GDYBY WIĘKSZOŚĆ POLAKÓW - Aleksander Ścios


W 30 rocznicę śmierci


Afera marszałkowa -
bo tak nazwałem cykl wydarzeń z lat 2007-2008 jest ,,matką" wszystkich afer z czasów rządów PO-PSL





 
Od redakcji RODAKpress:
Szanowni Państwo,

Aleksander Ścios od lat swoimi tekstami tworzy wspólnotę niezależnej myśli.
W tej trudnej pracy powinniśmy go wspierać i dlatego redakcja w imieniu Autora zwraca się do Państwa o dokonywanie dobrowolnych wpłat.
W tym celu przejdź na blog Aleksandra Ściosa

Kliknij na przycisk
"Przekaż darowiznę"
i dalej według instrukcji na stronie.
Dziękujemy wszystkim, którzy okażą wsparcie.

GDYBY WIĘKSZOŚĆ POLAKÓW

Podsumowaniem kampanii wyborczej powinien być zapewne tekst pozytywny, napisany w konwencji "ku pokrzepieniu serc". Dziś wydaje się to wręcz nieodzowne, bo nigdy wcześniej nie widziałem tak silnej wiary w zwycięstwo ani takich emocji towarzyszących wyborom. Gdyby ten nastrój miał oparcie w faktach i mógł decydować o ostatecznym wyniku, już teraz musiałbym zmienić większość dotychczasowych ocen.
Mam jednak nadzieję, że czytelnicy bezdekretu wybaczą mi odejście od konwencji "mobilizacyjnej". Ten blog nigdy nie był pisany "ku pokrzepieniu" i w tym zakresie nie spełnia standardów "niezależnej" publicystyki. Jeśli ktoś odczuwa nieodpartą potrzebę umocnienia wiary w wygraną kandydata opozycji, jestem przekonany, że publikacje i analizy zamieszczane w "wolnych mediach" doskonale sprostają takiej potrzebie.
Pod poprzednim tekstem - " Trudno uwierzyć w wyborczy cud nad Wisłą " znalazło się wiele cennych komentarzy i opinii na temat ostatnich dni kampanii. Nie ma zatem konieczności wracania do tematu tzw. debaty ani roztrząsania minionych wydarzeń.
Zgodnie z obietnicą złożoną na blogu, nie zamierzam też powracać do recenzowania przebiegu kampanii partii opozycyjnej. Stwierdzenie, że w zupełności opierała się ona na taktyce z roku 2010, niech będzie jedyną refleksją. Da Bóg, że popełnię pomyłkę najlepszą z możliwych i za kilka dni będziemy świadkami końca haniebnej prezydentury lokatora Belwederu. Zapewniam, że taki błąd uważałbym za jedno z nieszczęśliwych wydarzeń w życiu.
Jeśli jednak B. Komorowski zachowa swoje stanowisko, nie zamierzam sięgać po gesty Rejtana ani pisać ponurych jeremiad. Przynajmniej od roku przedstawiam taki scenariusz i nie sądzę, by czytelnicy bezdekretu mogli odczuwać zaskoczenie lub byli przerażeni świadomością klęski.
Nie muszę też wyjaśniać, kim jest dzisiejszy lokator Belwederu i z jakim zagrożeniem wiąże się jego prezydentura. Pisałem o tym przed laty, jak w tekście "Kandydat Komorowski" ze stycznia 2010 roku, gdy nikt jeszcze nie próbował dostrzec, że bohater afery marszałkowej został przeznaczony do misji necandusa :
"Kandydatura marszałka Sejmu może być najważniejszym elementem przyszłego porozumienia ludzi służb cywilnych i wojskowych, dającego gwarancję trwałości układu III RP. Przed miesiącem Komorowski w wywiadzie dla TVN deklarował: "Chciałbym skrócić zły okres prezydentury Lecha Kaczyńskiego. Okres konfliktu i braku współpracy z rządem. Ten słynny meldunek: "Panie prezesie melduję wykonanie zadania", zaciążył nad całą prezydenturą" - dodał. Jeśli w efekcie medialnych manipulacji i bezpieczniackich gier operacyjnych, Bronisław Komorowski zostałby prezydentem Polski - dziś można jeszcze pytać - komu złoży meldunek o wykonaniu zadania? Za kilka miesięcy, możemy już nie móc zadać tego pytania."
W późniejszym tekście - "Kto zatrzyma Bronisława K." z marca 2010 roku, przypomniałem, że " pisząc o tchórzostwie Bronisława Komorowskiego, przytoczyłem kiedyś słowa Bułhakowa, iż ' tchórzostwo nie jest jedną z ułomności, ono jest ułomnością najstraszliwszą'.
Na każdego, kto za wszelką cenę starał się ukryć swoją przeszłość i okazywał lęk przed jej ujawnieniem przychodzi chwila, gdy na odwagę jest już za późno. Wówczas - tchórz staje się postacią tragiczną, bo przeświadczoną o własnej wielkości i nietykalności. Myślę, że Bronisław Komorowski jest bliski tej chwili. Gdy ona nastąpi - dla nas będzie za późno
".

