NIEPRZEMIJAJĄCY UROK REŻIMU BELWEDERSKIEGO - Aleksander Ścios


W 30 rocznicę śmierci


Afera marszałkowa -
bo tak nazwałem cykl wydarzeń z lat 2007-2008 jest ,,matką" wszystkich afer z czasów rządów PO-PSL





 
Od redakcji RODAKpress:
Szanowni Państwo,

Aleksander Ścios od lat swoimi tekstami tworzy wspólnotę niezależnej myśli.
W tej trudnej pracy powinniśmy go wspierać i dlatego redakcja w imieniu Autora zwraca się do Państwa o dokonywanie dobrowolnych wpłat.
W tym celu przejdź na blog Aleksandra Ściosa

Kliknij na przycisk
"Przekaż darowiznę"
i dalej według instrukcji na stronie.
Dziękujemy wszystkim, którzy okażą wsparcie.

NIEPRZEMIJAJĄCY UROK REŻIMU BELWEDERSKIEGO

Bronisław Komorowski pozostawił po sobie efekt "spalonej ziemi". Nie tylko w prezydenckiej kasie i w kancelarii, ale przede wszystkim w obszarze spraw dotyczących bezpieczeństwa narodowego i polityki zagranicznej.
Nasi rodacy nadal nie rozumieją, że tylko wydarzenia na Majdanie i odwaga Ukraińców uratowały nas od wprowadzenia w życie obłędnych koncepcji bezpieczeństwa, których celem była "redefinicja dotychczasowych tez polityki polskiej", oparcie jej na gwarancjach udzielanych przez Moskwę i uczynienie z III RP państwa bezbronnego wobec współczesnych wyzwań.
Rosyjska agresja obnażyła nie tylko prawdziwe oblicze kremlowskiego watażki, ale ukazała wyjątkowe dyletanctwo Komorowskiego i jego środowiska w kwestiach bezpieczeństwa. Koncepcje powstałe w ramach tzw. Strategicznego Przeglądu Bezpieczeństwa Narodowego (SPBN), mimo ich rażącej ogólnikowości i pseudonaukowego żargonu, zawierały czytelną myśl: współpraca z państwem Putina ma być gwarantem naszego bezpieczeństwa i stabilności. Była to teza kompromitująca - nie tylko w wymiarze politycznym, ale naukowym i kompetencyjnym.
Do szczególnie rażących trzeba zaliczyć te pomysły SPBN, w których zawarto zapisy niedorzeczne i nieadekwatne do zagrożeń związanych z ofensywą rosyjską. Zmodyfikowane w tzw. doktrynę Komorowskiego, miały one kształtować długookresową strategię państwa, decydować o uzbrojeniu Sił Zbrojnych, rozstrzygać o sojuszach oraz kierunkach rozwoju armii i służb specjalnych. Trzeba pamiętać, że to właśnie reżim prezydencki stał się głównym decydentem w tych sprawach, zaś kolejne rządy PO-PSL były zaledwie wykonawcą planów powstałych w otoczeniu Komorowskiego.
Wszystkie projekty "modernizacji" w Siłach Zbrojnych, "reformy" w służbach specjalnych i przemyśle zbrojeniowym, koncepcje "cyberbezpieczeństwa" i zmian w systemie dowodzenia, powstały w tym środowisku lub były inspirowane przez Belweder. Narzucona przez Komorowskiego "implementacja wyników SPBN" prowadziła później do nowelizacji szeregu ustaw i tworzenia nowych, a każde złe rozwiązanie w tym obszarze bezpośrednio obciąża byłego lokatora Belwederu. Gdyby III RP była normalnym państwem prawa, w którym urzędnicy ponoszą odpowiedzialność za błędy, zaś politycy są rozliczani ze swoich działań - kompromitacja SPBN i zależnych odeń "doktryn", zakończyłaby się dymisjami i całkowitą utratą zaufania do Komorowskiego. Gdyby oceniano je w kategoriach odpowiedzialności konstytucyjnej, musiano by wyciągnąć poważniejsze konsekwencje. Nie można było dokonać bardziej obłędnych analiz ani wyprodukować równie niedorzecznych wniosków, jak uczynili to "stratedzy" z otoczenia Belwederu. Niestety, szczelna osłona propagandowa, tchórzostwo opozycji oraz potężny deficyt zdrowego rozsądku sprawiły, że po rosyjskiej agresji na Ukrainę środowisko to mogło dokonać bezbolesnej transformacji i z pozycji piewców "pojednania polsko-rosyjskiego", znaleźć się w awangardzie antyputinowskich "sił postępu".
