Jedno jest szalenie ponure, że w "strefie wolnego
słowa" nie ma nawet Ściosa-nego wióra zdolnego do takiej analizy
KSIĄŻKA ROTHA - W PUŁAPCE DEZINFORMACJI
Gdybyśmy przyjęli, że w Smoleńsku doszło do zbrodniczej akcji służb Putina, trzeba również założyć, że byłaby to największa i najpoważniejsza tego typu operacja w historii służb specjalnych. Jej zakres nie da się porównać z żadną znaną lub domniemaną ingerencją tajnych służb. Katastrofa w Gibraltarze, zabójstwo Kennedy'ego, zamach na Jana Pawła II czy jakiekolwiek akty terrorystyczne, nie mogą być porównywalne ze zdarzeniem, w którym ginie urzędujący prezydent europejskiego państwa, grupa najwyższych rangą dowódców armii NATO i elita państwowych oficjeli.
Jest oczywiste, że takiej operacji musiałyby towarzyszyć nadzwyczajne środki zabezpieczające, adekwatne do wagi i skali zjawiska. Przy obecnym rozwoju sieci informatycznej i zaawansowanych technologiach wywiadowczych, całkowita blokada informacji byłaby niemożliwa. Gwarancję zamachowcom dawałaby natomiast główna broń rosyjskich służb i sięgniecie po narzędzia dezinformacji.
Już od 10 kwietnia 2010 można było zauważyć, że kreowanie kolejnych, nawet najbardziej szokujących hipotez na temat tragedii smoleńskiej, nie stanowi zagrożenia dla Rosji. Zostały one wpisane w mechanizmy dezinformacji i służyły odwróceniu uwagi od kwestii rzeczywiście istotnych. Im więcej teorii się pojawiało, im bardziej są nagłaśniane i komentowane, tym lepiej dla służb kierujących operacją. Groźna byłaby tylko jedna, prawdziwa wersja oraz wiedza, prowadząca do poznania rzeczywistych okoliczności zdarzenia. Wszystkie pozostałe pracowały na korzyść kreatorów dezinformacji; wywołując pożądany szum informacyjny, ośmieszając "teorie spiskowe", przytłaczając odbiorców rozmaitością szczegółów i utrudniając im dotarcie do merytorycznych ustaleń. Osłona dezinformacyjna przypomina wówczas wirus atakujący system immunologiczny organizmu. Uodparnia go na działanie prawdy i czyni obojętnym wobec kolejnych dociekań.
Przez ostatnie sześć lat byliśmy świadkami budowania rozmaitych hipotez i naprowadzania opinii publicznej na fałszywe tropy. Prócz tzw. raportu MAK, który należy zaliczyć do klasycznej, rosyjskiej dezinformacji, z katalogu takich działań można wymienić sztandarowy produkt polskojęzycznych służb - tzw. teorię maskirowki czy dywagacje mówiące o nieumyślnej winie kontrolerów. Szereg publikacji i książek na temat Smoleńska zostało opartych na "tajnej wiedzy" autorów lub zainspirowanych grą służb specjalnych.
Kolejna książka Jurgena Rotha całkowicie wpisuje się w tego rodzaju kampanie. Ponieważ rzecz dotyczy wyjątkowo podstępnej hipotezy i wydaje się mieć związek z intencjami naszych zachodnich sąsiadów, warto poświęcić uwagę tej publikacji. Tym bardziej, że za sprawą głównych rezonatorów dezinformacji -tzw. wolnych mediów , związanych z grupą rządzącą, tezy Rotha są usilnie forsowane i rozpowszechniane.
Książka nie przynosi przełomowej wiedzy i nie zawiera nowych, zaskakujących informacji. Oceniając ją w kategoriach marketingowych, można powiedzieć, ze niemiecki dziennikarz po raz wtóry postanowił zarobić na powielaniu tego samego "dokumentu" BND i rezonowaniu tej samej śliskiej tezy. Zasadnicza różnica (miedzy pierwszą a obecna książką) polega na ujawnieniu niektórych szczegółów oraz wzmocnieniu wątków związanych z tropem "polskiego zleceniodawcy" i "rosyjskiego generała". Ponieważ opublikowany przez Rotha "raport" niemieckiego wywiadu nadal zawiera "zaczernione" miejsca, zaś autor nie ujawnia nazwisk głównych postaci, można się spodziewać trzeciej publikacji i kontynuowania dezinformacyjnego wątku. Będzie to z korzyścią dla autora, który na rewelacjach sprzedawanych w Polsce, zarabia zapewne niezłe pieniądze.
Z ujawnionych już fragmentów nowej książki, można wnioskować, że publikacja pogłębia i ugruntowuje zasadniczą hipotezę: rosyjski generał i zwerbowana przezeń "grupa specjalna", działając na zlecenie polskiego polityka, mieli dokonać zamachu w Smoleńsku.
Taki obraz wyłania się z treści dokumentu, zwanego "raportem" niemieckiego wywiadu. Ów "raport" rozpoczyna się elektryzującą uwagą:
"Możliwym wyjaśnieniem przyczyny katastrofy Tu-154 z 10.04.2010 w Smoleńsku jest wysoce prawdopodobny zamach przy użyciu materiałów wybuchowych przeprowadzony przez oddział FSB/Połtawa pod dowództwem generała Jurija Desinova/Moskwa."
Dowiadujemy się też, że źródłem informacji niemieckiego wywiadowcy jest " Robert, pułkownik polskiego wywiadu wojskowego ", zaś " zlecenie zamachu na Tu-154 pochodziło bezpośrednio od T. [nazwisko wysokiej rangi polskiego polityka ]."
Jurgen Roth wyraźnie stara się o uwiarygodnienie dokumentu i podkreśla: " Cytowany przeze mnie raport źródłowy BND bazował bezsprzecznie na dwóch poważnych źródłach. Fakt, że oba całkowicie niezależnie od siebie zeznały w sprawie katastrofy samolotu Tu-154M dokładnie to samo, wysoko stawia ich wiarygodność i wartość przekazanych informacji" .
Dla porządku przypomnę, że poprzednia książka Rotha (z kwietnia 2015 roku) bazowała na tym samym "raporcie" i zawierała niemal identyczne wywody i stwierdzenia. Autor pisał wówczas: " Należy przypomnieć raport BND z marca 2014 roku. W dokumencie tym nie tylko utrzymywano, że zlecenie zamachu na TU-154 pochodziło "bezpośrednio" od wysokiego rangą polskiego polityka i było skierowane do generała FSB, Jurija D. (.) Następnie wspomniany generał FSB nawiązał kontakt ze stacjonującą w Połtawie grupą operacyjną pod dowództwem Dmytra S. "Dmytro S. oraz cała jego grupa operacyjna, w skład której wchodzi piętnastu etatowych funkcjonariuszy FSB, posługują się oficjalnie na terenie Ukrainy dokumentami SBU [Służby Bezpieczeństwa Ukrainy]. (.) Wydaje się, że D. mógł zapewnić sobie łatwy dostęp do materiałów wybuchowych. Mimo to, uwzględniając fakt, że w przypadku TU-154 chodzi o rządowy samolot polskiego prezydenta o bardzo wysokich wymogach bezpieczeństwa - zdaniem autora - umieszczenie w samolocie ładunków TNT wyposażonych w zdalne zapalniki byłoby niemożliwe bez zaangażowania polskich sił."
We wstępie do najnowszej książki, autor podkreśla natomiast, iż -" Powodowany sumą dotychczasowych przemyśleń i wniosków oraz zmianą sytuacji politycznej w Polsce postanowiłem przedstawić opinii publicznej kolejną publikację, w której rozszerzam swój punkt widzenia na tragedię smoleńską z 10 kwietnia 2010 roku."
"Rozszerzeniem punktu widzenia" jest zatem informacja o zleceniodawcy i wykonawcy zamachu oraz wiedza, że dokonał go oddział FSB stacjonujący na Ukrainie, związany (jak można przypuszczać) z osobą byłego ministra obrony Ukrainy Dmytra Salamatina.
Nietrudno dostrzec, że tak atrakcyjna hipoteza musi wzbudzić zainteresowanie polskiej opinii publicznej. Znajdujemy w niej przecież potwierdzenie rosyjskiego sprawstwa, wyraźny ślad polityka-zleceniodawcy, a także obecność wspólników zbrodni (ludzi służb specjalnych).
Wydaje się również, że scenariusz oparto na mocnych przesłankach (dokument niemieckiego wywiadu), zaś okraszając go uwagami o " ładunkach TNT " oraz " zaangażowaniu polskich sił ", dodano waloru wiarygodności. Te ostatnie bowiem doskonale korespondują z ustaleniami Cezarego Gmyza o obecności trotylu na pokładzie Tu-154 i ogólnym przeświadczeniem o współudziale służb specjalnych III RP. Jest to zatem produkt zgrabnie skorelowany i solidnie ukierunkowany na oczekiwania odbiorcy.
A jednak - od książki Rotha aż na kilometr bije odór dezinformacji, a nad hipotezami "niemieckich wywiadowców" unosi się widmo kombinacji służb specjalnych.
Za kompletnie niewiarygodną należy uznać supozycję, jakoby zlecenie zamachu wydał " wysokiej rangi polski polityk ", zaś wykonawcą zlecenia był generał FSB. Pomijając refleksję, że byłby to pierwszy w historii przypadek, gdy polityk państwa polskiego wydaje polecenie rosyjskiemu kagebiście, warto dostrzec całkowitą absurdalność przekazu "raportu" BND.
Znajdujemy w nim bowiem sugestię, że zamach na polski samolot był autorskim dziełem generała Jurija Desinova i został wykonany przez jednostkę FSB stacjonującą na Ukrainie. Oznaczałoby to, że rosyjski generał miał możliwość przyjęcia takiego zlecenia, a nawet - mogło ono być zrealizowane poza wiedzą i wolą władców Kremla.
Naprowadzając czytelnika na taką myśl, Jurgen Roth wyraźnie "omija" postać płk. Putina i w żadnym miejscu swoich wywodów nie obarcza go odpowiedzialnością za zamach. To niezwykle istotna okoliczność. Nie znajdziemy oczywiście stwierdzenia, że Putin mógł nie wiedzieć o zleceniu danym Desinovowi, ale biorąc pod uwagę zawartość "raportu" BND, takie przypuszczenie wydaje się wręcz narzucające.
Czy jest zatem możliwe, by plan zamachu z 10 kwietnia powstał na linii "struktur poziomych" - w systemie triumwiratu III RP i hierarchii FSB i mógł obejmować zaledwie jednego polskiego polityka i rosyjskiego generała? Czy w aparacie państwa rosyjskiego można zakładać istnienie takich struktur lub przypisywać oficerom FSB tak dalece idącą samodzielność?
Taki pomysł jest całkowicie nierealny i niewiarygodny. Jak każda struktura mafijna, hierarchiczna, tak KGB/FSB rządzi się ścisłymi regułami. Jedną z najważniejszych jest podległość oraz bezwzględne posłuszeństwo rozkazom przełożonych. Nie sposób sobie wyobrazić, by w ramach aparatu bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej mogło dojść do sytuacji, w której funkcjonariusz FSB (choćby w stopniu generała) samodzielnie podejmuje decyzję o przeprowadzeniu jednej z największych operacji tajnych służb. Bez zgody Kremla i swoich przełożonych. W hierarchii służb zbudowanych na wzór KGB, nie może być mowy o żadnej dowolności, autonomii, bądź wymykającej się spod kontroli rywalizacji. Szczególnie w sprawie o tak kolosalnym znaczeniu, jak zamach na polskie elity. Gdyby Władimir Putin pozwalał swoim generałom przyjmować "zlecenia na zamachy", nie utrzymałby władzy nawet przez rok.
