Powrót lustracji i dekomunizacji - Antoni Macierewicz

 


Powrót lustracji i dekomunizacji

Patrząc z perspektywy 22 lat na przebieg wydarzeń w Polsce, widać wyraźnie, jak destrukcyjną rolę odgrywa agentura: ludzie tysiącami nici związani z systemem komunistycznym, a jeszcze częściej z mocarstwem rosyjskim - pisze Antoni Macierewicz w "Gazecie Polskiej".

Główną przesłanką rządu Jana Olszewskiego decydującą o przeprowadzeniu lustracji było przekonanie, że jest to niezbędne ze względu na bezpieczeństwo państwa. Premier Olszewski tak to ujął w swoim znakomitym przemówieniu przypominającym, że 4 czerwca 1992 r. rozstrzyga się, czyja będzie Polska: "Budowaliśmy mozolnie państwo, które obywatele będą mogli szanować. Państwo całkowicie niepodległe, państwo, w którym wojsko i policja są w pełni podporządkowane demokratycznej, przedstawicielskiej, polskiej władzy. (...) Uważam, że naród polski powinien mieć poczucie, że wśród tych, którzy nim rządzą, nie ma ludzi, którzy pomagali UB i SB utrzymywać Polaków w zniewoleniu. Uważam, że dawni współpracownicy komunistycznej policji politycznej mogą być zagrożeniem dla bezpieczeństwa wolnej Polski".

Olszewski miał rację

Patrząc z perspektywy 22 lat na przebieg wydarzeń w Polsce, widać wyraźnie, jak destrukcyjną rolę odgrywa agentura - ludzie tysiącami nici związani z systemem komunistycznym, a jeszcze częściej z mocarstwem rosyjskim. 4 czerwca 1992 r., obalając pierwszy rząd pochodzący z wolnych wyborów, politycy Okrągłego Stołu nerwowo oglądali się na komunistów, pytając: policzmy głosy, czy SLD nas poprze? Koalicja "nocnej zmiany" - od Wałęsy i Moczulskiego po Geremka i SLD - poparła przewrót. Rząd Olszewskiego upadł. Wraz z nim przekreślono cały system reform, które miały uczynić z Polski nowoczesne, sprawiedliwe i niepodległe państwo. Mało kto już dziś pamięta, że w niespełna sześć miesięcy udało się nam wówczas ustabilizować finanse, zablokować złodziejską prywatyzację i przygotować ustawę reprywatyzacyjną przewidującą też powszechne uwłaszczenie, wprowadzić ceny minimalne w rolnictwie, rozpocząć lustrację, desowietyzację w wojsku i ograniczyć działalność struktur mafijno-gangsterskich. W sferze międzynarodowej rząd Olszewskiego podjął rozmowy o wejściu do NATO, usunął z Polski wojska okupacyjne, nie zgadzając się na pozostawienie rosyjskich baz. Równocześnie Polska uznała niepodległość Ukrainy i podjęła aktywną politykę wschodnią, koncentrując się na współpracy z Białorusią, z rządem premiera Kiebicza zainteresowanego ściślejszymi kontaktami z Polską.

Czego bali się ludzie Okrągłego Stołu?

Łatwo zauważyć, że działania te wyznaczyły podstawowe linie programowe formacji patriotycznej aktualne do dziś i nadal zwalczane przez obóz Okrągłego Stołu. W latach 90. ideolodzy b. Służby Bezpieczeństwa stworzyli koncepcję "partii antysystemowych", zagrażających jakoby państwu polskiemu. Koncepcję tę najpełniej ujął były płk. SB Jan Lesiak w trzystronicowym raporcie z lutego 1993 r., przygotowanym dla ówczesnego szefa MSW Andrzeja Milczanowskiego. Raport Lesiaka zawiera charakterystykę ugrupowań prawicowych: Porozumienia Centrum, Ruchu dla Rzeczypospolitej, Ruchu Trzeciej Rzeczypospolitej, Ruchu Chrześcijańsko-Narodowego oraz ich liderów: Jarosława Kaczyńskiego, Jana Olszewskiego, Romualda Szeremietiewa, Jana Parysa i Antoniego Macierewicza. Lesiak stwierdza, że trzeba zdezintegrować wymienione środowiska i tworzone przez nie partie, bo zmierzając do dekomunizacji i lustracji, godzą w porządek prawny i konstytucyjny Rzeczypospolitej Polskiej. Innym powodem działań przeciwko partiom prawicowym i ich liderom miało być to, że oskarżają oni niektórych polityków - tu wymieniono nazwiska Jacka Kuronia i Adama Michnika - o przychylność wobec nurtów postkomunistycznych. Na takiej podstawie wysunięto zarzuty, że działania prawicy są zagrożeniem bezpieczeństwa państwa, a lustracja i dekomunizacja mają doprowadzić do narzucenia przez prawicę dyktatury. Taka analiza stała się podstawą decyzji zaaprobowanej przez ówczesnego ministra spraw wewnętrznych i szefa UOP o rozbiciu operacyjnym partii prawicowych.

