Ostatni wywiad z Markiem Nowakowskim - Joanna Lichocka
 


foto: Bartek Kosiński/Gazeta Polska

16.05.2014 zmarł Marek Nowakowski,
wybitny pisarz, scenarzysta, publicysta. Ze smutkiem żegnamy wielkiego człowieka. Nowakowski urodził się 2 marca 1935 w Warszawie. Studiował prawo na Uniwersytecie Warszawskim. Debiutował w 1957, ogłoszonym na łamach "Nowej Kultury" opowiadaniem Kwadratowy.

W swojej twórczości zajmował się oficjalnie przemilczanymi obszarami życia , ludźmi z tzw. marginesu społecznego i z peryferii wielkomiejskich. Bohaterowie wielu jego utworów to ludzie skłóceni z prawem.

Jeszcze w marcu Marek Nowakowski gościł w Klubie Ronina w Warszawie, gdzie mówił o swoich planach. Wspomniał tam, że ostatnio próbuje pisać o sylwetkach ludzi kultury, ale też i takich, którzy byli dla niego w jakiś sposób ważni i którzy, według niego, powinni zaistnieć we wspomnieniach z tamtych dawnych czasów .

W latach 90. wydał kilka książek w satyryczny sposób ukazujących rzeczywistość społeczną Polski z okresu transformacji ustrojowej: Homo Polonicus (1992), Grecki bożek (1993). W 2005 napisał książkę Nekropolis, w której wraca do Warszawy z lat swojej młodości, dając obraz ówczesnego życia literackiego stolicy. W (2009) roku nakładem wydawnictwa Świat Książki ukazała się jego najnowsza książka Syjoniści do Syjamu, będąca zbiorem krótkich opowiadań i impresji ukazujących absurdy PRL.

Za niezależna.pl

SPOTKANIE Z MARKIEM NOWAKOWSKIM W KLUBIE RONINA W MARCU 2014

Ukraińcy setki lat wybijali się na niepodległość

Okazało się, że Ukraina ma jakąś twarz. Bo dotąd była to twarz zsowietyzowana. A teraz ta Ukraina z Majdanu, z tych ostatnich kilku miesięcy jest inna, twarze ludzi są inne. Znów, tak jak mówiliśmy kiedyś o czasie Solidarności w Polsce, pojawiły się piękne , jasne twarze ludzi. I to jest ciekawe. Twarz narodu widocznie czai się, czeka na dobrą sposobną okazję, żeby się pokazać - mówi pisarz, publicysta, scenarzysta, aktor Marek Nowakowski w rozmowie z Joanną Lichocką ("Gazeta Polska").

Powiedział mi Pan, że teraz czas na rozmowę o Tarasie Szewczenko.
Jest taka książka : "Noce ukraińskie albo rodowód geniusza". Niech pani zobaczy.

Jędrzejowicza?
Autor się nazywa, żeby nie mylić, Jerzy Jędrzejewicz, bo są Jędrzejowicze i Jędrzejewicze. Mnie też zdarza się ich mylić, w tę pułapkę często wpadam. To gruba księga, jak pani widzi, stron sześćset chyba.

Tak, sześćset i kilkanaście.
Sprowadził mnie do niej przypadek. Mój znajomy , reżyser dokumentalista, który od lat mieszka w Niemczech, pracował w telewizji niemieckiej, jest żonaty z córką pana Jędrzejewicza. I ona chciałaby, by teraz, po latach, ta książka była znów wydana. Bo ukazała się w PRL-u, kiedyś, kilkadziesiąt lat temu. Dali mi tę książkę, żebym zobaczył, czy to jest interesujące. Jeszcze nie było Majdanu, jeszcze nie było tego tumultu na Ukrainie. No i też żebym przejrzał, czy gdzieś do wydania by się kwalifikowała. Jest ciekawa. Po pierwsze, to kompendium niezwykłej wiedzy o Ukrainie XIX wieku. To był wtedy renesans Ukrainy. Odrodzenie narodowych aspiracji, wolnościowych, kulturowych. Zresztą trwało wtedy odrodzenie kulturowe dużej części Europy - Wiosna Ludów, wszędzie, wszędzie coś się działo. W Rosji pojawili się dekabryści, ci postępowcy rosyjscy: Konrad Rylejew, Aleksander Bestużew, Sergiej Murawiew-Apostoł, inteligencja miejska, arystokratyczna. Zaczęto domagać się wywietrzenia tej zatęchłej i absolutnej, dzierżymordziej atmosfery caratu. I w tym się właśnie znalazł, w tym kotle urodził się Taras Szewczenko. Syn pańszczyźnianego chłopa. Dziwne dziecko, obdarzone wrażliwością, dociekliwością, nietuzinkowe. To początek tej historii . I pan Jędrzejewicz opisuje jego drogę, życie - bardzo ciężkie.

