TRZEBA WYKORZYSTAĆ TRAGEDIĘ SMOLEŃSKĄ - Aleksander Ścios




 


TRZEBA WYKORZYSTAĆ TRAGEDIĘ SMOLEŃSKĄ

W każdej sytuacji warto kierować się prostą zasadą: jeśli wróg nas gani, krytykuje i osądza, najwyraźniej robimy coś dobrego - coś, co osłabia jego pozycję i stanowi dlań realne zagrożenie. Dlatego w żadnym stopniu nie podzielam obaw związanych z zarzutem "wykorzystywania tragedii smoleńskiej" w czasie kampanii wyborczej Prawa i Sprawiedliwości. Jeśli w środowisku opozycji pojawiają się głosy mówiące o konieczności "wyciszenia" sprawy Smoleńska i skoncentrowania kampanii na "treściach merytorycznych", są objawem ulegania terroryzmowi ośrodków propagandy i dowodzą niezrozumienia obecnej sytuacji i mechanizmów walki politycznej.

Histeria, jaka zapanowała po emisji spotu wyborczego PiS oraz dziesiątki wcześniejszych wystąpień wszelkiej maści hipokrytów i oportunistów, dobitnie świadczą, że temat Smoleńska jest najgroźniejszą bronią, przed którą drżą zwolennicy "moskiewskiej prawdy". Rezygnować z tej broni tylko dlatego, że tak życzy sobie przeciwnik - byłoby więcej niż szaleństwem.

Tym bardziej, że po stokroć powtarzane zarzuty o " politycznej grze tragedią " nie są samodzielnym wymysłem polskojęzycznych ośrodków propagandy lecz powstały na fundamencie moskiewskich instrukcji. Nie przypadkiem też, w głosach ludzi krytykujących PiS za "wykorzystywanie" Smoleńska można dostrzec piętno tej samej retoryki, która towarzyszyła atakom komunistów na "ośrodki reakcyjne Zachodu", gdy przedstawicielom polskiej emigracji zarzucano "polityczną eksploatację" tematu zbrodni katyńskiej.

Już 13 kwietnia 2010 roku "Moskowskij Komsomolec" sformułował generalną zasadę dotyczącą interpretacji działań partii opozycyjnej. Gazeta stwierdziła wówczas: " jest już pewne, iż śmierć Kaczyńskiego zostanie wykorzystana do celów politycznych ". Kilka dni później, w tej samej gazecie pojawiła się wypowiedź deputowanego Siergieja Markowa, który wyraził obawę, że "katastrofa pod Smoleńskiem i tragedia katyńska będą wykorzystane w kampanii wyborczej ".

W podobnym tonie, ówczesne wystąpienia Jarosława Kaczyńskiego komentował dziennik "Wriemia Nowostiej", pisząc, iż " Opozycja upolitycznia tragedię pod Smoleńskiem. Za rozważaniami lidera PiS na temat przyczyn katastrofy kryją się polityczne pobudki i emocje ".

Wkrótce po tych publikacjach pojawiły się prawilne reakcje "elit" III RP. Formułowano zarzuty, jakoby Jarosław Kaczyński chciał wykorzystywać śmierć brata w wyścigu do Pałacu Prezydenckiego, zaś ówczesny kandydat Platformy Bronisław Komorowski, nie omieszkał przestrzec: " druga strona, prowadząc kampanię, umiejętnie zagospodarowuje nastrój żałoby. Trzeba bardzo uważać, żeby nie tworzyć wrażenia nadużycia nastroju żałobnego ".

Jeden z ulubionych epitetów - zarzut uprawiania " tańca na grobach ofiar ", użyty po raz pierwszy przez naczelnego "Izwiestii" Władimira Mamontowa, jest do dziś perfekcyjnym paralizatorem, skutecznie obezwładniającym dążenia opozycji.

Jego skuteczność opiera się na amoralnej konstrukcji semantycznej, w której prawo do piętnowania naszych reakcji przyznali sobie ci, którzy ponoszą odpowiedzialność za tragedię smoleńską, brali udział w matactwach i ukrywaniu prawdy lub w jakikolwiek sposób przyczynili się do powstania owych grobów. Istota tej upiornej mistyfikacji polega na dokonaniu tak głębokiej konwersji, iż sprawca staje się sędzią, oszust przyjmuje rolę mentora, ofierze zaś imputuje się winę i stawia pod pręgierzem oskarżeń.

