Gdy aparat partyjny będzie traktować państwo jak folwark - Wojciech Myślecki

 

"...przekonanie, że wiedza wszystko rozstrzyga, jest mylne."
Gdy aparat partyjny będzie traktować państwo jak folwark, poparcia nie będzie

Duchowa sytuacja czasu w ujęciu Karla Jaspersa jest to uniwersum poglądów, przekonań i wiedzy, zarówno naukowej, jak i wynikającej z doświadczenia jednostkowego i zbiorowego, słowem, to, co człowiek wie jako zbiorowość cywilizacyjna na temat świata. To są ramy, w których umieszczamy wizję naszych czasów. Najczęściej duchowa sytuacja czasu nie zmienia się tak szybko. W cywilizacji nowożytnej można w zasadzie wyodrębnić dwie podstawowe wizje: średniowieczną, domkniętą za czasów św. Tomasza z Akwinu, oraz oświeceniową. Praktycznie wszystkie pozostałe rozważania na temat kondycji człowieka i świata były prowadzone w ramach tych dwóch duchowych sytuacji czasów.

Wizje świata

Fakt, że nie sformułowaliśmy podobnych ram do rozważań nad naszym czasem współczesnym, jest w dużej mierze przyczyną wielu problemów, przed którymi obecnie stajemy, a być może nadchodzące czasy będą w dramatyczny sposób wymuszać na nas przemyślenia na ten temat, co pozwoli nam odpowiedzieć na fundamentalne pytania. Jesteśmy przekonani, a na pewno przekonanie takie wyrażał ojciec Józef Maria Bocheński w eseju „Duchowa sytuacja czasu” („Sens życia i inne eseje”, Wydawnictwo Antyk, Kraków 1993), że dokonaliśmy zerwania ze wszystkimi podstawowymi wizjami poprzednich czasów, ale z trudnością przychodzi nam sformułowanie nowych odpowiedzi na fundamentalne pytania.

Ojciec Bocheński uznał, że cztery pytania wyczerpują podstawę naszej wizji świata:

  • Jakie jest miejsce człowieka we wszechświecie?
  • Czy postęp istnieje realnie, jest faktem czy tylko koncepcją?
  • Co może nam dać szeroko rozumiana nauka?
  • Jaka jest moc albo raczej niemoc człowieka wobec świata?

Wizja średniowieczna była ściśle antropocentryczna – Bóg stworzył człowieka, dał mu ziemię, aby czynił ją sobie poddaną, Słońce obracało się wokół Ziemi, gwiazdy wokół Ziemi i Słońca, a w środku było stworzenie, które zostało uznane za dziecko Boga. W wizji średniowiecznej postępu w ogóle nie było, uważano, że każdy człowiek ma postępować tak, jak Pan Bóg przykazał. Były wprawdzie ulepszenia, budowano coraz lepiej i malowano coraz ładniej, ale postępem nikt się nie zajmował. Jeżeli chodzi o kwestię doświadczeń naukowych, to wbrew temu, co obecnie sądzi się o średniowieczu, był to okres znacznie bardziej cywilizowany. Były i osiągnięcia, i rozważania, choć być może z punktu widzenia współczesnego człowieka budzą one czasami uśmiech, niemniej podejście do nauki było poważne, aczkolwiek mocno umiarkowane, bo wiedza objawiona uważana była za absolutnie prymarną w stosunku do tej, do której człowiek mógł dojść własnymi dociekaniami. W kwestii mocy czy niemocy człowieka wizja średniowieczna była pełna pokory – ludzie są pielgrzymami, którzy mają za zadanie w miarę godnie, nie obrażając Boga, przejść z jednego świata do następnego, tym bardziej że ten świat nie był łatwy, więc pokora człowieka i godna niemoc uważane były za wizję podstawową.

Oświecenie miało całkowicie inną wizję świata. Jednak mimo ogromnego postępu nauki, szczególnie od czasów Kartezjusza, utrzymano wizję antropocentryczną, choć wiedziano już, że świat jest bardzo duży, Słońce nie krąży wokół Ziemi i jest wręcz odwrotnie, a ofensywny racjonalizm powinien skłaniać do odejścia od antropocentryzmu. Utrzymano jednakże pogląd, że osią, wokół której wszystko się obraca, jest człowiek. Oświecenie wprowadziło zasadę radykalnego, stałego postępu. Przypomnę, że z punktu widzenia matematycznego postęp jest ciągiem i – o ile wyraz jest dodatni – to każdy następny jest większy. A więc postęp zakłada, że stale będziemy się rozwijać, iść do przodu właściwie bez końca.

Postęp jest wpisany w podstawową wizję oświeceniową, która jednocześnie wpadła w pychę rozumu, przyznając nauce fundamentalne znaczenie w poznaniu świata. Najlepsza ilustracja tego: po rozpoczęciu procesu burzenia części pięknych gotyckich świątyń w Paryżu jedną z nich przerobiono i ustanowiono jako świątynię rozumu. Było to absurdem, bo jeśli rozum miał być tak racjonalno-obiektywny, to po co mu świątynia? Robespierre zaprojektował sobie nawet strój inspirowany częściowo ubiorem Nabuchodonozora, a częściowo sutanną biskupa prawosławnego i w tym stroju paradował do świątyni rozumu.