Musi o tym wiedzieć również Jurgen Roth - badający kulisy tajnych służb. Czym, w warunkach rosyjskich, kończy się nadmierna samodzielność lub niesubordynacja, dowodzi długa lista nazwisk wysokich rangą oficerów - ofiar "nieszczęśliwych wypadków" i zagadkowych "samobójstw". Generał Lew Rochlin, gen. Aleksander Lebiedź, gen.Troszew, Konstantin Petrow, pułkownik Anton Surikow, gen. Jurij Iwanow, gen. Czerwizow, gen. Nikołaj Timoszenko, gen. Konstantyn Morew, Leonid Szebarszyn, kontradmirał Wiaczesław Apanasenko, gen. Boris Saplin - to tylko niektóre nazwiska ludzi, którym przyszło do głowy działać wbrew interesom kremlowskich władców.
Trzeba więc sobie uświadomić, że zawarta w "raporcie" BND teza miałaby daleko idące konsekwencje. Jeśli przedstawioną w nim sekwencję uznamy za prawdziwą, oznaczałoby to, że plan zamachu na Tu-154 został opracowany w Polsce, zaś Rosjanie byli jedynie jego wykonawcami. A i to nie do końca, bo rosyjski generał miał przekazać zlecenie "grupie operacyjnej" działającej na Ukrainie i zarządzanej przez ukraińskiego polityka. Przyjęcie takiej tezy prowadziłoby do zdjęcia odpowiedzialności z Putina i całego aparatu siłowego FR oraz wiodło do konkluzji, że w operację smoleńską mogły być zaangażowane służby ukraińskie.
Co więcej - na podstawie doniesień " Roberta, pułkownika polskiego wywiadu wojskowego", można dojść do przekonania, że działania generała Desinova były nie tylko jakimś aktem samowoli w ramach struktury FSB, ale wręcz prowokacją wymierzoną w Putina. Niewykluczone, że prowokacją grupy "twardogłowych" oficerów, którym marzyło się skompromitowanie i obalenie kremlowskiego satrapy.
Zwracam uwagę na ten arcyciekawy motyw, bo jest on swoistym "podpisem", który może wskazywać na autorów gry dezinformacyjnej.
Sugerowanie rzekomych antynomii w mafijnym monolicie (grupie rządzącej), nie jest niczym nowym. Identycznym diagramem fałszowania komunistycznych realiów posługiwali się Sowieci i ich polskojęzyczni wasale. W taki sposób stworzono funkcjonującą do dziś mitologię "twardogłowych" i "liberalnych" komunistów. Okazała się szczególnie przydatna po zamordowaniu księdza Jerzego, gdy wspólne działania bezpieki, ludzi Kościoła i agentury ulokowanej w "opozycji demokratycznej" posłużyły do spreparowania tezy o prowokacji "twardogłowych", wymierzonej w "liberalne" skrzydło Jaruzelskiego i Kiszczaka i otworzyły drogę do "historycznego kompromisu ". Przed kilkoma miesiącami, ten sam model użyto dla wyjaśnienia sprawy zabójstwa Borysa Niemcowa. Niejaki Roger Boyes, dziennikarz "Timesa" (były korespondent w Moskwie i Warszawie) stwierdził - " Nie sądzę, by to Putin zabił Niemcowa " i przekonywał, że morderstwo to stanowi część szerszej gry nastawionej na osłabienie Putina. Chwilę później, podobnym podejrzeniem podzielił Andriej Iłłarionow, były doradca Putina - niezastąpiony w rozpowszechnianiu kremlowskich bajek. Iłłarionow uznał, że " Zabójstwo Niemcowa to próba dobicia Putina, aby wszędzie i w każdych okolicznościach stał się persona non grata ", a zatem potwierdził tezę o możliwej prowokacji wymierzonej we władcę Kremla.
W konstrukcji, na której oparto przekaz "raportu" BND nietrudno zauważyć te same schematy i kalki dezinformacyjne.
Bo jeśli jeden polski polityk zlecił rosyjskiemu generałowi zamach na polskiego prezydenta - czy nie była to zbrodnicza prowokacja wobec całej "demokracji" III RP i jej "elit"?
A jeśli ów ruski generał przeprowadził ten zamach bez wiedzy Putina i przy udziale oddziałów stacjonujących na Ukrainie - czy nie dopuścił się prowokacji wymierzonej w rosyjskiego dyktatora? Byłoby dobrze, gdyby prorządowe "wolne media", które ochoczo rezonują "rewelacje" Jurgena Rotha zdobyły się na zrozumienie treści tego przesłania. Jeśli powielają tezy książki bez zgłębienia konsekwencji wywodu - świadczy to o ich bezdennej głupocie.
Jeśli jednak ją rozumieją, a nadal narzucają Polakom fałszywy obraz wydarzeń - wykonują robotę na rzecz prawdziwych mocodawców zamachu smoleńskiego.
Jestem przekonany, że książka niemieckiego dziennikarza nie ukazuje się dziś przypadkowo. Zmiana sytuacji politycznej w Polsce - o której wspomina Roth, wyzwoliła społeczne zainteresowanie zamachem smoleńskim, ale też zwróciła uwagę obcych służb na konieczność uszczelnienia osłony dezinformacyjnej. Potrzeba uszczelnienia stała się tym pilniejsza, że powołana przez Antoniego Macierewicza podkomisja MON poczyniła znaczące postępy w odkrywaniu okoliczności zbrodni smoleńskiej.
W takich przypadkach, rzadko dochodzi do bezpośrednich wystąpień strony organizującej tajną operację, zaś akcje dezinformacyjne powierza się wywiadom "zaprzyjaźnionym" lub równie zainteresowanym ukryciem prawdy. W kontekście Smoleńska i związanych z tym wydarzeniem konsekwencji politycznych, wywiad niemiecki plasuje się na pozycji sojusznika Putina i może mieć interes w fabrykowaniu fałszywych teorii i hipotez.
Nie posądzam Rotha o bycie agentem rosyjskich służb. Nie przypuszczam też, by świadomie i z premedytacją wprowadzał w błąd polskiego czytelnika. Niemiecki dziennikarz, podobnie jak dziesiątki jego polskich kolegów, może być natomiast narzędziem w grze wywiadowczej i konstruuje swoje hipotezy na podstawie kontrolowanych przecieków z rozmaitych "raportów" i tajnych źródeł. Ponieważ taka działalność daje wymierne korzyści materialne i wzmacnia środowiskową pozycję dziennikarzy śledczych, chętnie przyjmują rolę "pasów transmisyjnych", poprzez które ludzie służb sterują opinią publiczną. Wyjątkowa podatność polskich odbiorców na rozmaite "wrzutki" i dezinformacje, znakomicie ułatwia robotę owym kreatorom rzeczywistości .
Aleksander Ścios
Blog autora
ŚCIOS PYTAŁ KOMOROWSKIEGO, a TERAZ PYTA NASZYCH WYBRAŃCÓW
Czytelnikom Aleksandra Ściosa i jego komentatorom na blogu oraz TT:
Aleksander Ścios 19 maja 2016 21:43
Szanowni Państwo,
Najmocniej przepraszam stałych Czytelników bezdekretu za dyskomfort związany z lekturą niektórych "komentarzy" i za obecność treści, które nie powinny znaleźć się w tym miejscu.
Od wielu lat staram się prowadzić blog w ten sposób,by nie pojawiały się tu dezinformacje, łgarstwa lub esbeckie "wrzutki". Dość ich w tzw.wolnych mediach i na "prawicowych" forach internetowych.
Nie dopuszczam również do głosu klasycznych idiotów, ćwierćinteligentów ani zadaniowanych funkcjonariuszy.
Nie ma tu miejsca dla teoretyków spisku żydo-masońskiego, wyznawców endokomuny i narodowych bolszewików, dla sierot po Urbanie, esbeckich prowokatorów lub zwolenników "trzeciej drogi".
Nie mam czasu ani ochoty, by prowadzić polemiki na poziomie uwłaczającym ludziom rozumnym. Nie uważam też za konieczne objaśniania rzeczy oczywistych.
To kwestia zasad, higieny psychicznej oraz szacunku wobec gości i przyjaciół bezdekretu.
Chcę więc wyraźnie podkreślić, że od tej chwili wszelkie brednie o "wspólnych posiedzeniach rządów polskiego i izraelskiego z ojcowskim nadzorem Amerykanów" itp. rewelacje, których autorzy węszą spiski żydowsko-amerykańskie, będą stąd natychmiast usuwane i nie doczekają się odpowiedzi.
Będę również kasował "komentarze" w stylu zaprezentowanym przez pana "Kowalski Jaroslaw". Nie ma tu miejsca na niewybredne insynuacje ani na łgarstwa powielane na forach Związku Byłych Funkcjonariuszy Służb Ochrony Państwa itp. organizacji.
Nie interesuje mnie - co o takich praktykach pomyślą autorzy takich wypowiedzi. Będę ich usilnie zniechęcał do odwiedzania mojego bloga i dbał, by nie zaśmiecali tego miejsca.
Z komentarzy na blogu Autora:
Urszula Domyślna 27 października 2016 13:42
Po raz nie wiem już który... :)
ŚCIOS DICIT - CAUSA FINITA
W okrągłostołowych komunach typu III RP, w których nigdy nie pozbawiono władzy (wpływów) lokalnych mafiozów KGB/FSB, co najwyżej odsunięto ich na drugi plan, określenie "dziennikarz śledczy" powinno wywoływać wyłącznie politowanie i wzruszenie ramion. Tyle oni wiedzą, ile im zaprzyjaźnieni (ekhm..) oficerowie 'zesłużb' podadzą do przekazania w sobie wiadomych celach.
Nie potrafię pojąć jak ktokolwiek z normalnych ludzi może się jeszcze na to nabierać, kupować książki tych hochsztaplerów lub czytać ich sążniste elaboraty wew tzw. "wolnej prasie" ew. oglądać ich reportaże wew tzw. "wolnej TV".
Odgrzewane rewelacje niemieckiego cwaniaka, podyktowane przez KGB (via STASI) eliminują oczywiste podejrzenia o sprawstwie Putina, w zamian racząc nas wyświechtanymi bredniami o "strukturach poziomych" w ruskiej mafii KGB. Prawie jak w PRL-1, gdzie okropnie zły towarzysz gen. Milewski był takim zagrożeniem dla dobrych, porządnych towarzyszy gen. Jaruzelskiego i Kiszczaka, że z bezsilnej wściekłości kazał zabić księdza Jerzego. Co zdaje się, za tuzami OS typu Kuroń & Ska, historykami typu prof. Dudek, do dziś pokutuje tu i ówdzie.
Zostawmy bałwanów bałwanom.
Ja bym tylko sobie, a przede wszystkim Panu życzyła, żeby należności wyduszone z wierszówek "śledczych", którzy od tygodnia wałkują banialuki Rotha nadając im wiarygodności i rozpowszechniając kolejne łgarstwo smoleńskie, przelano na Pańskie konto. Tak byłoby najprzyzwoiciej.
Bo Panu lada chwila stuknie na "BEZ DEKRETU" 4 MILIONY (darmowych) odsłon, nie licząc kolejnych 4 MILIONÓW z S24 => http://cogito.salon24.pl/
W sumie ok. 1000 artykułów, jakich nie powstydziłby się Józef Mackiewicz.
To są skarby analizy politycznej i ja się tylko dziwię, że Pańscy czytelnicy tak kiepsko się Panu za to odwdzięczają i z rzadka tylko odpowiadają na PAYPALU na Pański stały APEL O DAROWIZNĘ.
Szanowni, chyba Państwo wiecie, że Aleksander Ścios nie
jest kimś, kto podobne apele słałby bez powodu, prawda?
Pozdrawiam serdecznie Autora i czytelników
"Beata Szydło: Rząd Prawa i Sprawiedliwości Polskę oddaje obywatelom".
Co bierzemy, Mistrzu? Orlen, Miedź, czy Azoty?
