The Day After - Dzień później - Mirosław Rymar  

 


 

 

 

 

 

 

 


"Długi marsz przeciwko mitom"

W przyszłym kalifacie? A "nasze" dzieci beztroskie
The Day After - Dzień później

Nie zamierzam tutaj pisać recenzji z głośniego filmu telewizyjnego, z 1983 roku opisującego zagładę ludzkości dzień po wybuchu wojny między NATO, a Układem Warszawskim. Ruskiego układu dawno już nie ma i w dużej mierze dzięki "naszemu Bahaterowi, a ich wrogowi", "pierwszemu polskiemu oficerowi NATO", Panu Pułkownikowi Kuklińskiemu uniknęliśmy tej tragedii. Niemniej ona wisi w powietrzu dzięki głupocie geostrategów i naiwności pomieszanej z bezmyślnością demokracjuszy, bo w ramach globalizacji za judaszowe srebrniki biały człowiek uzbroił technologicznie czerwonych chińskich bandytów, którzy teraz pędzą swoim "j.....ym szlakiem" do kontroli nad światem. Tak to się rynek sam wyregulował liberalni idioci, a po rynku będą nas regulować.

Tym razem tylko pozwoliłem sobie zaczerpnąć znaczenie tego tytułu na opisanie czasu po świętach i przed Sylwestrem.

Dwie jakże różne okolicznośći po których jakże różne następstwa.
W miejsce zagłady świata jesteśmy po świętowaniu zbawienia ludzkości mocą
narodzin Jezusa Pana. Nie demokracjusz żaden, ani jego reprezentant tego dokonał, a Syn Boży. Sam jeden w cierpieniu ogromnym odkupił nasze grzechy, bo taka była wola Ojca Jego, Boga w Trójcy Jedynego. Bez parlamentów, urn i woli politycznej. Słowo ciałem się stało...

Co "pod tym dachem" już wiecie, a cóż pod dachami australijczyków w tym czasie i po nim się dzieje?
Pisałem już o zwyczaju "Candlelights", które w tym roku odbywały się jak wszystko co w sferze publicznej się dzieje pod rygorem obostrzeń związanych z chińską zarazą. A to w pomieszczeniu zamkniętym(1*) z ograniczoną liczbą uczestników co już samo w sobie jest zaprzeczeniem tej całkiem długiej już i fajnej tradycji, a ta impreza bez publiczności w formie telewizyjnego show, to już jest wręcz kpiną z założenia. Zainteresowanym szczerze polecam zobaczyć czym jest "Carols Domain". Osiągnięcia współczesnej technologii internetowej pozwalają dowolnie "przewijać" mniej interesujące fragmenty, więc nie narażam was na ryzyko utraty czasu. Jak mówią na wstępie prowadzący: te święta niosą ze sobą wiele zmian, ale jedno pozostaje niezmienne - Christmas spirit! Na szczęście ciągle jeszcze mają rację.

W miejsce kalendarza liturgicznego wśród "wyżej rozwiniętych" już dawno wprowadzono "kalendarz korporacji i biznesu" i to on wyznacza i przypomina kiedy i na co wierni i niewierni powinni wydawać pieniądze. Pamiętam jak w peerelu "szczęściarze", którym właściciele tej strefy okupacyjnej przyzwolili na wyjazd na Zachód przywozili "adwentowe kalendarze", wąskie pudełeczka w formie kalendarza z czekoladkami ukrytymi pod kolejnymi datami adwentu.
Ich dzieciaki codziennie odliczały czas do świąt zjadając nie produkt czekoladopodobny, tylko prawdziwą czekoladę! Oczywiście mam świadomość pisania herezji dla młodszych czytelników, którzy pewnie nie wyobrażają sobie życia bez Marsa, czy innej Nestle.

Tutaj jest odkąd pamiętam tak samo, tylko wraz z upływem czasu świąteczne elementy graficzne na "kalendarzu" zastąpiono myszką Miki, Thomase'em,
bohaterami Star Wars itp. badziewiem. W centrach handlowych jeszcze nie zacznie się adwent, a już wiszą świąteczne dekracje, w sklepach produkty opakowane w świąteczne kolory, ale bez chrześcijańskich analogii.
Ciągle jeszcze bywa szopka, ale obowiązkowo jest miejsce na tron dla Santa Claus, na którym zasiada ten niesanta claus, a bardziej "dziadek mróz", by przyjmować od dziatwy zamówienia na prezenty i gdzie robi się im zdjęcia, by biznes się nakręcał.


