ROK W KTÓRYM ZACZĄŁ SIĘ DŁUGI MARSZ - Aleksander Ścios


W 30 rocznicę śmierci


Afera marszałkowa -
bo tak nazwałem cykl wydarzeń z lat 2007-2008 jest ,,matką" wszystkich afer z czasów rządów PO-PSL





 
Od redakcji RODAKpress:
Szanowni Państwo,

Aleksander Ścios od lat swoimi tekstami tworzy wspólnotę niezależnej myśli.
W tej trudnej pracy powinniśmy go wspierać i dlatego redakcja w imieniu Autora zwraca się do Państwa o dokonywanie dobrowolnych wpłat.
W tym celu przejdź na blog Aleksandra Ściosa

Kliknij na przycisk
"Przekaż darowiznę"
i dalej według instrukcji na stronie.
Dziękujemy wszystkim, którzy okażą wsparcie.

ROK W KTÓRYM ZACZĄŁ SIĘ DŁUGI MARSZ

Przyjęło się wierzyć, że początek roku to dobry czas na formułowanie prognoz politycznych i kreślenie scenariuszy przyszłych wydarzeń. Tymczasem liczne wypowiedzi polityków, publicystów oraz tzw. ekspertów zdają się potwierdzać trafność opinii Zbigniewa Herberta, że " ignorancja ma skrzydła orła i wzrok sowy" i najchętniej stroi się w nienależne jej przymioty. Z tego bowiem, co można usłyszeć i wyczytać w mediach kojarzonych z opozycją, wyłania się obraz tak złowróżbny, że trzeba wielkiej dozy rozsądku, by nie ulec pokusie porzucenia wszelkiej nadziei.
Z zasady (obowiązującej na tym blogu) nie zajmuję się analizą antysemantycznego pustosłowia i permanentnego fałszu. Dlatego nie interesują mnie wytwory reżimowych ćwierćinteligentów ani oracje medialnych terrorystów. Jakąkolwiek wartość znaczeniową mogą mieć jedynie wypowiedzi osób, które powinny doceniać wartość słowa i wagę publicznych deklaracji. Ponieważ ta (coraz rzadsza) cecha ujawnia się wyłącznie wśród przedstawicieli środowiska opozycji, biorę pod uwagę opinie wygłaszane w tzw. wolnych mediach. I nie z powodu ich doniosłości, lecz dlatego, że mamy prawo oczekiwać, iż znajduje się w nich choćby cząstka prawdy i zarys niekłamanych intencji.
Kto zatem miałby za złe autorowi, że systematycznie "krytykuje opozycję", powinien zrozumieć, że krytyczna postawa przystoi wobec tych, z którymi jeszcze wiążemy nadzieje, nigdy zaś wobec tych, którymi zaledwie gardzimy.