Wówczas, przed pięcioma laty - te wielokrotnie powtarzane ostrzeżenia oraz 50 pytań do kandydata Komorowskiego, nie wzbudziły uwagi partii pana Kaczyńskiego i nie interesowały środowiska żurnalistów z "wolnych mediów". Zaledwie kilka miesięcy po zamachu smoleńskim, nikt nie potrzebował wizerunku tak dalece odbiegającego od normy "opozycyjnej" poprawności.
Nie potrzebowano również takiej wizji w obecnej kampanii wyborczej i proszę się nie dziwić, że moje teksty z tego okresu zawierały znacznie mniejszy ładunek emocji.
Nie są one potrzebne, bo dziś wiemy, że prawdziwa walka nie toczy się w "przestrzeni politycznej" III RP i nie dotyczy tylko zwycięstwa wyborczego. To nie jest bój o wynik pana Dudy ani o przyszłość prezesa Kaczyńskiego. Nie chodzi też o "naprawę demokracji" lub modernizację tego, czego nie sposób naprawić. Zmiany, jakie proponuje obecna opozycja, są ograniczone do funkcjonalności systemu III RP i w żadnym zakresie nie prowadzą do obalenia komunistycznych fundamentów dzisiejszej państwowości. Nie ma też woli wytyczenia kanciastej granicy , a dychotomia My-Oni od dawna została skazana na zapomnienie.
To najistotniejsza bariera przed łatwym optymizmem, ale również wskazówka, w jakim kierunku musi prowadzić długi marsz.

Nastrój przygnębienia lub rezygnacji. nie przystoi ludziom wolnym. Nie jest nam do niczego potrzebny. Dlatego wiem, że nawet w przypadku przegranej, nikt ze stałych czytelników tego blogu nie będzie spoglądał w przeszłość ani pokładał nadziei w mirażach fałszywej "opozycyjności".
W przededniu tego rozstrzygnięcia, chcę natomiast przypomnieć słowa człowieka niezwykle mi bliskiego, kogoś, kto świadectwem własnego życia potwierdził niezłomność autentycznej wolności i pokazał nam drogę do jej osiągnięcia:
"Człowiek, który daje świadectwo prawdzie, jest człowiekiem wolnym nawet w warunkach zewnętrznego zniewolenia, nawet w obozie czy więzieniu.
Gdyby większość Polaków w obecnej sytuacji wkroczyła na drogę prawdy, gdyby ta większość nie zapominała, co było dla niej prawdą jeszcze przed niespełna rokiem, stalibyśmy się narodem wolnym duchowo już teraz. A wolność zewnętrzna czy polityczna musiałaby przyjść prędzej czy później jako konsekwencja tej wolności ducha i wierności prawdzie.

