SKRADZIONE DZIEŁA SZTUKI - Zygmunt Jasłowski


Wagon ze skradzionymi dziełami sztuki

Potrzebna jest narodowa ofensywa
SKRADZIONE DZIEŁA SZTUKI

Według oficjalnych danych polskiego MSZ Niemcy (Naziści jak się ich pieszczotliwie dziś nazywa) skradli w czasie ostatniej wojny ok. 60 000 dzieł sztuki. Lista skatalogowanych dóbr kultury, łącznie zrabowanych przez Niemców i Rosjan, to 63 000 obiektów. To wszystko są śliskie dane, bo jeśli Niemcy ukradli 60 000, to na Rosjan przypadałoby tylko 3 000. Jednakże sprawa jest bardziej skomplikowana, gdyż Rosjanie często kradli dzieła wywiezione z Polski wcześniej przez Niemców, a trzeba pamiętać, że kradli także Amerykanie, a co wpadło im w ręce często wypływa na aukcjach i u marszandów. Niemcy często uważali swych zachodnich okupantów za bardziej cywilizowanych i sporo sztuki wywiezionej z Polski znalazła się w zachodnich strefach okupacyjnych. Była to nie tylko sztuka polska, ale często i zachodnia, wcześniej należąca do polskich narodowych kolekcji muzealnych, kościołów oraz zbiorów prywatnych (pałace, pałacyki, dwory itp).
Zakładając, że ‘Naziści’ byli doskonale wyszkoleni w niszczeniu wszelkich dowodów kradzieży, oraz że już przed wojną wiedzieli dokładnie co mają ukraść, to liczba ta może być znacznie większa. Z drugiej strony wiele polskich kolekcji, zwłaszcza prywatnych nie posiadało szczegółowej ewidencji obiektów sztuki; w przypadku śmierci lub emigracji właścieli ustalenie stanu faktycznego kolekcji jest praktycznie niemożliwe. Dokładna liczba dzieł sztuki wywiezionych nielegalnie z Polski nigdy nie będzie znana, bo niespełna 13 000 przypadków jest udokumentowana ikonograficznie w postaci fotografii czy innego sposobu wizualnego zapisu.
Naturalnie jest dużo więcej sposobów identyfikacji skradzionej sztuki. Jednym z nich są relacje świadków, którzy widzieli określony obiekt w określonym miejscu, byli świadkami kradzieży w jednym z jej stadiów. Dobrym dowodem mogą być też przedwojenne wystawy odnotowane w prasie lub zapamiętane przez miłośników sztuki.
Czasem przypadkowa osoba, gość we dworze, może zaświadczyć że określony obiekt rzeczywiście był własnością tego czy innego kolekcjonera. Kwestia prowieniencji dzieła sztuki jest rzeczą pierwszoplanową jeśli chodzi o ustalenie do kogo obiekt taki należał czy należy, dlatego też w interesie złodzieja jest zawsze usuwać wszelkie ślady, które mogą być na odwrocie obrazu, na ramie czy blejtramie, lub w inwentarzu.
Jeśli obiekt jest zewidencjonowany to złodziej musi zadbać by sfałszować pochodzenie obiektu, spalić wszystkie rekordy albo je ukryć. Ale i takie oszustwo ma krótkie nogi, bo może się zjawić jakiś kurator, galernik lub jego potomek, który może jednoznacznie wskazać, że np. dany obiekt wisiał przedwojną w pałacu hrabiny Bogusławskiej we Lwowie, a dziś jest na aukcji w Paryżu czy Nowym Jorku. Należy też pamiętać, że polscy arystokraci też wyprzedawali sztukę w obce ręce by utrzymać swe rodziny przy życiu: niekoniecznie każdy więc obiekt sztuki musiał być skradziony.
Jednakże proszę sobie wyobrazić, że do dworu arystokraty przyjeżdza Oficer Wehramachtu, Gestapo lub NKWD, gospodarz częstuje go obiadem i dobrym alkoholem, poczem nieproszeni goście mówią, że będą rekwirować zboże, konie, trzodę chlewną i drób, a przy okazji zaproponują ‘delikatnie’ gospodarzowi że mogą u niego ’kupić’ tanio parę obrazów. Co się może zdarzyć w takiej sytuacji: kula w łeb, wywózka do obozu lub ‘dyplomatyczna rozmowa’ i ‘dobrowolny’ wymuszony podarunek.
No tak, ale my mówimy przecież tylko o ostatniej wojnie, przed którą była wojna polsko-sowiecka 1920roku, kiedy to czerwona swołocz grabiła co się dało, paląc przy tym dwory. A przed II wojną światową były jeszce czystki etniczne Polaków na ziemiach zakordonowych, które nie znalazły się w granicach II RP. A jeszcze przedtem były rozbiory i grabieże w czasie wojen XVII wieku, a przedtem to ‘boję się’ nawet sięgać, bo dziś Niemcy i Rosjanie uważają nawet reparacje za ostatnią wojnę za przedawnione.
Należy więc obserwować co się dzieje w domach aukcyjnych, bo stare generacje nabywców skradzionej sztuki wymierają, a ich skarby idą na sprzedaż. Gdybyśmy sobie nawet podarowali co nam zrabowali Szwedzi w XVII wieku (a zrabowali bardzo dużo), to podsumowując polskie straty od XVIII wieku do 1945 jaka liczba skradzionych obiektów byłaby odpowiednia? 200 000, a może 500 000, mniej wiecej?
Rzecz w tym, że zaborcy ani myślą nam coś oddawać, a to co się kryje po piwnicach ichmuzeów, to co już tam zbutwiało lub uległo zmarnowaniu, nie da się oszacować. Dlatego musimy o tym ciągle mówić i pisać. Musimy przypominać: „Złodzieju ukradłeś, to oddaj, złodziejstwo nie ulega przedawnieniu, a mówić można o tym wszędzie, także w europejskim parlamencie”. Ani u Niemców, ani u Rosjan nie ma narazie politycznej woli by oddać to co nasze. I tu jest pies pogrzebany.