W niemal wszystkich noworocznych prognozach przewijają się dwie, podstawowe tezy: to będzie "rok przełomowy" oraz "zwycięstwo jest możliwe". Obie równie optymistyczne i równie nieprawdziwe. Ich fikcyjność nie polega zaś na tym, iż roku 2015 nie wolno nazywać "przełomowym" lub należy odrzucić możliwość zwycięstwa opozycji, ale z tej przyczyny, że prognozy te całkowicie pomijają realia III RP, ignorują doświadczenia ostatnich lat i nie zawierają cienia refleksji nad wydarzeniami z ubiegłego roku. To zaś, co nie uwzględnia stanu faktycznego i ponad trudną prawdę przenosi partyjną kazuistykę lub interesy "niezależnych" mediów - nie może być uznane na wiarygodne. Nie można też podjąć trafnych decyzji ani osiągnąć wytyczonych celów, jeśli towarzyszy im błędna diagnoza rzeczywistości.
Nie chciałbym poszerzać tego tekstu ani zanudzać czytelników nadmiarem cytatów, dlatego proszę o przyjęcie "na wiarę" stwierdzenia, że obecne wypowiedzi polityków PiS i wywody przedstawicieli "naszego" środowiska w niczym nie odbiegają od rzeczy wygłaszanych przed wyborami prezydenckimi 2010, wyborami parlamentarnymi z 2011 i wyborami samorządowymi 2014 roku. To najgorsza prognoza i rekomendacja.
Znakiem tej fatalnej kontynuacji mogłyby stać się słowa Jarosława Kaczyńskiego - " Polska naprawdę nie potrzebuje jakiejś rewolucji. Potrzeba dobrej zmiany, konsekwencji, determinacji i uczciwości. To nasz cel".
Miarą pustosłowia powinny zaś być słowa europosła Czarneckiego - " to możne być rok przełomu. To powinien być rok przełomu. (.) U nas wreszcie "czas na zmiany " i równie jałowa uwaga posła Szczerskiego - " w 2015 roku jest potrzebna obywatelska mobilizacja narodu".
Gdybyśmy w istocie mieli wolne media, pewnie znaleźliby się dziennikarze, którzy uświadomiliby partyjnym opozycjonistom, że ludzie, których mienią się reprezentantami nie oczekują taniej demagogii ani pseudo patriotycznych deklaracji, lecz konkretnej odpowiedzi na pytania: jak opozycja chce obalić reżim, co proponuje swojemu elektoratowi i w jaki sposób zamierza przejąć władzę? Brak takich mediów sprawia, że wywodom posłów PiS towarzyszy równie wartościowa narracja redaktora naczelnego GP - " Nasze zaangażowanie w budowę społeczeństwa obywatelskiego, aktywność polityczna i wspieranie niezależnych mediów przesądzi o sukcesie Polski. A on jest w zasięgu ręki. Jeszcze kilka miesięcy twardej walki i wygramy. Kochani, bierzmy się do roboty ."

W tym (tradycyjne) optymistycznym chórze, nie tylko nie brakuje zapewnień o "przełomie" i "rychłym zwycięstwie", ale powtarzane są zwyczajowe frazesy o mechanizmach demokracji oraz zapewnienia, że " wszystko w naszych rękach ".
Próżno natomiast szukać prognoz, w których uwzględnia się następstwa zamachu smoleńskiego, dostrzega rolę reżimu prezydenckiego lub zwraca uwagę na konsekwencje jawnego fałszerstwa podczas wyborów samorządowych. Te podstawowe kwestie, wsparte o świadomość, że PiS nie wygrał żadnej batalii politycznej od 2007 roku, są nieobecne w rachubach opozycji i kojarzonych z nią mediów.
Jeśli Jarosław Kaczyński na pytanie- " Czy wierzy pan, że da się dziś zmienić rzeczywistość za pomocą kartki wyborczej?" - odpowiada: " Uważam, że przy połączeniu dwóch czynników jest to możliwe. Pierwsza sprawa to nasze skuteczne prowadzenie wszystkich akcji politycznych zmierzających do zwiększenia poparcia, a druga to nacisk i presja na przeprowadzenie uczciwych wyborów" - mam prawo twierdzić, że prezes PiS mocno wierzy w amnezję i głupotę swojego elektoratu. Na tyle mocno, że sądzi, iż nikt nie pamięta, że identyczne deklaracje (akcja polityczna plus pilnowanie wyborów) towarzyszyły każdej farsie wyborczej od 2010 roku. Z efektem znanym i przewidywalnym.
Od polityka, który przed kilkom miesiącami uznał - "wybory zostały sfałszowane " - mam prawo oczekiwać, że po takich słowach nastąpi zmiana narracji i usłyszymy sensowne stwierdzenie, iż nie da się obalić reżimu na drodze wyborów powszechnych. Jeśli po raz kolejny następuje powrót do (po stokroć skompromitowanej) mitologii karty wyborczej, trzeba pytać o racjonalne podstawy takiej polityki. Do kogo jest ona skierowana i jaki cele zamierza osiągnąć?
Nie ma najmniejszego powodu wierzyć, że tegoroczne wybory prezydenckie i parlamentarne nie zostaną sfałszowane. Przeciwnie - logika dotychczasowych praktyk wskazuje, że mamy do czynienia ze stałą tendencją i zapowiedzią kolejnych, coraz bardziej zuchwałych fałszerstw. W państwie, w którym sądy są narzędziem reżimu, a parlament - maszynką do głosowania, nie powstrzymają ich sądowe protesty ani działania " w ramach demokracji parlamentarnej" . Nie mamy bowiem do czynienia z "błędem ludzkim", "kryzysem państwa" bądź wyjątkowym zaburzeniem w ramach demokracji, lecz z prawidłowością wynikającą z fundamentów obecnej państwowości. Nie można jej pokonać sankcjonując fikcję i wierząc w skuteczność " nacisku i presji na przeprowadzenie uczciwych wyborów".
Zwrócę uwagę tylko na jedną konsekwencję, o której nie chcą pamiętać opozycyjni piewcy demokracji. Na ludziach tego reżimu ciąży ogrom odpowiedzialności za zbrodnię smoleńską i za setki najpoważniejszych afer. Jest to odpowiedzialność najwyższej miary, tworząca sytuację, z jaką nigdy wcześniej nie mieliśmy do czynienia. Czy można zatem pogodzić wiedzę o postępkach tego reżimu z wiarą w moc karty wyborczej i perspektywą dobrowolnej rezygnacji z władzy? Jak uwierzyć, że ludzie wyzbyci cywilizowanych zasad i pozbawieni jakichkolwiek norm moralnych, byliby gotowi ustąpić przed "werdyktem demokracji"?

