świat jak powtarza Pan Alesander jest tuż, tuż wokół ciebie. Jest na tyle maleńki, że znajduje się w zasięgu twoich mocy. Tylko dlaczego Polki są ostoją? Gdzie Polacy?
Maszerującym potrzeba świadectwa, inspiracji czynem.
Takie relacje powinny być "codziennością" na stronie marszu. Niestety nie są. Od wydania "Nudis verbis - Przeciwko mitom" nie przyszedł ani JEDEN e-mail z informacją o podejmowanych czynach w ramach "długiego marszu". Jedynie Pani Halka na bieżąco informowała o swoich bojach. Byłem pełen podziwu i prosiłem wielokrotnie o jakiś sktrót do publikacji, ale miałem świadomość zagrożeń jakie na Nią czychają i rozumiałem, że tylko Ona może zdecydować czy publikować i w jakiej formie. Cieszę się że Pani pozycja umocniła się na tyle, że z bożą pomocą strach swój cień zaczął rzucać na ONYCH.
Dziękuję i proszę o relację na stronę.
Pozdrawiam serdecznie uchylając kapelusza
Mirosław
PiotrK
Sądzę, że w przypadku Kaczyńskiego zbędne są wątki „agenturalne”. To nie ta kategoria.
Napisał Pan - „większość tych ludzi była unurzana po szyję w wielowątkowych działaniach przeciwko polskiemu społeczeństwu”.
To prawda. Każdy kapuś i donosiciel, a tych było wielu podczas rozmów w Magdalence, jest wrogiem sprawy polskiej. Więcej – każdy, który w tamtym czasie traktował Kiszczak i podobnych mu łotrów, jako partnerów – jest idiotą lub kanalią.
Proszę jednak pamiętać, że ludzie służ sowieckich (zwanych służbami PRL) wykorzystywali, nie tylko zależności agenturalne i nie samych kapusiów zaprosili do rozmów.
Najistotniejsza zmiana w dotychczasowych metodach werbunkowych (korek,worek,rozporek) polegała na wykorzystaniu naturalnych skłonności niektórych osób: sprawowania władzy, posiadania wpływów, stanowisk, zdolności decyzyjnych.
To, czego komunistyczni bandyci nie mogli zaoferować kapusiom w czasach PRL, stało się „czynnikiem werbunkowym” w warunkach sukcesji komunistycznej.
Od czasu „okrągłego stołu”, każdy, w miarę rozgarnięty „opozycjonista” mógł, z dnia na dzień, stać się ministrem, szefem partii, prezesem dużej firmy, wysokim urzędnikiem państwowym.
Droga do „kariery”, do dużych pieniędzy i władzy – stała otworem.
Wystarczyło uznanie „partnerstwa” z Kiszczakiem i jemu podobnymi, akceptacja łgarstwa o „wolnej państwowości” i zgoda na oszukanie Polaków „transformacją ustrojową”.
Dalej działał mechanizm „awansu społecznego”. Kto został już ministrem, szefem partii, urzędnikiem, miał świadomość - komu zawdzięcza ten awans i co musi robić, by „dolce vita” trwała przez dekady. Tak „formowali” się piewcy tego systemu, zagorzali „obrońcy demokracji”, chwalcy „integracji europejskiej”.
Myślę, że w przypadku Kaczyńskiego wykorzystano ten właśnie model. Prosty i skuteczny. Szczególnie w przypadku ludzi o miernym intelekcie, obarczonych licznymi kompleksami, lecz posiadających nazbyt wygórowane ambicje.
Dość się zastanowić – co mógłby robić J. Kaczyński, kim byłby w wolnej Polsce, gdyby nie został działaczem partyjnym i prezesem?
Jego brat był uznanym prawnikiem, doktorem prawa, wykładowcą, prezesem NIK, prezydentem Warszawy – człowiekiem doświadczonym na różnych stanowiskach.
Jarosław Kaczyński - „od zawsze” był tylko partyjnym działaczem, tylko politykiem. Nie nabywał doświadczenia na żadnych stanowiskach państwowych i nie osiągnął nic, poza pracą w systemie partyjnym III RP.