Zasadniczą sprawą przy wyzwoleniu człowieka i narodu jest przezwyciężenie lęku. Lęk rodzi się przecież z zagrożenia. Lękamy się, że grozi nam cierpienie, utrata jakiegoś dobra, utrata wolności, zdrowia czy stanowiska. I wtedy działamy wbrew sumieniu, które jest przecież miernikiem prawdy. Przezwyciężamy lęk, gdy godzimy się na cierpienie lub utratę czegoś w imię wyższych wartości. Jeżeli prawda będzie dla nas taką wartością, dla której warto cierpieć, warto ponosić ryzyko, to wtedy przezwyciężymy lęk, który jest bezpośrednią przyczyną naszego zniewolenia. Chrystus wielokrotnie przypominał swoim uczniom: "Nie bójcie się. Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, a nic więcej uczynić nie mogą
".

Ksiądz Jerzy Popiełuszko - 30 października 1982 r.

Aleksander Ścios
Blog autora

Z komentarzy na blogu Autora:
Paweł Patrycjusz 20 maja 2015 01:38

Szanowni Państwo.

W nawiązaniu do słów Pana Kazefa - może i "przeciętny Polak" nie wie w jakim kraju żyjemy, kim jest lokator, etc. etc. Jednak intuicyjnie to większość, poprzez wyborcze zaniechanie realizuje stanowisko polskie. Należy to mocno podkreślić - nie biorąc udziału w wyborczej farsie postkomunistycznej hybrydy, nie daje mandatu obecnym kontynuatorom uzurpatorom władzy . Przecież cała ta otoczka demokracji to kłamstwo fundamentalne III RP, istota fasadowości tego ustroju.

Wszyscy dopingujący "prawicę", zdają się zapominać o kwestii najistotniejszej - to państwo powstało w wyniku układu samozwańczych reprezentantów strony polskiej z osiedleńcami zainstalowanymi na ziemiach polskich przez sowieckiego okupanta, w wyniku mirażu wolnych wyborów - a faktycznie uzgodnionego mechanizmu podziału głosów. Następnie utrwalono rozwód z Państwem Polskim, w sposób perfidnego zignorowania formalnie obowiązującej Polaków Konstytucji II RP. Utworzono nowe prawa na bazie komunistycznych i PRL-owskich, łącznie z ustawą zasadniczą. Od dawna nie tylko nie słychać głosu sprzeciwu wobec takiego stanu rzeczy od polityków tzw. "opozycyjnych", ale i nawet najmniejszej wzmianki o bezprawnej genezie III RP.

To też (oprócz wielu innych wielokrotnie wspominanych jej działań) znaczy, że "opozycja" legitymizuje taki model państwa, tę kontynuację PRL-u i PKWN-owskiej instalacji. Wobec czego dziwi rażąca niekonsekwencja - iż co bardziej radykalni zwolennicy takiej "opozycyjności", w tak marny sposób odzwierciedlają nurt pogodzenia się z poprzednim ustrojem. Albowiem jeśli tolerowane jest (ba - hołubione) zachowanie łączności z poprzednim zbrodniczym ustrojem pod sterowaniem sowieckim, to radykałowie prawdziwie konserwatywni w myśli, już dawno winni przywdziać obywatelstwo rosyjskie i prosić Putina o interwencję w celu odbicia władzy i państwa, które przecież wg nowo napisanej historii podarował im Stalin.

I z tego ci polityczni durnie nie zdają sobie zupełnie sprawy.

Pozdrawiam serdecznie.