Pisałem nie tak dawno temu o wystawie z petersburskiego Ermitażu, która miała miejsce w Melbourne, gdzie pokazana została duma ‘protektorki’ europejskiej sztuki, carycy Katarzyny. Ileż tam denerwującego chłamu. Są co prawda dowody, że Katarzyna II rzeczywiście nie szczędziła rubli na kupno sztuki (choćby korespondencja z Diderotem), ale też miała swych ludzi, którzy szabrowali i szachrowali na jej korzyść gdzie się da. Co jest szczególnie uderzające w rosyjskich katalogach to ciągłe problemy z prowieniencją. Z jednej strony znajdujemy dość dokładne opisy poprzedniej przynależności dzieła sztuki: kupiomo je u Walpola, Greuza lub Heinricha von Bruhla, wielkiego ‘protektora’ sztuki, także tej z polskich dworów i pałaców, człowieka który wzbogacał Saksonię polskim kosztem. Nie małym złodziejem był też Repnin, który szantażował i wyłudzał od króla Stanisława Augusta Poniatowskiego co się da. Nic dziwnego, że król miał o czym korespondować z malarzem Bacciarellim i z jego synem. Król miał długi, a złodziejska hałastra wokół niego korzystała z tej sposobności według własnej woli i uznania.
Z drugiej strony olbrzymia ilość obiektów sztuki w Ermitażu, największym złodziejskim muzeum na świecie, nie posiada odpowiedniej prowieniencji obiektów sztuki, która mogłaby wskazać na ich nabycie w legalny sposób. Często pojawia się enigmatyczny wpis ‘Ermitaż, numer inw., pozyskano pomiędzy 1774-83 lub1763-74, lub inna kombinacja.
Brak dokładnej daty i nie wiadomo od kogo ‘pozyskano’. Rosjanie się już tym dzisiaj nie przejmują, bo to było ‘dawno temu’, to ‘trofiejne isskustwo’ lub ‘zdobycz wojenna”. Rzecz w tym, że np.liczba obrazów wielkich mistrzów włoskich, francuskich, flamandzkich, holenderskich jest bardzo pokaźna i często ‘pozyskano’ je akurat w czasie rozbiorów Polski (1772-1795), a przecież nie tylko o obrazy tu chodzi. Jak pokazują przykłady zakupów na Zachodzie, wszystko jest tam wiadome i legalne. Powiedzmy że coś pochodzi z kolekcji księcia Yussupowa z Paryża lub od Walpola z Londynu, (specjalisty od ogałacania brytyjskich kolekcji dla zaspokojenia własnych korzyści), to taka informacja jest podawana. Ze sztuką pochodząca z Polski jest dużo gorzej — ’kurica nie ptica, Polsza nie zagranica’. Co nasze to i rosyjskie, malarze też, a jak Rembrandt czy Rubens to wiadomo że to nie-Słowianie, więc ’niemożliwe’ że mogliby oni pochodzić z polskiej kolekcji.
Podawane daty są wyraźnie manipulowane: „Śniadanie” Velazqueza namalowane pomiędzy 1617 i 1618 rokiem ‘pozyskano’ pomiędzy rokiem 1763 i 1774, „Apostoł Paweł” Rubensa z 1615 nie ma podanego źródła zakupu ani nawet przybliżonej daty ‘kupna’. Dlaczego??? 
Normalnie jak zakup jest legalny to wiadomo, że ten obraz zakupiono prosto od malarza Greuza, a tamten od kolekcjonerów — Walpola czy Bruhla, i wiadomo też kiedy. Tymczasem pojawia się w Ermitażu „Portret młodego mężczyzny” Rembrandta i wszystko co wiemy to to, że został ’pozyskany’ przed 1797 rokiem (dwa lata po III rozbiorze). Podobnie „Przystań morska” Paula Brila została ’nabyta’ przed 1774 rokiem i niewiadomo od kogo. Takich przykładów jest mnóstwo. Regularność tej ewidencji wskazuje na oszustwo. Jak pokazują przykłady zakupów na Zachodzie, wszystko jest tam wiadome i legalne.
Na dziś musimy się cieszyć z tego co udaje się nam odzyskać, bo każdy obraz z polskich zbiorów, dzieło sztuki polskiej czy obcej cieszy. Cieszą wysiłki majętnych Polaków,którzy swe bogate kolekcje oddają narodowi. Chwała im za to!!! Nie tylko odzyskujemy dziedzictwo narodowe, ale i nasza kolekcja zachodnio-europejskiego malarstwa rośnie.
Nigdy nie wiadomo kiedy znowu na aukcji czy w muzeum pojawi się polska własność. Szukajmy złodzieja i trzymajmy kontakt z Ministerstwem Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Dzięki dziedzictwu możemy się sami przekonać jak wielki jest nasz naród i nasza cywilizacja, więc niech się nie cieszą ci co na półkach mają nasze starodruki, a na ścianach lub w piwnicach nasze obrazy. W każdym narodzie są ludzie uczciwi, którzy mają nawet wyrzuty sumienia. Dlatego też zwrot trzech dzieł sztuki skradzionych przez żonę Otto Wachtera, niemieckiego gubernatora Krakowa, a potem Galicji (także Wschodniej) powinien zainspirować dzieci i wnuki niemieckich i sowieckich szubrawców. Syn Wachtera zwrócił Polsce piękny, choć mały w rozmiarach obraz autorstwa Julii Potockiej (1818-1895) przedstawiający Artura Potockiego, który z balkonu pałacu żegna swych krewnycho djeżdżajcych karetami obciążonymi sporym bagażem. Zwrócona też została piękna mapa Rzeczpospolitej z XVII wieku oraz sztych (rycina) przedstawiająca Kraków epoki Renesansu.