W Oświeceniu nauka stała się głównym narzędziem poznania i definiowania rzeczywistości. Pierre Simon de Laplace, jeden z najwybitniejszych umysłów nie tylko tamtych czasów, matematyk, ale także astronom, fizyk i geodeta, napisał wiekopomne dwunastotomowe dzieło, którego pierwsze wydanie wręczył cesarzowi Napoleonowi I. Cesarz po zapoznaniu się z owym dziełem zapytał Laplace’a, dlaczego w dwunastu tomach, opisujących wszechrzeczy od kosmicznych po ziemskie, autor ani razu nie użył słowa Bóg, było to bowiem nawet na tamte czasy rzeczą zdumiewającą. Laplace odpowiedział, że ta hipoteza nie jest już nam potrzebna. W związku z takim narzędziem jak rozum, który miał nawet swoją świątynię, uznano, że człowiek jest potężny. Mimo ograniczeń uważano, że dzięki postępowi nauki, człowiek osiągnie potęgę i moc. Owo mesjanistyczne, prometejskie podejście odbijało się echem w wielkich, totalitarnych systemach, które w jakimś sensie postawiły przed współczesnym człowiekiem, przed nami i przed następnym pokoleniem bardzo poważne i dramatyczne pytania i problemy.

Współczesne uniwersum wiedzy na temat świata

Wyniki badań przyrodniczych całkowicie wykluczają dziś antropocentryzm. Jeżeli odejdziemy od transcendentnej roli człowieka, to jesteśmy pyłkiem zanurzonym w ogromnym kosmosie, bardzo delikatnym, przypadkowym zjawiskiem, nie wiadomo skąd pochodzącym, bez żadnych podstaw do stwierdzenia, że to człowiek jest ośrodkiem wszechrzeczy i wszechświata. Aktualny stan wiedzy o powstaniu świata, pogłębiana i coraz lepiej falsyfikowana teza o Wielkim Wybuchu, według której świat powstał z punktu osobliwego, każe stawiać kilka ważnych pytań szczegółowych dotyczących kwestii wykorzystania tej wiedzy do oceny duchowej sytuacji naszego świata.

Po pierwsze, jeżeli przyjmiemy koncepcję Wielkiego Wybuchu, to musimy z góry założyć, że świat ulega stałej degradacji, ponieważ – zgodnie z drugą zasadą termodynamiki mamy energetyczną entropię, rozpraszanie energii. To, że powstały ciała niebieskie, takie jak planety i gwiazdy, to jest lokalne odejście od entropii, tylko powiększające chaos i entropię ogólną. Zgodnie z prawami fizyki nie możemy powiedzieć, że świat się ciągle doskonali, wręcz odwrotnie – mamy energetyczną degradację.

Po drugie, jeśli był punkt osobliwy, to możemy przyjąć tylko dwie hipotezy. Pierwsza, że powstało nieskończenie wiele światów, a jeden przypadkowo był stabilny, albo że są światy równoległe, które się nie przenikają. Druga hipoteza zakłada, że powstał tylko jeden świat, i wtedy zasadne jest pytanie, kto ustanowił warunki brzegowe. Wówczas musimy sobie odpowiedzieć, że była siła pierwotna, siła wielka, wszechpotężna, która ustanowiła warunki brzegowe w momencie Wielkiego Wybuchu. Kolejny problem, który stawia przed nami teoria Wielkiego Wybuchu, polega na tym, że nie jesteśmy w stanie na gruncie znanej nam fizyki, nawet najbardziej wyrafinowanej, wytłumaczyć zjawisk, które zachodziły tuż po Wielkim Wybuchu. Z tego, co wiemy, wynika, że następowały one z prędkością większą niż prędkość światła, a to z kolei jest sprzeczne z prawami fizyki. Mamy więc na początku powstania świata sprzeczność.

Trzecia nierozstrzygnięta kwestia to pytanie, czy prawa fizyczne, które obecnie mamy już rozpoznane, obowiązywały, zanim nastąpił Wielki Wybuch, i czy to one kształtowały przebieg powstawania świata, czy też ukształtowały się przypadkowo dopiero w procesie stabilizowania się powstawania świata. Widać, że przy obecnym stanie wiedzy jest więcej pytań bez odpowiedzi, a nawet można powiedzieć, że im więcej wiemy na temat świata i człowieka, tym więcej nie wiemy. Na dodatek zarówno twierdzenie Gödla, jak i jego odpowiednik w dziedzinie informacji, czyli twierdzenie Turinga, mówią wyraźnie, że jeśli domkniemy jakąś koncepcję, to ona jest cegłą, z której można budować następne. A więc brak wiedzy, konieczność jej pogłębiania są stałe i właściwie nie ma końca. Czyli nigdy w swojej wiedzy nie dojdziemy do końca; przekonanie, że wiedza wszystko rozstrzyga, jest mylne.

Czwarta sprawa to kwestia braku pewności. Przełomem w braku zaufania do nauki był słynny kongres w Londynie w 1992 roku, na który zjechali się fizycy ze słynnym Rogerem Penrose’em na czele oraz filozofowie. Próbowali oni – wobec zdarzeń, które zachodziły, jak choćby upadek komunizmu – zastanowić się raz jeszcze (być może była to próba nienazwana), czy jesteśmy w stanie zdefiniować duchową sytuację czasu. I okazało się, powiedział Penrose, że wszystko, co wiemy w fizyce, wskazuje na istnienie Boga, ale nawet, gdy będzie na to dowód matematyczny, on i tak w to nie uwierzy. Jego brak wiary w istnienie Boga był tak silny, że nic nie skłoniło go do zmiany, nawet wiedza matematyczna i fizyczna. To brzmiało trochę jak echo Laplace’a, któremu Bóg nie był do niczego potrzebny – nawet jako hipoteza.