:))
Pani Urszulo,
Gdybyż to było tak proste - "Ścios dicit,causa finita":) I nie dlatego, żebym uzurpował sobie nieomylność w takich kwestiach, ale po to, że nie toczy się dziś żadna dyskusja nad sprawami naszego bezpieczeństwa, zaś "prawa strona" sieci internetowej jest całkowicie obojętna na realne zagrożenia.
Zwrócę jedynie uwagę, że już od roku zastępy żurnalistów o miedzianych czołach i drużyny patriotycznych cenzorów dbają, by moje dicit rozlegało się tylko na tym blogu. I niech tak pozostanie.
Dziękuję, że (tradycyjnie) podlicza Pani moje jedyne miliony. Te cyfry, odsłony bloga, to główna zdobycz autora i najważniejsza nagroda za pracę. Jestem też niezmiernie wdzięczny tym wszystkim, którzy wspierają mnie darowiznami, a w sposób szczególny osobom, które dokonują stałych, comiesięcznych wpłat. Wiem, że zawsze jest to dar serca i potrafię go docenić.
Bardzo Pani dziękuję i serdecznie pozdrawiam
PS.Jeśli PiS "oddaje Polskę obywatelom", niech przywróci im wpierw godność i prawdę o III RP. Gdybyśmy to dostali, żadna partyjka nie musiałaby nam oddawać naszej własności.
Panie Aleksandrze,
Czyżby szlaban totalny i ZAPIS NA ŚCIOSA w państwie prawa i sprawiedliwości, gdzie nawet esbekom wydaje się książki? Nie uwierzę! ;)
Może się Pan poskarży Komisji Europejskiej na blokowanie wolnego słowa przez obecny rząd III RP? Bo za poprzedniego trochę jednak Panu i drukowali i wydawali, choć krytyka na blogu była porównywalna, jeśli nie większa.
To by dopiero było! :))
Odnośnie "przywracania", to wie Pan, nie zauważyłam, żeby mi ktoś zabrał godność; ją mogę odebrać tylko sama sobie. A prawdę o III RP, m.in. dzięki Panu, znam chyba dobrze.
Dlatego prosiłabym wyłącznie o zwrot ukradzionych mi przez państwo pieniędzy.
Pozdrawiam serdecznie i życzę Panu tylu milionów, ile ma Pan odsłon na blogu. Wystarczy?
A może jakiś zamożny sponsor się znajdzie? Bądźmy dobrej myśli.
***
Iwona 27 października 2016 21:01
Jestem przekonana, że rosyjskie służby specjalne działają tylko i wyłącznie na zlecenie tamtejszych władz i nigdy nie wykonują zleceń ani ze strony jakichś innych, poza swoimi władzami, środowisk w Rosji (np. biznesmenów), a tym bardziej nie wykonują zleceń przedstawicieli innych krajów.
A jaką rangę dla FSB może mieć polski polityk?
Dokonanie tak poważnego zamachu na terytorium Rosji bez decyzji i wiedzy Putina, zagroziłoby poważnie interesom tego kraju, byłby to swoisty atak na interesy Kremla. To mogłoby zagrozić perturbacjami na arenie międzynarodowej. Jeżeli zlecenie przez polityka innego państwa takiego zamachu na terenie Rosji Putina byłoby możliwe - i to rękami rosyjskich służb!!! - to w zasadzie, bez ograniczeń, można byłoby harcować na terytorium tego totalitarnego molocha dysponującego bronią jądrową.
Czytałam książkę Rotha i relacje w niej zawarte przestały być dla mnie wiarygodne m.in. po przeczytaniu tego rodzaju domysłów autora.
Dziwię się, że "nasze media" łyknęły te właśnie rewelacje niemieckiego pisarza.
Pozostając przy tematyce smoleńskiej, napiszę jeszcze, że zdziwiło mnie jednoznaczne poparcie, wyrażone przez kard. Nycza dla rodzin, które nie życzą sobie ekshumacji swoich bliskich. Czy takie zdecydowane odrzucenie ekshumacji powodowane było, w przypadku tego hierarchy, wyłącznie względami humanitarnymi?
Przypomnę, że zaraz po katastrofie smoleńskiej zarówno Nycz jak i część episkopatu nie wsparła ludzi, którzy chcieli zachowania symbolicznego krzyża pod Pałacem Prezydenckim, popierając tym samym Komorowskiego. Potem mieliśmy festiwal pojednań z Rosją.
Czy Nycz obawia się, że ewentualne wykrycie w ciałach ofiar śladów wskazujących na zamach, może postawić w fatalnym świetle wierchuszkę Kościoła?
Aleksander Ścios 28 października 2016 14:47
Iwona,
Z całą pewnością można uznać, że układ stosunków zleceniodawca - zleceniobiorca zamachu, zarysowany w "raporcie" BND, jest niedorzeczny i niewiarygodny.
Ponieważ ta informacja ma pochodzić od "Roberta, pułkownika polskiego wywiadu wojskowego", nie sposób wykluczyć, że została przekazana celowo, z zamiarem wprowadzenia w błąd funkcjonariusza wywiadu niemieckiego. Dalej jednak dowiadujemy się o weryfikowaniu tej wiadomości, zaś sam Roth podkreśla, że dwa "całkowicie niezależnie od siebie (źródła) zeznały w sprawie katastrofy samolotu Tu-154M dokładnie to samo".
Trzeba jednak pamiętać, że fakt, iż wiadomość o układzie polityk-generał pochodziłaby z dwóch źródeł, nie wyklucza celowej dezinformacji. Takich źródeł można było przygotować nawet kilkanaście i przekazać fałszywą wiadomość poprzez kontakty wywiadowcze.
Na niekorzyść tych ustaleń przemawia przede wszystkim wiedza o tym, co działo się przed i po 10 kwietnia.
Takiej operacji przygotowania zamachu (przetarg, remont w Samarze, rosyjska gra na rozdzielenie wizyt, brak zabezpieczeń lotu itd.) nie zorganizowałby samodzielnie żaden polski polityk ani rosyjski generał FSB. Tu trzeba było całego aparatu władzy Federacji Rosyjskiej i ścisłego współdziałania w obszarze służb specjalnych. Trzeba było również wytworzenia specyficznej atmosfery "pojednania" z Rosją (tu rola hierarchów od 2009 roku) oraz rozpętania kampanii nienawiści do Lecha Kaczyńskiego.
Podobnie, wszystkie zachowania Rosjan i ich polskojęzycznych wasali po 10 kwietnia, dowodzą prowadzenia ogromnej, wielowątkowej operacji zacierania śladów, działań dezinformacyjnych, rozlicznych manipulacji i matactw. Ta operacja osłonowa trwa do dziś.
Wiedza o tych działaniach nie da się pogodzić z sugestią, że mieliśmy do czynienia z samodzielną akcją generała Jurija Desinova i ukraińskiego oddziału FSB, zleconą przez polskiego polityka.
Nie wykluczam natomiast, że ów generał i oddział FSB mogli odegrać jakąś rolę w przygotowaniu lub przeprowadzeniu zamachu. To już jednak temat na inną opowieść.
***
scios@any 27 października 2016 21:09
świetny tekst...zresztą jak zwykle...szczególnie jeśli chodzi o Pańskie wyczucie kwestii dezinformacji.
stawiam pytanie zatem gdzie szukać śladu w tej "dżungli luster"
scios@any,
Pyta Pan - "gdzie szukać śladu w tej "dżungli luster"? To bardzo trudne pytanie.
Przede wszystkim, nigdy nie wolno rezygnować z własnego myślenia i krytycznej oceny wszelkich informacji. To podstawowy obowiązek człowieka rozumnego. Szczególną ostrożność warto zachować w odniesieniu do wiedzy pochodzącej od ludzi służb specjalnych. Ponieważ taka wiedza bywa często podstawą publikacji dziennikarzy śledczych, również ich teksty winny podlegać bardzo krytycznej ocenie. Nic "na wiarę".
Czym innym natomiast jest obrona państwa przed dezinformacją. Tej kwestii poświęciłem m.in. tekst "PRZEGRANA WOJNA - (2) TERAPIA" z sierpnia br.
Pańskie pytanie należałoby jednak odnieść do zachowań indywidualnych - jak samemu bronić się przed dezinformacją, jak ją zidentyfikować i uniknąć jej skutków?
Sądzę, że w kontekście Smoleńska, takie możliwości są bardzo ograniczone. Zatrzymanie w rękach Rosjan wszystkich dowodów rzeczowych i oparcie całej narracji na materiałach udostępnionych przez FR, umożliwiało nie tylko zachowanie pełnej kontroli nad śledztwem, ale przede wszystkim panowanie nad obszarem dezinformacji. To najgroźniejsza broń Putina.
Dlatego wszelkie analizy, spekulacje i hipotezy, jakie powstawały w latach ubiegłych, oparte były w całości na źródłach rosyjskich i większość z nich można zaliczyć na poczet udanych operacji dezinformujących. Każda kolejna i powielanie już istniejących hipotez, stanowiły rodzaj dezinformacyjnego "perpetuum mobile", napędzając proces, u którego kresu zawsze był ślepy zaułek. Dlatego Rosjanie nie musieli obawiać się żadnej, nawet najbardziej fantastycznej hipotezy - byle tylko nie przybliżała do prawdy.
Jedyną, racjonalną postawą byłoby zatem odrzucenie całości przekazu rosyjskiego i traktowanie go w kategoriach simulacrum - informacji symulowanych, świadczących jedynie o intencjach strony rosyjskiej, a nie o prawdzie materialnej.
Na tym samym poziomie stawiałbym przekaz tzw. służb specjalnych III RP z lat 2010-2015.
Mówimy oczywiście o informacjach nienaukowych, nieopartych na regułach nauki.
Te bowiem, które można zweryfikować w sposób oparty na metodologii naukowej (jak np. sprawa brzozy czy zapisu czarnych skrzynek) są niepodważalne i - jak dowodzi praca zespołu smoleńskiego, są najmocniejszym antidotum na dezinformację.
***
Urszula Domyślna 27 października 2016 22:53
...
http://niezalezna.pl/88279-smolenscy-zamachowcy-dostali-liste-pasazerow-tupolewa
Na portalu niezalezna.pl red. G. Wierzchołowski z uporem podtrzymuje wersję Rotha. Jego tekst jutro opublikuje GPC.
Nie pojmuję, jaki cel w rozpowszechnianiu dezinformacji mają redaktorzy Gazety Polskiej? Przecież aż tacy nierozumni chyba nie są?
Aleksander Ścios 28 października 2016 15:28
Pani Urszulo,
Jaki jest cel rozpowszechniania? Ano taki, że wszystko, co dotyczy Smoleńska i trąci "sensacjami służb", pozwala budować napięcie i ułatwia grę na emocjach. Te zaś znajdują się w centrum uwagi takich mediów.
Emocjami można łatwo sterować i na podstawie różnych tekstów odwoływać się do lęku, przerażenia, ciekawości czy zawiści. Absorbując w ten sposób uwagę czytelników, można skłaniać ich do zwiększonego zainteresowania pismem i portalem. To już przekłada się na zyski i profity z uprawiania "niezależnego" dziennikarstwa.
Dlatego ludzie zarządzający takimi portalami są gotowi nagłośnić każdą brednię i "sensacyjnie" brzmiącą wiadomość, byle tylko zyskać uwagę czytelnika. A robią to tym chętniej, że nie są zdolni do prezentacji własnych myśli i potrafią zdobyć się na krytyczną niezależność.
Osobną kwestią są ograniczenia intelektualne, kompleksy i elementarne braki wiedzy, jakim podlegają żurnaliści "wolnych mediów". Te braki uniemożliwiają wprawdzie samodzielną weryfikację informacji, ale nie przeszkadzają w kreowaniu mitologii "niezależnego" dziennikarstwa.