Urodził się w wiejskiej, pańszczyźnianej rodzinie.
Bo wie pani, co to było: pańszczyźniany chłop przypisany do pana? Nie miał swobody wyboru i działania, co pan kazał, musiał spełniać. Pracował jako pastuszek od najmłodszych lat, jako chłopak sprzątający obejście, kary cielesne na porządku dziennym. Jego życie było własnością pana. A pańska łaska, jak wiadomo, na pstrym koniu jeździ.

Należał do niejakiego Wasilija Engelhardta.
Potentat latyfundysta, właściciel wielu wsi, cukrowni, młynów, folwarków. Taras był jednym z jego kilkuset czy kilku tysięcy chłopów pańszczyźnianych. Ukraina w tej stworzonej przez Jędrzejewicza panoramie jest soczysta, mnóstwo faktów, szczegółów, może nawet zbyt ich jest dużo, czasem tak bywa, nadmiar troszkę nokautuje, męczy. Ale to nie szkodzi, to drobne mankamenty.

Polakom zdarza się patrzeć na Ukraińców z tamtego czasu z wyższością.
Zawsze tak było. Wiele lat, wiele epok - wyższość, buta nawet. A to jest bardzo ciekawy naród, który setki lat wybijał się na niepodległość. Setki. W czasach Chmielnickiego, potem, w XVIII wieku podczas tak zwanej hajdamaczyzny, i potem jeszcze, przez bunty chłopskie mniejszego i większego zasięgu.

To wszystko wymierzone przede wszystkim przeciw Rzeczypospolitej i Lachom. Weszli do literatury dzięki Szewczence, który napisał poemat "Hajdamacy".
Walczyli z Rzeczpospolitą, bo tam była wtedy władza. Stamtąd szły dyspozycje o ich losie. Czas i ziemia gorące. Hajdamacy, Iwan Gonta, Maksym Żeleźniak - to przywódcy tych różnych rokoszy, buntów ukraińskich.

Nazwiska dla Polaków złowrogie. To oni przeprowadzili rzeź w Humaniu na polskiej szlachcie, która schroniła się tam podczas koliszczyzny, czyli właśnie buntu czerni. Mordowano wszystkich, kobiety, dzieci. Rzeź humańska zresztą stała się za sprawą Rosji - caryca Katarzyna sprowokowała ją, by walczyć z konfederatami barskimi. "W Humaniu znajdują się dotychczas trzy wielkie studnie, zapakowane kilka tysiącami dzieci, przy piersiach matek zamordowanych. Trzeba zostawiać te bezeceństwa ślady, aby potomność wiedziała, jak sądzić tę Katarzynę II" - pisał w "Przestrogach dla Polski" Stanisław Staszic. Ale hajdamacy stali się bohaterami Ukrainy i elementem jej tożsamości.
Jest też w niej zapisana pamięć Siczy Zaporoskiej, wie pani, co to było? Instytucja swoistego, wielkiego samorządu, taka republika wolnych Kozaków, która decydowała o swoich sprawach. Decydowała o wyborze hetmana, o różnych ruchach, posunięciach wojennych. I to wszystko jest w tym kotle ukraińskim XIX wieku. Wyłoniła się wtedy nagle warstwa ludzi inteligentnych, świadomych tego, kim są. Pochodzili z dawnej szlachty. Bo w Polsce często za zasługi dawano Kozakom szlachectwo. Potem w ramach panowania Rosjan, po rozbiorze Rzeczypospolitej, już po upadku nadziei ukraińskich na własne państwo, utrzymali ten status. Zatem Ukraina miała już swoją szlachtę, swoją warstwę oświeconą. Byli jeszcze wolni chłopi oraz ci chłopi pańszczyźniani, z których wywodził się Taras Szewczenko. I to był podkład, fundament, na którym działy się jego losy. Na ten rodowód nakładają się jeszcze sprawy rosyjskie i polskie. Ukraina była w dużej mierze polska, w XIX wieku to była wręcz kolebka polszczyzny. Kijów, uniwersytet, mnóstwo Polaków, wielu studiowało, wykształceni, związani też z kulturą rosyjską i ukraińską, a zarazem patrioci. Ale byli też Polacy, którzy uważali, że nie ma szans na wybicie się na niepodległość. Że można walczyć o wolność, o jakieś demokratyczne prawa, ale nie o niepodległość i nie o przyłączenie Ukrainy do Polski, której nie było przecież. I w tym wszystkim poruszał się na początku zagubiony, zdezorientowany Taras Szewczenko.

