Nowa Wandea. Szansa na ratunek starej Europy - Grzegorz Kucharczyk

 


Pasterze mojego Kościoła nie wzywają do walki. Oni podjęli konwania z innowiercami

Nowa Wandea. Szansa na ratunek starej Europy

Gdy francuscy rewolucjoniści obalali pod koniec XVIII wieku stary porządek, pobożna ludność Wandei powiedziała lewicy „nie!”. Głośny i zdecydowany sprzeciw wobec ideologii niszczących człowieka potrzebny jest także dzisiaj. Nawet jeśli ceną za opór byłaby śmierć.

Mamy rok 1793. Od kilkudziesięciu miesięcy nad Sekwaną wrze. Głowę podnoszą mroczne siły, skutecznie tłamszone dotąd przez stary porządek. Teraz do głosu dochodzi libertynizm, który pod płaszczykiem wolności wpycha człowieka w niewolę grzechu, duchowej śmierci. Niejeden za złe życiowe wybory zapłaci być może najwyższą cenę – straci życie wieczne. Mimo tej groźby piewcy oświeceniowych pseudo-ideałów prą naprzód. Nie uznają żadnych świętości. Profanują kościoły, a parę tygodni temu zgładzili monarchę. Francja nie ma dziś głowy. Najstarszej córce Kościoła bliżej raczej do tytułu „córy Koryntu”, ladacznicy na usługach szemranych typów. Jednak orgii niszczenia wiary i prawowitej władzy, ołtarza i tronu, w końcu ktoś mówi „stop”!

To Wandejczycy.Chłopi, duchowni i wysoko urodzeni świeccy. Wszyscy, których od rewolucyjnych władz odrzucały nie tylko ich wywrotowe reformy, ale także antykatolicka furia i zbrodnia królobójstwa.

Chociaż w ostatecznym rozrachunku powstańcy przegrali, to wcale tak się nie musiało stać – nie byli bowiem od początku na straconej pozycji. Jednak nawet gdyby nigdy nie mieli większych szans na sukces, to z miłości do Kościoła, mistycznego Ciała Jezusa Chrystusa a także z wierności królowi i Ojczyźnie, wypowiedzieliby posłuszeństwo rewolucyjnym władzom – wrogom wiary i porządku. To był obowiązek.

Rewolucjoniści ostatecznie nie tylko pobili, ale także brutalnie spacyfikowali region nad Loarą. Liczba ofiar wojny i „piekielnych kolumn” jest trudna do oszacowania. Najczęściej mówi się o trzystu tysiącach osób, czyli ponad 40 proc. mieszkańców Wandei. Pod sloganem wolności, równości i braterstwa siepacze mordowali ludzi, często w sadystyczny sposób, niezależnie od płci i wieku, gwałcili kobiety – także na ołtarzach, by w ten sposób zbezcześcić kościoły, palili domostwa i zabudowania. W sumie ogień strawił około 20 procent zabudowań. Mimo takiego bilansu w starciu tak naprawdę zwyciężyła ludność Wandei – kto bowiem trzyma stronę Jezusa Chrystusa, „choćby i umarł, żyć będzie” (J 11, 25).

Powstańcze poświęcenie oraz gotowość do walki, a nawet śmierci w obronie Wiary katolickiej i zasad zgodnych z nauczaniem Kościoła, powinny być dla nas wzorem. Do tego zachęcał nas kardynał Robert Sarah w swoim kazaniu wygłoszonym w trakcie Mszy Świętej rozpoczynającej obchody 700-lecia diecezji Lucon, obejmującej właśnie Wandeę. Afrykański hierarcha rozważał także problematykę gotowości współczesnych wierzących do jakiegokolwiek poświęcenia.

A dziś któż powstanie, by walczyć dla Boga? Któż ośmieli się zmierzyć ze współczesnymi prześladowcami Kościoła? Któż się odważy, nie mając innej broni jak różaniec i Najświętsze Serce, przeciwstawić się współczesnym kolumnom śmierci, którymi są relatywizm, obojętność i pogarda dla Boga? Któż powie, że jedyną wolnością, za którą warto umierać, jest wolność wiary? – pytał kardynał Sarah, zwracając uwagę na niezwykle istotny problem współczesnych prześladowań wierzących.

Dzisiaj bowiem wrogowie Kościoła we Francji, Belgii, Niemczech czy innych krajach Europy Zachodniej nie mordują katolików i na co dzień nie burzą świątyń (choć media notują narastającą liczbę profanacji). Współczesne prześladowania przybierają zupełnie inną, ale równie – a może nawet bardziej – niebezpieczną formę. To prześladowania grożące śmiercią duszy, a nie ciała, a wśród nich relatywizm, obojętność i pogarda dla Pana Boga. O ile więc rewolucjoniści mogli zabrać katolickim Wandejczykom jedynie życie, to współczesna rewolta zasad i moralności grozi człowiekowi śmiercią wieczną. I to na masową skalę!