W tym czasie jedynie wypowiedzi gen. Romana Polko, niosły trafną i krytyczną ocenę belwederskich projektów. Opinie generała, iż -"polska tarcza antyrakietowa to mrzonki", a "to, co w tej chwili zabija polską armię, to reforma systemu dowodzenia" oraz nazywanie projektu tej reformy "wręcz zdeformowaniem systemu", były unikalnym przykładem sensownych recenzji. Podobne opinie gen. Polko wyrażał na temat Narodowych Sił Rezerwowych, nazywając je "niewypałem, który trzeba odrzucić, bo nie da się go zreformować".
Ponieważ większość "reformatorskich" pomysłów Belwederu spotykała się z akceptacją lub wsparciem ze strony partii opozycyjnej, również wyborcy PiS-u nie posiadali wiedzy o tym zagrożeniu. Gdy przed kilkoma miesiącami pojawił się temat przetargu na dostawę śmigłowców (po wyborach prezydenckich skutecznie wyciszony), nikt nie zechciał zauważyć, że wybór francuskich maszyn był możliwy dzięki zapisom nowej ustawy offsetowej, podpisanej przez Komorowskiego w połowie ubiegłego roku. Była ona związana z procesem tzw. konsolidacji przemysłu zbrojeniowego i stanowiła jeden z efektów "implementacji" założeń SPBN.
Dlaczego o tym przypominam?
Po pierwsze dlatego, że wszelkie zagrożenia związane z owymi projektami, są nadal aktualne. W latach 2012-2015 powstało wiele ustaw związanych z efektami "implementacji" SPBN, zaś decyzje personalne i nominacje dokonywane przez Komorowskiego (w ramach tzw. reformy systemu dowodzenia), ugruntowały fundament reżimu belwederskiego.
Zmiana na stanowisku głowy państwa, nie przyniosła odpowiedzi na te zagrożenia i nie skutkowała intencją odrzucenia błędnych decyzji i projektów. Przeciwnie - wszystko, co na ten temat słyszymy z ust prezydenta Andrzeja Dudy, zdaje się potwierdzać zamiar kontynuacji "idei" SPBN lub świadczyć o braku alternatywnych rozwiązań. To nie jest tylko kwestia pozostawienia na witrynie BBN dokumentów związanych z "doktryną Komorowskiego" (w tym sztandarowej "Strategii Bezpieczeństwa Narodowego RP" oraz "Doktryny Cyberbezpieczeństwa"), ale problem znacznie większej wagi.
W czasie swojej kampanii wyborczej, pan prezydent Andrzej Duda skutecznie unikał tematyki bezpieczeństwa, a jeszcze mniej wypowiadał się na temat zagrożeń militarnych, modernizacji armii oraz "reform" zapoczątkowanych przez SPBN. Nigdy zatem nie miałem okazji usłyszeć jasnych deklaracji ani odpowiedzi na pytania z tego zakresu.
Gdyby ktoś posłużył się argumentem, że upłynęło zbyt mało czasu na ocenę projektów belwederskich "strategów" lub, że z przeprowadzeniem zmian należy zaczekać do rozstrzygnięcia wyborów parlamentarnych, wykaże, że nie rozumie istoty zagrożeń związanych z "implementacją" SPBN i myli pijarowskie kuglarstwo wyborcze ze sprawami naszego bezpieczeństwa. Wprawdzie pan prezydent Duda i jego otoczenie, nie muszą posiadać gotowych pomysłów i strategii, ale mam prawo oczekiwać, że nieobca jest im rzeczowa ocena dokonań poprzednika i mają klarowną wizję narodowego bezpieczeństwa. Tymczasem, już tylko to oczekiwanie wydaje się próżne.
Jeśli na czas zagrożenia rosyjską agresją, gdy trwają zakupy nowego uzbrojenia i dokonują zmiany w strukturze Sił Zbrojnych, pan prezydent Duda, na stanowisko szefa BBN kieruje "fachowca od bezpieczeństwa wewnętrznego", a tenże fachowiec ujawnia nieskrywaną atencję dla gen. Kozieja i zapowiada "pewne elementy kontynuacji" poprzedniego układu BBN, jest powód do niepokoju i rozmaitych spekulacji.