Shopping Centre/Galeria Handlowa i... Kliknij na miniaturę

Jak poprzednio wspomniałem Wigilia jest naszą, polską specjalnością. U Australijaczyków święta to nasz pierwszy dzień świąt, czyli Christmas Day a drugi zwany jest Boxing Day. Dawniej tego dnia obdarowywano biedniejszych ludzi prezentami. Poranek to rodzinne otwieranie prezentów. Typowym daniem jest pieczona świńska noga z której każdy odkrawa sobie dowolną ilość mięsiwa oraz pieczony indyk. Na deser "puding", który przy sporej dozie wyobraźni można, by porównać do naszego keksa. Po raz pierwszy i napewno ostatni spróbowałem tego "ciasta" rok temu na kempingu "Wenecja". Never ever.
Tradycyjne potrawy na australijskim stole to:
·  Owoce, przede wszystkim czereśnie (bardzo drogie, około $20/kg),
·  Pieczone ziemniaki w łupinkach,
·  Alkohol
·  BBQ, czyli grill
·  Szynka, czyt. świńska noga i indyk, ale ... na zimno
·  Ostrygi
·  Krewetki.

Tego dnia podobnie jak my czas spędzają rodzinnie. Bywa, że uczestniczą w maszch świętych.(2*) Drugiego dnia kontynuacja rodzinnej imprezy, albo going out, czyli jak wspomniałem: pakują się do samochodów z pełną jedzenia lodówką turystyczną i zimnym piwem i mkną nad morze.
Tak właśnie zrobiliśmy. Razem z wnukami pojechaliśmy do Bli Bli, - prawda, że frajna nazwa? - małego miasteczka na Sunshine Coast, gdzie jest duży ośrodek sportów wodnych. Chłopaki jeszcze tam nie byli, więc z założenia wyjazd miał być udany. Na sztucznym zbiorniku wodnym jest wielki "plac zabaw" pełen dmuchanych, pływających atrakcji, a na drugim zbiorniku frajda z pływania na deskach wodnych tyle, że nie łódka ciągnęła linę a system elektrycznych "wyciągów". Pogoda była iście świąteczna i nic nie stało na przeszkodzie - nawet chińska zaraza - żeby chłopcy mieli fun. Słowo klucz do rozumienia Australiczyków: rozrywka i laba stanowią punkt oceny wartości życia i sensu istnienia. Inna sprawa, że ciężko pracują przez pięć dni w tygodniu, żeby w weekend mieć ten fun. Zaczęło się fatalnie, chociaż typowo w takich momentach. Obowiązuje zasada siedź w domu, albo wyjeżdżaj dużo wcześniej i wracaj dużo później niż inni. Gigantyczny korek. Wystarczy powiedzieć, że zamiast półtorej godziny jechaliśmy ponad trzy godziny! Z zarezerwowanych trzech godzinnych sesji straciliśmy jedną, ale na szczęście drugą udało się włożyć w miejsce przerwy.  Tak więc chłopcy zaliczyli i "plac zabaw" i pływanie na deskach. Przy czym to drugie okazało się perfekcyjnym strzałem w dziesiątkę. Pierwszy raz i stopień trudności pompowały adrenalinę, że hej. Mordki roześmiane od ucha do ucha, a o to przecież dziadkom chodziło. Po wodnych szaleństwach niejako w drodze powrotnej wpadliśmy jeszcze do Mooloolaba na lody i spacer po plaży.



Bli Bli i Mooloolaba (więcej zdjęć pod tekstem)

