JEDEN JEST NARÓD POLSKI - WIODĄCY PROJEKT RUCHU RODAKÓW

Ruch Rodaków także broni Tadeusza Kościuszki w Australii!

 





 

 

 

 

 

TADEUSZ KOŒCIUSZKO
Piszę to...
Z PEŁNYM SZACUNKIEM DLA DAWNYCH GOSPODARZY TEJ ZIEMI

...i uznając ich prawo do posiadania tej ziemi, z której wyzuci zostali ich przodkowie w XIX wieku.
Ale również piszę jako obywatelka kraju, w którym koegzystuje na równych prawach wiele milionów ludzi różnego pochodzenia. Ich etniczne "korzenie" obejmują cała kulę ziemską.
Współczesna, nowoczesna Australia jest wielokulturowa. Zapoczątkowana została przez kolonialnych zdobywców, a zbudowana została ciężką pracą milionów ludzi różnych kultur i obyczajów, ale podobnych systemów wartości.
W systemie wartości wczesnych osadników PRACA stała bardzo wysoko, dużo wyżej niż życie w harmonii z przyrodą. Zamiast czcić ziemię, przyjechali ją zmieniać i przystosowywać do własnych potrzeb. Z perspektywy czasu widać gołym okiem, że robili to bez planu, chaotycznie, metodą prób i błędów. W swojej arogancji nie próbowali się porozumieć z Aborygenami, którzy tę ziemię znali lepiej niż oni, ale którzy wymagali od tej ziemi dużo mniej...
Ci wcześni osadnicy na ogół nie lubili również i nie słuchali mądrzejszych, których zresztą było jeszcze wtedy bardzo niewielu.
Paweł Edmund Strzelecki był wtedy jedynym, który ostrzegał przed wypalaniem naturalnej roślinności i powiększaniem pastwisk i przed niekontrolowanym wypasaniem na nich coraz większych stad bydła. Jako człowiek wieku rozwoju technicznego, widział dla nowego państwa wielką szansę w eksploatacji naturalnych surowców, czyli tego, co pod ziemią. Radził też myśleć o rozsądnej gospodarce wodnej... ale kto by słuchał dziwaka, który łapał deszcz, mierzył wiatr i analizował chemiczny skład gleby, a do tego wędrował po bezdrożach piechotą w poszukiwaniu minerałów. Poza tym Strzelecki był Polakiem, mówił z akcentem i przekraczał prawa gościa ogłaszając swoje odkrycia wszem i wobec, co zagrażało interesom tych, którzy byli tu pierwsi i usiłowali jak najwięcej urodzajnej ziemi zagarnąć dla siebie.
Po Strzeleckim pozostało niewiele i bardzo wiele. Przede wszystkim, światu pozostała jego książka o Australii wydana w 1845 roku w Londynie, klasyczne dzieło z okresu początków Nauk o Ziemi, otoczone do dziś szacunkiem.
W Australii zaś pozostało wiele nazw, nie tylko geograficznych, związanych z jego nazwiskiem.
I jeszcze - pozostała nazwa Góry Kościuszki. W dawnych czasach, kiedy o Strzeleckim uczyły się dzieci w szkołach australijskich, w 1943 roku, park narodowy w Górach Śnieżnych, rezerwat przyrody, wziął swoją nazwę od tego właśnie, nazwanego przez Strzeleckiego, szczytu. Kościuszko National Park. Obejmuje on teren prawie 700 tysięcy hektarów, jest największym parkiem narodowym w NSW i jednym z największych w Australii. W jego granicach znajdują się najwyższe szczyty tego płaskiego na ogół kontynentu. Jest tu bogactwo różnorodnej flory i fauny, są ślady kultury Aborygenów, ale są też jedyne w swoim rodzaju świadectwa historii rozwoju nowoczesnej Australii. Przy odpowiednim wyeksponowaniu wszystkich tych elementów, Park Kościuszki mógłby stać się jedynym w swoim rodzaju miejscem, gdzie współczesność koegzystuje z historią, najdawniejszą i najnowszą: aborygeńskie malowidła naskalne i ślady obozowisk oraz miejsc odprawiania ceremonii, a obok ślady pozostawione przez poszukiwaczy złota, stare kopalnie i miasta górnicze, szałasy pasterskie, elektrownie, tamy, tunele, akwedukty i - podstawa gospodarcza regionu - trasy narciarskie i cała związana z jedynym w swoim rodzaju przemysłem turystycznym infrastruktura.