Po wtóre - powód staje się tym poważniejszy, gdy sam pan prezydent potwierdza wolę kontynuowania projektów Komorowskiego i to w obszarze wyjątkowo niebezpiecznym. Przypomnę, że SPBN i powstała z niego "doktryna Komorowskiego" (na którą Polacy mają w najbliższych latach wyłożyć kolosalne pieniądze), została oparta na nonsensownej przesłance "samodzielnej reakcji" i równie abstrakcyjnym "własnym potencjale obronnym". Ma ona obowiązywać w latach 2014-2023 i zagwarantować m.in. finansowanie tzw. polskiej tarczy antyrakietowej oraz zakup różnych rodzajów uzbrojenia. Dla realizowania projektu, w ramach tzw. konsolidacji przemysłu zbrojeniowego (to także efekt SPBN), powołano Polską Grupę Zbrojeniową (PGZ.SA), która (w miejsce MON) przejmuje kontrolę nad wszystkimi zakładami zbrojeniowymi. O zakupach broni nie będą odtąd decydowali urzędnicy ministerialni (a zatem rząd IIIRP), lecz przedstawiciele lobby zbrojeniowego. Tam też trafią pieniądze przeznaczone na "modernizację" - dokonywaną według zamysłów poprzedniego lokatora Belwederu i futurystyczno-propagandowej wizji pod nazwą "doktryny Komorowskiego". Dość dawno pisałem, że wprawdzie "polska tarcza" nie zostanie nigdy zbudowana, to pomysł ten pozwala na polityczną eksploatację tezy o tworzeniu "własnego potencjału" oraz generowanie olbrzymich środków na rzecz środowisk związanych z przemysłem zbrojeniowym. Jednym z elementów planu wydaje się zamysł powierzenia ludziom byłych WSI nadzoru nad technologiami wojskowymi oraz zaangażowanie tego środowiska w procesy gospodarcze związane z modernizacją Sił Zbrojnych.
Zgodnie z zapowiedziami przedstawicieli MON, w ciągu najbliższych kilku miesięcy zostaną wybrani dostawcy m.in. systemu obrony przeciwlotniczej średniego zasięgu, śmigłowców wsparcia bojowego oraz bezpilotowców. Zapowiada się również rozpoczęcie prac nad kolejnym cyklem modernizacji technicznej Sił Zbrojnych na lata 2017 - 2026. Jeśli uda się utrzymać wysokość nakładów na obronność na poziomie 2 proc. PKB roku poprzedniego w całym tym okresie, to do budżetu MON może trafić astronomiczna kwota 498,94 mld zł.
Kto zarządza PGZ, do której trafią pieniądze podatników przeznaczone na modernizację armii? Wśród członków rady nadzorczej znajdziemy m.in. gen. Andrzeja Tyszkiewicza, słuchacza Akademii Wojskowej im. Michaiła Frunzego w Moskwie, absolwenta (z wyróżnieniem) Akademii Sztabu Generalnego ZSRR, byłego ambasadora w Bośni i Hercegowinie. Dyrektorem PGZ jest Grzegorz Szymański (były pracownik Centrum Informacji Rządu i wychowanek Igora Ostachowicza - zaufanego doradcy Tuska), o którym "Gazeta Polska Codziennie" pisała, że "wziął dwumiesięczny urlop, aby wspierać w kampanii prezydenckiej Bronisława Komorowskiego". Na urlop Szymańskiego zgodził się prezes PGZ Wojciech Dąbrowski. Autor z GPC dodawał - "Nie może to dziwić. Ten były prezes Agencji Rozwoju Przemysłu należy do grona zaufanych ludzi Bronisława Komorowskiego. Z nieoficjalnych informacji "GPC" wynika, że to właśnie dzięki poparciu odchodzącego prezydenta Wojciech Dąbrowski został szefem PGZ."
Ja zaś przypomnę, że Dąbrowski był szefem Agencji Rozwoju Przemysłu (ARP) w czasie, gdy rozgrywała się tzw. afera stoczniowa (z udziałem ludzi byłych WSI) oraz bohaterem zarejestrowanej przez CBA rozmowy z J.Goszczyńskim (wiceprezesem ARP). W rozmowie pojawia się wątek zaspokojenia roszczeń libańskiego handlarza bronią Abdula Rahmana el Assira wobec Bumaru (Dąbrowski był tam wcześniej prezesem zarządu), a szefowie ARP rozważają zawarcie z nim ugody przewidującej wypłatę należności w ratach, z zastosowaniem zabezpieczenia na akcjach Bumar S.A.
Inny z członków zarządu PGZ, Krzysztof Trofiniak (były prezes Huty Stalowa Wola) w roku 2010 stał na czele podkarpackiego komitetu poparcia dla Bronisława Komorowskiego.
Nietrudno zauważyć, jaki klucz obowiązywał podczas wyborów osób zarządzających największym holdingiem zbrojeniowym. To ludzie Komorowskiego mają dziś decydować o "strategii modernizacyjnej" Sił Zbrojnych i zakupach uzbrojenia.