***
wsojtek 28 października 2016 01:14
Zastanawiające te wymienione nazwiska samobójców specjalnego znaczenia.Życie [https://pl.wikipedia.org/wiki/Dżohar_Dudajew] i jego świadectwo walki z russkim wertikalem widocznie nie znalazło uznania wśród tzw.możnych tego świata,podobnie jak życie wielu innych.Co do russkiego wertikala,skoro tymczasowi zmiennicy są głusi na >Bezdekretu< (a są),to nawet czytanie skrótu nie pomoże [https://en.wikipedia.org/wiki/Political_groups_under_Vladimir_Putin%27s_presidency]-w tym 'Silovik' i 'Russian oligarch'.To b.ciekawe,z tym Andriejem Nikołajewiczem,z globalnej korporacji Cato Institut o libertariańskim światopoglądzie [https://pl.wikipedia.org/wiki/Kategoria:Libertarianie].Jak dla mnie,to o ile są użyteczni przeciw reżimowi terrorystów państwowych putina/cyryla/kadyrowa to ok.Jeżeli jednak niektórzy z nich myślą,że będą forpocztą zakamuflowanej opcji sierpomłotowej komuny NWO np. dealując z russkim wertikalem MAK,z Azjatyckim Bankiem Inwestycji Infrastrukturalnych w ramach jednego z "archipelagów chińskości" to raczej nie pomogą już żadne złotouste deklaracje.Ponieważ artykuł dotyczy Niemiec i twórczości pana Rotha to nawet jakbym nie znał różnych faktów z serii Prus Wschodnich,nie znał prorusskiej polityki niemieckiej(np. gazpromowego dealu),nie znał zagrożeń ze strony balcerowicza/millera/nowaka/piekło(i innych)na Ukrainie mogącej ze względu na wymienionych(i nie tylko)wpaść w orbitę antypolskich "Prus Południowo-Wschodnich" naturalnie przy kontynuacji milczenia świata "demokracji" to i tak wiem o tym,że IV Rzesza niemiecka (eurokołchozowa) zawsze będzie wrogim Polakom pasożytem,podobnie jak pasożyt russki (też "wyzwoliciel").
wsojtek,
Myślę, że na sprawę tej publikacji warto spojrzeć z jeszcze innej perspektywy. Gdy ukazała się pierwsza książka Rotha, napisałem, że "jakiekolwiek intencje jej towarzyszą i czymkolwiek tłumaczyć fakt przywołania raportów BND, jedno wydaje się pewne - mamy do czynienia z wielowątkową kombinacją na poziomie służb specjalnych i sygnałem skierowanym pod adresem Putina".
Już wówczas wykluczałem przypadkowość takiej sytuacji i uważałem, że ma ona jednoznaczny wymiar -w obszarze polityki globalnej i w kontekście polskiego roku wyborczego - "Ten, kto zdecydował o wysłaniu sygnału nie musi być sprzymierzeńcem sprawy polskiej, zaś sama gra nie musi prowadzić do ujawnienia prawdy o zamachu smoleńskim. Jeśli kieruje się przekaz - wiemy, co wydarzyło się 10 kwietnia i możemy tę wiedzę ujawnić, staje się on mocnym argumentem w rozgrywkach politycznych i może znacząco wpływać na decyzje Moskwy."
Tekst z marca 2015 nosił tytuł "ROTH I WYJŚCIE Z PUŁAPKI":
https://bezdekretu.blogspot.com/2015/03/roth-i-wyjscie-z-puapki.html
Ponieważ ówczesna opozycja nie chciała nawet dostrzec możliwości wyjścia z pułapki i nie potrafiła włączyć się w taką grę, mój obecny teket musi być zatytułowany - pułapka dezinformacji.
***
Tdc 28 października 2016 02:58
Z przykrością muszę stwierdzić, że ten tekst nie przekonał mnie absolutnie do niczego nowego. Niemiecki dziennikarz ujawnia co wie, a nawet fragment dokumentu, natomiast Pan twierdzi że ma o tym jakąś szerszą wiedzę (która rozlewa się po internecie tak jak ja tutaj trafiłem). Przeczytałem i najpierw stawiane są różne tezy, potem objaśnienia/dyskusje, które były stratą mojego czasu (a szkoda bo teraz jest on szczególnie cenny nie tylko dla mnie). W podsumowaniu sam Pan pisze "ale też zwróciła uwagę obcych służb na konieczność uszczelnienia osłony dezinformacyjnej.", czyli że wiemy jeszcze mniej niż myślimy (a to dotyczy również Pana).
Myślę że tak jak ja i Pan nie mamy bladego pojęcia co się stało, nie byliśmy na lotnisku podczas startu, nie byliśmy przed wylądowaniem na lotnisku, ani w lesie przed kraksą.
Dlatego przyjmijmy że nic nie wiemy i tyle.
Pan natomiast niestety używa bardzo dziwnych działań, gdzie obraża Pan wielu ludzi cytuję "świadczy to o ich bezdennej głupocie" (czy w ogóle ich Pan kiedyś poznał??). W tej konkretnej sprawie wpisuje się Pan w walkę, opluwanie się wzajemne, które właśnie jest celem naszych wrogów. Bardziej ogólnie jest to zachowanie nie na poziomie, gdyż nic nie wiemy, a jednak mimo to Pan kogoś obraża, czyli jest to zwykły trolling czy hejt. Natomiast obie te rzeczy w kontekście tak niezwykłej rangi tragedii narodowej - są co najmniej świństwem.
W mojej prywatnej opinii to co nam serwują media od 6 lat jest wystarczającym bagnem, zwiększać go nie trzeba (a ja akurat nikogo nie straciłem, jednak co mogą w takiej sytuacji powiedzieć rodziny ofiar...).
Miał Pan swoją szansę przekonać mnie do czegoś, jednak została ona zaprzepaszczona. Są tu stawiane jakieś tezy (np. "książka niemieckiego dziennikarza nie ukazuje się dziś przypadkowo" itp.), po internecie rozsiewane są zaproszenia, że niby tutaj się coś dowiem, a nic się nie dowiedziałem. To co tu przeczytałem to kolejna prywatna teoria, niczym nie poparta, nic nie rozstrzygająca itp. kompletnie nie przekonująca mnie do czegokolwiek nowego. Gdyby Pan nie hejtował to chętnie bym się z Panem spotkał i w szczegółach odpowiedział na wszystkie zawarte w tym tekście argumenty, jednak teraz straciłem czas i skutecznie Pan mnie odstraszył, nie będę tu zaglądał.
Faktycznie ludzi trzeba pouczać odnośnie manipulacji, uświadamiać, informować, ale nie obrażać nie mając nic na poparcie swoich twierdzeń, szczególnie w tym konkretnym kontekście (rodziny ofiar to chyba wyłączają internet, aby nie zwariować...).
Aleksander Ścios 28 października 2016 15:17
Tdc,
Z przykrością muszę stwierdzić, że nie miałem zamiaru i nie próbowałem Pana do czegokolwiek przekonywać. Nie odczuwam więc żalu, że "zaprzepaściłem" szansę na "przekonanie" Pana i podejrzewam, że pomylił Pan miejsca i osoby.
Jeśli ma Pan nieodpartą potrzebę "bycia przekonywanym", proponuję lekturę tekstów luminarzy "niezależnego" dziennikarstwa i tzw. dziennikarzy śledczych.
Na blogu bezdekretu nie stosuję metody "przekonywania", bo zakładam, że odwiedzają go ludzie dość inteligentni i posiadający własną wiedzę, by móc samodzielnie ocenić wartość wywodów autora.
Nie chodzi zatem o żadne narzucanie własnych racji, ale o prezentację poglądów, ocen i wniosków. Można się z nimi zgodzić lub nie. Podstawą werdyktu jest wyłącznie stan wiedzy czytelnika, nie zaś wola czy autorytet autora.
Ponieważ w swoich wywodach i personalnych atakach, nie zawarł Pan żadnego rzeczowego argumentu, pozostawiam je bez komentarza. Szkoda byłoby mojego czasu na wyjaśnienia rzeczy oczywistych. Gdyby potrafił Pan podważyć którekolwiek z moich stwierdzeń (np. o niedorzeczności relacji zlecenia zamachu przez polskiego polityka i przyjęcia zlecenia przez rosyjskiego generała), byłoby pole do dyskusji.
Rozmowa o Pańskich odczuciach, nie ma dla mnie żadnej wartości.
Jeśli zaś poczuł się Pan urażony sformułowaniem o "bezdennej głupocie" żurnalistów, nic na to nie poradzę. Głupotę zawsze nazywam po imieniu i nie widzę powodu, by rezygnować z tego prawa.
Jedyne, co z Pańskich wywodów chciałbym potraktować serio, to deklaracja - "nie będę tu zaglądał".
***
Alek Alek 29 października 2016 04:05
Panie Autorze - czuję się nieswojo - potakując...
Potraktujmy zresztą ów "raport" jako eksperyment myślowy. Osobiście uważam taki eksperyment za narzędzie genialne.
Proszę rozwinąć i opublikować eksperymentalne wnioski, wynikające z następujących okoliczności:
- niemożliwe (po prostu niemożliwe) jest aby "raport" wydostał się na zewnątrz bez zgody głębokich niemiec (tak, z małej, sorry)
- jaki interes mają niemcy w publikowaniu "raportu"
- kto mógł ich ewentualnie do tego "zachęcić"
- skoro pańskie wnioski są oczywiste (o braku samodzielności bohaterskiego generała FSB), czy są one oczywiste tylko dla Pana i dla mnie (producenta miodu w Pcimiu Małym) ?
Chcę powiedzieć tyle, że BARDZO DUŻO można powiedzieć nt. "raportu", jeżeli uwzględni się kilka założeń.
Pierwsze z nich jest takie, że są ludzie którzy WIEDZĄ o tym, o czym my dywagujemy, zgadujemy. Drugie z nich jest takie, że był ZAMACH. Trzecie z nich jest takie, że każda INFORMACJA czemuś służy, nawet jeżeli jest DEZINFORMACJĄ.
Pozwalam sobie na takie ogólniki, ponieważ mam pewne niewyrażalne przeczucie, które zmilczę, ponieważ szanuję pański czas.
Przeprowadzając eksperyment myślowy uwzględnijmy okoliczność, że oceniając wiarygodność "narracji" według "raportu" automatycznie wchodzi się w rolę odbiorcy narracji. Oceńmy zatem narrację nie jako odbiorcy narracji, ale na poziomie ich autorów.
W średniowieczu były powszechne, ponoć, narracje typu "romanse rycerskie". Gawiedź oceniała ich wiarygodność. Załóżmy że były niewiarygodne, bądźmy tą NIEWDZIĘCZNA GAWIEDZIĄ. Oceniajmy proces i cele produkcji "romansów rycerskich", a nie ich wiarygodność. Inaczej mówiąc - ZAŁÓŻMY ICH NIEWIARYGODNOŚĆ.
Czy Roth propaguje dezinformację bez zgody służb niemieckich ? NIE.
Czemu służy dezinformacja służb niemieckich, skoro dziecko rozumie że wskazuje na Putina ? NIE WIEM.
Po co wskazuje się tak ostentacyjnie na Putina ? NIE WIEM.
jksmwwms 29 października 2016 16:28
"Po co wskazuje się tak ostentacyjnie na Putina ? "
A może jednak chce wybielić Putina, wskazując na samowolkę generała i oddział stacjonujący na Ukrainie?
W 2010 roku J.Łużkow, były mer Moskwy zwolniony z urzędu przez prezydenta D.Miedwiediewa, oskarżył go o nadzorowanie i kierowanie podczas swojego urzędowania różnego rodzaju "katastrofami i działaniami terrorystycznymi"
http://wiadomosci.onet.pl/mocny-wywiad-ciosem-w-prezydenta-rosji/se7ny
Aleksander Ścios 29 października 2016 22:08
Alek Alek,
Nie potrzebujemy żadnych dodatkowych założeń (przesłanek), poza jedną, podstawową: w sprawie Smoleńska toczy się gra służb. A to wiemy już od 10 kwietnia.
