O RUCHU RODAKÓW
PRZYSTĄP DO RUCHU RODAKÓW
RODAKpress - head
HOME - button
Cień charyzmatycznego agenta - TADEUSZ WITKOWSKI

 

 

 

 

 

 

 

 


Cień charyzmatycznego agenta

Zamiast wstępu krótkie kalendarium wydarzeń, które legły u podstaw głównej "sensacji" bieżącego tygodnia: 17 maja "Życie Warszawy" opublikowało mój artykuł na temat współpracy ks. Michała Czajkowskiego z komunistyczną Służbą Bezpieczeństwa i wywiad, w którym ks. profesor zaprzeczył, że kiedykolwiek współpracował z SB. Pomimo iż profesor Żaryn z Instytutu Pamięci Narodowej zdecydowanie potwierdził wiarygodność przywołanych przeze mnie dokumentów, przeciwnicy lustracji z miejsca rozpoczęli kampanię brutalnych ataków na redakcję dziennika i poddali w wątpliwość moje kompetencje. Jeszcze tego samego dnia abp. Józef Życiński postawił mi zarzut nie respektowania obowiązującej w cywilizacji Zachodu zasady domniemanej niewinności (strofując przy okazji kilka gazet za "bulwarowość"). Dzięki decyzji prezesa IPN Janusza Kurtyki udostępniającej materiały z teczki ks. Czajkowskiego zespołowi badaczy specjalnie wytypowanych przez katolicki miesięcznik "Więź" (ks. Czajkowski był jego asystentem kościelnym), redakcja periodyku natychmiast zapowiedziała zbadanie sprawy we własnym zakresie i opublikowanie wyników badań w lipcowym numerze pisma. Stało się więc chyba to, czego wszyscy oczekiwali, tyle że jedni z nadzieją, inni z obawą: zespół w składzie Andrzej Friszke, Anna Karoń-Ostrowska, Zbigniew Nosowski, Tomasz Wiścicki przygotował raport, który potwierdza zdecydowaną większość moich tez, a w niektórych sprawach (o czym za chwilę) idzie nawet dalej. Co ważniejsze jednak, zaprzyjaźnionym z ks. Czajkowskim członkom zespołu najwidoczniej udało się przekonać go, że jedynie godnym wyjściem z sytuacji jest przyznanie się do współpracy. Słowa, które znalazły się w jego oświadczeniu z 2 czerwca, są jak najbardziej na miejscu a ich wyartykułowanie zasługuje na szacunek. Ks. profesor napisał między innymi: "Wyrażałem już skruchę wobec Boga. Teraz czynię to także wobec ludzi. Pragnę przeprosić wszystkich (także moich Najbliższych) i prosić o wybaczenie - zwłaszcza tych, których skrzywdziłem."

Trudna prawda

Wiadomość, że zespół "Więzi" zająć się ma zbadaniem i wyjaśnieniem sprawy księdza Czajkowskiego, przyjąłem z dużą satysfakcją. Więzy przyjaźni łączące redaktorów pisma z jego niedawnym asystentem kościelnym mogły w mojej opinii tylko zwiększyć wiarygodność raportu, a o wyniki badań byłem raczej spokojny. Szukanie okoliczności łagodzących i konfrontowanie analiz oficerów bezpieki z wypowiedziami ks. profesora tudzież z bohaterami jego doniesień to oczywiście metoda jak najbardziej godna naśladowania. Śmiem jednak twierdzić, że można ją było zastosować dopiero po tym, gdy "Życie Warszawy" opublikowało serię moich artykułów, a w "Głosie" i w "Ozonie" ukazało się kilka dokumentów z teczki pracy "Jankowskiego". Ksiądz Czajkowski miał przecież możliwość ustosunkowania się do moich tez jeszcze przed ich ogłoszeniem, zdecydowanie jednak wszystkiemu zaprzeczył.

