O PUTINIE, RABINIE I KOZACH - Aleksander Ścios


W 30 rocznicę śmierci


Afera marszałkowa -
bo tak nazwałem cykl wydarzeń z lat 2007-2008 jest ,,matką" wszystkich afer z czasów rządów PO-PSL





 
Od redakcji RODAKpress:
Szanowni Państwo,

Aleksander Ścios od lat swoimi tekstami tworzy wspólnotę niezależnej myśli.
W tej trudnej pracy powinniśmy go wspierać i dlatego redakcja w imieniu Autora zwraca się do Państwa o dokonywanie dobrowolnych wpłat.
W tym celu przejdź na blog Aleksandra Ściosa

Kliknij na przycisk
"Przekaż darowiznę"
i dalej według instrukcji na stronie.
Dziękujemy wszystkim, którzy okażą wsparcie.

........

O PUTINIE, RABINIE I KOZACH

Gra, jaką od kilku miesięcy prowadzi Putin, przypomina sytuację ze starego dowcipu o Żydzie, rabinie i kozie. Nie jest to kombinacja nazbyt złożona i jak wszystkie zagrywki kremlowskiego satrapy opiera się na słusznym założeniu, że ma do czynienia z użytecznymi "miłośnikami pokoju", zaprzyjaźnioną agenturą i stadem przestraszonych głupców.
W opublikowanym przed miesiącem tekście "Dlaczego nie usłyszę - "My wygrywamy oni przegrywają?", przypomniałem słowa Michaela Reagana, najstarszego syna prezydenta USA, który przed trzema laty, w wywiadzie udzielonym "Naszemu Dziennikowi" podzielił się refleksją:
"Rosja jest traktowana w ten sposób, ponieważ Stany Zjednoczone opuściły Polskę, a Polska, podobnie jak Czechy i inne kraje tego regionu, musi sama dbać o zabezpieczenie tyłów. Stany Zjednoczone zabezpieczają swoje tyły przez kłanianie się Putinowi, którego marzeniem jest rekonstrukcja Związku Sowieckiego, tyle że tym razem na Bliskim Wschodzie. To on pociąga za sznurki na Bliskim Wschodzie, ale nikt nie mówi o tym głośno. Sytuacja przypomina tę sprzed prezydentury mojego ojca: wiemy, jak jest naprawdę, ale lepiej tego nie mówić głośno. Ktoś musi się jednak na to zdobyć."
Scenariusz nakreślony przez Michaela Reagana, jest dziś realizowany na oczach "wolnego świata". Rosyjskie zagrywki z "uspokojeniem" Iranu oraz zaangażowaniem armii Putina w "konflikt syryjski", nie tylko zmuszają Amerykę do "zabezpieczania tyłów", ale stają się najmocniejszą kartą światowych bandytów.
Nie ma też wątpliwości, że najazd muzułmańskich hord na Europę oraz "oficjalna" interwencja Putina w Syrii, należą do wydarzeń, które należy ze sobą kojarzyć. Taką zależność dostrzega dziś wielu analityków, ale tylko nieliczni mają odwagę wskazania celu tej kombinacji.
"Rekonstrukcja Związku Sowieckiego, tyle że tym razem na Bliskim Wschodzie" -wydaje się scenariuszem realnym, ale nie jedynym. Poprzez prosty zabieg propagandowy i ostentacyjne wysłanie kilkuset żołnierzy do Syrii, Putin już osiągnął ogromny sukces. Stał się bowiem "głównym rozgrywającym" w tym regionie świata i za niewielką cenę przyoblekł się w szatę "gwaranta pokoju".
Zabiegom tym towarzyszą tak spektakularne gesty, jak otwarcie w Moskwie ogromnego (na 15 tys. wiernych) meczetu i zaproszenie przedstawicieli kilkunastu państw świata muzułmańskiego. Człowiek, na którego rozkaz wymordowano 250 tys. Czeczenów (1/4 narodu) objawił się podczas tej hucpy jako "gołąbek pokoju" i dokonał wiążącej "wykładni teologicznej" islamu - "Widzimy, co dzieje się na Bliskim Wschodzie, gdzie terroryści z tzw. Państwa Islamskiego kompromitują wielką, światową religię - islam; sieją nienawiść, mordują ludzi, w tym duchownych; w sposób barbarzyński niszczą pomniki kultury światowej. Ideologia IS oparta jest na kłamstwach, na otwartym wypaczaniu islamu" - grzmiał prezydent Rosji.
Wprawdzie Rosjanie wspierają reżim Assada "od zawsze", zaś doradcy ze służb Putina mają stałe miejsce w otoczeniu syryjskiego satrapy, trzeba było militarnej inscenizacji i wysłania do Europy tysięcy "imigrantów", by administracja Obamy odkryła ten fakt.
Putin zaś szybko dostrzegł, że im więcej najeźdźców przeszmuglują do Europy doradcy z FSB (często we współpracy z ludźmi ISIS), tym mocniejsza będzie jego pozycja, jako tego, który może zagwarantować "spokój" na Bliskim Wschodzie i położyć tamę fali imigracji. Tak postrzegają to również Amerykanie, ograniczając się do nieśmiałych reakcji i wyczekiwania na kolejne posunięcia pułkownika KGB. Wprawdzie reżim Assada i tak skazany jest na agonię (dziś kontroluje ok.30 proc terytorium, podczas gdy ISIS-60 proc, zaś Kurdowie i powstańcy10 proc), to zainstalowanie w tym regionie jednostek armii rosyjskiej, tworzy całkowicie nową sytuację i nowe zagrożenia. W ocenie Amerykanów, na tyle poważne, że są gotowi traktować Putina jako mocnego gracza i przyznać mu prawo reprezentowania interesów syryjskiego ludobójcy. Niewykluczone, że podczas najbliższej sesji ONZ dojdzie do spotkania Putina z Obamą, a temat syryjski stanie się odtąd główną troską USA w zakresie "zabezpieczania tyłów".
Rezerwę wobec działań Moskwy zachowuje także Izrael, licząc, że dzięki Rosji zapewni sobie spokój z Iranem. Rozpoczęcie tej gry, dopiero po podpisaniu tzw. porozumienia w sprawie programu atomowego, nie jest przypadkowe, bo deklaracje irańskie dają Rosjanom dodatkowy argument przetargowy.
Za jeden z najważniejszych czynników, pozwalających łączyć zamysły Putina z "falą imigracji" uważam jednak zachowanie Angeli Merkel - najwierniejszej (i najważniejszej) sojuszniczki Kremla. To ona odpowiada za bezprecedensowe "zaproszenie" hord muzułmańskich oraz wytworzenie atmosfery sprzyjającej kolejnym najazdom. Bez jej pomocy, "operacja z kozą" nie byłaby możliwa. Wbrew obowiązującej narracji, nie uważam, by kanclerz Niemiec miała popełnić jakikolwiek "błąd" polityczny.