A skoro toczy się taka gra, wszelkie informacje i publikacje pochodzące z tego źródła (wywiady obcych państw) wolno traktować w kategoriach gry operacyjnej.
Dawno, bo już w roku 2012 pisałem, że gdyby USA (czy jakiekolwiek inne państwo) miało pełną wiedzę na temat przyczyn wydarzeń z 10 kwietnia, nie oznacza to, że wiedza ta zostałaby udostępniona.
Nie tylko dlatego, że mogłoby to zaszkodzić stosunkom z putinowską Rosją i miało wpływ na relacje wewnątrz NATO. Przedstawienie prawdziwego przebiegu zdarzeń musiałoby zasadniczo zmienić układ sił w Europie i na świecie oraz wywołać konflikty, których wiele państw chciałoby uniknąć.
Ale jest jeszcze przyczyna, wynikająca z pragmatyki pracy wywiadowczej.
Informacje na temat Smoleńska stanowią niezwykle cenną kartę przetargową i mogą być wykorzystane w ramach kontaktów na poziomie wywiadowczym. Mówiąc wprost - są korzystnym dla interesów tych państw (i ich wywiadów) narzędziem szantażu i mogą zostać użyte w celu zmuszenia Rosjan do określonych zachowań lub wywarcia wpływu na decyzje Kremla. Takiej broni służby specjalne nie pozbywają się łatwo.
Jeśli z takiej perspektywy (uwzględnia ona Pański postulat "odbioru narracji na poziomie ich autorów") spojrzymy na publikację Rotha, trzeba przede wszystkim pytać - jaki interes mają Niemcy w nagłośnieniu sprawy Smoleńska?
Ponieważ to państwo i jego władze należą do grona najbliższych sojuszników Putina (tę wiedzę również mamy od 10 kwietnia), a BND (w odróżnieniu od tzw. służb III RP) są służbą propaństwową, można odrzucić sugestię, że chodzi tu o kwestie zbieżne z polskim interesem.
Nie ma zatem potrzeby sięgać po spekulacje ani budować wielopoziomowych teorii. W ramach proponowanego przez Pana "eksperymentu myślowego" znajdziemy proste odpowiedzi:
- "raport" został udostępniony i opublikowany za zgodą BND,
- chodzi o interesy niemieckie
- każde państwo, których interes jest zbieżny,
- wnioski są oczywiste
W tekście zasygnalizowałem natomiast, że w przypadku działań dezinformacyjnych rzadko dochodzi do bezpośrednich wystąpień strony organizującej tajną operację, w tym przypadku Rosji. Głównie dlatego, że wystąpienia takie są mało skuteczne i a priori postrzegane jako niewiarygodne. Akcje powierza się zatem wywiadom "zaprzyjaźnionym" (tu BND w relacjach z FSB spełnia taką kategorię) lub państwom równie zainteresowanym ukryciem prawdy.
Dodam, że wywiad niemiecki niczym nie ryzykuje dopuszczając do kontrolowanego przecieku. Trzeba pamiętać, że źródłem wiedzy zawartej w "raporcie" jest "Robert, pułkownik polskiego wywiadu wojskowego", a dokument stanowi tylko zapis wersji podanej przez źródło osobowe. Te zaś mogło być źle poinformowane lub celowo wprowadziło w błąd agenta BND. Taką interpretację uzyskaliśmy już w kwietniu 2015 roku, gdy po pierwszej książce Rotha, rzecznik wywiadu niemieckiego powiedział agencji prasowej DPA, że BND "nigdy nie twierdził, iż tragiczna katastrofa lotnicza z 2010 r. to zamach". Oczywiście, że nie twierdził, bo "raport" jest tylko wersją podaną przez "pułkownika polskiego wywiadu". I niczym więcej.
Ponieważ podstawowa troska Niemiec, tuż po Smoleńsku dotyczyła obaw przed pogorszeniem relacji polsko-rosyjskich (miałoby to wpływ na dochody niemieckich firm), a również dziś (np.odwołanie berlińskiego pokazu "Smoleńska") Niemcy uciekają od prawdy o tym wydarzeniu, można uznać, że to państwo ma interes w ukryciu prawdy. Ta świadomość skłania do potraktowania publikacji Rotha, jako elementu wspólnej niemiecko-rosyjskiej gry. Nie pierwszej i nie ostatniej.
Dodatkową pewność uzyskujemy, gdy podejmiemy analizę przekazu książki, zbudowanego w całości na "raporcie" BND.
Wbrew temu, co Pan sugeruje, ta publikacja nie "wskazuje na Putina". Roth w ogóle nie wskazuje na Putina.
Teza prezentowana w książce nie tylko oddala od prezydenta Rosji podejrzenia o zamach, ale udziela mu znakomitego "alibi" i pozwala obarczyć winą środowisko "twardogłowych" generałów z FSB.
Tezy tej publikacji będą też pomocne dla "elit" politycznych III RP, bo, poprzez sugestię na temat "polityka zlecającego zamach", zdejmują odium odpowiedzialności z dziesiątków zdrajców paktujących z Putinem.
Gdyby ktoś w III RP chciał wykorzystać obraz wyłaniający się z treści "raportu" BND, mógłby zacząć traktować Putina, jako sojusznika w dochodzeniu do prawdy o Smoleńsku. Konsekwencje polityczne z przyjęcia takiego scenariusza (samodzielna akcja polskiego polityka i ruskiego generała) otwierają drogę do kolejnej odsłony "pojednania" polsko-rosyjskiego.
Przyznam, że mając na uwadze intencje polityczne środowiska Belwederu, nie byłbym zaskoczony, gdyby rok 2017 przyniósł nam niespodzianki w relacjach Rosja - III RP.
***
Marcin Ís 29 października 2016 18:58
Gdyby do międzynarodowej opinii publicznej dotarł na szerszą skalę przekaz, że w Smoleńsku najprawdopodobniej doszło do zamachu byłaby to mimo wszystko rewolucja. I że jest to wersja poważnie traktowana przez wywiad niemiecki i są na to jakieś dokumenty.
Przecież byłaby to olbrzymia satysfakcja dla wszystkich, którzy podważają oficjalna wersję.
Przecież mamy raport MAKu oraz raport komisji z Polski. Gra na rozpowszechnienie tej wersji jest wybitnie niekorzystna dla nich. Wytłumaczeniem byłoby w takim razie, że poświęca się ich wszystkich by. wybielić Putina (?!?).
Ale, no właśnie, przy tej "rewolucji" o której wspomniałem na wstępie, na dłuższą metę byłoby to nie do utrzymania. Utrzymania Putina poza kręgiem podejrzeń przy rewolucji, która wywraca wszystko do góry nogami po prostu sobie nie wyobrażam.
Jest to pewne usprawiedliwienie dla nagłaśniania tej wersji. Zatem nagłaśniamy tę wersję bo ona potwierdza nasze wątpliwości i temat zaczyna z powrotem żyć. I na dodatek nie da się go zbyć łatką oszołomstwa bo źródło pochodzi z nobliwych Niemiec.
Wątpliwość jest jednak taka, że tę wersję rozpowszechnia się po to by potem ją w jakiś zaplanowany spektakularny sposób spalić, skompromitować i ostatecznie umocnić wersję oficjalną.
Tylko tak mogę sobie wytłumaczyć wprowadzenie tej wersji bo, powtórzę, oficjalna "rewolucja" w przekazie przyniosłaby zbyt dużą korzyść Polsce - czyli oficjalnie, na forum międzynarodowym mówi się: "Katastrofę spowodowali zamachowcy do ustalenia pozostaje kto ich (zamachowców!) do tego skłonił".
Waham się to napisać ale przeniesienie się do takiej rzeczywistości, w której rozpatruje się dylemat kto zlecił/wykonał zamach - a nie czy to był zamach, brał bym w ciemno.
P.S. Nie byłem ale ciekaw jestem opinii z tego bloga o filmie "Smoleńsk".
Aleksander Ścios 29 października 2016 22:35
Marcin Ís,
To są szalenie ważne pytania. I niebezpieczne, bo łatwo popełnić błąd, do którego skłania nas ta dezinformacja. Została ona zbudowana według klasycznej konstrukcji.
Chyba niewiele osób zdaje sobie sprawę, że dezinformacja nie polega na przekazie fałszywych wiadomości i zmyleniu nimi przeciwnika, ale na posłużeniu się nim samym do sprokurowania fałszu.
Znajomość ludzkiej natury, a szczególnie jej słabości, stanowi o sile tej metody. Stosowana przez Rosję dezinformacja ma na celu zmuszenie przeciwnika, by to on sam stworzył fałszywą tezę - nawet w oparciu o prawdziwą informację, a uwierzywszy w nią, dostosował wszystkie pozostałe przesłanki do własnych wyobrażeń.
W tej metodzie nie trzeba okłamywać przeciwnika, ponieważ on sam wprowadza się w błąd i z każdym następnym krokiem pogrąża w niewiedzy. W rezultacie, nie tylko nie jest w stanie pokonać wroga, ale dostrzega go w zupełnie kim innym lub lokalizuje w całkowicie błędnym miejscu.
Spróbuję rozszerzyć Pańskie refleksje.
Po pierwsze - w naszym, polskim interesie, nie leży tylko nagłośnienie tematyki Smoleńska na forum międzynarodowym, ale przede wszystkim - dotarcie i ujawnienie prawdy o tym wydarzeniu.
W kontekście książki Rotha, może się okazać, że to dwie różne kwestie.
Tu tkwi najgłębsza pułapka, bo traktując taką narrację, jako szansę na wzbudzenie zainteresowania opinii światowej, musimy też przyjąć jej konsekwencje.
Te zaś są takie, że z publikacji Rotha wyłania się obraz nie tylko daleki od dotychczasowej wiedzy na temat Smoleńska (tego, co działo się przed i po 10 kwietnia), ale obraz korzystny dla rzeczywistych sprawców i mocodawców zamachu.
Ten, kto zdecydował o rozpoczęciu gry, musiał brać pod uwagę, że "raport" BND zostanie odebrany jako "koło ratunkowe" dla środowisk dążących do podważenia oficjalnej wersji wydarzeń. Nie mam wątpliwości, że to celowa konstrukcja, obliczona na reakcje, jakie dziś prezentuje np. środowisko "Gazety Polskiej". Kreatorzy tej gry sprokurowali konkretny przekaz: macie dokument zachodniego wywiadu, który potwierdza waszą tezę o zamachu. Myślcie i działajcie według tez tego dokumentu.
To jest prawdziwy cel dezinformacji.
O ile, w przypadku propagandy obowiązuje prosta zasada - "kłamcie, kłamcie, zawsze coś z tego zostanie", to w przypadku dezinformacji, zasada mówi -"perorujcie, perorujcie, w końcu odpowiednio do tego postąpicie".
Dokąd wiodą tezy Rotha, a ściślej - wersja wyłaniająca się z "raportu" BND? Napisał Pan, że ta "oficjalna "rewolucja" w przekazie przyniosłaby zbyt dużą korzyść Polsce - czyli oficjalnie, na forum międzynarodowym mówi się: "Katastrofę spowodowali zamachowcy do ustalenia pozostaje kto ich (zamachowców!) do tego skłonił".
Otóż nie. To jest już nadinterpretacja tezy o zamachu wg. Rotha.
Bo przyjęcie owego dokumentu ogranicza naszą percepcję (ale też wnioski tzw. opinii światowej) do prostej konstrukcji: zamach był dziełem grupy FSB stacjonującej na Ukrainie, został zlecony przez polskiego polityka i przyjęty do wykonania przez generała FSB.
To jest "rewolucja", ale w pełni kontrolowana. Jak każda "rewolucja" z nadania służb sowieckich/rosyjskich.
Głupstwem jest wierzyć , że władze III RP byłyby zdolne do "przeniesienia" tezy o zamachu na samego Putina. Nie ma takiej możliwości, bo nie po to zaczęto grę. Jeśli "połkniemy" haczyk Rotha, znajdziemy się na uwięzi, z której nie będzie ucieczki. Albo-albo.