Autorzy raportu potwierdzili, że większość doniesień z wczesnego okresu współpracy ks. Czajkowskiego z SB zredagowana została osobiście przez niego samego i można co najwyżej zastanawiać się nad stopniem wiarygodności informacji spisywanych "ze słów źródła" czy też odtwarzanych z taśmy magnetofonowej. Konfabulacja (o ile by do takiej doszło) ma jednak zawsze swoje granice. Trudno w każdym bądź razie uznać za okoliczność podważającą fakt świadomej współpracy z SB to, iż spisywane przez księdza profesora informacje nie miały nagłówków i dopiero funkcjonariusze służb klasyfikowali je jako doniesienia agenturalne. Ksiądz profesor nie mógł nie wiedzieć, co robi, skoro własnoręcznie napisał zobowiązanie do współpracy i ostatecznie tę współpracę zerwał po śmierci ks. Popiełuszki. Była to "kooperacja" w pełni świadoma i w dużej mierze to jej właśnie zawdzięczał przyszły wykładowca ATK swoją karierę naukową.

W moich artykułach świadomie pominąłem tylko dwie kwestie, o których wspomina raport: szantaż obyczajowy, przy pomocy którego zwerbowano ponownie księdza Czajkowskiego w sierpniu 1960 roku i fakt, że władze Kościoła (abp. Kominek i ks. prymas Wyszyński) prawdopodobnie wiedziały o jego współpracy z wywiadem od chwili, gdy wrócił do kraju po studiach w Rzymie i w Jerozolimie. Uznałem po prostu, że sprawy te są zbyt delikatne i wymagają dokładniejszego zbadania.

Czarne jest czarne

Raport "Więzi" powinien przekonać wszystkich wątpiących, że ujawnienie sprawy księdza Czajkowskiego nie było wynikiem politycznej intrygi i z całą pewnością ani mnie, ani redakcji "Życia Warszawy" nie chodziło o zdyskredytowanie przedstawiciela duchowieństwa, który współprzewodniczył Polskiej Radzie Chrześcijan i Żydów. Czy jednak wszystkich przekona, co do tego można mieć wątpliwości. Wraz z raportem "T.w. 'Jankowski'. Historia współpracy" "Więź" opublikowała kilka komentarzy osób z otoczenia ks. Czajkowskiego, które najwyraźniej nie potrafią pogodzić się z faktami.

Jan Turnau napisał: "Cios był celny. Nie otrzymali go inni księża lustrowani przez kłusowników - ani ojciec Hejmo, ani ks. Drozdek. Uderzono w miłośnika katolickiego dialogu. Owszem, był powód: dawniejszy obrzydliwy 'dialog' księdza z braćmi 'podłączonymi'. Ale mam prawo podejrzewać, że do tej lustracji wybrano Michała nie przez przypadek. Może również nie przez przypadek słudzy Bezpieczeństwa wymuszali pomoc sobie właśnie na księdzu tak krytycznym wobec Kościoła przedsoborowego." Trudno mi za tym rozumowaniem nadążyć. Czyżby system wartości, na którym opierają się zwolennicy dialogu z Judaizmem był tak kruchy, że brak jednego wyznawcy może okazać się zgubny dla wyznawanej wiary? Czy nie jest raczej tak, że to właśnie obrona za wszelką cenę osoby, której czyny zaprzeczają głoszonym wartościom, świadczy o istnieniu jakiegoś podwójnego dna i wystawia całe środowisko na ryzyko kompromitacji?

Czytelnicy lipcowego numeru "Więzi" znajdą w nim także list solidarności z ks. Czajkowskim opublikowany wcześniej (21 czerwca) na stronie internetowej Forum "Żydzi - Polacy - Chrześcijanie". Około 150 osób wyraża w nim swoją wdzięczność dla księdza profesora za jego działalność, niezależnie "od tego, czy i w jakim stopniu był on w swoim czasie uwikłany w relację z SB". Dziwne, że redakcji "Więzi" nie był w stanie odwieść od zamiaru publikacji tego tekstu nawet sarkastyczny komentarz Rafała A. Ziemkiewicza, który napisał na łamach "Rzeczpospolitej": "To przecież prawdziwie kopernikański przewrót w etyce: autorytet moralny prywatnie może postępować haniebnie, ważne są tylko morały, które prawił nam publicznie!".