Wydźwięk tego był taki, że wiemy tyle, iż praktycznie nie wiemy nic. Niepewność siebie nauki przerzuca się na brak pewności i zdecydowania człowieka. Gdybyśmy uczciwie próbowali duchową sytuację współczesnych czasów oprzeć na tym, co wiemy, nakładając na to doświadczenie okrucieństwa i bezsens II wojny światowej, co obaliło nadzieje na stały postęp moralny człowieka, to musimy przyjąć niesłychanie pokorną wizję duchową naszych czasów. I na wszystkie te pytania wybrać z wizji średniowiecznej i oświeceniowej te odpowiedzi, które są najmniej kategoryczne, oraz uznać, że duchowa sytuacja naszych czasów to wizja człowieka poszukującego i pokornego. Rozbieżność pomiędzy pewnym optymizmem, jaki był do niedawna po upadku komunizmu, że liberalna demokracja daje odpowiedź na wszystkie bolączki i problemy zarówno materialne, jak i niematerialne człowieka, właściwie legła w gruzach albo powinna legnąć w gruzach wobec tego, co wiemy o duchowej sytuacji naszych czasów.

Mówiąc o rozpoczynającym się roku i procesach, które mogą zachodzić w Polsce, trzeba brać pod uwagę nie tylko te krótko- i średnioterminowe, ale trzeba zdawać sobie sprawę, że rozgrywa się to wszystko – jak to wcześniej wykazałem – w przestrzeni niedookreślonej, ponieważ ani fizycy, ani matematycy, ani filozofowie, ani nawet teologowie nie podjęli wysiłku zdefiniowania duchowej sytuacji naszych, współczesnych czasów.

Wyzwania rozwojowe Polski

W Polsce od momentu objęcia władzy przez obecną koalicję rządową doszło przynajmniej do jednej ważnej rzeczy – sformułowano Strategię na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju, w której podjęto duży wysiłek (niedoceniony jak na razie) zdefiniowania wyzwań, przed którymi stoją Polska jako państwo i Polacy jako członkowie wspólnoty europejskiej. Wyznacza ona ramy dyskusji o przyszłości Polski oraz tego, co będzie się w tym roku działo. Są trzy filary tej strategii i każdy z nich niesie dosyć daleko idące konsekwencje:

– trwały wzrost gospodarczy, bardzo mocno oparty na wiedzy,
– rozwój społecznie wrażliwy i terytorialnie zrównoważony,
– skuteczne państwo i instytucje państwowe.

Program ten ma doprowadzić do tego, że w 2020 roku Polska będzie miała dochód narodowy per capita rzędu 75–80 proc. średniej unijnej, co jest celem bardzo ambitnym.

Niezależnie od tego, jak się ocenia działania obecnie rządzącej koalicji, trzeba przyznać, że zamierza ona przeprowadzić reformy w Polsce. Program, potocznie nazywany planem Morawieckiego, bardzo dobrze wpisuje się w procesy, które zachodzą w Polsce i w świecie, może kształtować najbliższą przyszłość, jest bowiem dobrze ukierunkowany na najważniejsze wyzwania rozwojowe. Próbuje on wyprowadzić Polskę z dwóch pułapek – państwa półkolonialnego i groźby utknięcia w pułapce średniego rozwoju.

Polacy jako naród mają ciężkie doświadczenia historyczne, ciągle bowiem musieli płacić wysoką cenę za odzyskanie państwa, a potem za jego odbudowę. Szczególnie koszty dojścia do obecnej pozycji po upadku PRL były bardzo wysokie. Obecnie w Polsce żyje się stosunkowo nieźle, co dodatkowo wzmocnił impuls w postaci programu 500 plus i podjęcie polityki szybkiego zwiększenia realnych zarobków. Pod względem ekonomicznym jest to na pewno najlepszy okres w naszej nowożytnej historii. To może skłaniać do zaniechania dalszych reform, bo pozwala zakładać, że – skoro jest tak dobrze – to po co się wysilać i wciąż coś zmieniać. Takie właśnie myślenie proponowała Platforma Obywatelska. Ale niestety, w sytuacji, w której jesteśmy, polityka taka nie jest możliwa i następne pokolenie musi mocno się napracować, żeby osiągnąć jakieś minimum stabilizacji.

Parametry ekonomiczne Polski wskazują na to, że wciąż jesteśmy na granicy państwa półkolonialnego. Widać to na przykładzie eksportu do wielkich państw, takich jak Francja, Wielka Brytania, a przede wszystkim Niemcy, że jest to struktura eksportu państwa podległego. Niewiele mamy produktów, które wytwarzamy od początku do końca, utraciliśmy zdolność prowadzenia gospodarki samoistnej, wciąż jesteśmy gospodarką pomocniczą. 38 proc. naszego eksportu do Niemiec, sięgającego dziesiątków miliardów euro, to w większości podzespoły o niskim oprocentowaniu marżowym, podczas gdy w Niemczech montowane są z tego np. gotowe samochody już o bardzo wysokiej marży. Nasza półkolonialność nie polega tylko na tym, że nie wytwarzamy samoistnych produktów końcowych, ale też mamy produkty niskomarżowe. W planie Morawieckiego jest jasno napisane, że musimy wyjść z finansowego półkolonializmu. Przecież 80 proc. banków było w rękach obcych, dodatkowo 70 proc. polskiego zadłużenia to były długi zaciągnięte w obcych bankach i instytucjach finansowych. Obecna koalicja w krótkim czasie tę niekorzystną sytuację zmieniła i ma w tym obszarze wyraźne osiągnięcia. Nie powinno tak być, że duża część marży z trudem wypracowana w Polsce jest wywożona za granicę, legalnie bądź nielegalnie. Przecież mafie VAT-owskie nie były polskie, to było zorganizowane w układzie międzynarodowym. A więc okradanie nas przez mafie VAT-owskie bądź wymuszanie niskiej marży musi się skończyć, i to jest jeden z ważnych celów tej polityki.