Zła Ameryka, dobra Rosja...

Tak wyglądała ówczesna ideologia, do której chętnie się dzisiaj wraca. Ale u źródeł tej żywiołowej i odruchowej nienawiści tkwią interesy społeczno-gospodarcze mafii esbeckich i dawnej nomenklatury, dawna mentalność żywiąca się stereotypami o "dobrej Rosji" i "złej Ameryce". Dziś, ćwierć wieku po Okrągłym Stole, widać wyraźnie, jak żywioł postkomunistyczny zdominował lewicowo-liberalne grupki. Charakterystyczne, że związki polityczno-gospodarcze formacji Okrągłego Stołu z orientacją rosyjską są wciąż tak silne, że rządzący nadal próbują wkupić się w łaski wschodniego lobby. Taki jest przecież polityczny sens żenującego festiwalu apoteozy Wojciecha Jaruzelskiego, kreowanego na "ofiarę represji stalinowskich", "najwybitniejszego polityka ostatnich 50 lat", "ostatniego wielkiego przedstawiciela tragicznego pokolenia powojennego", "ciepłego i rozumiejącego dramatyczne losy polskie człowieka honoru". Wypowiadano te słowa bez cienia zażenowania i wstydu wobec oniemiałego narodu, pamiętającego tysiące mordowanych i zsyłanych na Syberię, katowanych w więzieniach, rozstrzeliwanych na ulicach Gdańska, Szczecina, Elbląga, w kopalni "Wujek" i w Lubinie. Mówili to ludzie, którzy siadali do stołu z Wojciechem Jaruzelskim, nie bacząc na męczeństwo ks. Jerzego Popiełuszki i nie chcąc słyszeć o mordowanych księżach: Stanisławie Suchowolcu, Stefanie Niedzielaku i Sylwestrze Zychu. Ludzie, którzy wyrzucili z pamięci słowa Jaruzelskiego: "Trzeba wzmóc działania wobec księdza Popiełuszki...".

.a najlepszy Jaruzelski

Ale nie chodzi tylko o przeszłość. Wojciech Jaruzelski był człowiekiem, który do końca życia uważał płk. Ryszarda Kuklińskiego za zdrajcę, nigdy nie uznał zbrodniczości sowieckiej okupacji i nie przyznał, że zbrodnią było strzelanie do robotników Wybrzeża w 1970 r., robotników kopalni "Wujek" w 1982 r., uwięzienie kilkunastu tysięcy Polaków , przekształcenie na całe lata Polski w jeden wielki obóz koncentracyjny. Wystarczy przeczytać sprawozdania z prac Komitetu Obrony Kraju z lat 1989-1990, by zdać sobie sprawę z faktu, iż Jaruzelski nie pogodził się z powrotem Polski do krajów wolnego świata , a cały jego polityczny wysiłek nakierowany był na utrzymanie naszej ojczyzny w orbicie rosyjskiej. Dlatego też systematycznie jeździł do Moskwy, przyjmował rosyjskie odznaczenia (z rąk Władimira Putina!), był przeciwnikiem wstąpienia Polski do NATO.