Wszyscy zgadzamy się z założeniem, które leży u podstaw nowego planu zarządzania Kościuszko National Park: jest to jedyne w swoim rodzaju miejsce i jako takie musi być chronione. JAKO TAKIE.
Dużo jest do zrobienia i naprawienia, toteż Plan Zarządzania opracowany na następne 20 lat jest bardzo grubym dokumentem, z załącznikami liczy sobie ponad 300 stron!
Ponieważ do 17 sierpnia ów Plan był poddany pod publiczna dyskusję, zadaliśmy sobie trud przeczytania go prawie w całości.
Pierwszy rzut oka - i zaskoczenie. Dotychczas jako logo Parku Kościuszki na ogół występowal rysunek kwiatka, owej górskiej stokrotki związanej z miła polskiemu sercu anegdotą o kwiatku, który Strzelecki po bardzo uciążliwej wspinaczce zerwał na szczycie najwyższej góry, tej, której nadał imię Góry Kościuszki. Wysłał ten kwiatek ukochanej Adynie w liście do Polski. Kwiatek więc jako logo był symbolem zwycięstwa siły ducha nad słabością ciała, a jednocześnie sentymentalnym hołdem oddanym romantycznej młlości.
Dożyliśmy widać nieromantycznych czasów. Logo występujące w nowym Planie Zarządzania Parkiem Kościuszki to owad, ćma. Skąd się wzięła, łatwo zgadnąć: wszyscy wiedzą, że aborygeńskie plemiona wędrowały niegdyś w góry szukać pożywienia: tłustych larw ćmy o wdzięcznej nazwie Bogong. A więc owa ćma ma być znakiem nowych czasów dla Parku. Symbol... czego?
Przyglądam się uważnie: wiele z rozdziałów Planu jest poprzedzone mottem, cytatem, powołaniem się na poprzedników, którzy wyznaczyli twórcom Planu cel: ochronę przyrody. Np. rozdział"Park Reservation" otwierają słowa premiera Williama McKella wypowiedziane w roku 1944 na temat utworzenia Parku. "It was the right thing to do". Rozdział"Key Management Directions" zaczyna się dłuższym cytatem z Keitha Hancocka z roku 1972: "What we do now or fail to do now is making the future or wrecking it. We are deciding here and now whether or not Australian flora and fauna [and cultural heritage] ...are to possess a habitat in which they can survive."
Szukamy wsród tych cytatów jednego choćby z pism Strzeleckiego, bo on przecież o wiele wcześniej nawoływał do szacunku dla przyrody - i dla kultury tubylców... Jest!
Rozdział 9, "Tereny o szczególnym znaczeniu przyrodniczym i kulturalnym" poprzedzony jest słowami: "Mt Kosciusko (... sam Strzelecki nie używał formy "Kosciuszko") is seen cresting the Australian Alps, in all the sublimity of mountain scenery...[it] is one of those few elevations...[which] present the traveller with all that can remunerate fatigue." Trzeba niestety uznać, że ktokolwiek dobierał te cytaty, wyraźnie starał się, żeby były one wyłącznie ozdobą i nie mówiły nic nowego ani mądrego. Gdyby było inaczej, w tym miejscu powinny znależć się raczej słynne słowa Strzeleckiego: "The highest peak of Australian Alps... with its everlasting snows, the silence and dignity with which it is surrounded , I have reserved and consecrated as a reminder for future generations upon this continent, of a name dear... to every friend of freedom and honour - Kosciusko."