Aleksander Ścios 20 maja 2015 20:42

  • Paweł Patrycjusz,

    Bardzo dziękuję za te ważne uwagi. Pisząc w tekście, że "prawdziwa walka nie toczy się w "przestrzeni politycznej" III RP i nie dotyczy tylko zwycięstwa wyborczego", miałem na myśli problem, o którym przypomniał Pan w swoim komentarzu. Problem najpoważniejszy i (może dlatego) całkowicie pomijany w dyskusji publicznej.
    Większość naszych rodaków jest przecież przekonana, że na przełomie lat 90. nastąpiła jakościowa zmiana państwowości, że Polska odzyskała atrybuty suwerenności i na gruzach komunizmu powstało nowe państwo prawa i demokracji.
    Przeświadczenie to zostało wykreowane poprzez jednolity przekaz propagandy, wsparte na werbalnych deklaracjach nowej elity, ugruntowane obserwacją procesów politycznych i ekonomicznych. Od ćwierćwiecza jest ono składnikiem nauczania historii i decyduje o treściach przekazywanych młodym pokoleniom. Jeśli nawet większość Polaków nie potrafiłaby wskazać historycznych przesłanek owej zmiany jakościowej ani racjonalnie uzasadnić opinii o demokracji III RP, wiara w istnienie wolnego państwa doskonale zastępuje wszelkie normy epistemologii.
    Jest to wiara tym mocniej zakorzeniona, że podsycana przez wszystkie środowiska polityczne i umacniania nauczaniem hierarchów Kościoła. Kto chciałby się jej przeciwstawić, musi liczyć się z ogromnym sprzeciwem społecznym i kontrakcją ze strony całego establishmentu.
    Bardzo łatwo narzucono nam pogląd, jakoby archaiczna konstrukcja "okrągłego stołu" była jedyną, na której można budować nowoczesną państwowość. Potęga owej mitologii nakłada na nas tak skuteczne ograniczenia, że przez ostatnie ćwierćwiecze nie powstało żadne środowisko intelektualne ani partia polityczna, które kwestionowałyby demokratyczne atrybuty III RP i podważały fundamenty tego tworu.
    Mamy tu do czynienia z nienaruszalnym dogmatem, podobnym w swojej logice do peerelowskiej normy art. 1 konstytucji, w którym stwierdzono, iż "Polska Rzeczpospolita Ludowa jest państwem demokracji ludowej".
    Wielka inscenizacja wyborcza z 1989 roku stała się więc podstawą wszystkich procesów politycznych "nowego" państwa i już na początku III RP zastąpiła autentyczną demokrację agenturalno-esbeckim erzacem. Nawiązywała wprost do tradycji sfałszowanych wyborów z roku 1947, z których komunistyczni bandyci wywodzili swoje prawo do rządzenia Polakami. Podobnie, jak pierwsze powojenne wybory stały się najważniejszych elementów mitu założycielskiego PRL, tak farsa z roku 1989 jest do dziś fundamentem legitymizacji układu "okrągłego stołu".
    O tej "skazie pierworodnej" III RP, nie tylko nie chcemy rozmawiać, ale nawet o niej pamiętać. To nadal jest temat tabu, obchodzony z daleka przez całe środowisko zwane opozycyjnym.
    Być może dlatego poglądy wyrażane na tym blogu, są zwykle przemilczane lub fałszywie interpretowane. Wynika to z faktu, że nie mamy dziś opozycji antysystemowej, zaś główna partia opozycyjna, w tym jej kandydat na prezydenta, są głęboko osadzeni w mitologii III RP.

    Zastanawiałem się niedawno, jak dziś zostałby odebrany taki głos:

    "Jesteśmy zmęczeni i zniechęceni - całe społeczeństwo. Patrzymy bezsilnie, jak się wali wszystko dokoła. Ceny rosną, każdy zastanawia się z trwogą, jak będzie żył za pół roku, za rok, jak będą żyły jego dzieci. Służba zdrowia, komunikacja, budownictwo mieszkaniowe, zaopatrzenie, szkolnictwo, kultura, ochrona środowiska - wszystko w stanie upadku i zacofania.(...) Zdrowe, normalne społeczeństwo w takiej sytuacji staje do walki, buntuje się, odmawia posłuszeństwa. Jest przecież wiele form cywilnego nieposłuszeństwa i walki z przemocą państwa, wśród nich walka zbrojna jest możliwością skrajną, stosowaną w ostateczności. My jednak wolimy angażować się w "wybory" do Sejmu.
    Przypominamy wszyscy człowieka chorego na raka. Czuje, że jest z nim źle, staje się nerwowy, chudnie, ma boleści - ale nie chce słyszeć o operacji. Woli udawać, że nic się nie dzieje, woli zaufać znachorom i oszustom niż zaryzykować i wyzdrowieć. Pełne troski rady przyjaciół wprawiają go we wściekłość. Prawda często bywa trudna i przykra, prawda zmusza do działania, a chować głowę w piasek jest najwygodniej. (...)
    Mimo to trzeba mówić, a nawet trzeba krzyczeć. Trzeba stawiać sprawę na ostrzu noża, nazywać rzeczy po imieniu, trzeba prowokować, jątrzyć, podburzać ! Przecież toniemy, przecież giniemy, z europejskich wyżyn staczamy się w azjatycką dzicz ! Nie mogę milczeć, choćbym miał zostać za to zlinczowany przez ogłupionych i wystraszonych rodaków."

    To nie jest opis realiów z 2015 roku.
    Te słowa napisał śp. Sławomir Bugajski - naukowiec, fizyk, po 13 grudnia 1981 współtwórca Konspiracyjnego Komitetu Oporu Uniwersytetu Śląskiego, założyciel Solidarności Walczącej Oddział Katowice, pomysłodawca i redaktor naczelny pism "Wolni i Solidarni" oraz "Podziemny Informator Katowicki".
    Jeden z tych, których III RP skazała na zapomnienie.
    Napisał je w czerwcu 1989 r. w tekście "Trzy razy NIE" opublikowanym w Serwisie Agencji Informacyjnej Solidarności Walczącej.
    Problem, przed którym stoimy, można sprowadzić do pytania - dlaczego ta diagnoza sprzed 26 lat jest nadal prawdziwa i aktualna?
    Bugajski był przeciwnikiem paktowania z komunistami i wzywał wówczas do bojkotu tzw. wyborów kontraktowych. Pisał - "Obecny chorobliwy entuzjazm wokół wyborów to początek końca przywódców "opozycji konstruktywnej". (...) Neo-"Solidarność" będzie związkiem scentralizowanym, rządzonym po dyktatorsku przez przewodniczącego Wałęsę i jego wasali, współpracujących z komunistami. Neo-"Solidarność" to nie "Solidarność". Naszą "Solidarność" zabrali nam komuniści tak jak zabrali symbole i sztandary narodowe, zabrali Mickiewicza i Piłsudskiego, zabrali ZHP, PCK, "Caritas" i wszystko czego nie zniszczyli. Społeczeństwo to czuje, nie ma tego entuzjazmu i nadziei co we wrześniu 1980 r., jest zamieszanie i zagubienie.
    Wszystko to, chociaż smutne, jest też optymistyczne. Musimy odrzucić stare struktury i starych przywódców, choćby to nie wiem jak bolało.
    Musimy odświeżyć stare idee i wymyślić nowe. A na dziś, jeśli nie możemy zaszkodzić czerwonym, to przynajmniej im nie pomagajmy. A więc PO TRZYKROĆ "NIE!"

    http://bezdekretu.blogspot.com/2014/05/jak-powstawaa-iii-rp-trzy-razy-nie.html

    Myślę, że groza obecnego położenia uwidacznia się w fakcie, że po 26 latach od tego mocnego "PO TRZYKROĆ NIE", nie istnieje żadne środowisko, żadna siła polityczna gotowa powtórzyć apel Sławomira Bugajskiego.
    Tak dalece uwierzyliśmy w mitologię tego państwa i tak usilnie zapomnieliśmy o jego "skazie pierworodnej", że podobne w treści wezwanie, byłoby odebrane jako akt szaleństwa lub zdrady "prawicowych" ideałów. To jest miara naszego zniewolenia.