Dla oceny tej strategii (została publicznie zaprezentowana przed kilkoma dniami) niech wystarczy opinia Macieja Miłosza z "Gazety Prawnej", który napisał wprost o "mrzonkach prezesa Dąbrowskiego" i skonkludował - "deklaracja, że w 2030 r. PGZ będzie w pierwszej dziesiątce koncernów zbrojeniowych w Europie jest równie prawdopodobna jak to, że rok później polska gospodarka wyprzedzi pod względem eksportu Niemcy" .
Z kolei gen. Roman Polko oceniał, iż "Program modernizacji polskich sił zbrojnych jest niespójny i nie odpowiada na zagrożenia, przed którymi staje Polska. Jest to raczej tworzenie kosztownych obietnic niż budowa zdolności obronnych kraju." Były dowódca GROM-u dobitnie podkreślał, na czym polega słabość i iluzoryczność belwederskich projektów - "Cały problem polega na tym, że od 2008 roku mamy do czynienia ze zwiększonym zagrożeniem ze strony Rosji, która bardzo intensywnie się zbroi. Natomiast zamiast w odpowiedzi na to budować systematycznie nasze zdolności obronne tak, żeby w każdym momencie być gotowym do obrony, to zbudowaliśmy co najwyżej tylko programy, które kiedyś w przyszłości będą realizowane. Nic w praktyce, dużo obietnic".