Czy nieprzywołanie tego dowodu inspiracji duchowej czerpanej z widoku ze szczytu Góry Kościuszki jest tylko wynikiem braku literackiej intuicji autorów Planu? Obawiam się, że nie, że chodziło właśnie o pominięcie milczeniem symbolicznego znaczenia nazwy Mt Kościuszko, znaczenia niewygodnego dla tych, którzy konsekwentnie w ciągu ostatnich lat dążą do zmiany nazwy Góry Kościuszki.
Przypomnijmy: w 2000 roku miejscowy polityk, burmistrz miasteczka Tumbarumba wezwał do zastąpienia tej nazwy jakąś inną, lokalną i pomysł ten został podchwycony przez media: "Canberra Times" ogłosił nawet konkurs na nowa nazwę! Nic z tego wtedy nie wynikło, ale kiedy w rok później rząd NSW ogłosił rozpoczęcie prac nad ustaleniem nowego planu zarządzania dla Parku Narodowego Kościuszki i zaczął konsultacje z miejscowym społeczeństwem, najwyraźniej pojawiły się grupy nacisku, które doprowadziły do umieszczenia w Planie jako postulatu wielkiej wagi i ważności dla lokalnych Aborygenów - zmianę nazwy Parku. Nie oszukujmy się: mówienie o "dual naming" jest tylko eufemizmem dla "re-naming", bo ze względów praktycznych używać się będzie na codzień nie dwóch, ale tylko jednej nazwy i jeżeli zależeć to będzie od miejscowych władz, to nie będzie to nazwa Kościuszko National Park. (pokreśnie red.) A jaka będzie - nie wiadomo. Plan zakłada ustalenie odpowiedniej aborygeńskiej nazwy. Nie będzie to chyba łatwe, jako że różne plemiona i grupy stosowały i stosują różne nazwy dla rozmaitych miejsc, które znajdują się w obrębie parku, włącznie z grzbietem górskim, którego najwyższym punktem jest Mt Kościuszko. Jednej wspólnej nazwy nie ma, czyli trzeba będzie ją wymyślić. Najprościej byłoby, gdyby pozostało tak, jak jest: Park Narodowy bierze nazwę od najwyższego szczytu gór. Jest to logiczne i sensowne. Dlatego Plan zawiera też postulat następujący: "Ensure new Aboriginal place names are submitted for approval to the Geographical Names Board of New South Wales for inclusion on the Geographical Names Register. Where such landscape features are already named, dual naming will be sought." Cóż prostszego - nadać nowe imię także Szczytowi Kościuszki.
Twórcy Planu Zarządzania byli świadomi, że wiele nowych rozwiązań może spotkać się ze sprzeciwem różnych użytkowników Parku, toteż zabezpieczyli się dołączając sporządzony przez grupę naukowców obszerny raport o ważności różnych miejsc i tradycji oraz historii związanej z Parkiem: Statement of Significance. Nie ma w nim najmniejszej wzmianki o znaczeniu nazw Mt Kościuszko i Kościuszko National Park dla polskiej społeczności i dla wielokulturowej Australii. Toteż umieszczona w Planie Zarządzania lista potencjalnych "Issues of Conflict" nie wymienia sprawy zmiany nazwy Parku ani Góry. Nikomu nie przyszło do głowy, że ta zmiana mogłaby budzić w kimkolwiek jakieś emocje albo wywołać sprzeciw! Autorzy planu szczycąc się przeprowadzeniem konsultacji ze społeczeństwem nie pofatygowali się, żeby skonsultować sprawę nazwy z australijską Polonią.