W czasie minionych miesięcy, można przywołać co najmniej kilkanaście wypowiedzi polityków niemieckich, w których pobrzmiewała propagandowa zapowiedź dzisiejszej pozycji Putina. Za wzorcowe uważam słowa ministra spraw zagranicznych Franka Steinmeiera, który już w sierpniu br., podczas odprawy niemieckich ambasadorów, rozgłaszał, że " Rosja znów powinna być zaangażowana w rozwiązywanie międzynarodowych kryzysów" i podkreślał, że " konflikt syryjski nie znajdzie rozwiązania bez udziału Rosji ".
Putin może także liczyć na pomoc dyplomatyczną Watykanu, który w zachowaniu reżimu Assada dostrzega jedyną szansę na ocalenie syryjskich chrześcijan i ograniczenie ekspansji islamistów. Trzeba pamiętać, że wielu hierarchów nadal upatruje w kremlowskim watażce "męża opatrznościowego dla świata", (jak polscy biskupi nazwali putinowskiego wysłannika -Cyryla). Nie wykluczam, że określany "nieprzemyślanym" apel papieża Franciszka, by "każda parafia, każdy klasztor i każde sanktuarium w Europie przyjęły jedną rodzinę uchodźców", znajduje także uzasadnienie w intencjach politycznych Watykanu. Ważnym znakiem będzie też trzecie spotkanie Franciszka z Putinem, do którego najprawdopodobniej dojdzie podczas wizyty papieża w siedzibie ONZ.
Wobec tak sprzyjającej konfiguracji, nic nie stoi na przeszkodzie, by władca Kremla po raz kolejny sięgnął po prostacką kombinację "z kozą". Tego rodzaju kombinacje operacyjne, były wielokrotnie stosowane przez służby sowieckie i do dziś stanowią ważne narzędzie kreowania rzeczywistości. Polegają one na wytworzeniu określonych zdarzeń lub sprowokowaniu pożądanej sytuacji, wobec których przeciwnik będzie zmuszony podjąć reakcje korzystne dla interesów agresora. Jak w przypowieści o Żydzie, rabinie i kozie, chodzi zatem o celowe wywołanie pewnego problemu. Jego rozwiązanie daje następnie (pozorne) poczucie ulgi oraz kreuje "doradcę-rabina" na wybawcę.
W minionych latach wielokrotnie byliśmy świadkami prowokowania zdarzeń, których późniejsze skutki służyły wyłącznie interesom Putina. Przypomnę o niektórych.
Wysadzenie bloków mieszkalnych w Moskwie, otworzyło przed oficerem KGB drogę na szczyty władzy i sprawiło, że Rosjanie zaczęli go postrzegać jako "silnego człowieka", który uchroni ich przed "czeczeńskim terroryzmem". Przewerbowanie braci Carnajewów przez służby Kadyrowa i zlecenie im zamachu w Bostonie, pozwoliło z kolei uderzyć w amerykański system bezpieczeństwa i wytworzyć przeświadczenie o "zagrożeniu czeczeńskim". Celem było uwiarygodnienie Putina w roli "partnera w walce z islamskim terroryzmem" oraz uczynienie z kremlowskich bandytów "ważnego sojusznika państw natowskich". Tam również zagrano kartą syryjską. Przypomnę, że tuż po zamachu bostońskim rosyjskie MSZ oświadczyło, że "Rosja jest zaniepokojona wzrostem zainteresowania członków międzynarodowej organizacji terrorystycznej Al Kaida Syrią, którą ta organizacja planuje przekształcić w swój najważniejszy przyczółek na Bliskim Wschodzie". Kilka dni później taką opinię powtórzył minister spraw zagranicznych Rosji Ławrow, ostrzegając, iż " próba wojskowego rozwiązania kryzysu w Syrii grozi wybuchem terroryzmu".
W obecnej kombinacji, ową putinowską "kozą" jest oczywiście "problem imigracyjny", wywołany równie szybko i nieoczekiwanie, jak następująca po nim rosyjska oferta wsparcia działań USA i Zachodu w walce z ISIS.
Ale nie jest jedyny cel kombinacji. Nie należy też sądzić, że pomocna dłoń Merkel została wyciągnięta wyłącznie z powodu archiwów Łubianki.
W zakresie wywołania "imigracyjnego tsunami", rosyjskie służby (nie wykluczam, że działające "pod obcą banderą") mogły z pewnością liczyć na ścisłą współpracę "państwa islamskiego". Łatwe zainstalowanie w Europie setek (lub nawet tysięcy) komórek terrorystycznych, stanowi dostateczny argument, by zaangażować islamskich przemytników i ukryć prawdziwych inspiratorów tego przedsięwzięcia.
Za sprawą Niemiec, "fala imigrantów" wywołała też inny pożądany efekt - skutecznie skłóciła i zdezintegrowała państwa UE. Odwróciła także uwagę od Ukrainy i przeniosła pozycję przetargowa Putina na całkowicie inny poziom. Można przypuszczać, że Kreml wkrótce wykorzysta nową sytuację i utrwali zdobycze agresji na Ukrainę.
Korzyści z obecnej kombinacji odniosą również Niemcy i bynajmniej nie chodzi tu (jak sądzą niektórzy) o demografię. Szantaż zastosowany przez Merkel i jej polityków wobec państw przeciwnych przyjmowaniu "imigrantów", już okazał się niezwykle skuteczny. Taka sytuacja pozwoli ustalić trwałą zasadę dyktatu niemieckiego w UE i da Niemcom mocny argument przetargowy w rozdziale środków europejskich i stanowisk urzędniczych. Jeśli Niemcom uda się przeforsować przymus przyjmowania "imigrantów", będziemy mogli mówić o UE - jako o stałym protektoracie Berlina. Ponieważ rosyjska agentura natychmiast uruchomiła propagandową ofensywę światowego lewactwa, Niemcy odniosą także niebagatelną "korzyść wizerunkową", kreując się na państwo solidarne i " wyczulone na ludzką krzywdę ". W perspektywie wspólnych planów Moskwy i Berlina (m.in. dotyczących fałszowania historii), ma to pierwszorzędne znaczenie. Biorąc pod uwagę przerażającą słabość Zachodu oraz niemoc i głupotę obecnej administracji USA, jest więcej niż pewne, że rosyjski watażka wprowadzi nam wkrótce kolejne "kozy" i zagra o jeszcze większą stawkę.