    Pozdrawiam Pana

    Cyt: "Zmiany, jakie proponuje obecna opozycja, są ograniczone do funkcjonalności systemu III RP i w żadnym zakresie nie prowadzą do obalenia komunistycznych fundamentów dzisiejszej państwowości. Nie ma też woli wytyczenia kanciastej granicy, a dychotomia My-Oni od dawna została skazana na zapomnienie.
    To najistotniejsza bariera przed łatwym optymizmem, ale również wskazówka, w jakim kierunku musi prowadzić długi marsz. "

    Czekam niecierpliwie, podobnie jak chyba wszyscy, na niedzielę i na wynik tego ostatniego być może plebiscytu, na którego skutki mamy jeszcze jakikolwiek wpływ (nie opuszcza mnie myśl o 12-dniowej kampanii).
    Jak wielu, marzę o wygranej naszego kandydata, marzę o naprawie mojej Ojczyzny, o zmianach na miarę tych z czasów konstytuowania się II RP!

    Podobnie jak Autor, zadaję sobie też pytanie co dalej, co z wątpliwościami o których mowa w cytacie. Czy mamy ufnie zdać się na bieg wydarzeń, na wolę i wytrwałość pana Dudy osadzonego w realiach swojego zaplecza? Czy to wystarczy, czy też nadal należy trwać w swoich poglądach i naciskać, naciskać do skutku?
    To na wypadek wygranej.

    A co w przypadku przegranej?

    Czego pozbyć się jak zbędnego balastu, a co kultywować i przenieść w przyszłość. Co nadal warte jest poświeceń a co było bezsensownym trwonieniem energii?

    Na te i wiele innych pytań musimy próbować sami sobie odpowiedzieć własnie dziś, w przededniu czekających nas rozstrzygnięć.

    Pozdrawiam

    Szanowny Panie Zaścianku,

    "Nie mamy Polski zburzonej, tylko taka którą trzeba naprawiać" - te słowa Andrzeja Dudy pokazują istotę problemu związanego z definicją III RP.
    Zdaniem kandydata PiS-u, jest to państwo w pełni niepodległe i suwerenne, kraj wolny i demokratyczny, który wymaga jedynie "naprawy", "pozytywnych zmian" i "modernizacji".
    Pan Andrzej Duda jest bez wątpienia człowiekiem wielce prawym i szlachetnym. Doceniam przymioty osobiste tego pana i jestem przekonany, że jego prezydentura przyniosłaby Polsce wiele dobra.
    Ale nie mogę zapomnieć o aspekcie politycznym obecnej sytuacji, o najistotniejszej różnicy dzielącej moją ocenę realiów III RP, od poglądów kandydata opozycji.
    Przed kilkoma dniami napisałem na TT - "Podłe to czasy i podły wybór,gdy kandydat jedynej partii opozycyjnej mówi,że chce "naprawiać" komunistyczną hybrydę stworzoną przez esbeków".
    Tak też odbieram obecną sytuację, w której nasz wybór (jeśli w ogóle można o nim mówić w kontekście "demokracji" istniejącej w tym państwie) zostaje ograniczony do pozostania w granicach systemu magdalenkowego.
    Pozwolę sobie na jeszcze jedną uwagę.
    Z ogromnym zażenowaniem patrzę dziś na "łaszenie" się partii pana Kaczyńskiego do "antysystemowego" P.Kukiza. Przybiera to postać żałosnych, nonsensownych zbiegów i jest pokłosiem zabobonnej wiary w dogmat "przepływu elektoratu". Pisałem o tym w poprzednim tekście.
    Nie pojmuję też - skąd wzięło się przeświadczenie, że ów muzyk, ślący wespół z szefem neoSolidarności głupowate listy do lokatora Belwederu (w ramach tzw.Platformy Oburzonych), człowiek bez kręgosłupa politycznego i głębszej wiedzy o mechanizmach III RP, może być uważany za osobę podważającą fundamenty obecnego systemu. By dojść do tak absurdalnego wniosku, trzeba nie tylko zapomnieć o opiniach tego pana np. na temat Antoniego Macierewicza (w kontekście Rosji) czy PiS-u, nie tylko nie pamiętać o wystąpieniach Kukiza podczas hucpy z ową Platformą Oburzonych, ale w ogóle nie rozumieć, na czym polega autentyczna antysystemowość.
    Nie miejsce teraz na dokładne analizowanie tego fenomenu, ale jestem przekonany, że ci sami głupcy, którzy umacniają dziś pozycję Kukiza i stroją go w nienależne szaty, wkrótce będą zmuszeni do rewizji swoich ocen i dostrzeżenia, w jakim kierunku zmierza ta "trzecia siła". To jednak już nie mój problem.