W tej sytuacji nie zaskakuje fakt, że w Planie pomniejsza się zasługi Strzeleckiego i wagę jego wejścia na szczyt i oznakowania na mapach Góry Kościuszki. Zresztą, nie jest to oryginalny pomysł autorów tego właśnie opracowania, spotykamy podobny zabieg także w innych publikacjach, nawet w przeznaczonym dla szkół planie lekcji historii opracowanym przez sydneyski Powerhouse i umieszczonym na internecie.
Zaraz wyjaśnie, jak pierze się w Australii mózgi młodzieży i wszystkich niedouczonych w historii, czyli zapewne 90 procent społeczeństwa. Plan Zarządzania dostarcza wymownego przykładu.
Oto, na początku rozdziału "Ludzie i krajobraz" umieszczono cytat z Williama Hovella. W 1824 roku napisał on: "Wszędzie gdzie byliśmy, czy to na szczycie najwyższej góry czy w najgłębszych dolinach, wszędzie znajdowaliśmy oczywiste znaki, że tubylcy od czasu do czasu chronią się tam, chociaż pozornie nie istnieje żaden powód dla którego mieliby odwiedzać te odludne miejsca."
W tym miejscu nasuwa się oczywisty komentarz: autor tych słów nie był na szczycie Góry Kościuszki, a tak skrupulatny obserwator, jakim był Strzelecki, nie dostrzegł ani na tym szczycie ani w bezpośredniej jego bliskości żadnych śladów ludzi. Nie o te więc "szczyty i doliny" Hovellowi pewnie chodziło. Ale czytajmy dalej. Rozdział zaczyna się pięknie: "Każda góra, dolina, równina i strumien wiąże się z historią człowieka. Często z niejedną.historią." Potem następuje opowieść o tym, że archeologia zaświadcza życie Aborygenów na Południowych Wyżynach już przed 21 000 lat. Przed przybyciem pierwszych osadników kwitło życie społeczności Aborygenów w Alpach Australijskich.Tutaj - następuje opowieść o ćmie zwanej Bogong. Na ucztę zjeżdżali się w góry raz do roku, latem, Aborygeni z odległych stron, nawet spod Melbourne.
Europejczycy pojawili się na tych terenach w latach 1820-ych. I dalej czytamy: "Chociaż polski zoolog John Lhotsky wyprawił się w Góry Śnieżne w 1834 roku, miało upłynąć następnych sześć lat zanim Europejczycy :zawędrowali na najwyższe tereny. Stewart Ryrie wspiął się powyżej linii lasów na początku roku 1840, a w jego ślady poszedł wkrótce potem drugi polski odkrywca, hrabia Paweł Strzelecki." Spróbujcie się kłócić, że Strzelecki na pewno nie wszedł na szczyt Góry Kościuszki po niczyich śladach, odpowiedzą: to przecież tylko stylistyka, skrót myślowy. W następnym zdaniu wspomina się, że początkowo Strzelecki prowadzony był przez dwóch aborygeńskich przewodników. Znowu - prawda, tyle że stare dokumenty stwierdzają, że owi przewodnicy wcale nie kwapili się do wdrapywania na trudnodostępne zbocza i woleli rozbić obóz, nawet wbrew wyraźnym zaleceniom, poniżej, tam gdzie był zdatniejszy teren na obozowisko. Trzeba szalonego Europejczyka, żeby wspinać się na szczyt z aparaturą pomiarową na plecach tylko po to, żeby zmierzyć wysokość góry i sprawdzić, czy jest naprawdę najwyższa! Fakt ten wygodniej przemilczeć, bo nie bardzo zgadza się on z opowiadaniem o obozowiskach Aborygenów na najwyższych szczytach górskich.
Ale najciekawszy zabieg stylistyczny następuje zaraz w następnym akapicie. Bez żadnego przejścia, po opowiadaniu o tym, jak to Strzelecki nazwał Górę imieniem polskiego generała-patrioty, następuje opis, jak "arrival of diseases and European sttlers had catastrophically disrupted Aboriginal society... Many, though not all, ended up living in govrnmrnt reserves... this aphieval included the separation of family members, the forced abandonment of traditional practices and a great loss of cultural knowledge." Zgadzamy się całym sercem. Wniosek: to ci godni potępienia "odkrywcy" winni są krzywdy Aborygenów. Gdyby nie taki Strzelecki…