Aleksander Ścios
Blog autora

Z komentarzy na blogu Autora:
Emilain Iwanicki 23 września 2015 21:26

Sytuacja nabrała pędu.Z tego jak można się spodziewać że będą i wielcy wygrani i jeszcze więksi przegrani.Gzie jest nasze miejsce?A może będzie jakieś miejsce miedzy nimi?A jeżeli będzie jakieś miejsce pośrednie to mamy szanse na to?Czy jednak w naszej sytuacji żadnego środka nie bedzie?Zastanawia mnie UK bo na razie to "jadą wczesnym bolkiem" coś w stylu "niechcem ale muszem"," jestem za a nawet przeciw".A może to tylko tak ma wyglądać?Czy ludzie (i dobrzy i źli) czujący zapach ogromnej zawieruchy,która "przenicuje" świat mają rację?

Pozdrawiam serdecznie.

Aleksander Ścios 23 września 2015 22:22

Emilain Iwanicki,

W tej "ogromnej zawierusze ,która "przenicuje" świat" nie będzie wygranych, jeśli nie doprowadzi ona do wymazania Rosji z mapy świata.
Jestem przekonany, że zmierzamy do globalnego rozstrzygnięcia wszelkich problemów i sporów. Obecne szaleństwo może poskromić tylko wojna i zagłada połowy ludzkości. Nie trzeba być Nostradamusem, by dostrzec taką groźbę.
Jeśli zaś pyta Pan o "nasze szanse" w obecnej rozgrywce, to są one proporcjonalne do pozycji, jaką III RP zajmuje na arenie międzynarodowej. Ludziom rozumnym nie trzeba tłumaczyć, jak jest to pozycja.
Dodam, że po tym reżimie nie spodziewałem się innej decyzji i żałosne jojczenia w tzw. wolnych mediach, odbieram jako objaw głębokiej schizofrenii.
Pozwolę też puścić wodze fantazji i napiszę, że gdybyśmy mieli autentyczną opozycję, ogłosiłaby ona natychmiast, że po dojściu do władzy uchyli wszystkie zobowiązania obecnego reżimu i nie przyjmie nawet jednego "imigranta".
Takie dictum dowodziłoby wielkiej odpowiedzialności za losy kraju i było czytelnym sygnałem dla eurołajdaków.
Ponieważ nie posiadamy takiej opozycji, a zewsząd słychać wyłącznie biadolenia, nasze położenie po magicznej dacie 25.10. nie ulegnie żadnej zmianie.

Pozdrawiam serdecznie

kazef 23 września 2015 21:30

@Szanowny Panie Aleksandrze

Świetny tekst, rzeczowo wyjaśniający w jakim bagnie tkwimy.

Parę słów o jednym tylko wątku: Kiedyś napisałem Panu o moich podejrzeniach dotyczących Franciszka. Prawdopodobnie w październiku na synodzie poświęconym rodzinie ostatecznie wyjdzie szydło z worka i przejrzą na oczy ci, którzy jeszcze nie dowidzą. Ale to w sprawach wiary.
A w sprawach politycznych, a bardziej nawet w wymiarze symbolicznym: podczas ostatniego, czerwcowego spotkania Franciszka z Putinem w Watykanie, papież wręczył moskiewskiemu satrapie medal Anioła Pokoju (sic!) ze słowami:
"To medal wykonany przez artystę w ubiegłym wieku. To Anioł Pokoju, który wygrywa wszystkie wojny i mówi o solidarności między narodami."