Tacy jak on, będą bronili III RP jak niepodległości, będą wychwalali „okrągły stół” i nie wyobrażają sobie Polski poza UE. I nie dlatego, by te pseudo-wartości decydowały o ich wizji politycznej, ale z tej przyczyny, że poza III RP, poza zdradą w Magdalence i bez miana brukselskich „Europejczyków” – byliby nikim.
Ja również jestem mocno zaniepokojony długim milczeniem Pani Urszuli. Niestety – nie wiem, co się z Nią dzieje. Jeśli ktoś z Państwa ma takie informacje, proszę o wiadomość.
Panią Urszulę zaś – by do nas wróciła.
Pozdrawiam serdecznie
Pani Halko,
Niezmiernie się cieszę, że zdecydowała się Pani zamieścić swoją relację. Wiem, że nie była to łatwa decyzja.
Cieszę się tym bardziej, że przedstawione przez Panią sytuacje, opisane tu konkrety, stokroć celniej oddają istotą długiego marszu, niżli moje długie, a nadto akademickie wywody.
Dlatego pozwoliłem sobie zamieścić na TT informację: „Tym,którzy dotąd nie rozumieją-gdzie rozgrywa się nasza przyszłość i czym(w praktyce)jest droga długiego marszu,proponuję lekturę 6 komentarzy Pani @HalkaScios
Z takich postaw i z działania takich ludzi wyrosną prawdziwe elity.”
Nie ma w tych słowach przesady,bo truizmem byłoby stwierdzenie, że w takich miejscach, w małych społecznościach, decydują się losy naszego kraju.
Nie poprzez wielkie „decyzje polityczne” podejmowane przez marnych politruków, ale przez nasze działania i nasze wybory, dokonywane w lokalnych społecznościach i bliskich, rodzimych sprawach.
Od tego – na ile będziemy uczciwi w codziennych wyborach, jak dalece odważni w bronieniu racji, na ile nieugięci wobec zła i nacisków miernot, będzie zależał los naszych dzieci, rodzin, Ojczyzny.
Ta prawda bywa trudna do przyjęcia, bo przez trzy dekady obecnej niby-państwowości, tak dalece zniszczono w nas poczucie odpowiedzialności, tak „rozgrzeszono” brednią o „świętach demokracji”, że tylko nieliczni potrafią zrozumieć wagę codziennych, prostych zachowań.
Pani doskonale to udowadnia.
Jest w Pani wypowiedzi tyle spraw, wątków i tematów, że odniesienie do wszystkich byłoby niemożliwe.
Spróbuję więc skomentować tylko jeden – owej przemiany, jaka dokonuje się w ludziach postrzeganych dotychczas jako Oni.
To bardzo ważne, że mocą uczciwej, konsekwentnej postawy, przykładem własnej pracy i zaangażowania, można doprowadzić do zmiany ludzkich zachowań.
Chcę raz jeszcze mocno podkreślić, że – w moim rozumieniu – Oni-Obcy, to grupa kilku,kilkunastu tysięcy osób, zajmujących w III RP uprzywilejowaną pozycję polityków, żurnalistów, wysokich urzędników, oligarchów, funkcjonariuszy, ludzi w rozmaity sposób związanych z patologicznym systemem. To mniejsi i więksi cwaniacy, żerujący na dobrach narodowych, ludzie szkodzący sprawie polskiej i nienawidzący polskości, to wszelkiej maści donosiciele, kapusie i funki sowieckich służb, to ćwierćinteligenci udający „elitę” i chamy pretendujące do miana „ludzi kultury”, to propagandyści pracujący na rzecz swoich mocodawców i niewolnicy bełkoczący o „wolnych mediach”.
Ta zbieranina, występująca pod różnymi flagami, hasłami i pseudo-ideowymi plakietkami, jest grupą najbardziej szkodliwą i groźną, bo zdolną – poprzez swoje wpływy, pieniądze i nienależny posłuch – do deprawowania milionów naszych rodaków.
Ci zatem, których przemianę Pani opisuje, nie są Obcymi. Są ofiarami Obcych, są przez nich sterowani i „wychowywani do nienawiści”. Takich ofiar są dziś miliony i w równej mierze należą do nich ludzie wykorzystywani przez lokalnych łobuzów, jak bezmyślni oglądacze antypolskich telewizji.