Zabawne: następny cały duży akapit dotyczący "wave of settlers" jest łagodny w tonie: "From that time onwards, Aboriginal and non-aboriginal histories overlap, as do various phases of land use and human activity..."
A więc winą za prześladowanie Aborygenów i zakłócenie ich życia obciąża się takich jak Strzelecki, a nie osadników i farmerów. Sprawa stylistyczna, szyk zdań, kontekst. Wrażenie pozostaje. A przecież to, co zrobili z Aborygenami osadnicy i rządy różnych australijskich stanów, nie ma NIC WSPÓLNEGO z Polakami i ze Strzeleckim. Nie wolno łączyć tych spraw, bo gdyby było wolno, to odkrywcę prochu musielibyśmy łączyć z wojną w Iraku.
Odkrycie Gór Snieżnych dla świata cywilizowanego było dziełem Polaków i polska społeczność jest z tego dumna. Jest to dowód wielokulturowej historii Australii. Strzelecki wyraźnie pisał i głośno mówił, nie zdobywając sobie tym wielu przyjaciół wśród australijskich osadników:
"...there remains yet to be adopted one measure... to listen and attend to the last wishes of the departed, and to the voice of the remaining few: "Leave us to our habits and customs, do not embitter the days which are in strore for us, by constraining us to obey yours, nor reproach us with apathy to that civilisation which is not destined for us;…relieve the hunger which drives us in despair to slaughter your flocks and the men who guard them. Our fields and forests, which once furnished us with abundance of vegetable and animal food, now yield us no more; they and their produce is yours. You prospect on our native soil, and we are famishing!"
To prawda, że trzeba w ramach zarządzania Parkiem Kościuszki podjąć istotne działania na rzecz edukacji społeczeństwa. Powinno się temu społeczeństwu przedstawić prawdę niezafałszowaną i oddać sprawiedliwość, komu trzeba. Także - Strzeleckiemu, który dawał Australii w 1840 roku Kościuszkę za przykład szlachetnych ideałów. Bo Kościuszko był nie tylko "polskim generałem-patriota". Był też człowiekiem, który w epoce niewolnictwa w Ameryce, zapisał w testamencie swój amerykański majątek na wykupywanie czarnych niewolników i kształcenie ich do życia w wolnym społeczeństwie!
Będziemy pewnie musieli pogodzić się z wprowadzeniem podwójnych nazw dla Parku i dla Góry Kościuszki, chociaż mocno wątpię, aby autorom nowych nazw udało się znaleźć coś, co symboliczną wartością i wagą niesionego znaczenia odpowiadałoby nazwisku Kościuszki. Możemy - i powinniśmy - domagać się, aby w ramach akcji edukacyjnej, umieszczono wszędzie, gdzie to możliwe, pełne i prawdziwe informacje o Strzeleckim, o jego prekursorstwie w naukach o ziemi i o jego stawaniu w obronie tubylczych plemion Australii. A także, żeby wszystkich odwiedzających Park Narodowy Kościuszki informowano o symbolicznej wadze tego imienia.

Anna Habryn - prezes Mt. Kosciuszko Inc. - Perth
7 listopad 2004 r.

04. 05. 2005r.
RODAKpress


MT. KOŒCIUSZKO INC. - logo






RUCH RODAKÓW: O Ruchu - Docz do nas - Aktualnoi RR - Nasze drogi - Czytelnia RR
RODAKpress: W skrocie - RODAKvision - Rodakwave - Galeria - Animacje - Linki - Kontakt
COPYRIGHT: RODAKnet