Definitywnie odchodzi już z czynnego życia moja generacja wielkiego powojennego wyżu, która przeprowadziła nas od realnego socjalizmu do czasów współczesnych. Zakończyła się wielka transformacja ustrojowa, a definitywne usunięcie struktur, które po niej pozostały, to najważniejsze i najpilniejsze dziś zadanie, które musi być doprowadzone do końca. Musi być też przeprowadzona zmiana finansowania rozwoju Polski. Unia Europejska hojnie przyznawała dotacje na rozwój regionalny, politykę spójności, inwestycje infrastrukturalne, ale bardzo szybko te środki odbierała, bo prawie siedemdziesiąt parę procent wielkich inwestycji (drogi, mosty, wiadukty, stopnie wodne) realizowały firmy zagraniczne, wykupując polskie firmy albo doprowadzając do sytuacji, że te pierwsze wygrywały przetargi, a nasze traciły tzw. referencje. Wobec tego Polska wylądowała jako podwykonawca prac pomocniczych, a nie podstawowych. Dawano więc jedną ręką, a drugą w jakimś sensie odbierano. Tyle tylko że u nas zostawały wybudowane autostrady, drogi, mosty. To bardzo dużo. Trzeba powiedzieć, że wejście do Unii Europejskiej, mimo znaków zapytania czy wątpliwości, było znaczącym skokiem cywilizacyjnym. Ten model rozwoju się kończy, bo z jednej strony jesteśmy krajem coraz bogatszym, z drugiej Unia Europejska musi zmienić swoje funkcjonowanie. To sprawia, że trzeba zmodyfikować model rozwoju, w większym stopniu oprzeć go na naszych środkach albo pozyskiwanych komercyjnie, a już nie na funduszach pomocowych.

Trwały wzrost gospodarczy, zapisany w Strategii na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju, polega na tym, by utrzymać Polskę przez dwa, trzy pokolenia na fali wzrostowej, a przynajmniej bez tych straszliwych spadków, które się w historii zdarzały. Przeskoczyliśmy już w rozwoju Grecję, Maltę, Portugalię i Węgry, które nas wyprzedzały, i powoli zbliżamy się do poziomu Włoch.

Nikt nie ma wątpliwości, że weszliśmy w czwartą rewolucję przemysłową, która jest najbardziej tajemnicza i nierozpoznana. Poprzednie, takie jak rewolucja pary, elektryczności czy telekomunikacji, były w większym stopniu technologiczne, bardziej wymierne. Teraz powstała podwójna gospodarka – globalna (finansowa) i realna (oparta na produkcji). Po raz pierwszy mamy sytuację, w której jest gospodarka realna i wirtualna. Powstał globalny rynek finansowy, który postawił przed człowiekiem zupełnie nowe zagadnienia. Jeden procent ludzi posiada kilkadziesiąt procent całego globalnego bogactwa. Skapitalizowany majątek ośmiu najbogatszych ludzi na świecie jest równy majątkowi 3,5 miliarda ludzi najbiedniejszych. Światowy PKB wynosi 75 bilionów dolarów, a sama wartość finansowych instrumentów, tzw. pochodnych, to jest 680 bilionów dolarów, a więc prawie dziesięć razy więcej jest instrumentów ekonomicznych. To stawia przed nami zupełnie nowe zagadnienia, nie mówiąc już o tym, że aby przeprowadzić jedną transakcję realną, trzeba wykonać 270 transakcji wirtualnych, wyrównawczych itd. Nie można twierdzić, że nas to nie interesuje, że to nie nasza sprawa. Musi nas to obchodzić, bo to, co widzimy na ulicach w normalnym życiu, to globalny rynek finansów wirtualnych – jest wszędzie obecny. To on wyznacza pewne trendy w odtwarzaniu kapitału. Pracujemy w gospodarce realnej, ale duża część bogactwa przenoszona jest w przestrzeń, nad którą nie mamy żadnej kontroli.

Ludzie protestują, ale właściwie nie wiedzą dlaczego. Ten problem musi być rozwiązany przez europejskie elity i polityków.

Świat

Pod względem dochodu narodowego (PNB) liczonego według parytetu siły nabywczej Chiny praktycznie zrównały się z gospodarką Stanów Zjednoczonych. Nominalnie jeszcze nie, ale stanie się to już za dwa, trzy lata. A więc najpotężniejsza gospodarka świata już ma konkurencję Chin z ich aspiracjami, ale też z innym widzeniem świata. Gdyby Chińczycy zdefiniowali swoją duchową sytuację czasu, to ona na pewno byłaby inna niż nasza. Domknęliśmy przynajmniej jedno – kwestię człowieka. Wiemy, że cywilizacja, którą znamy, rozpoczęła się około 19 tysięcy lat temu, po ustąpieniu drugiego zlodowacenia, a więc jest stosunkowo młoda. Człowiek oczywiście pojawił się wcześniej, ale już pierwsze zlodowacenie zepchnęło go prawie na równik i ledwie przetrwał. Drugie zlodowacenie trwało krócej, kilkadziesiąt tysięcy lat, i doszło tylko do linii Karpat. Jak ustąpiło, to powstały miasta i rozpoczęła się współczesna cywilizacja. Podzieliła się na Wschód i Zachód. Zachód to rejon Morza Śródziemnego, Wschód to Chiny.

Teraz jest sytuacja podobna. Jeżeli do naszej cywilizacji dołożymy Amerykę, to znowu mamy Wschód i Zachód, reszta to dodatki. Związek Radziecki, który do niedawna tworzył z Zachodem świat dychotomiczny, udawał, że jest Wschodem. Współczesna Rosja w globalnej grze odgrywa coraz mniejszą rolę, mimo że robi wiele zamętu. Liczy się natomiast potężna rywalizacja, a nawet konflikt pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a Chinami.