Według wersji niemieckiej, znamy już odpowiedź na pytania o mocodawców i wykonawców. Mocodawcą jest polski polityk, wykonawcą - rosyjski generał.
Na tym kończy się rejestr winnych.
Brakuje jeszcze sygnału z Rosji o zainteresowaniu Putina treścią "raportu" BND i podjęciu przez FSB poszukiwań sprawców zamachu. To byłaby jedyna "rewolucja".
Aresztowanie jakiegoś generała Jurija Desinova (diabli wiedzą kto zacz, bo nie ma śladu takiej postaci) i kilku figurantów z FSB, czystka w szeregach GRU (czemu nie skorzystać z okazji?) i parę wystąpień polityków rosyjskich, pozwoliłoby zakończyć sprawę zamachu smoleńskiego na etapie wytyczonym tezami Rotha. Definitywnie.
Czy o taką prawdę nam chodzi?
Ten scenariusz stwarza wręcz nieograniczone pole gry dla Rosjan i pozwala dowolnie sterować jakimś śledztwem w sprawie zamachu "twardogłowych".
To nie jest "koło ratunkowe" dla Polaków, ale "braterska", niemiecka pomoc dla Putina.
I starajmy się z całych sił, by w ten sposób nie została wykorzystana.
Bo na wiele dziesięcioleci zamknie nam drogę do ustalenia prawdy o Smoleńsku.
***
Marcin Ís 30 października 2016 07:33
Tezy:
1. Był zamach.
2. Zlecił polityk z polski na T., wykonał samowolnie ruski generał z grupą ukraińską.
Ad 1. Jakiekolwiek przyznanie, że był zamach byłoby korzystne dla Polski i tylko dla Polski. Niechby nawet Putin wykazał zainteresowanie treścią raportu i niechby zlecił dochodzenie i czystki - to nadal byłoby korzystne dla Polski.
Mielibyśmy sytuację, że nie trzeba już nikogo przekonywać, że był zamach. Udowadniać, że Putin się przy okazji jakoś wybielił byłoby mimo wszystko łatwiej.
Ale do niczego takiego nie dojdzie bo raport BND i książka Rotha funkcjonują jedynie jako sensacyjki i wzmacniają odium niepoważnego traktowania wszelkich nowych ustaleń, dokumentów, materiałów.
Ad 2. Zgadzam się, że teza iż polski polityk zlecił generałowi FSB zamach jest nie do przyjęcia. Nagłaśnianie takiej tezy kompromituje całą sprawę coraz bardziej. Należałoby się skupić jedynie na tym, że być może BND nie wyklucza zamachu (teza 1). Ale raport BND jest przecież tylko raportem z tego co mówi polski oficer wywiadu. Odnotowali i uznali to za bzdury bo nie podjęli żadnych działań. Zatem Roth i GPC nagłaśnia bzdury.
"Nagłaśniajcie bzdury i kompromitujcie siebie i sprawę" - To jest wg mnie główna pułapka a nie to, że teza 2, o polityku na T i generale, zaczęłaby być traktowana serio. Nie ma takiego zagrożenia. Razem z bzdurą nr 2 kompromituje się tezę nr 1.
Aleksander Ścios 31 października 2016 19:31
Marcin Ís,
Moje rozważania o reakcji Putina i przyjęciu przezeń wersji zamachu, były oczywiście rodzajem intelektualnej prowokacji.
To nigdy nie nastąpi, bo Rosja w żadnym czasie i w żadnym zakresie nie przyjęła i nie przyjmie na siebie winy za popełnione zbrodnie.
Póki Rosja istnieje - będzie to niemożliwe.
Dlatego książka Rotha nie może nam przynieść jakichkolwiek korzyści. Nawet w zakresie ograniczonym do fałszywej tezy o zamachu, zorganizowanym przez polskiego polityka i ruskiego generała.
Celem tej dezinformacji jest "wrzucenie" kolejnej wersji wydarzeń, absurdalnej i absorbującej uwagę Polaków. To wystarczy.
***
Kazimierz B. 30 października 2016 09:12
Dopóki "Zachód", nie będzie miał "interesu" w odkryciu prawdy, ta nie ujrzy światła dziennego, a Putin może spać spokojnie. Nieważne jest, jaka wersja na danym etapie jest obowiązująca. Najważniejsze jest to co "ustalą" w Rosji, a czy ktoś w to uwierzy, czy nie, jest sprawą drugorzędną. Wystarczy, że ONI TAK POWIEDZIELI.
Iwona 30 października 2016 11:24
@Kazimierz B
Co "ustalą" na "Zachodzie" wraz z Putinem? Że jak zwykle winna jest Polska. Polska rozpętała II wojnę światową, wymordowała miliony Żydów w "polskich obozach" i zleciła zamach na swojego prezydenta, dowództwo wojskowe, generałów NATO i swoje elity.
Dlaczego do tej pory nikt nie nakręcił porządnego filmu o Polaku nie żydowskiego pochodzenia, który ratował Żydów w czasie wojny? W USA (Hollywood) jest zapis cenzuralny na nazwisko Witolda Pileckiego, filmowi o rodzinie Ulmów z Podkarpacia PISF rzucał kłody.
W 1945 Polska była przegraną II wojny światowej. Teraz, współcześnie, Polska ma przegrać bitwę o pamięć i jest ku temu prowadzona akcja "Zachodu" rozłożona na dziesięciolecia.
A nasi łyknęli haczyk rzucony im przez tenże "Zachód" o winie Polaków (polski polityk), a wcześniej, trzeba o tym pamiętać, kanadyjskie Discovery nakręciło film o katastrofie, w którym winnymi byli polscy piloci...
Zauważcie, za każdym razem mówi się o polskiej winie w doprowadzeniu do katastrofy czy zamachu, niezależnie, jaka wersja wydarzeń jest aktualnie modna (pijany gen. Błasik czy "wysokiej rangi polski polityka na literę T").
Iwona 30 października 2016 11:26
Reasumując, to jest akcja mająca na celu na trwale oczernić Polaków w oczach świata. Dotyczy ona historii II wojny światowej ale i "katastrofy" Smoleńskiej.
Aleksander Ścios 31 października 2016 20:22
Pani Iwono,
Obawiam się, że popełnia Pani pewien błąd i choć rozumiem intencje wypowiedzi, chciałbym zwrócić uwagę na istotną okoliczność.
Obecna sytuacja nie ma związku z antypolskim "trendem" na Zachodzie i nie chodzi tu o "oczernienie Polaków".
Ludzie, którzy rządzili III RP w latach 2007-2015 nie mają bowiem związków z polskością i należy ich traktować jako Obcych, apatrydów.
Tylko słabości, koniunkturalizmowi i zaprzaństwu "naszych - patriotycznych" elit zawdzięczamy, że Polacy nigdy nie usłyszą prawdy o tej wrogiej, antypolskiej zbieraninie. Przeciwnie - PiS przydaje im znamiona polskości i każe nazywać "opozycją".
Jeśli to ci ludzie (a co do tego nie mam wątpliwości) paktowali z Putinem przeciwko polskiemu prezydentowi i byli wspólnikami zbrodni smoleńskiej, w żaden sposób nie obciąża to Polaków.
To nie nasza wina.
Problem polega na tym, że ukazanie tego historycznego fałszu i nazwanie Obcych po imieniu, przekracza zdolności establishmentu III RP. Nie ma dziś polityków, którzy byliby zdolni pokazać Polakom ten podstawowy podział - na My i Oni.
Pozdrawiam
***
Wąż Wystygły 30 października 2016 14:17
A mnie się zdaje, że cała prawda o Smoleńsku wyjdzie na jaw dopiero wtedy, kiedy w samej Rosji ktoś zechce jej użyć jako broni w walce o władzę. Tak było z prawdą o zbrodniach Stalina (Chruszczow) i o Katyniu (Jelcyn). Ergo - dopóki pozycja Putina wydaje się niezagrożona, nic takiego nie nastąpi.
Aleksander Ścios 31 października 2016 19:35
Wąż Wystygły,
Zgodzę się z Panem, że upadek Putina (oby jak najrychlej) może nam otworzyć drogę do prawdy o Smoleńsku.
Ruscy bandyci już nie raz obciążali zbrodniami swoich poprzedników, byle tylko ukazać Zachodowi czystą, "reformatorską" gębę.
***
meewroo 30 października 2016 15:33
Panie Aleksandrze & Komentujący
Prawda o Smoleńsku i Putin u władzy to wojna. Atak na głowę państwa NATO i generalicję jest faktycznie wypowiedzeniem wojny. Rosja zaczyna brać realnie pod uwagę scenariusz upadku wersji makowskiej i spokojnie szykuje koziołki na ofiarę międzynarodowego teatrzyku. Krok zapewne zaplanowany i będzie elastycznie wprowadzany tak głęboko, jak zajdzie potrzeba. Nam wyznaczono rolę widzów. Nie zżymałbym się na doklejanie nam gęby sprawczej(polski polityk na T), bo gdyby ten tylko mógł...
Realnie mamy do wyboru alternatywę: Jak GPC ujadać na pasku tandemu rosyjskich i niemieckich służb, następnie rzucić się do gardła wskazanym i wyselekcjonowanym petentom pozostawiając w spokoju innych wyselekcjonowanych petentów.
Wersja druga: Uporczywie dążymy do prawdy własnymi siłami wykorzystując wszelką nadarzającą się koniunkturę i używamy jej zgodnie z polską racją stanu do wyczyszczenia do gołej ziemi naszego polskiego podwórka i sięgnięcia najdalej, najużyteczniej i najboleśniej jak się da za wschodnią (i nie tylko)granicę.
Pozdrawiam.
***
Aleksander Ścios 31 października 2016 20:05
Panie Meewroo,
"Zbyt wiele lat patrzyłem na naszych prezydentów zasiadających razem z sowieckimi sekretarzami generalnymi i słuchałem, jak gensekowie oczekują, że zrezygnujemy z czegoś, tylko dlatego, że im tak pasuje. Mam dość patrzenia, jak Ameryka z czegoś rezygnuje tylko po to, żeby ugłaskać Związek Sowiecki. Chciałbym być pierwszym prezydentem USA, który usiądzie do stołu z sekretarzem generalnym Związku Sowieckiego, ale to ja wybiorę stół, i krzesło, i miejsce. A gdy on powie mi, z czego mam zrezygnować w imię dobrych stosunków, to ja wtedy wstanę z krzesła, przejdę wokół stołu, nachylę się nad nim i szepnę mu do ucha: "Niet".
Te słowa prezydenta Reagana przypomniałem w tekście "DLACZEGO NIE USŁYSZĘ - "MY WYGRYWAMY ONI PRZEGRYWAJĄ"?
I napisałem wówczas, że zawsze marzyłem, by w moim kraju objawił się polityk na miarę 40 prezydenta USA, a nad mitologią tchórzliwych "georealistów" zatryumfował głos -"My wygrywamy, oni przegrywają".
Dziś, tylko taki polityk mógłby odwrócić karty historii i ocalić nas przed losem przypisanym kiepskiej monecie.
Zdecydowanie odrzucam tezę, jakoby - "prawda o Smoleńsku i Putin u władzy to wojna". Putin nigdy nie odważy się na otwartą wojnę z Zachodem i ucieknie przed groźbą globalnego konfliktu.
Taka retoryka ma budzić lęk i jest przekleństwem, które zaszczepiono nam jeszcze w czasach komuny. To wówczas, rozmaici zdrajcy i sługusi okupanta konfidencjonalnym szeptem pouczali -"wicie,rozumicie, my tych Rusków wcale nie lubimy, ale oni są zbyt silni,żebyśmy mogli się przeciwstawić lub podjąć otwartą konfrontację".
Dlatego strach przez Sowietami/Rosją był w nas świadomie zaszczepiany i do dziś stanowi idealną broń propagandową przed polskimi aspiracjami.