Nie ulega ponadto żadnej wątpliwości, że panoszący się współcześnie na Zachodzie relatywizm nie jest dziełem przypadku, a prostą konsekwencją ideologicznej drogi, na jaką wepchnęli Francję i szerzej Europę ci sami ludzie, którzy wydali wyrok śmierci na Wandeę. Kto nie zginął z ręki rewolucji od razu, tego potomkowie zostali skazani na powolną agonię ducha, stopniowe wygaszanie wiary, nadziei i miłości. Dzisiaj, dwa wieki po ścięciu Ludwika XVI, ów proces sprawia we Francji wrażenie zakończonego.

Obecnie trwa dożynanie rodziny, ostatniego bastionu cywilizacji. – Ideologia gender, pogarda dla płodności i wierności to nowe slogany tej rewolucji. Rodziny stały się Wandeą, którą trzeba zgładzić. Jej unicestwienie zostało systematycznie zaplanowane, tak jak to było z Wandeą – stwierdził gwinejski kardynał zauważając paralelę między francuskimi powstańcami z XVIII wieku a… współczesną Afryką!

Szydzą [rewolucjoniści – red.] z rodzin chrześcijańskich, ponieważ te ucieleśniają wszystko, czego oni nienawidzą. Są gotowi skierować przeciw Afryce nowe kolumny śmierci, aby wywierać presję na rodziny i narzucić im sterylizację, aborcję i antykoncepcję. Afryka stawi jednak opór, tak jak Wandea – zauważył na francuskiej ziemi afrykański kardynał, dając zarówno swojemu ojczystemu kontynentowi jak i całemu Kościołowi nadzieję na zwycięstwo. Gdyż nasz los, podobnie jak los powstańców z roku 1793, nie jest przesądzony.

Wandejczycy nauczyli nas stawiać opór wszystkim rewolucjom. Pokazali, że w obliczu piekielnych kolumn, nazistowskich obozów zagłady, komunistycznych gułagów czy islamskiego barbarzyństwa istnieje tylko jedna odpowiedź. Jest nią dar z siebie – powiedział kard. Sarah.

Katolik w przeciwieństwie do rewolucjonisty-ateisty może bowiem odnieść zwycięstwo, nawet jeśli sprawa o jaką walczy w tym świecie, upadnie. Mordercy wiernych z Wandei mogli stłumić rojalistyczne powstanie lub ukorzyć się przed jego ideałami. Zakres ich działań nie wykraczał poza „tu i teraz” oraz poza ściśle zakreślone ramy geograficzne. My natomiast, tak jak nasi bracia z Wandei, nawet jeśli polegniemy w boju, możemy oczekiwać zwycięstwa, gdyż jesteśmy armią „zwycięzcy śmierci, piekła i szatana”, Jezusa Chrystusa.

Nasz wódz wymaga od nas zwycięstwa nie na polu bitwy, ale w nas samych. Jeśli wybierzemy Jego Królowanie i z Jego pomogą pokonamy grzech, to żadne wrogie armie, rewolucyjne siły czy antykatolickie rządy nam nie zagrożą. Nie mogą nam bowiem odebrać nic więcej, jak tylko życie. Jeśli jednak zdezerterujemy z walki pod sztandarem z krzyżem i przejdziemy na stronę wroga ludzkości – diabła, to w ostatecznym rozrachunku przegramy. Ostatecznie, na wieczność.

Życie zgodne z nauczaniem Kościoła jest jedyną drogą do nieba oraz skutecznym sposobem, by zahamować, a nawet odwrócić skutki rewolucji na ziemi. „Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj” – jak uczy święty Paweł (Rz 12,21).

W duchu Wandei, stanowiącym część szerszego zjawiska ducha krucjat, który jest szansą na uratowanie i renowację świata, nie chodzi więc wyłącznie o odważne wystąpienie przeciwko złym, antykatolickim i rewolucyjnym rządom. Najważniejsza jest odwaga w walce ze złem w nas samych. Dopiero gdy z pomocą Jezusa Chrystusa pokonamy grzech, możemy mieć nadzieję na naprawę świata. Gdy jednak nie podniesiemy się z upadku, to przegramy zarówno świat jak i – co gorsza – życie wieczne. Na to żaden katolik przepełniony duchem Wandei pozwolić sobie nie może.

Kiedy chodzi o Boga, nie może być żadnego kompromisu – mówił kardynał Robert Sarah. Te słowa najlepiej oddają ducha Wandei. Ducha zapomnianego, ale wciąż przecież aktualnego.

Michał Wałach

03.09.2017r.
PCh24.pl

 
RUCH RODAKÓW: O Ruchu - Dołącz do nas - Aktualności RR - Nasze drogi - Czytelnia RR
RODAKpress: W skrócie - RODAKvision - Rodakwave - Galeria - Animacje - Linki - Kontakt
COPYRIGHT: RODAKnet