Widać władcy Kremla dobrze służy podarunek, bo póki co "wygrywa wszystkie wojny". Zwrócę też uwagę na fakt, że przy okazji szeroko zakrojonej akcji przerzucania do Europy milionów islamistów, rzeczoną "solidarność między narodami" jako prop-argumentu i pałki moralnej używają bezustannie moskiewskie przekaźniki (co widzimy nad Wisłą).

Pozdrawiam serdecznie

I jeszcze znamienny fragment wczorajszego kremlowskiego "przekazu dnia" wraz z wystąpieniem byłego, ale przebywającego nieustannie na służbie prezydenta Kwaśniewskiego:

W wywiadzie dla rosyjskich dziennikarzy podczas wizyty na Kubie i w USA zwierzchnik Kościoła katolickiego papież Franciszek wyraził opinię, że bez Rosji nie da się rozwiązać najważniejszych problemów współczesnego świata. Ponadto wysoko ocenił współpracę Watykanu z ambasadą Rosji przy Stolicy Apostolskiej.
(...)
Wzywając do solidarności w kwestii przyjęcia uchodźców i przypomnienia historii samych Polaków, którzy znaleźli na emigracji schronienie i pracę, były prezydent Polski Aleksander Kwaśniewski w tych dniach zwrócił uwagę na słowa papieża wygłoszone w Hawanie: "Po części toczy się III wojna światowa, sytuacja w Syrii, masowe uchodźstwo, wojna na Ukrainie stanowią tego potwierdzenie".
Szczególną wagę na świecie przywiązuje się do symbolicznych gestów papieża podczas audiencji dla przywódców państw i rządów. Na przykład, podczas spotkania w Watykanie papież wręczył Władimirowi Putinowi medal z wizerunkiem Anioła Pokoju, który jak powiedział papież, niesie pokój, sprawiedliwość, solidarność oraz broni. W lutym z tych samych rąk kanclerz Niemiec Angela Merkel otrzymała w Watykanie medal przedstawiający św. Marcina, oddającego połowę swojego płaszcza żebrakowi. Papież dodał, że bardzo lubi dawać w prezencie takie medale przywódcom państw, gdyż ich zadanie polega na opiece nad ubogimi. Tymi symbolicznymi gestami papież jak gdyby wyraził nadzieje, wiązane z Putinem i Merkel.

http://pl.sputniknews.com/swiat/20150922/1060965.html

Aleksander Ścios 23 września 2015 22:44

Szanowny Panie Kazefie,

To, co zechciał Pan nazwać "podejrzeniami dotyczącymi Franciszka", jest dla mnie obszarem bolesnej pewności. Jak kiedyś napisałem - każdy dzień tego pontyfikatu pozwala mi lepiej zrozumieć przyczyny zadowolenia, z jakim wybór tego papieża został powitany na Kremlu.
Nie chcę oceniać kwestii teologicznych, choć mam pewność, że również w tej dziedzinie czeka prawdziwa rewolucja. Encyklika "ekologiczna",rozgrzeszanie aborcji czy nowe procedury w sprawach unieważnienia małżeństw, wydają się zapowiedzią poważniejszych posunięć.
Wielu katolików nawet nie dopuszcza takich myśli, ale z reguły są to ludzie, którzy nie znają historii papiestwa i najpotworniejszych zgorszeń wywołanych przez następców św. Piotra.
Patrzę natomiast z przerażeniem, jak katolicki papież wspiera (a nie znajduję innego słowa) największego wroga ludzkości. O ile poszczególne decyzje Franciszka można wytłumaczyć brakiem rzetelnej wiedzy nt. Rosji lub wpływem niektórych doradców, to obserwowany obecnie proces nie da się wyjaśnić w tak prostych kategoriach.
Nie można go również skwitować argumentem o "nawróceniu Rosji" lub równie wiarygodnym "przesłaniem ekumenicznym".
To bowiem, co Franciszek mówi o Putinie i o Rosji, stoi w najjaskrawszej sprzeczności z tym,co robi kremlowski satrapa i do czego zmierza Rosja. Tak dalece, nie można się pomylić. Ani być tak ślepym.
Myślę, że trzecie spotkanie papieża z pułkownikiem KGB będzie poświęcone właśnie sprawom Syrii i otrzymamy wyraźny komunikat, iż tylko kremlowski "anioł" daje gwarancje zachowania pokoju na Bliskim Wschodzie. To wsparcie ze strony Watykanu, jest bardzo ważnym orężem Putina.

Dziękuję Panu i serdecznie pozdrawiam

Robert Rudy 23 września 2015 22:33

Witam.

Panie Aleksandrze,
rola Putina w inscenizowaniu obecnej sytuacji wydaje się oczywista, natomiast ciągle trudno mi uwierzyć, że przywódcy Niemiec mogą się posunąć w imię realizacji swoich interesów do tego, że (jeżeli nawet nie liczą się z innymi członkami "europejskiej rodziny" - używając sloganów unijnej propagandy) skażą własne społeczeństwo na trwałe zagrożenia związane z najazdem muzułmańskich hord. Zagrożenia różnorakie: terrorystyczne, ekonomiczne, demograficzne, ale wszystkie jak najbardziej realne i gwarantujące problemy na długie lata. Przecież trudno zakładać, że tabuny nieproszonych gości, po wykorzystaniu ich do osiągnięcia założonych celów, pozwolą się wyprosić z mieszkania równie łatwo, jak żydowska koza. Nawet z pomocą rabina-Putina. Jednocześnie, czy nie powinni się liczyć z możliwością, że obecny efekt ustanowienia dyktatu Niemiec, po przekroczeniu pewnego punktu krytycznego może zamienić się w coraz większy opór przeciw ich polityce, zarówno wśród samych Niemców, jak i w innych krajach, a w efekcie w zupełną dezintegrację UE, która raczej nie leży w interesie Berlina?