Nie powinno zatem dziwić, że z ogromnym (i niemiłym) zaskoczeniem przyjąłem słowa prezydenta Andrzeja Dudy, który podczas niedawnej wizyty na XXIII Międzynarodowym Salonie Przemysłu Obronnego powiedział - "Polski przemysł obronny ma szansę na poważne odrodzenie, mamy szansę na powrót do najlepszych tradycji. Bardzo mi na tym zależy". Padła wówczas bardzo ważna deklaracja - "Chciałbym, by przemysł zbrojeniowy Polski taką właśnie niezwykle ważną gałęzią polskiej gospodarki się stawał. Żeby był swoistym motorem rozwoju gospodarczego. Wierzę w to, że tak będzie".
Produkcja polskiej broni i uzbrojenie w nią polskiej armii, jest z całą pewnością doskonałym pomysłem. Powierzenie tego zadania "ludziom Komorowskiego" i realizacja planów modernizacji Sił Zbrojnych według projektów SPBN - jest już pomysłem fatalnym i niezwykle groźnym. O tym, że nie ma dziś czasu na tworzenie "własnego potencjału obronnego", a ćwierćwiecza konserwacji postkomunistycznego skansenu, zwanego armią III RP, nie da się przekreślić zakupem kilku rodzajów broni, wie każdy, kto dostrzega obecne zagrożenia, widzi dynamikę rosyjskiej agresji, słabość NATO i uległość przywódców "wolnego świata".
Pojawia się intrygujące pytanie - czy i w jaki sposób pan prezydent zamierza uzyskać realny wpływ na ten obszar bezpieczeństwa narodowego i czy deklarację złożoną przed kilkoma dniami należy rozumieć, jako wyraz poparcia dla "programów modernizacyjnych" powstałych w ramach SPBN? Czy pan prezydent Duda wie, kto dziś zarządza holdingiem zbrojeniowym i jakim środowiskom chce powierzyć sprawy polskiego bezpieczeństwa?
Za tym pytaniem, pojawia się kwestia obecności ludzi byłych WSI oraz ich wpływu na lobby zbrojeniowe. Nie od rzeczy będzie też przypomnieć o zaskakującym (wówczas) i nowatorskim scenariuszu nakreślonym przed laty przez prof. Jadwigę Staniszkis. Ponieważ postrzegam panią profesor, jako osobę doskonale zorientowaną w środowiskowych "trendach", a w wielu wypowiedziach widzę przekaz służący komunikacji różnych środowisk, szczególnie zapamiętałem jej słowa z 5 numeru pisma "Rzeczy Wspólne" z roku 2011.
J. Staniszkis stwierdziła wówczas, że B. Komorowski "mógłby - i powinien - patronować odbudowie polskiego przemysłu", dodając przy tym, że "kołem zamachowym naszej gospodarki mogłyby być technologie wojskowe". Zdaniem pani profesor - "to, co było dotychczas dla mnie jedną z największych wad prezydenta Komorowskiego, to, że w jego otoczeniu są ludzie z dawnych Wojskowych Służb Informacyjnych, być może okaże się zaletą". Ta wizja została wkrótce powtórzona, gdy Staniszkis dostrzegła "szansę na chłodną kooperację między prezydentem Bronisławem Komorowskim a opozycją" . Mogłaby ona zaistnieć, jeśli Komorowski - "wystąpi zdecydowanie z wizją technologicznego rozwoju", zaś podstawą działań miałyby stać się "programy przygotowane przez środowisko Wojskowej Akademii Technicznej i nowoczesne firmy zbrojeniowe zawierające wizję, jak należy dopasować państwo do strategii, która da szanse rozwoju i nowoczesności". Zdaniem Staniszkis - jest to wizja bliska PiS -owi.

Czy muszę dodawać, że deklaracja prezydenta Dudy - by przemysł zbrojeniowy "był swoistym motorem rozwoju gospodarczego", jest całkowicie zgodna z wieloma wypowiedziami Bronisława Komorowskiego z lat ubiegłych i wyśmienicie koresponduje z perspektywą nakreśloną przez panią Staniszkis? Ponieważ w obszarze polityki III RP niewiele jest wydarzeń przypadkowych, a jeszcze mniej spontanicznych, dostrzegam tu zadziwiającą korelacje i godną podziwu logikę.
I zastanawiam się - czy wobec takiej refleksji, nadal wypada zachowywać "poprawną" wstrzemięźliwość, czy raczej zacząć stawiać trudne pytania?

Aleksander Ścios
Blog autora

08.09.2015r.
RODAKnet.com





RUCH RODAKÓW: O Ruchu - Docz do nas - Aktualnoi RR - Nasze drogi - Czytelnia RR
RODAKpress: W skrocie - RODAKvision - Rodakwave - Galeria - Animacje - Linki - Kontakt
COPYRIGHT: RODAKnet