Free Waluś! - Marek Jan Chodakiewicz

 


Gan-Ganowicz: Nie wiem jak to jest zabić człowieka. Zabijałem tylko komunistów!

Free Waluś!

Jesienią 1993 r. zobaczyłem na bramie Uniwersytetu Warszawskiego transparent "Free Waluś". Wywiesili go korporanci Konwentu "Polonia" w obronie rodaka z Republiki Południowej Afryki. 10 kwietnia 1993 r. zakopiańczyk Janusz Waluś, emigrant do Południowej Afryki, zastrzelił genseka Komunistycznej Partii Południowej Afryki Chrisa Hani.

Ten ostatni szkolenie wojskowe przeszedł w Związku Sowieckim. Walczył w Rodezji. Funkcję genseka, jak również szefa sztabu bojowo-terrorystycznej organizacji Umkhonto We Sizwe (Włócznia Narodu) Hani przejął od wywodzącego się z Wileńszczyzny komunisty Josela Moszel Slovo ("Joe Slovo"). Obaj operowali w ramach Afrykańskiego Kongresu Narodowego (African National Congress - ANC), który był szeroko ukonstytuowaną organizacją protestu wychodzącą poza struktury plemienne, odwołującą się do solidarności ludzkiej wielu ras. Jednym słowem ANC był wymarzoną fasadą dobra, za którą lubiło chować się komunistyczne zło.
To wszystko warto podkreślić. Dlaczego? Otóż walka z apartheidem, który był etatystycznym systemem opartym na separacji ras, była sprawiedliwa, bowiem apartheid urągał chrześcijaństwu, które głosi: "Nie ma ni Greka, ni Rzymianina" oraz "Wszyscy jesteśmy dziećmi Boga". I nie może być dyskryminacji ze względu na etniczne korzenie człowieka. "Nie będzie Niemiec pluł nam w twarz, ni dzieci nam germanił". Polacy to wszystko rozumieją.
Ale pojmują również, że - z punktu widzenia komunistów - walka z apartheidem była sposobem na przejęcie władzy przez czerwonych. Stąd ważne jest, że Janusz Waluś zastrzelił nie symbol walki o wolność odżegnującego się od swego młodzieńczego terroryzmu i radykalizmu Nelsona Mandelę (wielkiego szczególnie dla ludu Xhosa, której to konfederacji plemion był księciem), a terrorystę i komunistę Chrisa Haniego. Hani - wyszkolony w Sowietach - doskonale wiedział, jak manipulować, otumaniać, mobilizować, zabijać w imię czerwonej rewolucji. I wyglądało na to, że on i jego ludzie wygrają w RPA.

Janusz Waluś temu chciał się aktywnie sprzeciwić. Uciekł do RPA w 1981 r., dołączając do brata i ojca. Prowadzili fabryczkę szkła, a jak interes im się posypał, Janusz przesiadł się za kierownicę i pracował jako szofer. Z niepokojem obserwował zmiany w swym nowym kraju. Uznał tamtejszy Okrągły Stół za ugodę różowych z czerwonymi. I obawiał się, że jest to preludium do czerwonej rewolucji, do powtórki tego potwornego scenariusza, który spadł na Zakopane i na Polskę.
Waluś związał się z jedynymi, którzy mieli odwagę przeciwstawić się czerwonym zbrojnie: Afrykanerskimi radykałami. Niestety, byli to ludzie, którzy chcieli ocalić apartheid. Nie zgadzali się na żadne reformy. Waluś w apartheidzie nie miał żadnych zysków. Ale horror komunizmu znał doskonale. Postanowił działać. Wyrok wykonał wspólnie z afrykanerskim posłem do parlamentu Clive Derby-Lewisem. Ujęto ich, skazano na śmierć, potem karę zmieniono na dożywocie. Odmówiono im amnestii (którą objęto zarówno apartheidowych tajnych policjantów RPA jak i komunistycznych terrorystów z Włóczni Narodu), argumentując, że działali ze swojej inicjatywy, oddolnej, a nie z ramienia żadnej organizacji.

Obawy Walusia na szczęście nie spełniły się. RPA nie jest państwem komunistycznym, a ANC to nie Czerwoni Khmerowie. RPA stacza się coraz bardziej do poziomu typowej afrykańskiej kleptokracji. Ma wielki problem z prawem i bezpieczeństwem, a ksenofobia podnosi od czasu do czasu swą ohydną twarz. Ostatnio na przykład doszło do serii ataków, a w tym i morderstw, na emigrantów z Zimbabwe i Mozambiku. Co więcej, przemoc i fala zbrodni też przede wszystkim dotyka społeczność czarną RPA. I sprawcami są też czarni. Często sąsiedzi, często z tego samego plemienia, chociaż przyznajmy, że antagonizm Xhosa i Zulu stale się tli.

Opowieści o "ludobójstwie Burów" są na szczęście na razie grubo przesadzone. To prawda, że fala zbrodnicza dotyka nie tylko czarnych shantytowns, ale również burskich farm. Przeciętna krajowa w RPA to 31 mordów na 100 tys. co roku. Burowie padają ofiarami w 131 przypadkach na 100 tys. ludności według danych z 2013 r. Są więc nadreprezentowani wśród ofiar. Po części wynika to ze specyfiki geografii: farmy są położone w odizolowanych od siebie okolicach. A po części z rasizmu: nienawiść do białych ma długą historię na całym kontynencie.
Nie zapomnijmy również, że przywódcy RPA, wytrenowani przez KGB, GRU, Stasi, oraz północnokoreańską, chińską i kubańską tajną policję komunistyczną - zostali zindoktrynowani, aby łączyć walkę klas i walkę ras. Kapitalizm i własność w RPA były przede wszystkim białe. Niektórzy wysoko usytuowani czarni politycy rutynowo sieją nienawiść plemienną i rasową. Sam prezydent Jacob Zuma publicznie wyśpiewuje o konieczności eksterminacji Burów: "Shoot the farmer, kill the Boer" rozlegało się na stadionie podczas ostatniego kongresu ANC.

Według organizacji Genocide Watch, RPA jest jednym z bardziej zagrożonych masowym mordem krajów. Jak załamie się konsensus Okrągłego Stołu - będzie krew. Do tego czasu warto, aby polska dyplomacja postarała się o uwolnienie Janusza Walusia.

Marek Jan Chodakiewicz
www.iwp.edu

Janusz Waluś - bohater białej Afryki

Trzymaj sie Bracie, dedicated to Janusz Waluś

27.05.2015r.
Tygodnik Solidarność

 
RUCH RODAKÓW: O Ruchu - Dołącz do nas - Aktualności RR - Nasze drogi - Czytelnia RR
RODAKpress: W skrócie - RODAKvision - Rodakwave - Galeria - Animacje - Linki - Kontakt
COPYRIGHT: RODAKnet