Pozdrawiam

Robert Rudy,

Przyznam, że takim problemem nie zaprzątam sobie głowy, bo wychodzę z założenia, że ten, kto dobrowolnie zaprasza do domu bandytów, zasługuje na bandyckie potraktowanie.
Z pewnością ma Pan rację pisząc, że "trudno zakładać, że tabuny nieproszonych gości, po wykorzystaniu ich do osiągnięcia założonych celów, pozwolą się wyprosić z mieszkania równie łatwo, jak żydowska koza".
Trzeba jednak wziąć pod uwagę, że "bezpieczeństwo i dobrobyt" jest dla Niemców (i wielu innych, zdeprawowanych społeczeństw Zachodu) czymś tak oczywistym, jak dostęp do internetu, prasy czy świeżego pieczywa. Szczerze wątpię, czy te społeczności w ogóle mają świadomość obecnych zagrożeń, a jeszcze mniej posądzam je o wiedzę polityczną czy historyczną. Lewacka propaganda poczyniła tam ogromne spustoszenia i podejrzewam, że wielu z tych ludzi prędzej oddałoby muzułmaninowi swoją żonę czy córkę (wierząc, że jest to objaw tolerancji) niż podjęło walkę.
Wątpię zatem, czy ktoś chce tam przewidywać dalszy rozwój wydarzeń lub ma odwagę kreślić realistyczne scenariusze. Póki trwa kampania propagandowa pod hasłem "pomagamy i jesteśmy solidarni", ci ludzie wierzą w swoje gwarancje bezpieczeństwa i nie zadają nazbyt trudnych pytań.
Czytałem ostatnio, że Niemcy rozlokowali "imigrantów" nawet w swoich czynnych bazach wojskowych, co znakomicie ułatwi terrorystom szczegółową penetrację.
Takie decyzje wydają się potwierdzać, że nie ma tam świadomości zagrożenia, za to istnieje (charakterystyczna dla kultur skazanych na zagładę) wiara w moc "zdobyczy cywilizacji".
Warto też pamiętać, że Niemcy chcą "podzielić się" falą "imigrantów". Liczą zatem, że przeniesienie tej dżumy na inne kraje zminimalizuje negatywne skutki dla nich samych i pozwoli na wypracowanie "globalnych rozwiązań".

Pozdrawiam Pana

Urszula Domyślna 25 września 2015 01:13

Panie Aleksandrze,

Co się dzieje? Cud chyba jakiś?

Po Pańskiej publikacji nasz świat ekspercko - polityczny tudzież dziennikarski (zarówno łże- jak i nie-łże- medialny) na oczy nagle przegląda?

Krótki przegląd internetu wprawia mnie w nie lada osłupienie.

Oto ci, którzy dotąd rozpatrywali problem tzw. "imigrantów" wyłącznie w kategoriach kwot unijnych rozdzielanych karzącą ręką i niepodważalnymi (dla państw wasalnych) decyzjami Frau Kanzlerin oraz straszących Bundeswehrą osobników w rodz. Junckera czy Schulza, nagle - uwaga, uwaga! - przysłowiowego "Moskala w granicach" zaczynają dostrzegać?

Już pół "GP" z nadredaktorem na czele o tym pisze, a ekspertowi "wP" - Szeremietiewowi Rossija niemal z ust nie schodzi.

Istny wysyp "analiz" zrazu nieśmiało, ale pod wieczór coraz śmielej objawia nam Putina jako głównego rozgrywającego w ponurej grze z islamistami. ILUMINACJA!

Dla równowagi odnotowuję "wprost przeciwny" głos niezawodnej agendy kremlowskiej, czyt. ONZ-tu. Ale tylko zalinkuję, bo wstyd omawiać ruską propagitkę "Wysokiego Komisarza":

http://wpolityce.pl/swiat/266432-wysoki-komisarz-onz-unijny-plan-relokacji-uchodzcow-jest-niewystarczajacy

Pozdrawiam serdecznie i gratuluję świetnego tekstu i tytułu.

PS. A co Putin zrobi z tymi "kozami", jak już cel osiągnie? Zostawi w Eurosojuzie? Ale wtedy zrobiłby inaczej niż tytułowy rabin, który kozę jednak nakazał wyrzucić? :)