W polityce III RP dominuje bowiem pogląd, że wszelkie wojny, konflikty i "kanciaste granice" są stanowczo zakazane i prowadzą do politycznej zguby. Prymat "pokoju" nad "wojenną retoryką" święci tryumfy od ponad ćwierćwiecza i jest w nas zakorzeniony równie mocno, jak lęk przed gniewem Moskwy czy obawa zerwania "dobrosąsiedzkich relacji".
Wystarczy powiedzieć, że 10 kwietnia był aktem antypolskiej agresji, aktem wojny wypowiedzianej przez Rosję całemu cywilizowanemu światu, by stado pożytecznych idiotów natychmiast trwożliwie pytało - jak to, chce pan wojny z Rosją?
Dlatego dogmatyka rodem z Łubianki nadal wyznacza nie tylko ramy naszej polityki zagranicznej, ale decyduje o sposobach rozwiązywania spraw wewnętrznych i kreowaniu politycznych wizji. Stan równowagi" - bez zwycięzców i bez pokonanych, jest tym, co wydaje się niewolnikom najbardziej pożądane.
Podoba mi się Pańska "wersja druga", bo jest godna naszych praw i dążeń.
By tak się jednak stało, trzeba wpierw stworzyć społeczność ludzi wolnych.
Tego nie nauczy nas PiS ani żaden polityk, zanurzony w "georealizmie" III RP.
Pozdrawiam Pana
meewroo 1 listopada 2016 10:26
Panie Aleksandrze.
Doskonale pojmuję Pańskie stanowisko, a nawet "uczulenie" na kwestie dogmatu o konieczności niedrażnienia Rosji i przejawy zaszczepionej nam niewolniczej mentalności. Jednak moje stwierdzenie o automatycznym ustaleniu się stanu wojny w momencie wypłynięcia prawdy o Smoleńsku ma wartość jedynie prostej konstatacji. Mniejsza o Putina. To Polska powinna wypowiedzieć wojnę, względnie poprzedzić ją ultimatum z żądaniem wydania Putina i współsprawców do dyspozycji międzynarodowego trybunału sprawiedliwości. Na takie rozwiązanie nie widzę chętnych do obsadzenia kluczowych ról:
- Narodu Miłującego Prawdę i Wolność Ponad Wszystko
- Rządu Wolnych Obywateli
- Armii
- Lojalnych Sojuszników
Stąd moja opcja druga i cieszę się, że przypadła Panu do gustu.
Pozdrawiam.
Aleksander Ścios 2 listopada 2016 17:39
Panie Meewroo,
To jest prosta konstatacja. Uwzględniam oczywiście Pańskie intencje i najmocniej przepraszam, jeśli moja odpowiedź mogła sugerować bezpośrednie odniesienia do Pana ocen. Tak nie jest.
Chciałem jedynie wykorzystać to stwierdzenie do wykazania konsekwencji leku przed Rosją i genezy tego zabobonu.
Oczywiście, Polska nigdy nie wypowie wojny Rosjanom, ale myśląc dziś o relacjach polsko-rosyjskich, powinniśmy nauczyć się retoryki ludzi wolnych.
Pozdrawiam Pana
***
jan kowalski 2 listopada 2016 17:40
Proszę pozwolić na podzielenie się swoim zdumieniem graniczącym z przerażeniem wywołanym tak zapiekłym sprzeciwem wobec ekshumacji. Tak nawiasem - my tutaj mieliśmy pretensje, że one (ekshumacje) są odwlekane lecz teraz widać, że chyba było to zbyt trudne bez pana Ziobry jako PG.
Znowu w tv pokazały się dyżurne TW-mordy z hierarchami włącznie co jest o tyle bulwersujące szarego katolika o ile kompromitujące KEP.Zadziwia brak podstawowej lojalności wobec najbliższych zmarłych ze strony niektórych rodzin, które powinny przecież dochodzić prawdy, jak to jest przyjęte w cywilizacji greko-łacińskiej.
Jak trudno pogodzić się z konstatacją, że podział w Polsce dokonał się i trwa wciąż na poziomie Cywilizacji.
Wciąż, jako naocznego świadka tej niesławnej warszawskiej nocy pogardy, zadziwia mnie niepociągnięcie do odpowiedzialności sprawców przestępczych czynów wobec modlących się, jak i wobec obecnych tam przedstawicieli służb, którzy to zło tolerowali.A kamer było dostatek!
To truizmy, wiem, ale, proszę wybaczyć, tak bardzo niepokoi owa oślizgła impotencja w dochodzeniu i dowiedzeniu Prawdy.
Aleksander Ścios 2 listopada 2016 18:32
jan kowalski,
Po roku rządów PiS pozbywam się pokusy kreślenia nierealnych scenariuszy lub formułowania iluzyjnych postulatów.
Za pewnik przyjmuję stwierdzenie, że ten rząd nie ma zamiaru rozliczyć reżimu PO-PSL za zbrodnię zdrady i współsprawstwa w zamachu smoleńskim. Określenie postawy PiS mianem "oślizgła impotencja", jest w pełni adekwatne.
Jest też dla mnie oczywiste, że gdyby takie intencje istniały, rządy PiS rozpoczęłyby się od powołania specjalnego trybunału do osądzenia tych zbrodni oraz utworzenia kilku, silnych zespołów prokuratorskich. Bez oglądania się na wrzaski czerwonej mafii z tzw. wymiaru sprawiedliwości.
Inna też musiałaby być retoryka polityków Prawa i Sprawiedliwości i inny model postępowania.
Nie powinny nas obchodzić żadne "rewelacje" głoszone lub zapowiadane przez panów ministrów, ale wyłącznie liczba aresztów i sankcji ustanowionych w śledztwie. Póki o tym cisza, (a tak będzie do końca rządów PiS) próżne są nadzieje na rozliczenie tej zbrodni.
Nic dosadniej nie świadczy o zamiarach i intencjach tej władzy, jak instytucjonalna forma, w jakiej próbuje się rozwikłać sprawę Smoleńska. Status podkomisji ministerialnej, mógłby się sprawdzić w przypadku jakiejś trzeciorzędnej afery, ale nie w odniesieniu do najcięższej zbrodni państwowej.
Jakby tego mało, podkomisja dysponuje budżetem niewiele ponad 3 mln zł, podczas, gdy tzw. Centrum Polsko Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia dostało od PiS ponad 5,5 mln. To jest realna miara intencji partii pana Kaczyńskiego.
W sprawie, którą Pan poruszył, udzielił już Pan odpowiedzi - "zadziwia mnie niepociągnięcie do odpowiedzialności sprawców przestępczych czynów wobec modlących się, jak i wobec obecnych tam przedstawicieli służb, którzy to zło tolerowali."
Jest więcej niż pewne, że wrzask Onych w sprawie ekshumacji ( ale też setek innych spraw) wynika z podstawowej przesłanki - poczucia bezkarności.
Ci ludzie wiedzą, że PiS i jego media nie tylko nie zechcą przypomnieć bydlęcych zachowań owej "elity" z okresu 2010-2015, ale nigdy nie odważą się zamknąć i skazać tych kilkudziesięciu łobuzów, którzy nakręcali i inspirowali antypolską histerię.
Nigdy też z ust zadeklarowanych demokratów z PiS nie padną słowa - nie słuchajcie tego, co mówią Obcy, odwróćcie się od nich plecami, okażcie im pogardę i zignorujcie ich wrzaski i lamenty. Polska należy do nas, a Oni niech mówią i robią, co zechcą. Nas to nie dotyczy.
Tylko takie dictum, mogłoby otworzyć oczy milionom naszych otumanionych rodaków.
***
Urszula Domyślna 2 listopada 2016 21:09
Panie Aleksandrze,
Najpierw obrazek => klik .
Rozparty jak panisko, miotający obelgami agent SB/WSI Deresz i skulony, wycofany pan Walentynowicz, którego państwo polskie zostawiło samego, na pastwę takich kreatur. Aż mi się zimno zrobiło!
http://wpolityce.pl/smolensk/313915-skandaliczne-slowa-pawla-deresza-do-wnuka-sp-anny-walentynowicz-dziwie-sie-ze-pan-zeruje-na-ekshumacji
http://niezalezna.pl/40093-tylko-u-nas-deresz-w-aktach-ipn-szczegolowa-biografia
Nie daruję obecnej władzy tego, że po roku "dobrej zmiany" muszę oglądać podobne rzeczy i panoszących się po telewizjach butnych, zadowolonych z życia esbeckich tajniaków. Którzy od dawna powinni siedzieć za kratami, albo być deportowani do Putina, bo całe ich życie, cała praca to były donosy, szpiclowanie i łamanie życia przyzwoitym ludziom.
I tego jeszcze nie daruję, że wciąż wszyscy tzw. "nasi" zamiast atakować tłumaczą się przed tą bandą i marne są szanse, żebyśmy usłyszeli Reaganowe: "My wygrywamy, oni przegrywają."
Pozdrawiam serdecznie
Urszula Domyślna 2 listopada 2016 21:21
PS. Wiem, że nie na temat, ale bardzo jestem ciekawa Pańskiej opinii o niezwykłym, nawet jak na obecne standardy, artykule w Rzplitej:
http://www.rp.pl/Historia/310279872-Jak-Wojciech-Jaruzelski-dogadywal-sie-z-Rockefellerem.html
Urszula Domyślna 2 listopada 2016 21:13
Prezydent Andrzej Duda zaczyna pokazywać kto tu rządzi?
http://www.prezydent.pl/kancelaria/aktywnosc-ministrow/art,487,prezydent-rozmawial-w-dowodztwie-operacyjnym-o-systemie-dowodzenia.html
http://www.rp.pl/Polityka/161039906-Witold-Waszczykowski-Moze-Andrzej-Duda-nie-mial-tych-informacji-ws-okretow-Mistral-ktore-mial-Antoni-Macierewicz.html
http://www.prezydent.pl/aktualnosci/wypowiedzi-prezydenta-rp/wywiady/art,75,prezydent-o-ekshumacjach-cial-ofiar-katastrofy-smolenskiej-i-dla-mnie-jest-to-sprawa-bardzo-trudna.html
Aleksander Ścios 3 listopada 2016 19:29
Pani Urszulo,
"Transformacja ustrojowa",którą zaplanowano nad grobem księdza Jerzego, wymagała wsparcia finansowego. Trzeba było znaleźć chętnych do wspólnego ograbienia Polaków z resztek majątku narodowego i zasilenia kieszeni komunistycznych bandytów.
O tym,że upadający reżim Jaruzelskiego finansował Rockefeller (ale też Soros) wiadomo od dawna. Z tekstu wynika, że tego pierwszego skaperował sam TW Wolski. Sorosa zaś pozyskał B.Geremek, o czym m.in.świadczy dokument z 1988 roku,zatytułowany -"Memoriał z propozycją zawarcia paktu antykryzysowego z władzami PRL".
Warto też zwrócić uwagę, że tekst w "RZp" powstał na podstawie zapisków Zbigniewa Brzezińskiego. Dlatego nie dziwi tak serdeczny i pozytywny ton wypowiedzi o Jaruzelskim.
Brzeziński to wyjątkowo oślizła postać. Ze względu na jego rolę w administracji amerykańskiej i fałszywy nimb "mędrca",uważam go za jednego z naszych najgroźniejszych wrogów. Jego rzeczywiste poglądy na sprawy polskie mieliśmy okazję poznać w roku 2012.
Gdy politycy PiS zaczęli wówczas mówić o zamachu smoleńskim, Brzeziński histerycznie zareagował i stwierdził:
"To strasznie wredna robota, robiona przez parę osób cierpiących na jakieś psychologiczne trudności, które może z punktu widzenia ludzkiego są zrozumiałe, ale dla których nie ma miejsca w życiu politycznym".
Zdaniem tego człowieka - "wojna polsko-polska podważa demokrację w Polsce i daje Rosji okazję do pogłębiania rozdźwięku w samej Polsce. Rosji zależy na tym, aby ta sprawa w dalszym ciągu dzieliła Polaków".