Henyk Siemiradzki, Taniec wśród mieczów, olej na płótnie, 1881, Galeria Tretaikowska, 120 x 225 cm [jedna z czterech wersji].

Jest szansa, że rownież jedna z wersji “Tańca wśród mieczów” Henryka Siemiradzkiego (1843-1902) powróci do Polski. Obraz został wystawiony na aucji w Londynie, ale MKiDN zablokowało sprzedaż, gdyż został nielegalnie wywieziony z Polski. W roku 1939 obraz był pokazywany w warszawskiej Zachęcie.
Dalej istnieją aż cztery wersje tego samego obrazu, jedna z nich, z Galerii Tretiakowskiej w Moskwie, pokazuje ją powyżej. Siemiradzki był wielkiem Polakiem, wybitnym malarzem malującym kompozycje o tematyce antycznej i chrześcijańskiej oraz szczo drobliwym darczyńcą. Rosjanie uważają go za swego malarza, gdyż w Rosji także długo pomieszkiwał i tworzył.

Dr Zygmunt Jasłowski

Nawiąż kontakt, larum grają

Polski nie podaruje Polakom nikt inny - jeśli sami się o Nią nie upomną. Tymczasem polscy rycerze śpią nie tylko pod Giewontem. Czas, by się pobudzili jak kraj długi i szeroki. Czas, by lepiej przypomnieli sobie, kim naprawdę są, kim bywali w historii i kim być mogą - jeśli odzyskają swoją dziejową formę.

Na 1050. rocznicę Chrztu Polski wszędzie tam podjąć należy program pracy organicznej: KOŚCIÓŁ, SZKOŁA, STRZELNICA. To właśnie misja budzących się rycerzy: pomóc rodakom odzyskać dumę z polskiej cywilizacji, której specjalnością i "towarem eksportowym" była przez wieki wolność.

Grzegorz Braun

15.11.2017r.
RODAKpress

 

RUCH RODAKÓW: O Ruchu - Docz do nas - Aktualnoi RR - Nasze drogi - Czytelnia RR
RODAKpress: W skrocie - RODAKvision - Rodakwave - Galeria - Animacje - Linki - Kontakt
COPYRIGHT: RODAKnet