Europa

Ważne jest to, co dzieje się w tzw. sferze legitymizacji, czyli kto definiuje fundament ładu światowego. Chiny mają swój fundament, podobnie jak cywilizacja europejska, wywodząca się z Aten, Jerozolimy, przez Rzym, Europę benedyktyńską i Europę oświeceniową, jest pewnego rodzaju ciągłością cywilizacyjną. Jesteśmy też drugą, starą, potężną cywilizacją, która znajduje się w dość istotnym kryzysie, choćby z tego powodu, że nie jest w stanie siebie zdefiniować.

Europa jest obecnie bezideowa i jeżeli odłączylibyśmy od niej Kościół i religię chrześcijańską, to właściwie nie bardzo wiadomo, co to jest Europa. Do tych wszystkich problemów dochodzą Niemcy, które stają się problemem dla siebie i dla Europy. Jako państwo dominujące stworzyło mechanizm gospodarczy, nad którym przestało panować. Zrezygnować z dominacji nie może, a fatalnie byłoby, gdyby stało się hegemonem. W głębszym pokładzie duchowym Niemcy są bardzo specyficznym narodem, który jest głęboko przekonany, że najlepiej wie, co jest dobre dla wszystkich innych, że to, co wymyśli, jest najlepsze. Pasja i determinacja w narzucaniu swojego modelu innym jest wmontowana organicznie w politykę Niemiec, które np. nie mogą oderwać się od Rosji, lansując koncepcję wciągania jej do ściślejszej współpracy ze wspólnotą europejską, mimo że Rosja różni się od krajów europejskich i do Europy łacińskiej nie pasuje. Choćby poprzez budowę gazociągu Nord Stream 2.

Niemcy zaczynają być problemem dla siebie i dla wszystkich w obrębie Europy. Ten problem musi być rozwiązany i to jest też zadanie dla polskiego rządu, który już się z tym zderzył i w 2019 roku będzie musiał się z tym zmierzyć.

Nowy ład

Pojawili się też prorocy cywilni czy świeccy, którzy wieszczą ostateczny upadek kapitalizmu, przynajmniej w obecnej postaci, będącej podstawą demokracji liberalnej, nazywając go turbokapitalizmem. Turbokapitalizm upadnie, bo cywilizowane społeczeństwa nie zniosą nierówności, które on generuje. Na szczęście nie pojawił się Marks, za to zjawili się ekonomiści, jak Thomas Piketty, którzy w grubych tomach te nierówności pokazują. Protest już zaczyna przenosić się na ulice, jak choćby ruch „żółtych kamizelek” we Francji, który domaga się stworzenia jakiegoś nowego systemu. Tylko że ten nowy system tworzony jest bez definiowania ram ideowych, wiary i rozumienia tego, co się dzieje.

To są chaotyczne próby tworzenia fundamentów jakiegoś nowego porządku społecznego i politycznego, który już nie będzie turbokapitalizmem, bo system ten jest już nie do utrzymania.

Inteligencja i świadomość

Z ery automatyki, ery fabryk, gdzie już nie ma człowieka (widziałem takie fabryki samochodów, gdzie pracują wyłącznie automaty), przechodzimy do etapu, gdzie już nie będzie ludzi także w wielu pracach koncepcyjnych. Ostrzeżeniem czy ewentualnie zachętą do pracy nad nową gospodarką były dwa mecze szachowe. W pierwszym z maszyną wygrywali arcymistrzowie, ale w pewnym momencie komputer wygrał z Garrim Kasparowem, najlepszym i najbardziej oryginalnym, nieszablonowym szachistą świata. Maszyna nauczyła się grać od człowieka, „wrzucono” jej bowiem do pamięci dwa czy trzy tysiące rozgrywek najlepszych szachistów i ona, korzystając z tego zasobu, rozgrywała daną partię, czyli sama nic nie tworzyła, ale była genialnym uczniem. Drugą maszynę zbudowano inaczej – nie wprowadzono do jej pamięci żadnych przykładowych partii, tylko zasady gry, tworzyła ona sama algorytmy rozgrywki i okazuje się, że z tak zaprogramowaną maszyną nikt nie potrafi wygrać. Ona sama nauczyła się grać i robi to inaczej niż znane do tej pory schematy, stworzyła swój własny szachowy świat.

To, co było do tej pory koncepcją teoretyczną, co się nazywa nieciągłością Kurzweila, zaczyna być realne. Nieciągłość Kurzweila to jest moment w rozwoju cywilizacji, w którym człowiek nie będzie już mógł nadążyć za tym, co będzie wymyślać maszyna czy sztuczna inteligencja.

W tym momencie powstał problem fundamentalny – inteligencja i świadomość. Bo człowiek ma świadomość. Ba, pies ma świadomość. Kto ma i kocha psy, to wie – traktuje się je jak członków rodziny. Nauczyłem się tego w dramatycznych okolicznościach. Mój pies był bardzo chory, weterynarz powiedział, że tak się męczy, że lepiej go uśpić. Zdecydowałem, że odbędzie się to u nas w domu. Młoda lekarz weterynarii powiedziała mi: „Pański pies wiedział, po co ja przyjechałam”. On wiedział, miał więc świadomość. A maszyna będzie wygrywać, ale czy będzie miała tego świadomość? Możemy zatem być w rękach urządzeń, które są lepsze od nas w wielu dziedzinach, ale nie mają świadomości. To jest nieciągłość Kurzweila. Możemy maszyny ograniczyć, żeby tylko opracowywały koncepcje, ale ich nie wykonywały, symbolicznie możemy obciąć im ręce i nogi, ale na dłuższą metę to jest niemożliwe. Każdy, kto zna systemy informatyczne, zdaje sobie z tego sprawę.

A więc świat, który przekazujemy następnemu pokoleniu, jest przedziwny – zupełnie nowy, ale stary w konieczności rozwiązywania problemów, przed którymi stoi człowiek.

Jeźdźcy Apokalipsy

Znany rysunek Albrechta Dürera przedstawia czterech jeźdźców Apokalipsy: głód, zarazę, wojnę i śmierć.