Aleksander Ścios 25 września 2015 12:44

Pani Urszulo,

Bardzo bym się cieszył, gdyby w takich sprawach nastąpiła jakaś "iluminacja".
Jest oczywiście możliwe, że kilka osób, w tym samym czasie, doszło do podobnych lub wręcz identycznych wniosków. To nietrudno sobie wyobrazić.
Tu jednak mamy pewien problem, zresztą nie po raz pierwszy. Jak Pani trafnie zauważyła, są to publikacje powstałe po moim tekście, a ponieważ odwołują się do podobnej argumentacji, a nawet wskazują na identyczne okoliczności, powinno wzbudzić to zdziwienie. Dodatkowo rzecz komplikuje fakt, że wcześniej nikt specjalnie nie zwracał uwagi na taką konstrukcję tematu "imigracyjnego".
Ponieważ oddziaływanie mojego bloga w zestawieniu z portalami wPolityce.pl czy niezalezna.pl, jest wręcz symboliczne, i tak nikt nie wyrazi zdziwienia.
Jeśli zaś chodzi o analizy pana Szeremietiewa, to pozwolę sobie przypomnieć, że wcale niedawno ów ekspert twierdził, że możliwe jest uderzenie atomowe na Warszawę i dawał nam trzy miesiące na obronę przed ruską nawałą. Co ciekawe, tuż przed wyborami prezydenckimi, pan Szeremietiew ogłosił, że "zważywszy na relacje polsko-rosyjskie uznaję, że wyrażanie krytycznych opinii dotyczących polskich zdolności nie służy polskiej sprawie. Można się spotkać z zarzutem, że się szkodzi państwu polskiemu" - co w zestawieniu z jego wcześniejszymi opiniami, musiało brzmieć zaskakująco.
Szeremietiew wyraził wówczas inną, ciekawą opinię i na kilka dni przed wyborami stwierdził - "Rosyjski wywiad może mieć wpływ na wybory prezydenckie.Polska jest obiektem wielkiego zainteresowania ze strony Moskwy".
Byłbym wielce ciekaw, czy po wyborze pana Dudy, można byłoby rozwinąć tak intrygującą myśl.

"Kozy" oczywiście pozostaną w Europie, bo stanowią idealne narzędzie putinowskiego planu. Gdy zaczną się zamachy ze strony "islamskich ekstremistów" (a to tylko kwestia czasu), któż inny, jak nie pułkownik KGB zostanie ogłoszony sojusznikiem i obrońcą?

Bardzo Pani dziękuję i serdecznie pozdrawiam

meewroo 25 września 2015 09:30

Panie Aleksandrze.
Wygląda na to, że niedźwiedź ze wschodu, wilk z zachodu wyszły polować.
W środku my z naszą III RP - głupia kura.
Papierzowi zaś, jak na złość prawdopodobnie zechcą rosnąć rogi.
Czyli, idą czasy dla wierzących :-)
Pozdrawiam.

meewroo,

Podoba mi się to stwierdzenie - "Idą czasy dla wierzących".
Rzeczywiście, w najbliższych latach będziemy musieli wykazać wielką wiarę i przywiązanie do Kościoła Chrystusowego. Obawiam się jedynie, że wielu z nas pomyli tę powinność z posłuszeństwem wobec biskupów ( o często koniunkturalnym podłożu) i bezkrytycznym stosunkiem do poczynań papieża Franciszka.
Tymczasem, przynajmniej w dwóch kwestiach społeczno-polityczych, ten papież popełnia poważny błąd, o ogromnych, negatywnych konsekwencjach.
Mam na myśli apel w sprawie przyjmowania "imigrantów" oraz poparcie udzielane Putinowi.

W pierwszym wypadku prowadzi to m.in. do tak skandalicznych wypowiedzi, jakie zawarto w stanowisku "Rady Społecznej przy Biskupie Płockim w sprawie uchodźców".
Znalazły się tam słowa - "warto przypomnieć, że diecezja płocka w swej długiej historii zmierzyła się z podobnymi wyzwaniami, m.in. w 1920 roku, gdy na apel bł. abp. Antoniego Juliana Nowowiejskiego gospodarze przyjmowali rodaków uciekających ze wschodu przed wojskami bolszewickimi".
http://ekai.pl/diecezje/x92572/rada-spoleczna-przy-biskupie-plockim-w-sprawie-uchodzcow/
Trudno przypuszczać, by to haniebne porównanie najazdu muzułmańskich hord, z sytuacją z roku 1920, mogło się pojawić bez wiedzy biskupa.
W najbliższych dniach dojdzie też do trzeciego spotkania Franciszka z Putinem. Jestem przekonany, że efektem tego spotkania będzie jeszcze silniejsze wsparcie Kościoła dla planów kremlowskiego satrapy. W tym najgroźniejszych, dotyczących "wspólnej walki z terroryzmem" i "pokojowych rozwiązań" w Europie i na Bliskim Wschodzie.
To czas wielkich sukcesów Putina, bo (jak przewidziałem w tekście) spotka się on również z Obamą i uzyska akceptację Ameryki w sprawach Syrii (wspólna koalicja przeciwko ISIS) oraz "konfliktu ukraińskiego".
Ponieważ ma już wsparcie ze strony Izraela (wizyta Netanjahu w Moskwie i zapowiedź współpracy służb wywiadowczych), Turcji i Niemiec ( Merkel już woła, że "Asad powinien brać udział w rozmowach na temat zakończenia konfliktu w kraju"), można mówić o pełnym powodzeniu "operacji z kozą".

Ja zaś pozwolę sobie na jeszcze jedną refleksję. Z wielką uwagą przeczytałem przemówienie Franciszka w Kongresie USA. Wprawdzie wrażenia nie mogą być podstawą rzeczowych ocen, to podzielę się jednym, bardzo silnym odczuciem. Pomyślałem bowiem, że podobnej treści przemówienie mógłby wygłosić buddyjski mnich, jak muzułmański mufti. Ale też wiele podobnych słów, potrafiliby zaakceptować masoni.
Na koniec cytat, który wzbudził moje szczególne zaniepokojenie:
"Wiemy, że żadna religia nie jest wolna od form indywidualnych urojeń czy ekstremizmu ideologicznego. Oznacza to, że musimy być szczególnie uważni na wszelki rodzaj fundamentalizmu, czy to religijnego czy też innego rodzaju. Konieczna jest delikatna równowaga, by zwalczać przemoc popełnianą w imię religii, ideologii lub systemu gospodarczego, chroniąc równocześnie wolność religijną, intelektualną i swobody indywidualne. Ale jest też inna pokusa, której musimy się szczególnie wystrzegać: upraszczający redukcjonizm, który widzi tylko dobro lub zło; lub jeśli wolicie, sprawiedliwych i grzeszników. Współczesny świat, z jego otwartymi ranami, które naznaczają wiele naszych braci i sióstr, wymaga od nas przeciwstawiania się wszelkim formom polaryzacji, które dzieliłby go na te dwa obozy. "