Jak się wybił?
Nie mógł decydować o swoim losie. Lubił rysować, miał talent od wczesnych lat, piękne akwarele, dar niewątpliwie od Boga dany. Ale pan go do gęsi posyłał. Pierwszym jego marzeniem było uzyskać wolność. No i pomogli życzliwi mu - rosyjski malarz Karol Briułłow, bajkopisarz ukraiński Jewhren Hrebinka i Polak Michał Wielhorski, mecenas sztuk, który prowadził salon artystyczny w Petersburgu, oraz znany rosyjski poeta Wassilij Żukowski. Mimo że dwaj z nich to Rosjanie, postanowili wyzwolić z zależności pańszczyźnianej Tarasa Szewczenkę. To wiązało się z kosztami. Pieniądze , wszędzie pieniądze, pani Joanno, nie idea. Ten Engelhardt chciał za niego dobrą forsę. 2 tys. 500 rubli w srebrze. Briułłow, znany malarz, bardzo ceniony, robił portrety ważnym osobom w Imperium carskim.

Zdobyli pieniądze i Szewczenko był wolny?
Wykupili go. Wystawili na licytacji portret, żeby uzyskać dobrą cenę, była walka o jak najwyższą sumę. To była sprawa zasadnicza, żeby Tarasa wykupić, bo talent pozostawiony samemu sobie zmarnuje się. Trzeba go wyposażyć w jakieś szanse, żeby mógł istnieć, prawda? I tak z nim było. Po wyzwoleniu jego zachłanność na kulturę, na życie Ukrainy była niezwykła. Poczuł się doceniony przez to wykupienie, zauważony i chciwie zaczął interesować się Ukrainą, jej historią, językiem, kozaczyzną. Pisał o niej językiem ukraińskim, który dotąd był traktowany z pogardą, jako ludowa gwara chachłacka, jak mówili z pogardą Rosjanie. Miał zakodowany wielki mit Bogdana Chmielnickiego, to przecież to był jeden z najwybitniejszych kozackich, można powiedzieć, mężów stanu tamtych czasów, za panowania króla Jana Kazimierza Wazy, choć jak to często bywa w historii, nie miał szczęścia.

Polacy też do niego szczęścia nie mieli. "Walczcie i zwyciężycie! Wam sam Bóg pomaga!" - takie cytaty z Szewczenki brzmiały na Majdanie.
Wywierał silny wpływ na ludzi. Ożywiał ich. Taka żagiew jakby, rozpalał wyobraźnię. Nawet tych Ukraińców, powiedziałbym, skonformizowanych. Dużo przedstawicieli zamożnej inteligencji ukraińskiej kwestii niepodległościowej nie brała pod uwagę. Była to dla nich delikatna i niebezpieczna sprawa. Raczej chodziło im o to, żeby było tyle, ile było i może tylko trochę więcej jeszcze swobody. Taka była ich dewiza. A on zaczął jeździć dwukółką z konikiem po ziemi ojczystej, po stepach, i poznawał kraj. A urodził się też w ciekawym rejonie Ukrainy - w kolebce buntów Chmielnickiego, gdzie spiskowano i występowano przeciw carowi. Poznał kręgi intelektualne rosyjskie w Kijowie - to było miasto magnetyczne, intelektualnie silne. W Kijowie bywali Bieliński, Czernyszewski, to nazwiska klasyczne, koronne. I on w tym kręgu, młody, skromny, niekształcony. On się sam przecież uczył wszystkiego, historii, literatury. I jeździł tym wózeczkiem po bezdrożach Ukrainy, zatrzymywał się w różnych dworkach, żył rzemiennym dyszlem. Karmili go, dawali mu możliwości do malowania, plenery miał dobre. To był żywy, pulchny podkład. Aż sobie pomyślałem, że teraz Majdan, w inny sposób oczywiście, ale też zrobił się taką kuźnicą. Plebejską kuźnicą.