Pokonaliśmy w zasadzie głód. Jeżeli jest gdzieś na świecie, to dlatego, że tamtejsze rządy są skorumpowane, nieudolne i niekiedy zbrodnicze. Nie ma infrastruktury, zawodzi transport, ale żywności na świecie jest pod dostatkiem, dorobek genetyki, technologii rolniczych jest bowiem tak wielki, że bilans żywnościowy jest dodatni. Nawet w Polsce wyrzuca się rocznie kilkaset kilogramów żywności na głowę mieszkańca. Nie ma głodu, ale jest problem techniczny albo i polityczny.

Zaraza jest też w zasadzie opanowana. Nie ma epidemii dziesiątkujących ludzkość, jak kiedyś dżuma, cholera czy czarna ospa. Choroba Heinego-Medina też kiedyś atakowała dość powszechnie. Gdy chodziłem do szkoły podstawowej, a było to w latach 50., było wiele dzieci dotkniętych tą chorobą. Później dopiero pojawiły się szczepionki.

Wojna – nie było dnia bez wojny po II wojnie światowej, ale były to konflikty lokalne, a nie wojna totalna. Wojna jako taka jest też pod kontrolą. Śmierć – w Ewangelii jest napisane: na końcu zostanie pokonana śmierć. W zeszłym roku okazało się, że Chińczycy, metodą manipulacji genetycznych na embrionach, uzyskali odporność na wirus HIV. Jest w Chinach dwójka dzieci, które cechuje taka odporność. Przy obecnych możliwościach technicznych, a medycyna dysponuje doskonalszymi narzędziami niż wojsko, możemy sobie wyobrazić modyfikacje dokonywane na ludziach. Mówi się również o genie nieśmiertelności. Tak więc pokonanie śmierci z problemu teologicznego zaczyna zmieniać się w problem naukowy.

W tym roku została przetłumaczona na język polski książka pt. „Homo deus”, czyli „Człowiek boski”, izraelskiego autora Yuvala Harariego. Kilkanaście lat temu przewidywałem, że pojawią się stwierdzenia „człowiek nieśmiertelny” czy też „człowiek wykreowany”, ale nie przewidziałem „człowieka boskiego”. „Homo deus” to książka przedziwna. Autor traktuje poruszane w niej zagadnienia niezwykle powierzchownie, nie dotykając istoty rzeczy, nie uwzględniając naszego dorobku cywilizacyjnego, bez refleksji nad człowiekiem i jego losem, a traktując go jedynie jako element eksperymentu naukowego. Autor formułuje tezy dotyczące homo deus. Po pierwsze, stwierdza, że wszystkie organizmy są algorytmami, po drugie, że inteligencja oddziela się od świadomości. Inteligentne, pozbawione świadomości algorytmy mogą wkrótce lepiej znać człowieka niż sam człowiek.

Książka ta jest moim zdaniem prowokacją, inspirującą do rozstrzygnięcia kwestii fundamentalnych. Mam nadzieję, że znajdą się teolodzy i filozofowie, którzy w reakcji na nią odpowiedzą na pytanie, gdzie jest granica manipulacji. Jestem bowiem przekonany, że daleko posunięte manipulacje genetyczne skończą się potworną katastrofą.

Rok 2019 w światowej gospodarce

Nikt w świecie poważnych ekonomistów i polityków nie ma już wątpliwości, że 2019 będzie ostatnim rokiem w miarę przyzwoitej koniunktury. Gospodarka amerykańska wchodzi w fazę, którą można porównać do chwilowej poprawy samopoczucia tuż przed śmiercią. Wszystkie parametry wskazują na przegrzanie koniunktury, po czym będzie niewątpliwie zjazd w dół. Amerykanie popełnili pewien błąd, bo powinni byli wcześniej przygasić gospodarkę, podwyższając stopy procentowe. Akcje amerykańskie na giełdzie na razie zwyżkują, ale w 2020 roku zaczną się spadki.

Gospodarka amerykańska jest więc nadal w doskonałym stanie, co oznacza, że uwarunkowania zewnętrzne dla gospodarki polskiej są dobre. To będzie dobry rok, ale wiadomo, że szczyt koniunktury mamy już za sobą. Chiny będą miały wzrost PKB na poziomie 6,5 proc., co jest bardzo dobrym wskaźnikiem, ale przy kilkunastu procentach kilka lat temu oznacza spowolnienie. Chiny mają duże rezerwy walutowe i nie można zapominać, że jest to państwo centralnie sterowane. Widać wyraźnie, że przestawia ono gospodarkę z większej zależności od eksportu na zewnątrz na konsumpcję wewnętrzną. Chiny, choć słabsze, nie przyczynią się w roku 2019 do jakiegoś kolapsu na rynkach światowych.

Spór o cła i eksport do Stanów Zjednoczonych to sprawa kształtowania się nowej równowagi na świecie. Ameryka stoi przed problemem, czy przygotowywać się do zwarcia z Chinami, póki to jest jeszcze możliwe, czy wejść w długotrwałą rywalizację. Gospodarka będzie polem długotrwałej, ale kontrolowanej rywalizacji, a swoboda przepływu przez cieśninę Malakka będzie w razie czego przedmiotem konfliktu zbrojnego. Stany Zjednoczone nigdy nie zgodzą się na dwie rzeczy: blokadę cieśniny Malakka i blokadę cieśniny Ormuz, dlatego że przez te dwie cieśniny przepływa ponad 80 proc. ważnych surowców i towarów na świecie.