Czasami dzień po, jak dzisiaj na przykład ktoś zaprasza grono najbliższych sąsiadów na "świąteczne party". Nasza sąsiadka bierze na siebie ten obyczaj i organizuje dla kilku pobliskich starszych mieszkańców świąteczne spotkanie. Każdy przynosi coś ze swojego stołu i to co chce pić.
Pod obszerną pergolą, przy zastawionych stołach zasiada grono ludzi, którzy często przez cały rok niemal się nie widują pozamykani w tych swoich domach, schowani za ogrodzeniami. Tym razem było jedno młodsze białe małżeństwo z dziećmi i hinduskie ze swoimi. Jak myślicie, kto był najprzyzwoiciej ubrany na tę okoliczność? Podpowiem: Sikhowie! Cała czwórka elegancko. Przystojny mężczyzna z tradycyjnym purpurowym turbanem na głowie spod którego wyłaniała się bujna, okalająca twarz czarna broda, koszula, jasne spodnie i skórzane eleganckie buty, a biali "chrześciajanie" w swoje święta "na krótko" i w thongs'ach/japonkach. Te dzieciaki też się nie znają. To nie tak - o czym wspominałem na tym spotkaniu -, jak za naszej młodości kiedy cały wolny od nauki czas spędzało się na podwórku, często przy trzepaku. Ależ było miło patrzeć jak nasze wnuki i reszta dzieciaków szalały, grały w piłkę, w chowanego... Zjawisko tutaj nie obserwowane na codzień. Jak już, to mamy spotykają się z innymi matkami i ich dziećmi w parkach i tam mogą się one wspólnie pobawić, a mamy poplotkować. Popularne są też tzw. sleepover, czyli noclegi w domu kolegi na weekend, ale nie wpadanie do kumpla w celu wspólnej zabawy w ciągu tygodnia. Oooo, co to, to nie. Biedni rodzice swoimi dziećmi są przemęczeni, a co dopiero jeszcze mieć w domu jakieś obce w working days.
Będąc starszakiem sam chodziłem do przedszkola i jeszcze prowadziłem za rączkę młodszą siostrę, a tutaj dzieci się odprowadza do szkoły, albo podwozi samochodami, bo ... strach, że coś im się biedactwom stanie. Mama naszych wnuków od zmysłów odchodziła kiedy uległa moim namowom, żeby póściła ich do nas pociągiem. Wprawdzie jest to 40 minut jazdy, ale w każdym pociągu jest ochroniarz. Ona ich odprowadza do pociągu, a my odbieramy. No wyczyn.
Potem wyrastają takie zniewieściałe niedojdy, ale za to niewątpliwie maminsynki i żadna tu obca baba nie będzie mi synka marnować, ale materiału na mężów brak - narzekają i lepiej być singielką. Jak sobie pościelesz... Tak zboczeńcy będą adoptować skoro normale niewiasty nie chcą zamążpójścia, rodzenia, a już napewno wychowywania, które przerasta ich materialnie i emocjonalnie.

Dwudziestego szóstego kończą się święta i tegoż dnia kończą się iluminacje świąteczne. Koniec. Teraz koncentracja na następnej imprezie - New Year Eve, Sylwestrze. Wprawdzie chińska zaraza ciągle straszy wybrańców, a oni nas, ale Australia sobie radzi całkiem dobrze z tym cyrkiem w porównaniu do reszty "rozwiniętych", więc i jest możliwość organizowania imprez zbiorowych. Chociaż o ograniczonej "wirusem" ilości uczestników.

I znowu zastrzeżenie, że to radzenie sobie osiąga różne poziomy w zależności od stanu. W Queensland można pójść na Sylwestra do lokalu, ale otwarte, publiczne imprezy ze sztucznymi ogniami zostały odwołane, będą mogły być oglądane, np. słynne fajerwerki w Sydnej tylko w telewizji. My idziemy do "Press club" na Valley, ale tym po tym.

***

1* - The 38th annual Carols in the Domain takes place in the Aware Safe Theatre. Australia's best singers and performers will take center stage to bring in the festive season.

2* - 2016 census found a fall in both overall numbers and the percentage of Catholics as a proportion of Australia: with 5,291,839 Australian Catholics (around 22.6% of the population)
    - Christianity is once again the dominant religion in Australia, with 12 million people, and 86 per cent of religious Australians, identifying as Christians.
    - self-identified as Muslim in Australia, from all forms of Islam, constituted 604,200 people, or 2.6% of the total Australian population.

Kamień z serca. Póki co, bo im przybywa.

In 2018, Australia's birth rate fell to an all-time low of 1.740 babies per female of childbearing age. Tymczasem women of Islamic faith in Australia have an average of 3.03 births per woman.

 Tak, jak w Europie przyjdzie czas, kiedy korzystając z "praw DemoKreacji" muzułmanie zaczną przejmować władzę i w Australii. Spokojnie, stopniowo w dzielnicy, mieście... i bez jednego wystrzału przejmą kontrolę nad zsekularyzowanym społeczeństwem, które przestało wierzyć w Boga, a zacznie nosić dywanik i koran, bo ta religia miłości nie uznaje dobrowolnego wyboru, czy  "praw" francuskiej rewolucji i wtedy zamykani dzisiaj w więzieniach "chrześcijańscy fanatycy" albo obronią ten kraj, albo stracą głowy i na Antypodach powstanie kalifat oturbanionych "dzikich" mający potężne wsparcie w Indonezji.

Mirosław Rymar

Mooloolaba - Boże Narodzenie 2020



01.01.2021r.
RODAKpress

 
RUCH RODAKÓW: O Ruchu - Docz do nas - Aktualnoi RR - Nasze drogi - Czytelnia RR
RODAKpress: W skrocie - RODAKvision - Rodakwave - Galeria - Animacje - Linki - Kontakt
COPYRIGHT: RODAKnet