Ukraińcy właśnie, także na Majdanie, obchodzili 200. rocznicę urodzin Szewczenki. Mają teraz takie gwałtowne przebudzenie tożsamościowe?
Nie wiadomo jeszcze dokładnie, jak to może być. Ale bardzo jest pozytywne, że okazało się, że Ukraina ma jakąś twarz . Bo dotąd była to twarz zsowietyzowana. A teraz ta Ukraina z Majdanu, z tych ostatnich kilku miesięcy, jest inna, twarze ludzi są inne. Znów, tak jak mówiliśmy kiedyś o czasie Solidarności w Polsce, pojawiły się piękne, jasne twarze ludzi. I to jest ciekawe.

Bo?
Twarz narodu widocznie czai się, czeka na dobrą, sposobną okazję, żeby się pokazać. To tak może wyglądać.

Czemu to właśnie poezja Szewczenki jest na Majdanie?
Wiedział, że język jest najważniejszy. Oczyszczenie, wydobycie go z niebytu, odrusyfikowanie. Intuicyjnie, samouk! - sięgał do rzeczy ważnych. Przyciągał ludzi, myśleniem, mówieniem, pisaniem. Coś musiało w nim być. Przy tym język miał niezwykły, zwracał uwagę. Żar, pełen żaru, gorąco zaangażowany, nie grafoman i nudziarz. Był impulsywny, demokratyczny, plebejski, lubił się wdawać w awantury.

Ukraińcy szukają własnej drogi, niezrusyfikowanej. Szewczenko im pomaga na poziomie języka?
Szukają. Może też wejść im na drogę cwaniak z jakimś trującym ochłapem. Szewczenko im pomaga na odległość w świecie duchów . Świat ważny, ale nie najważniejszy. Musi być czyn, muszą być ludzie czynu przy ludziach ducha. Bo to czyn umacnia ducha.

Ukraińcy czyn mają - Majdan.
No i mieli czyn jeszcze innego typu, czyn okrutny, bestialski, czyn wołyński. Wszystko to trzeba brać pod uwagę, nie popadać nagle w miłość jednoznaczną do Ukrainy. Można się oszukać.

Czy Taras Szewczenko jest dla Ukraińców tym, kim dla Polaków jest Adam Mickiewicz?
Prawie tak. Zresztą on sam był zafascynowany Mickiewiczem, także poematami Juliusza Słowackiego, byli dla niego ważni z pozycji sąsiadów-współbraci. Byli zresztą poeci polscy, tzw. ukrainni, których też znał.

Ukrainni?
Tak mówiono. pisownia była dawniej żywa, nie unieruchomiona w sztywnych ramach. Bogdan Zalewski, Seweryn Goszczyński, Antoni Malczewski - poeci szkoły ukraińskiej. Bardzo duże znaczenie miał dla Tarasa Szewczenki jego dziadek, stary Kozak, który pamiętał jeszcze bunty kozackie. Krótko mówiąc, pamiętał naparzanie się z Lachami. Opowiadał mu i grał na lirze, na bandurze, na starych ukraińskich instrumentach . Nieznane już innym pieśni wydobywał ze swojej pamięci. Mały Taras gdzieś się krzątał i dziadek melancholijnym, pięknym głosem te dumki śpiewał. W tym była pamięć kozaczyzny, pamięć buntów kozackich, tęsknota za wolnością. Ale Szewczenko miał umysł otwarty, nie występował przeciwko Polakom.

"I tak, Lachu, druhu, bracie /Zachłanni księża i magnaci / Nas poróżnili, rozdzielili / A my wciąż zgodnie byśmy żyli. /Dajże rękę Kozakowi".
Cenił Polskę i nasze powstania, wiedział, że to było dążenie do niepodległości. I że oni też szli do tego samego. Miał natomiast stosunek negatywny, nawet zacietrzewiony, do magnatów, bo rzeczywiście magnateria na tych ziemiach była okrutna. Polacy fascynowali go, lubił ich i cenił, natomiast warstwa dominująca, rządząca, latyfundyści - tej nienawidził. W wierszach wzywał do różnych przeciw nim ostrych czynów, ale to jest kwestia odrębnej historii narodów i innej ich optyki. Ja to rozumiem, nigdy nie byłem w związku z tym wściekły na Ukraińców i ten ich sposób myślenia. Nie dlatego, że uważałem, że z ich strony wszystko było w porządku. Strasznie było. Ale straszna jakaś zapadlina historyczna powstała między nami. Jeszcze jak dolewają oliwy do tego ognia różni...