Pochwała zdrady w obliczu wojny

A mimo to dziś Wojciecha Jaruzelskiego "z podniesioną głową" wychwala nie tylko Aleksander Kwaśniewski zapowiadający "walkę o dobre imię generała", ale i Bronisław Komorowski, jednocześnie powołując się na swoją solidarnościową przeszłość. Nie mniej groźną deklarację złożył w tym samym czasie minister obrony narodowej Tomasz Siemoniak, który w tonie pełnym aprobaty uznał, że wśród większości żołnierzy Wojciech Jaruzelski cieszy się szacunkiem. Dzieje się to w czasie rosyjskiej agresji za naszą wschodnią granicą, w kontekście otwartych deklaracji Rosji o dążeniu do likwidacji dotychczasowego ładu politycznego Europy i zastąpieniu go przez sojusz rosyjsko-niemiecki. Mówiąc krótko, w momencie, gdy Polska stanęła przed największym od czasu II wojny światowej wyzwaniem, rządząca elita polityczna na czele z prezydentem państwa i ministrem obrony narodowej deklaruje pochwałę dla symbolu zdrady narodowej.

Za brak odwagi cywilnej elit płaci naród

Otóż to wszystko nie mogłoby się zdarzyć, gdyby przeprowadzono lustrację i dekomunizację, gdyby w sposób jednoznaczny wyciągano wnioski z naszej wiedzy o skali apostazji narodowej, jakiej dopuszczali się komuniści i ludzie z nimi kolaborujący, gdyby udało nam się wyrwać się z zaklętego kręgu poprawności politycznej, zakazującej otwarcie mówić prawdę o zdradzie, zbrodni, grabieży...

Za brak konsekwencji zapłaciliśmy wielką cenę. Przez ubiegłe ćwierćwiecze wyrosło nowe pokolenie dzieci i wnuków ludzi Okrągłego Stołu. Wyrosła nieliczna, ale silna gospodarczo i medialnie grupa społeczna, uważająca się za elitę uprawnioną do pouczania i rządzenia narodem. To właśnie ich działanie w ubiegłych latach zablokowało podstawowe reformy gospodarcze: powszechne uwłaszczenie i reprywatyzację. To oni przekształcili obowiązujący system prawny w raj dla międzynarodowych mafii, w system, który polskich przedsiębiorców spycha na pozycje obywateli trzeciej kategorii. To ta pseudoelita zlikwidowała polski przemysł, spektakularnie niszcząc stocznie, lekceważy polskich rolników, eliminuje nauczanie historii w szkole, zachwyca się ideologią gender, systematycznie walczy z Kościołem katolickim i z patriotycznym duchowieństwem, a ostatnio - wprost i bez wstydu - deklaruje dążenie do likwidacji Polski jako niepodległego państwa narodowego.

Nowa elita czy stara nomenklatura

Dlatego trzeba raz jeszcze rozważyć nasz stosunek do lustracji i dekomunizacji. Przez ubiegłe lata w obozie patriotycznym trwała dyskusja, czy nie lepiej zrezygnować z tej części programu i skupić się wyłącznie na kwestiach gospodarczych i społecznych. Zwolennicy tej tezy wychodzą z założenia, że te kwestie można rozdzielić i że należy respektować fakty dokonane ubiegłego dwudziestolecia. Wskazują, że w administracji, w elitach gospodarczych, naukowych i artystycznych lustracja traktowana jest jako casus belli. Nie zbuduje się - mówią - szerokiego obozu politycznego, obozu władzy, jeśli wciąż będziemy wracać do przeszłości.

Bywa, że stanowisko takie zajmują politycy, lecz także politykujący naukowcy - socjologowie, historycy, ekonomiści. Ten punkt widzenia wydaje się racjonalny, wyważony, pragmatyczny. Być może nawet byłby możliwy do zaakceptowania, gdyby nowa elita rządząca, wyrosła na tradycji Okrągłego Stołu, kierowała się polskim patriotyzmem albo chociaż własną ambicją rządzenia silnym państwem. Tak niestety nie jest. Ci ludzie nie tylko wyrośli na układach mafijno-esbeckich, ale ich mentalność ukształtowała się na przekonaniu, że "polskość to nienormalność". Do tego trzeba dodać szczególną rolę ostatnich czterech lat zbiorowej apostazji, wyparcia się podstawowego, ludzkiego, narodowego i państwowego obowiązku ujęcia się za własnym prezydentem, przyjaciółmi, krewnymi, którzy polegli pod Smoleńskiem. W efekcie mamy do czynienia z wyobcowaną, nierozumiejącą własnego narodu i przez ten naród nieakceptowaną elitą, która rozwija się przez kooptację ludzi o podobnej hierarchii wartości.