Spowolnienie w Europie

W najgorszej sytuacji jest Europa. Wciąż jest wielkim podmiotem gospodarczym, cywilizacyjnym i ekonomicznym, ale ma swoje słabe punkty, ponieważ Niemcy miażdżą swoją gospodarką państwa południowej Europy. Z Grecją już się uporały, a także z Portugalią i Hiszpanią, teraz problemem są Włochy, a w kolejce czeka Francja. Gospodarka europejska odczuwać będzie rywalizację chińsko-amerykańską i amerykańskie zaczepki o zbyt małe wydatki na zbrojenia i za duży eksport towarów do Ameryki. To są jednak drobiazgi. Gospodarka europejska rozwijać się będzie, tyle tylko że wolniej, nie w tempie 2,5, tylko 1,1 proc. To wystarczy, żeby utrzymać tempo rozwojowe.

Europa stoi też przed kilkoma problemami politycznymi. Są nimi wybory do Parlamentu Europejskiego i sprawa brexitu. W kwestii opuszczenia przez Wielką Brytanię struktur Unii Europejskiej wymyślono tzw. „bring off” (ratunek), czyli brexit, ale tylko z nazwy. A więc tego brexitu w praktyce nie będzie. Najprawdopodobniej premier Theresa May przegra w głosowaniu umowę w sprawie brexitu i nic jej innego nie zostanie, jak ogłosić referendum i zwrócić się do Unii Europejskiej o wydłużenie obecności Wielkiej Brytanii w Unii Europejskiej na przykład o 10 miesięcy w oparciu o art. 10 traktatu. A równocześnie przygotuje się warunki przejściowe, co oznaczać będzie, że faktycznie nic się nie zmieni. Dlaczego tak się stanie? Bo Stany Zjednoczone podjęły w stosunku do Europy fundamentalną decyzję – nie pozwolą na oddzielenie się Unii Europejskiej od Wspólnoty Atlantyckiej. Powinna zostać utrzymana jedna wspólnota Zachodu, i to mimo antyamerykańskich nastrojów w elitach niemieckich i francuskich. W związku z tym Wielka Brytania musi pozostać w takiej czy innej formie w obrębie zjednoczonej Europy. Stawiam na to, że brexit będzie bardzo łagodny, czyli formalnie brexit nastąpi, ale bez istotnych skutków.

Niemcy będą dążyć do umocnienia rdzenia francusko-niemieckiego, boją się bowiem swojej dominacji. Z dominacji wynikają obowiązki, których oni nie chcą na siebie przyjąć. Dlatego w stosunku do Włoch nie posuną się za daleko, pomimo ostrej retoryki i pokrzykiwania na faszystowski, jak go nazywają, rząd. Do realizacji miękkiego kursu w stosunku do Włoch potrzebna jest Niemcom Francja. Ostatnie 16 lat, czyli okres od wprowadzenia euro we Włoszech, to dla nich czas stagnacji, a relatywnie do Stanów Zjednoczonych nawet spadek. Ostatecznie Komisja Europejska wraz z Bankiem Europejskim podadzą Włochom pomocną dłoń, ale najpierw ich upokorzą.

Polska

W roku 2018 wzrost gospodarczy w Polsce wyniesie powyżej pięciu procent i najprawdopodobniej wynik budżetowy będzie dodatni. Przypuszczalnie jednak premier zechce z nadwyżki budżetowej awansem sfinansować niektóre wydatki za rok 2019, żeby budżet był zrównoważony lub na lekkim minusie. Jest to racjonalne, ponieważ nadwyżka może prowokować różne grupy społeczne do finansowych roszczeń. Ale doskonały wynik budżetowy 2018 roku jest bardzo dobrą wiadomością.

Z trzech filarów Strategii Odpowiedzialnego Rozwoju pierwszy to osiągnięcie równowagi budżetowej, drugi – odejście od modelu kolonialnego. Jeszcze niedawno, gdy PiS obejmował władzę, 75 proc. polskiego zadłużenia to były kredyty w obcych bankach, obcych funduszach. W ciągu dwóch lat dzierżenia teki gospodarczej przez Mateusza Morawieckiego jesteśmy na poziomie 65 proc. A on, jak go znam, z pewnością przed końcem kadencji osiągnie poziom 55 proc. Najlepiej byłoby, gdyby odwrócić te proporcje, czyli żeby zagraniczne zadłużenie stanowiło tylko 40 proc. Włochy dawno by się wywróciły, gdyby nie to, że 80 proc. włoskiego długu było w rękach włoskiego społeczeństwa. Gdy pieniądze obywateli finansują dług państwa, to zapewnia to bezpieczeństwo. Występuje też pewne zjawisko negatywne, jest nim niewątpliwie zbyt mały optymizm ludzi, którzy kierują gospodarką. Mam jednak nadzieję, że jest to zjawisko krótkoterminowe, bo w przeciwnym razie mogłoby to stanowić problem. W najbardziej pesymistycznych prognozach wzrost PKB w roku 2019 wyniesie 3,5 proc., ale mam nadzieję, że będzie to 4 proc. Rok 2019 będzie więc kontynuacją korzystnej dla obywateli polityki gospodarczej rządu premiera Mateusza Morawieckiego.

Problemem natomiast jest brak rąk do pracy, zjawisko to staje się coraz bardziej dramatyczne. Gdy wskaźnik bezrobocia spada poniżej 4 proc., oznacza, że nie ma rąk do pracy, mamy bowiem taką strukturę społeczną, że część ludzi nigdy nie będzie pracować. Ściągamy zatem pracowników z Ukrainy i Białorusi, mamy już ponad milion zarejestrowanych w urzędach pracy Ukraińców i Białorusinów, a faktycznie jest ich 1,7 miliona. Mam nadzieję, że ich odpływ do Niemiec nie będzie duży, ale przedsiębiorstwa wykonawcze już teraz, szczególnie w budownictwie, zmagają się z ogromnym problemem braku rąk do pracy. Z tego wynikają różne negatywne zjawiska, jak nieterminowe wykonywanie zleceń, a z tego powodu są naliczane karne odsetki.