Napisała Pani: „że podział na MY i ONI jest dynamiczny, że on żyje, że nie można go tak wziąć w ramy, w jakieś stalowe kleszcze i zacisnąć szczeki raz a dobrze, tak ostatecznie, że po tym ani rusz w prawo czy w lewo. O czym jeszcze nie wolno zapomnieć? Ze przy dokonywaniu podziału na MY i ONI należy pamiętać, że istnieje czynnik ludzki, że istnieje litość i miłosierdzie, że to walka o dusze jednak jest. Że to chodzi o ratowanie dusz ludzkich... Dopóki jest to tylko możliwe. To też należy do elementu długiego marszu. „
Bardzo dziękuję za te słowa. Prawda - „to chodzi o ratowanie dusz ludzkich…” i to „należy do elementu długiego marszu”.
Gdyby tak nie było, gdybyśmy zamykali się w naszych racjach i z pozycji Katonów trwali w „wieży z kości słoniowej” – długi marsz byłby droga donikąd.
Tylko wtedy, gdy z zatrutych kręgów Obcych uda się wyrwać jakąś osobę, gdy ta osoba odzyska wzrok, słuch i sumienie, można mówić o dobrej robocie.
Droga Pani Halko, życzę Bożej opieki, siły i zdrowia.
Życzę wytrwałości w Pani dziele.
To, co Pani robi jest bezcenne.
Pozdrawiam serdecznie
:-)
Pilnujcie, pilnujcie ostatnich dni lata,
kiedy jeszcze zielone bije zegar chwile...
Zwłaszcza, że dzisiaj wielkie święto - 101 rocznica Bitwy Warszawskiej, której zawdzięczamy Odrodzoną Polskę.
Link do ubiegłorocznego eseju p. Aleksandra - "NIE BYŁO „CUDU NAD WISŁĄ”:
https://bezdekretu.blogspot.com/2020/08/nie-byo-cudu-nad-wisa.html
Lektura obowiązkowa! :)
Panowie Aleksander Ścios i Piotr K.
Ja też się stęskniłam. :-)
Wszystko u mnie dobrze, patrz wiersz M.P-J poniżej:
- Człowiek ten za to ma dziś taką chwilę,
Że mu zazdroszczą tęczowe motyle;
Że nakłaniają doń słuch źdźbła mietlicy,
Aby dojść jego dziwnej tajemnicy;
Że się zlatują doń wiatry swawolne,
Zrozumieć tego ni pojąć niezdolne;
Że nawet świerszcze umilkły w zdziwieniu
I same swemu dziwią się milczeniu,
I nasłuchują zdumione, ciekawe:
Iż oto człowiek ten legł sobie w trawie
I ŚPIEWA!
Pani Urszulo,
Ogromnie się cieszę z Pani powrotu.
I proszę - na przyszłość, nie narażać czytelników i autora na tak długie oczekiwanie ;-)
Na sugestię, byśmy "pilnowali ostatnich dni lata",rada M.P-J -tym razem do Pani skierowana:
Kobieto, włóż maskę i skrzydła motyle
i biegaj, i szukaj trwożliwie, ciekawie w chińskim pawilonie i w szpalerów cieniu
(a mgła się już wznosi... Żurawie!!! Żurawie!!!) -
gdzie oczy wołające ciebie po imieniu?
Serdecznie pozdrawiam
Well, then... ;-)
Tylko proszę: żadnych masek i żadnej chińszczyzny!!!
Mgła, oczy, słowa - jak najbardziej. Nawet z żurawiami
w tle.
Proszę spojrzeć:
https://www.youtube.com/watch?v=bFsgLhx9dxg
Czy ktoś się temu oprze? :-)
Pozdrawiam mile
Pani Urszulo,
nareszcie ...
Pozdrawiam.
Ach, dziękuję!
Pozdrawiam ;-)
Panie Aleksandrze drogi,
Czy mógłby w kilku słowach wyjaśnić, co się naprawdę dzieje w Afganistanie, dlaczego i po co? Bo przyjdzie w końcu oszaleć. No i czy ci sprowadzani aby na pewno "zaszczepieni"?
Pozdrawiam serdecznie
|
|