http://www.niedziela.pl/artykul/18090/Franciszek-w-Kongresie-USA-o-wielkosci

Pozdrawiam Pana

Urszula Domyślna 25 września 2015 16:29

Drogi Panie Aleksandrze,

Nie mam dziś ani głowy ani możliwości na skrupulatne przeglądanie wiadomości ze światowego internetu, dlatego przytoczę tylko niezmiernie trafny, moim zdaniem, głos pana Piotra Bączka - nb. jednego z Pańskich alter ego :) - zamieszczony "wP", a Pana poproszę o odniesienie się do jego słów.

http://wpolityce.pl/polityka/266463-spadek-po-rzadzie-platformy-zgoda-na-tysiace-niezweryfikowanych-uchodzcow-rozmontowany-system-bezpieczenstwa-panstwa-sluzby-specjalne-istniejace-w-teorii

Ponadto zauważam już zupełnie jawne i nachalne zacieśnianie braterskich więzów - "Rossija - BRD", co - przy bierności Ameryki (o skretyniałej Europie w ogóle nie wspominam) - zaczyna wyglądać naprawdę groźnie! Czyżby szykowano nam kolejne "ostateczne rozwiązanie"?

http://wpolityce.pl/swiat/266504-niemcy-zwracaja-sie-w-strone-kremla-wicekanclerz-gabriel-bedziemy-musieli-zmienic-nasze-podejscie-do-rosji

Pozdrawiam serdecznie

PS. Ostatnie rozgrywki WŁADZY rządowo - prezydencko - parlamentarnej, będącej przecież EMANACJĄ DEMOKRACJI III RP - zaczynają przypominać żenujący spektakl, pt: "Idioci u władzy - idiotom z elektoratu". To magiel, a nie sejm, rząd, pałac prezydencki, etc. Przepychankami między tymi składowymi magla jesteśmy karmieni przez media (też z magla).

Wobec realnych zagrożeń naszych, polskich granic - i to ze wszystkich stron (!) - sytuacja "braterskich kłótni i pohukiwań" - zakrawa już nie na kpiny z narodu, ale na działania sprzeczne z racją stanu, żeby nie powiedzieć: agenturalne!

Pani Urszulo,

Obecna sytuacja - "zacieśnianie braterskich więzów - Rossija - BRD" i bliski "reset" z relacjach "wolnego świata" z Putinem, nie jest oczywiście niczym zaskakującym. Na tym blogu wielokrotnie pisaliśmy o takim scenariuszu, a w tekstach "Nudis Verbis" pojawiła się nawet myśl ,całkowicie obca współczesnym "georealistom":
"Polska powinna budować swoją strategię bezpieczeństwa na najgorszym możliwym scenariuszu, a to oznacza, że antyniemieckość i antyrosyjskość musi stać się polską racją stanu i decydować o naszych wyborach politycznych".
Gdy usłyszałem, że drugą wizytę zagraniczną pan prezydent złoży w Niemczech, zrozumiałem, że nie doczekamy się reprezentacji politycznej, która w takich kategoriach traktowałaby polskie interesy. Dla mnie, równie dobrze pan prezydent Duda mógł pojechać do Moskwy, bo wizyta u najbliższej sojuszniczki Putina, była tylko pośrednią formą akceptacji całej dogmatyki "georealistów".

Na marginesie - chyba niewiele osób ma świadomość, że w tandemie Putin-Merkel pierwsze skrzypce gra władca Kremla i (na żadnym poziomie) nie da się rozdzielić tych wielowątkowych relacji. Dlaczego tak się dzieje? Wpływ ma oczywiście ekonomia, czyli niemiecka koncepcja bogacenia się na kontaktach z Rosją, ale przede wszystkim archiwa Łubianki i układy istniejące w czasach Stasi-KGB. Przypomnę, że ta pierwsza (podobnie jak SB) była tylko agendą służb sowieckich. Wielu polityków zachodnioniemieckich jest uwikłanych we współpracę z komunistyczną bezpieką, a jeszcze więcej czerpie ogromne profity ze wspierania Kremla. Te dwa czynniki - komprmateriały i kasa - decydują dziś o trwałości sojuszu. Trzecim, są tzw. zaszłości historyczne i wspólne dążenie obu państw do władania Europą.
Za żałosne uważam próby udowadniania, jakoby zależność od Niemiec, była bardziej groźna od zbliżenia z Rosją. Tak może sądzić ktoś, kto uważa, że pies stanowi większe zagrożenie niźli jego właściciel, uzbrojony w karabin i kierujący psem.
Dla ludzi, którzy dostrzegają fundamenty tego sojuszu, musi być oczywiste, że nie da się rozdzielić "dobrosąsiedzkich" kontaktów z Niemcami (czyli rzekomo Europą Zachodnią) od relacji z państwem Putina. Kto obstaje przy pierwszym i (pryncypialnie) odrzuca drugie (jak czyni to obecna opozycja), potwierdza tylko, że nie ma odwagi zdefiniować celów tego tandemu lub że jest politycznym ignorantem.
By rozbić taki sojusz, trzeba by prowadzić mądrą, konsekwentną politykę poróżnienia Moskwy z Berlinem (co jest możliwe) lub, działając w ścisłym sojuszu militarnym z USA zbudować mocarstwo, które Rosja i Niemcy traktowaliby serio.
Dlatego prawdziwy georealizm nie polega na myśleniu dostosowawczym i akceptacji ambicji rosyjskich lub niemieckich, lecz na ich zanegowaniu i odrzuceniu.
Dopiero przyjęcie takiej opcji może być punktem wyjścia dla poszukiwania polskiej drogi.