Lustracja i dekomunizacja warunkiem odbudowy państwa

Dlatego odsunięcie od możliwości sprawowania władzy ludzi o przeszłości agenturalnej wciąż, mimo upływu dwudziestu pięciu lat, jest postulatem warunkującym realizację przebudowy gospodarczej i politycznej Polski. Trzeba raz na zawsze przestać się łudzić, że istnieje szeroka w skali społecznej grupa "dobrych ubeków" czy też "naszych ubeków" albo "naszych biznesmenów o ubeckich korzeniach". Jednostkowe przypadki nie zmieniają diagnozy społecznej: elita pieniądza i władzy ukształtowana na tradycji Okrągłego Stołu będzie zawsze ciążyła do Moskwy. Przez ostatnie ćwierć wieku wydawało się, że można nad tym przejść do porządku dziennego, gdyż łudzono się, że Rosja jest w trwałej strukturalnej defensywie. Program lustracji i dekomunizacji traktowano raczej jako element rozgrywki wewnętrznej niż jako wymóg bezpieczeństwa państwa. Próbowano zignorować oczywiste fakty, że kadra WSI szkolona była przez GRU i KGB i że wraz z SB (oczywiście z wywiadem włącznie) były to służby sowieckiego, a nie polskiego systemu represji i bezpieczeństwa. Skutki są takie, że dziś cały system bezpieczeństwa, administracji, mediów i gospodarki jest dla Rosjan przejrzysty i w dużym stopniu spenetrowany. Agentura wpływu zdolna jest manipulować opinią publiczną, na przemian strasząc Rosjanami lub bagatelizując ich oczywistą siłę. Co gorsza, agentura ta zdolna jest do kreowania konfliktów społecznych, załamań gospodarczych, zachowań grożących bezpieczeństwu państwa.

To wszystko oznacza, że państwo polskie znalazło się w sytuacji najwyższego zagrożenia i tylko mobilizacja wszystkich sił niepodległościowych może nas uratować przed nieuchronną zależnością od nowo kształtującego się porozumienia rosyjsko-niemieckiego.

Jedynym rzeczywistym sojusznikiem niepodległości Polski są Stany Zjednoczone, ale efektywność tego sojuszu zależy od naszej gotowości do obrony własnego państwa. Tymczasem obecnie rządzące elity zależne od obcych wstydzą się Polski, a Polaków nie znoszą... Dlatego im szybciej odejdą, tym większa szansa na odbudowę naszej niepodległości.

Chwała patriotom!

Ćwierć wieku od Okrągłego Stołu i po dwudziestu dwóch latach od rozpoczęcia lustracji okazuje się, że wpływowe siły polityczne, gospodarcze i opiniotwórcze kształtowane są przez dawny komunistyczny aparat, narzucający społeczeństwu swój punkt widzenia, ideologię, decyzje polityczne. Stało się tak dlatego, że tolerowaliśmy propagandę zdrady narodowej.

O tej kwestii warto dziś mówić wprost i otwarcie nie dlatego, że mija właśnie rocznica obalenia pierwszego rządu Rzeczypospolitej powołanego w wyniku wolnych wyborów, ale dlatego, że przebieg wydarzeń boleśnie pokazuje, iż brak rozwiązania podstawowych kwestii politycznych, w tym dekomunizacji, kładzie się cieniem na naszym życiu codziennym, niszczy gospodarkę i zagraża bezpieczeństwu państwa. Dlatego nie ze wstydem, ale z dumą i wdzięcznością należy pamiętać o młodej uczennicy, która miała odwagę powiedzieć w twarz premierowi, że jest zdrajcą. I trzeba podziękować tysiącom Polaków, którzy przypomnieli w ostatnich dniach pseudoelicie, że hańbą jest gloryfikacja zdrady. Bo w ostateczności o niepodległości narodu decyduje jego świadomość, a zwłaszcza stan świadomości jego elit politycznych, wojska i administracji.

Antoni Macierewicz

05.06.2014r.
Gazeta Polska

 
RUCH RODAKÓW: O Ruchu - Dołącz do nas - Aktualności RR - Nasze drogi - Czytelnia RR
RODAKpress: W skrócie - RODAKvision - Rodakwave - Galeria - Animacje - Linki - Kontakt
COPYRIGHT: RODAKnet