Wystąpienia PiS na temat Smoleńska, Brzeziński określił mianem-"ciągłych nieodpowiedzialnych bzdur o jakimś zamachu smoleńskim.Bez wskazania, kto jest za ten zamach odpowiedzialny, ale sugerując, że jest to prawdopodobnie rząd polski, a może i Sowieci, a może i razem, to jest coś tak wstrętnego i obrzydliwego".
Gdy zaś chodzi o wypowiedź prezydenta Dudy na temat ekshumacji, jest ona wyśmienicie jałowa, obła i w 100 proc."corect". Jak wszystko, co robi i mówi ten zwodniczy "projekt pijarowski".
Pozdrawiam Panią
***
Urszula Domyślna 3 listopada 2016 23:11
Panie Aleksandrze,
Pewnie będzie się Pan śmiał, ale naprawdę nie miałam o tym pojęcia! I jak tu nie wierzyć towarzyszowi Leninowi, który sto lat temu prorokował: "Kapitaliści sprzedadzą nam sznurek, na którym ich powiesimy." (wersja wg WIKI)
I z taką ruską menażerią nasi dzielni "konstruktywni opozycjoniści" siadali do Okrągłego Stołu? W głowie się nie mieści.
Pozdrawiam i dziękuję
PS. Odnośnie pana prezydenta: zainteresowała mnie też pierwsza tak wyraźna zaczepka w stronę MON i A. Macierewicza. Stąd tytuł komentarza :)
Aleksander Ścios 5 listopada 2016 19:33
Pani Urszulo,
"Zaczepki" pana prezydenta będą się nasilały. To środowisko stoi na straży interesów "komorowszczyzny", musi więc reagować na zmiany w obszarze wojskowości. Sposób, w jaki urzędnicy KP i sam prezydent Duda odnoszą się do aktywności ministra Macierewicza, jest ważną lekcją poglądową. Pokazuje bowiem - na ile środowisko Belwederu będzie akceptowało kierunki rozwoju Sił Zbrojnych i projekty powstałe w MON.
Kluczowe wydają się dwa obszary: naszego akcesu do Nuclear Sharing (i związanych z tym działań) oraz przetargów na zakup uzbrojenia.
Pozdrawiam Panią
***
Łukasz Grysiak 5 listopada 2016 12:00
Panie Aleksandrze (???)
Właśnie wyczytałem, późno ale nie siedzę dzień na dzień w necie, że wszelkie fakty wskazują, iż nie jest pan Ściosem tylko Mariuszem Maraskiem... CZY TO PRAWDA??? Jeśli to prawda, a moim zdaniem jest coś na rzeczy to w moich oczach stracił pan wiarygodność. Choćby z tego powodu, że tak dużo pisze pan o dezinformacji a sam się nią posługuje. I choćby dlatego, że napisał pan niedawno, że nie popierał PiS z interesu ale dlatego, że uważał, że są jedyną alternatywą dla antypolskiej hołoty i tak dalej. Każdy przytomny wiedział, że pan ma zbyt ciekawe informacje jak na zwykłego blogera... Pańskie usilne ukrywanie tożsamości też było bardzo zastanawiające... Proszę o odpowiedź na pytanie: czy Marasek to pan? Mam nadzieję, że nie brak panu odwagi i pan odpowie a nie zachowa się jak Komorowski na przesłuchaniu w Belwederze. Jeśli mnie pan zablokuje - uznam, że nie różni się pan od niego zbytnio w kwestii odwagi. Pozdrawiam.
Alicja Kluz 5 listopada 2016 20:43
Lepiej być mądrym i anonimowym, niż głupim i jawnym!
Wyrazy uszanowania, Panie Aleksandrze!
Alek Alek 6 listopada 2016 04:44
Wezmę w obronę Łukasza. Ma prawo zadawać pytania.
Czy jest to niegrzeczne ? Tam gdzie się wychowałem inaczej definiowano niegrzeczność, a pytania były przejawem kultury. Wyższej. Jak opera.
Łukasz, prawdę mówiąc nie interesuje mnie tożsamość ŚCIOSA, ponieważ ta wiedza nie zmieniłaby czegokolwiek. Ani go nie obciąża, ani mu niczego nie dodaje. Serio.
Jeżeli masz do siebie zaufanie, do swoich zdolności poznawczych, to podejmij ryzyko KRYTYCZNEJ SCEPTYCZNEJ WROGIEJ nawet analizy wykładów ŚCIOSA. Wyciągnij wnioski i opisz je tutaj.
Na koniec owszem - PIS na ten moment to jedyna alternatywa dla hołoty, jak pan to trafnie ujął.
Proszę się nie zrażać musztrą ŚCIOSA. Proszę uruchomić samodzielny proces poznawczy co do treści ŚCIOSA.
Kończąc - i niestety muszę skończyć grzecznie bo nie jestem u siebie w domu - jak to jest możliwe że pana największym zmartwieniem dzisiaj jest tożsamość ŚCIOSA?
Aleksander Ścios 5 listopada 2016 19:02
Łukasz Grysiak,
Nie przypominam sobie Pana w roli komentatora moich tekstów, zaś impertynencki i emocjonalny ton wypowiedzi wydaje się świadczyć, że Pan już udzielił sobie odpowiedzi. Nie uważam więc, bym musiał zabiegać o wiarygodność w Pańskich oczach.
Rozumiem jednak, że ta sprawa może być też interesująca dla osób, które nie czytują organu Michnika i nie czerpią wiedzy o świecie z portali internetowych zarządzanych przez ludzi bezpieki.
Myślę o czytelnikach mojego bloga.
Zakładam przy tym, że to zainteresowanie nie jest wynikiem skłonności do odkrywania tożsamości osób posługujących się pseudonimami ( ludzie zdrowi na umyśle nie wykazują takich aberracji), ale jest naturalnym prawem czytelników, którzy odwiedzają bezdekretu lub wspomagają mnie wpłatami darowizn.
Tylko dlatego, że kontekst formułowanego przez Pana "zarzutu", może w złym świetle stawiać intencje autora lub wzbudzać nieufność, uważam za wskazane udzielenie odpowiedzi.
Informuję zatem, że nie jestem Mariuszem Maraskiem.
Nie jestem też Piotrem Bączkiem ani żadną inną z osób publicznych identyfikowanych jako Aleksander Ścios.
Informuję też, że nikt i nigdy nie wykazał prawdziwej tożsamości Ściosa i nie sądzę, by to kiedykolwiek nastąpiło.
Podkreślam również, że żaden z polityków PiS nie ma cienia wiedzy o mojej tożsamości, a wszelkie dywagacje na ten temat są niedorzeczne i fałszywe.
Uważam, że trzeba wykazywać kompromitującą ignorancję i rażącą głupotę, by uwierzyć, że autor tego bloga jest którymś z wymienionych powyżej dżentelmenów.
Pomijając szereg zasadniczych argumentów (oczywistych dla ludzi czytających ze zrozumieniem moje teksty), wskażę tylko, że gdyby w czasie rządów PO-PSL, pan M. Marasek lub P.Bączek pisywali pod pseudonimem Aleksander Ścios, ta okoliczność zostałaby stokrotnie wykorzystana przez służby III RP do zdyskredytowania tych postaci, ale też do ataku na Antoniego Macierewicza.
Kto pamięta realia lat 2010-2015, musi to przyjąć za pewnik.
Dla osób, które dają wiarę takim bredniom, sprawa wygląda jeszcze gorzej, od czasu, gdy rządy objął PiS.
Bo tylko kompletny głupiec mógłby dać wiarę, że szef kontrwywiadu wojskowego lub dyrektor Centrum Eksperckiego Kontrwywiadu NATO, pisują teksty pod pseudonimem i w tej formie krytykują swoich kolegów i zwierzchników.
Takiej gratki nie odpuściłby żaden wywiad obcego państwa, bo sytuacja otwiera drogę do szeregu poważnych prowokacji i gier operacyjnych.
Byłaby to rzecz bez precedensu w dziejach polityki i służb specjalnych.
Tenże sam głupiec musiałby również uwierzyć, że na podobną działalność pozwoliłby minister Macierewicz, ryzykując nie tylko stanowiskiem lub opinią wśród społeczności międzynarodowej, ale całym dotychczasowym dorobkiem.
Jest oczywiste, że ludzie, którzy rozpowszechniają takie kłamstwa liczą na ignorancję i niski poziom umysłowy swoich odbiorców. Nie powinno dziwić, że proceder ten uprawiają byli esbecy i funkcjonariusze medialni z niszowych gazetek. Ich czytelnicy są wdzięcznym materiałem każdej manipulacji.
Dla Pańskiej wiedzy i wiedzy osób, które nie znają bloga bezdekretu dodam, że temat mojej rzekomej tożsamości ma już ośmioletnią historię i po raz pierwszy został sfabrykowany na portalu Związku Byłych Funkcjonariuszy Służb Ochrony Państwa, w elaboracie zatytułowanym "Aleksander Ścios, czyli - IV prawda...", autorstwa "byłego wieloletniego oficera Kontrwywiadu i Wywiadu RP 2 i 1/2 oraz RP 3". Kolejne odsłony powstawały w paszkwilach zamieszczanych na Salonie24 i tzw. "Nowym Ekranie". Wychodziły naprzeciw oczekiwaniom środowisk, w których bryluje agentura, udzielają się esbeckie latorośle i ludzie z mentalnością prowincjonalnych ubeków.
Już przed wieloma laty podkreślałem, że winienem wyrazić wdzięczność wszystkim tropicielom Aleksandra Ściosa.
Z dwóch powodów.
Po pierwsze: utożsamianie mojej osoby z "ludźmi Macierewicza" jest dla mnie rzeczą wielce honorową, zaś zestawienie z nazwiskami: Piotra Bączka, Mariusza Maraska czy (i takie rzeczy pisywano) Tadeusza Witkowskiego - może być tylko powodem do satysfakcji. Czułbym się fatalnie, gdyby widziano we mnie jakiegoś "niezależnego" żurnalistę lub polityka z otoczenia J.Kaczyńskiego.
Po wtóre: każda kolejna odsłona esbeckiego spektaklu pt. "demaskujemy Ściosa", stanowi dowód całkowitej bezradności domorosłych tropicieli i jest świadectwem ich nędznych kwalifikacji intelektualnych.
Ludziom, którzy potrafią samodzielnie myśleć, ta sytuacja winna dać pole do solidnej refleksji na temat kondycji "elit" III RP.
Jurek z Chicago 6 listopada 2016 00:43
"Po wtóre: każda kolejna odsłona esbeckiego spektaklu pt. "demaskujemy Ściosa", stanowi dowód całkowitej bezradności domorosłych tropicieli i jest świadectwem ich nędznych kwalifikacji intelektualnych.
Ludziom, którzy potrafią samodzielnie myśleć, ta sytuacja winna dać pole do solidnej refleksji na temat kondycji "elit" III RP."
Szanowny Panie Aleksandrze,
Rzadko komentuję,ale jestem stałym czytelnikiem. Proszę jeszcze raz przyjąć moje uznanie i najwyższy szacunek za Pański takt,kulturę i sposób w jaki Pan odpowiada komentującym, ale przede wszystkim za dzielenie się z nami ogromną wiedzą i wskazywanie nam drogi prostej lecz jakże trudnej do osiągnięcia naszego celu, jakim jest wolna Ojczyzna.
Chcę w szczególny sposób zwrócić uwagę na to, jak łagodnie nas Pan przeprowadził przez tą początkową - można powiedzieć - euforię po zwycięstwie "naszych" do punktu gdzie jesteśmy teraz, gdzie wreszcie zdajemy sobie sprawę, w dużym stopniu dzięki Panu, że ci nasi, to tak naprawdę jeszcze nie ci o których myślimy i marzymy.
***
29.10.2016r.
RODAKnet.com