Drugim mankamentem i niezrealizowanym zamierzeniem jest kwestia poziomu inwestycji. O stabilnym, długoterminowym rozwoju państwa decydują bowiem inwestycje. Mateusz Morawiecki w swojej strategii zapisał, że w ciągu dwóch czy trzech lat mamy dojść do 25 proc. wzrostu inwestycji, a jesteśmy na poziomie 18 proc. Duża słabość realizacyjna rządowego programu wynika właśnie z tego, że nie udało się uruchomić inwestycji na zamierzonym poziomie. Nie udało się również uzyskać jednoznacznego poparcia przemysłu dla reform.

Szanse Morawieckiego

Tu dochodzimy do najtrudniejszego problemu, przed którym stoi rząd, a przede wszystkim premier, czyli kwestii aparatu partyjnego. Ta sprawa musi zostać postawiona, ponieważ wynika to z paru fundamentalnych pytań. Przede wszystkim – gdzie jest miejsce partii? Partia jest organizacją, która powinna mieć odpowiednie miejsce w państwie. Partia nie jest państwem i państwo nie należy do partii, państwo należy do obywateli. Oczywiście, jeżeli obywatel jest niezorganizowany i mało świadomy, to wówczas partia może robić, co chce, ale nawet PZPR musiała liczyć się z ludźmi. Strzelali od czasu do czasu do ludzi, zamykali w więzieniach, ale to nic nie dało. Represje w dłuższej perspektywie nie rozwiązują problemów. Dwie główne polskie partie, czyli Prawo i Sprawiedliwość oraz Platforma Obywatelska, to ugrupowania utworzone w czasie wielkiej transformacji, uwikłane w tę transformację, z wzajemnymi hakami i najgorszymi z możliwych przyzwyczajeń, polegających na tym, że po dojściu do władzy gospodarka traktowana jest jak folwark, który trzeba zagospodarować.

Kolejny problem to energetyka, która jest w bardzo złej kondycji. To wielki mankament tego rządu. Istotny wzrost cen prądu był przewidywany od dziesięciu lat, mówiłem o tym na konferencjach, na które jeździłem. A to, co teraz obserwujemy, to jest dopiero początek. Zbliżamy się do sytuacji, w której zabraknie nam możliwości zrównoważenia tego systemu. Wynika to z błędów, które się nawarstwiały od co najmniej kilkunastu lat. Ale obecny rząd nie przerwał tej złej passy, postawił na czele energetyki ludzi niekompetentnych. A to nie jest system, który można oddać w ręce takich ludzi. Czy ktoś wsiadłby do samolotu, gdybym na przykład ja siedział za sterami? Nikt rozsądny tego by nie zrobił, bo skończyłoby się to katastrofą. A do energetyki kieruje się takich ludzi.

Fundamentalnym problemem jest to, że obecne partie nie nadają się do rządzenia w tak skomplikowanej sytuacji. Do realizacji programu rządu trzeba skierować najlepszych ludzi. W tym składzie rządu premier wiele nie osiągnie. Nawet gdy to są porządni ludzie, ich wiedza jest za mała, żeby rozumieć współczesny, niezwykle skomplikowany świat. Aparat partyjny wypycha fachowców z różnych stanowisk, gdzie wiedza jest niezbędna. Zasadniczym problemem jest kontynuacja niezbędnych reform i poprawa funkcjonowania państwa w oparciu o fachowców. Nie ma innej możliwości. W 1998 roku nieżyjący już Zbigniew Romaszewski napisał słynny artykuł „Czyja jest Polska?”. To pytanie jest aktualne dzisiaj: czy Polska jest partii, czy obywateli?

Nie widzę dla Polski zagrożeń systemowych ani makroekonomicznych. Diagnozuję tylko jedno zagrożenie – jakość pracy państwowej. Mamy obowiązek doprowadzenia do sytuacji, w której partia liczy się z głosem obywateli. Jeżeli tego nie będzie, przemysł nie poprze reform. Bo tak naprawdę są dwa elektoraty: ci, którzy głosują, i ci, którzy poprą albo zablokują reformy. I to są różne elektoraty. Reformy premiera Morawieckiego muszą mieć poparcie układu samorządowego i gospodarki. Ale gdy aparat partyjny będzie traktować państwo jak folwark, tego poparcia nie będzie.

Pan Bóg dał nam szansę, żeby wyjść z pułapki średniego rozwoju, wydobyć się z zależności półkolonialnej, poukładać relacje ze Stanami Zjednoczonymi i Niemcami. Bardzo dużo będzie zależeć od Mateusza Morawieckiego, najwybitniejszego polityka młodego pokolenia. Rok 2019 jest dla niego rokiem przełomu, przełomu w jego pozycji w partii, w państwie i jego pozycji jako reformatora. Czy poprowadzi PiS do następnego zwycięstwa wyborczego i zostanie członkiem parlamentu oraz premierem? Jest to bardzo prawdopodobne.

Wojciech Myślecki
Analityk polityki i strategii geopolityki. Pracownik Politechniki Wrocławskiej, autor kilkudziesięciu publikacji naukowych z zakresu telekomunikacji, informatyki przemysłowej oraz zagadnień politycznych i gospodarczych. Były prezes zarządu Polskich Sieci Elektroenergetycznych SA. W latach 1968–1989 działacz opozycji demokratycznej.

26.03.2019r.
WcN

 
RUCH RODAKÓW: O Ruchu - Dołącz do nas - Aktualności RR - Nasze drogi - Czytelnia RR
RODAKpress: W skrócie - RODAKvision - Rodakwave - Galeria - Animacje - Linki - Kontakt
COPYRIGHT: RODAKnet