    Panie Zaścianku. Bardzo bym pragnął, by nasze przyszłotygodniowe dylematy zostały szczęśliwie ograniczone do pytań dotyczących "woli i wytrwałości pana Dudy osadzonego w realiach swojego zaplecza". Niech byśmy musieli krytykować go za wiarę w demokrację i za niedoskonałość scenariusza "zmian".
    Przy takich problemach i takim prezydencie, nasza droga w "długim marszu" skróciłaby się wyśmienicie. Jestem o tym przekonany, dlatego Panu, Państwu i sobie życzę tylko takich dylematów.

    Pozdrawiam serdecznie

    Panie Aleksandrze!

    Tak się składa, że dwa z Pańskich 50 pytań do Komorowskiego dotyczyły mojej skromnej osoby i zdarzeń, do których doszło w czasie mej posługi na stanowisku dyrektora Departamentu Nauki i Szkolnictwa Wojskowego MON na przełomie 2000/2001.
    Ja również nie rozumiałem całkowitego braku zainteresowania ze strony PiS-u problemami, które był Pan zawarł w owych 50 pytaniach. Podane na talerzu - i nic?! Co mogło być tego przyczyną? Czy nie jest Pan lubiany wśród kamaryli J. Kaczyńskiego? Bo zbyt otwarcie wytyka Pan błędy i zaniedbania opozycji? Znajduje Pan inne sensowne uzasadnienie tego milczenia?

    Teraz sytuacja jest lustrzana: pojawiła się w najlepszym możliwym momencie książka Wojtka Sumlińskiego (a mam w jej powstaniu swój mały udział, uwidoczniony na 4. jej stronie!) o szemranych powiązaniach Komorowskiego ze służbami - i znów w kampanii wyborczej nikt ze sztabu i otoczenia A. Dudy nie sięga do argumentów w tej książce zawartych? Toczą się dyskusje przedwyborcze, choćby w TV "Trwam", wszędzie jednak milczy się o książce, jakby tych wszystkich dyskutantów ktoś zaczarował! Ale zaczarował także w telewizji katolickiej? Na miły Bóg!...

    Również sam pretendent do najwyższego urzędu Rzeczypospolitej milczy jak zaklęty na temat opisanych w książce FAKTÓW? Przecież gdyby w książce W. Sumlińskiego było choć jedno kłamstwo, jestem pewien, że sztab wyborczy Komorowskiego wykorzystałby tryb wyborczy, aby rozprawić się z tą książką, a zwłaszcza z jej znienawidzonym autorem!

    Czy zaryzykuje Pan, Panie Aleksandrze, diagnozę tak dziwnego zachowania wówczas, w 2010, i dzisiaj? W mojej bowiem głowie to milczenie nie może się pomieścić!

    Serdecznie pozdrawiam!

    Krzysztof Borowiak

21.05.2015r.
RODAKnet.com





RUCH RODAKÓW: O Ruchu - Docz do nas - Aktualnoi RR - Nasze drogi - Czytelnia RR
RODAKpress: W skrocie - RODAKvision - Rodakwave - Galeria - Animacje - Linki - Kontakt
COPYRIGHT: RODAKnet