"Inni szatani byli tam czynni". Lachy z Kozakami teraz razem grają - to się Kremlowi nie może podobać.
To jest rzadkość, bo Lachy z Kozakami trochę grały razem tylko w 20. roku. Semen Petlura takie dobre wnioski wyciągnął z tych wszystkich spraw, sam pewnie niechętny Polakom, ale polityk. Bo tu polityka musi wchodzić w grę, trzeba emocje osobiste i poglądy schować gdzieś głęboko i myśleć o losie narodu, ale tak, żeby to, co się osiągnęło, nie zostało zmarnowane. Ale! Zapomnieliśmy jeszcze o jednej rzeczy - że carat dał Szewczence szkołę życia. Ten obraz idylliczny salonów, spotkań, picia kawy czy herbaty z chińskiej porcelany na dworach możnych i mecenasów sztuk w Petersburgu, Moskwie, Odessie trwał krótko. Szewczenko miał twardą szkołę wychowawczą, car zadbał o niego.

Został aresztowany w ramach prześladowań członków Bractwa Cyryla i Metodego, do którego wstąpił. Cel bractwa taki jak zwykle w Imperium - walka o niepodległość, wolność, prawdę. No i lata w twierdzy, potem w koszarach z codzienną, obowiązkową musztrą.
Wojsko, służba w orenburskim korpusie na Uralu, ciężkie warunki. Gruźlica chyba, ciężka choroba nękała go długo. Znosił to twardo, chociaż czasem był w strasznych depresjach. Sam, jacyś dzicy ludzie, ci różni wcieleni z nim w rekruty. Brak wspólnego języka - to była ciężka szkoła.

I brak możliwości pisania.
Zakazali mu pisania i rysowania jeszcze. Robili rewizje kieszeni, czy nie ma jakiegoś papieru i notatek.

Czy twórca może w głowie zapisać, utrwalić dzieła, żeby kiedyś dopiero je zanotować?
Nie mam pojęcia. Janusz Krasiński, mój przyjaciel pisarz, mówił mi, że jak siedział w więzieniu, to sobie wiersze w pamięci wykuwał, pamiętał je potem, ale z prozą było gorzej. Proza nie nadawała się do takiego mnemotechnicznego zarejestrowania w głowie. W ogóle pisanie do szuflady jest otwartą kwestią.

Otwartą?
Otwartą w sensie negatywnym. Bo nie wiadomo, czy to jest pozytywne, czy można pisaniem do szuflady osiągnąć to, co się chce. To jest zawsze jakieś samoograniczenie z czysto technicznych powodów.

Bo nie ma kontaktu z odbiorcą?
Tak, bo piszesz, a nie wiesz, jak to ktoś odbierze, czy zrozumie. Siłą rzeczy, bierzesz się do upraszczania. A upraszczanie może być klęską. Ale można gromadzić w pamięci. Niekoniecznie gotowe frazy, zdania wykute na pamięć, ale to może być coś zapamiętane jako tworzywo, żeby kiedyś w pisaniu w przyszłości z tego skorzystać.

Umarł na wolności. Miał 47 lat.
Zdaje się, w Petersburgu?

Tak, a potem jego prochy zostały przeniesione na Ukrainę. Ten drugi pogrzeb był wielką manifestacją polityczną. Pochowany na wzgórzu, pod Kaniowem, nad Dnieprem. Potem Sowieci próbowali go wprząc we własną tradycję, jak niegdyś Mickiewicza u nas.
Takie słowa teraz mi się przyplątały, z jakiejś piosenki, właśnie chyba socrealistycznej: "Gdzie Tarasa Szewczenki papacha spoczywa".

Papacha?
Taka wielka ukraińska czapa, papacha nazywa się przecież. Papacha Tarasa Szewczenki.

Dadzą radę Rusini? Jak Pan sądzi - umknęli carowi? Czy, jeśli tam Rosja wróci, to tylko na czołgach?
Nie odpowiem na to pytanie. Bo to, pani Joanno, zupełnie nie wiadomo.

Joanna Lichocka

30.03.2013r.
Gazeta Polska

*********************************************************************************************
Komunikat ekspertów współpracujących z Zespołem Parlamentarnym
**********************************************************************************************

 
RUCH RODAKÓW: O Ruchu - Dołącz do nas - Aktualności RR - Nasze drogi - Czytelnia RR
RODAKpress: W skrócie - RODAKvision - Rodakwave - Galeria - Animacje - Linki - Kontakt
COPYRIGHT: RODAKnet