To, co mówią dziś politycy opozycji i wtórujące im "wolne" media, musi szczerze cieszyć reżimowych decydentów. Świadomość, że opozycja nie wezwie Polaków do buntu i nie uświadomi im grozy obecnego położenia, wzmacnia gwarancje reżimu i pozwala planować kolejne fałszerstwa. Ubiegłoroczny test, przegrany z kretesem przez PiS, uwiadomił nam również, że partia pana Kaczyńskiego będzie mocniej broniła podwalin "demokracji III RP", niż prawa Polaków do życia w wolnym kraju. Tej dychotomii nie da się przekroczyć w drodze "dobrej zmiany", bo III RP nigdy nie była, nie jest i nie będzie państwem prawa i wolności. Kto próbuje pokonać tak elementarną sprzeczność i obiecuje nam "cud demokracji" w realiach III RP - prowadzi Polaków w narodową pułapkę.
Jeśli pogodzimy się z obecną postawą partii opozycyjnej, jeśli ulegniemy mirażom "sondaży" i złudzeniom mechanizmów politycznych - istotnie, czeka nas " rok przełomowy ". Prawo i Sprawiedliwość przegra wybory prezydenckie i parlamentarne i skaże Polaków na długie lata upodlenia. Przełomowa okaże się druga kadencja Komorowskiego i jej tragiczne następstwa - odczuwalne przez następne pokolenia Polaków.
I choć nie znam cudownej recepty na powstrzymanie tego szaleństwa, mam pewność, że tylko taki scenariusz sprawi, iż rozpoczniemy nasz "długi marsz" . Świadomość, że jesienią 2015 roku nikt przy zdrowych zmysłach nie uwierzy już w opozycyjną "strategię demokracji" - pozwala zachować nadzieję. Nawet w perspektywie przyszłych wydarzeń i kruchości ludzkiego życia.


Tekst - "Długi marsz" z października 2011 roku:
http://bezdekretu.blogspot.com/2011/10/dugi-marsz.html

Aleksander Ścios
Blog autora

ŚCIOS ODPYTUJE KOMOROWSKIEGO

07.01.2015r.
RODAKnet.com





RUCH RODAKÓW: O Ruchu - Docz do nas - Aktualnoi RR - Nasze drogi - Czytelnia RR
RODAKpress: W skrocie - RODAKvision - Rodakwave - Galeria - Animacje - Linki - Kontakt
COPYRIGHT: RODAKnet