cdn

Aleksander Ścios 25 września 2015 18:03

cd

Przeczytałem tekst pana Bączka i doceniam, że na tle dzisiejszego wodelejstwa, jest bardzo sensownym głosem. Nie byłbym jednak sobą, gdybym nie wrzucił małego "kamyczka".
Bo choć tezy pana Bączka są oczywiście prawdziwe, to zdecydowanie odrzucałbym fundament, na którym zostały zbudowane. Sam wielokrotnie podnosiłem, że stworzenie "konia trojańskiego" dla PiS w postaci tzw. problemu imigrantów, to dostateczny powód, by reżim chciał ich tu sprowadzić.
Zastanawiam się jedynie - kto każe nowemu (oby) rządowi Prawa i Sprawiedliwości wyrażać zgodę na przyjęcie tych hord? Kto każe im dziś żyrować obietnice składane przez powiatową lekarkę? Po cholerę snuć apokaliptyczne wizje i żałośnie jojczyć w "wolnych mediach", jeśli jednym słowem można zakończyć farsę?
Nic mi nie wiadomo, by istniała jakaś umowa międzynarodowa, której zapisy obligowałyby nowy rząd PiS-u (np. pod groźbą poważnych konsekwencji finansowych) do przyjęcia dyktatu Berlina. Skoro takiej umowy nie ma (a nawet gdyby była i ją można anulować), powstaje pytanie - co stoi na przeszkodzie, by natychmiast ogłosić, że nowy rząd nie będzie respektował dzisiejszych zobowiązań i nie przyjmie nawet jednego "imigranta"?

Gdybyśmy mieli autentyczną opozycję, takie dictum już byłoby ogłoszone. Ponieważ mamy "inną twarz" tego samego systemu, bawimy się w gderanie, "magiel i przepychanki".
To jest również odpowiedź na uwagi zawarte w Pani post scriptum.
Wiem, że zastępy różnych "taktyków" i partyjnych mędrców zaraz zaczęłyby udowadniać, jak złowieszcze i zgubne dla PiS byłoby takie dictum, ale radzę nie wierzyć, że chodzi tu o arcymądrą "strategię wyborczą". Dowodem będzie fakt, że jeśli nawet PiS przejmie rządy (w co mocno zaczynam wątpić) i tak nie odrzuci zobowiązań obecnego reżimu. Dlaczego?
To już temat na inną opowieść.

Pozdrawiam Panią serdecznie

kazef 25 września 2015 20:58

@All

Stowarzyszenie Blogmedia24 otrzymało kolejną odpowiedź z Kancelarii Prezydenta na pytanie o to, czy Aneks do Raportu z weryfikacji WSI "jest w dyspozycji prawowitego dysponenta, jakim jest prezydent i czy prezydent Andrzej Duda zdecyduje się na jego publikację - jak nakazuje ustawa z 14 grudnia 2006 r.?"
W piśmie z Kancelarii podpisanym przez tę samą osobę (Pan Aleksander pisał już z kim mamy do czynienia) przesunięto termin udzielenia informacji o kolejny miesiąc, zaś podane uzasadnienie jest tak kuriozalne, że sami muszą Państwo to przeczytać:

http://www.blogmedia24.pl/node/35213#comment-346230

Panie Kazefie,

O staraniach Stowarzyszenia Blogmedia24 informowałem już na twitterze i również dziś zamieściłem wiadomość o tym szokującym piśmie.
Zabawa prowadzona z premedytacją przez Kancelarię pana prezydenta Dudy, w pełni potwierdza moje uwagi zawarte w tekście "Co z Aneksem?"
W zasadzie, nie jest ważne, że pisma te podpisuje peerelowski urzędnik, pracujący w KP od czasów "Wolskiego". Za ich skandaliczną treść odpowiada pan prezydent Duda.
Wiemy już zatem, że nie mamy prawa do informacji - czy prezydent jest w posiadaniu aneksu, a tym bardziej, nie wolno nam wiedzieć, czy dokument zostanie opublikowany. Ta odpowiedź mówi więcej o obecnej prezydenturze niż wszelkie analizy.


Nie chcę przypominać wrzawy, jaka niedawno przetoczyła się przez "wolne media", gdy podczas przesłuchania BK wyznał, że nie pamięta czy czytał aneks. Ileż grzmiano wówczas nad koniecznością publikacji dokumentu i jak dramatycznie rozdzierano szaty domagając się ujawnienia aneksu.
Dzisiejsze milczenie "wolnych mediów" powinno otrzeźwić ludzi, którzy nadal wierzą, że w tej farsie chodzi o dobro Polski.

Pozdrawiam Pana

24.09.2015r.
RODAKnet.com





RUCH RODAKÓW: O Ruchu - Docz do nas - Aktualnoi RR - Nasze drogi - Czytelnia RR
RODAKpress: W skrocie - RODAKvision - Rodakwave - Galeria - Animacje - Linki - Kontakt
COPYRIGHT: RODAKnet