Obowiązkiem ludzi prawych i rozumnych jest obalenie tej fałszywej konstrukcji. Od tego obowiązku nie zwalniają pijarowskie zabobony, wiara w sondaże czy partyjna pragmatyka. Nie ma najmniejszego powodu, by w ocenie działań partii opozycyjnej kierować się miarą semantycznych terrorystów lub w jakimkolwiek stopniu ulegać ich żądaniom. Od dnia, w którym ludzie obecnego reżimu wyrzekli się polskich powinności i oddali sprawę śmierci naszych rodaków w ręce największego wroga - nie mają prawa oceniać i klasyfikować reakcji Polaków. Tego prawa nie posiadają także funkcjonariusze ośrodków propagandy, którzy przez lata napędzali kampanię nienawiści i do dziś zwodzą nas ordynarnymi łgarstwami. Żadne urzędy państwowe, tytuły i purpury nie uprawniają do wyrokowania w sprawie "wykorzystania" tragedii smoleńskiej - jeśli samemu sprzeniewierzyło się polskim obowiązkom i przyjęło jarzmo rosyjskich łgarstw.

Ludzie obecnego reżimu tylko dlatego mogą uzurpować sobie prawo smoleńskich mentorów, że godzimy się z ich semantycznym terroryzmem i pozwalamy, by kłamliwy bełkot był postrzegany w kategoriach racjonalnej myśli. Nie racje moralne ani normy prawne, lecz obsesja polemiki z wytworami propagandystów, stwarza patologiczną sytuację, w której oszczercy i degeneraci mogą budować swoje nienależne przywileje.

Trzeba by odwagi i mądrości Herberta, aby przezwyciężyć ten stan. On jeden w czasach komuny miał czelność wyznać: " Nie było z kim polemizować i o co polemizować. Nie było języka. Język był sprzedany, zakłamany, zupełnie jak w czasach hitlerowskich. Bo to jest ustrój nierzeczywisty, ustrój widmowy, i dlatego tak trudny do zwalczenia. Ja mu odmówiłem ontologicznego statusu. " O tej postawie przypomniał nam niedawno inny poeta: " Polska należy do nas - pisał Jarosław Marek Rymkiewicz - , a oni niech sobie gadają w swoich postkolonialnych telewizjach, co chcą, niech sobie piszą w swoich postkolonialnych gazetach, co im się podoba. Nas to nie dotyczy. "

Na taki racjonalizm nie zdobyli się przedstawiciele niezależnych mediów ani politycy opozycji - choć jedni i drudzy chętnie dywagują o "polskim matrixie" i dostrzegają komunistyczne sukcesje obecnej władzy. Nie zastosowano go wobec bredni wygłaszanych przez tzw. ekspertów, do pojękiwań zaczadzonych Rosją "artystów", wobec dyrdymałów Michnika i jego wyznawców. Wór pustosłowia i arsenał demagogicznych haseł traktowany jest z intelektualnym patosem, nadaje mu się wartość dyskursywną, a często nobilituje rzeczowymi polemikami.

Cztery lata po tragedii smoleńskiej, w przeddzień kolejnych wyborów parlamentarnych i prezydenckich, pojawia się szansa, by odrzucić tę zgubną praktykę i nie oglądać się na to, co powiedzą Oni " w swoich postkolonialnych telewizjach ". Wszystko, co wiemy o okolicznościach tragedii smoleńskiej, o czym dowiedzieliśmy się z raportu "Cztery lata po Smoleńsku. Jak zginął Prezydent RP" sprawia, że nie można pozwalać, by ludzie odpowiedzialni za śmierć naszych rodaków nadal dyktowali nam, co mamy mówić i myśleć.

Działania opozycji nie mogą być sterowane przez semantycznych terrorystów. Nie mogą wynikać z kalkulacji dokonywanych na podstawie "sondaży" lub być podejmowane w rytm reakcji grupy rządzącej. Partia Jarosława Kaczyńskiego i środowiska patriotyczne mają prawo dyktować warunki, na jakich rozmawiamy o sprawach polskich. Tym, którzy z podległości kremlowskiemu watażce uczynili fundament swojej władzy - nic do tego. Dlatego obowiązkiem partii opozycyjnej jest "wykorzystanie" narodowej tragedii. Do końca i bez względu na okoliczności. Po to, by Polacy poznali sprawców i ich wspólników, by zrozumieli, do czego wiedzie nienawiść i paktowanie z ludobójcami.

Sprawę Smoleńska trzeba "wykorzystać" dla pozbycia się zdrajców i wrogów polskości, dla odebrania władzy miernotom i tchórzom. Jest to obowiązek tym ważniejszy, że wymiarów tej zbrodni nie da się zamknąć w retoryce partyjnych roszad, stylistyce "programów naprawczych" i "planów modernizacji". Nasi rodacy zginęli w Smoleńsku po to, by z ofiary ich życia wyrósł fundament nowej Polski.

Aleksander Ścios
Blog autora
Artykuł opublikowany w nr 16/2014 Gazety Polskiej

ŚCIOS ODPYTUJE KOMOROWSKIEGO

18.04.2014r.
RODAKnet.com



RUCH RODAKÓW: O Ruchu - Docz do nas - Aktualnoi RR - Nasze drogi - Czytelnia RR
RODAKpress: W skrocie - RODAKvision - Rodakwave - Galeria - Animacje - Linki - Kontakt
COPYRIGHT: RODAKnet