Jedna z sygnatariuszek tego listu, Alina Cała, zdecydowanie zresztą wysunęła się przed grupę publikując dodatkowo w "Midraszu" list, którego, jak myślę, nie powstydziłyby się najbardziej zasłużone działaczki ZMP. Pisze w nim: "Insynuacje, oczerniające księdza Czajkowskiego, po raz kolejny kompromitują IPN oraz lustrację. Oczernił go człowiek, który nie jest historykiem, więc nie ma warsztatu, który umożliwiłby mu wiarygodną ocenę udostępnionego materiału. Nie wiem czy jest politykiem, ale o ile wiem, ma skrajnie prawicowe i zapewne antysemickie poglądy".

Wygląda na to, że autorzy raportu stają przed kolejnym ważnym zadaniem. Kto wie, czy nie będą musieli przekonać opinii publicznej, że wcale nie są antysemitami.

Kościół na rozdrożu

W ciągu blisko dwóch miesięcy jakie upłynęły od publikacji mojego pierwszego artykułu na temat współpracy ks. Czajkowskiego z SB, wiele wydarzyło się Kościele polskim. Podczas wizyty Ojca Świętego media całkiem słusznie skupiły uwagę na duchowych aspektach jego pielgrzymki. Już w kilka dni po jej zakończeniu tematem licznych dyskusji stały się jednak obrachunki z przeszłością duchowieństwa. To, że urosły one do rangi ważnego problemu, jest głównie zasługą ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego. Kapelan nowohuckiej "Solidarności" od wielu miesięcy bezskutecznie domagał się ujawnienia nazwisk księży współpracujących z SB i zapowiadał, że zacznie je upubliczniać na własną rękę. 31 maja Kuria Krakowska zakazała mu zajmować się sprawą, przekazując ją komisji do tego powołanej, ale to właśnie dzięki jego uporczywości i odwadze możliwy stał się krok do przodu w sprawie lustracji duchowieństwa. Po owej niefortunnej decyzji Kurii Krakowskiej coś bowiem zaczęło się zmieniać na korzyść.

Podczas procesji Bożego Ciała, 15 czerwca, metropolita krakowski kard. Stanisław Dziwisz przeprosił w imieniu Kościoła Krakowskiego tych, którzy uważają, że zostali skrzywdzeni przez kapłanów współpracujących ze służbą bezpieczeństwa. Wierni usłyszeli, co prawda, te same nawoływania do ostrożności i rozwagi w formułowaniu ocen i przypomniano im, że głównymi sprawcami zła byli nie tajni współpracownicy służb, lecz ich funkcjonariusze i represyjny system, z Kościoła instytucjonalnego zdjęto jednak barwę ochroną. Najwidoczniej uznano, że ukrywanie bolesnej prawdy o niewielkiej części polskiego duchowieństwa może tylko prowadzić do utraty kapitału zaufania zdobytego przez Kościół w czasach ciężkiej próby.

21 czerwca, kapelan nowohuckiej "Solidarności" przyjęty został na prywatnej audiencji przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego. W dzień później doszło do oficjalnego spotkania ks. Zaleskiego z kardynałem Dziwiszem. Metropolita krakowski miał oświadczyć, że "Kościół nie ma problemu ks. Zaleskiego, ale ma problem [.] jak zachować się w obliczu tego, że niektórzy księża współpracowali z SB". Podczas spotkania ustalono warunki, na których ks. Zaleski będzie mógł prowadzić badania nad inwigilacją Kościoła krakowskiego i w jakiej postaci można je będzie opublikować.

Nic nowego na temat lustracji duchownych nie mówi natomiast komunikat z 336 zebrania plenarnego Konferencji Episkopatu Polski (23-25 czerwca). Wydaje się, że na jakieś zasadnicze zmiany w tej skali nie można będzie liczyć, dokąd Sejm Rzeczypospolitej nie znowelizuje ustaw regulujących procedury lustracyjne i nie obejmie nimi duchowieństwa.

Ks. Isakowicz-Zaleski pytany, czy sprawa ks. Czajkowskiego może zmienić podejście do lustracji duchownych, odpowiedział: "Mam ogromną nadzieję. Teczki ks. Czajkowskiego pokazały, że materiały SB są wiarygodne. Teraz wszyscy, którzy mówili o 'dzikiej lustracji', jak chociażby arcybiskup Józef Życiński, powinni przeprosić za swoje słowa. Dr Witkowski w najmniejszym stopniu na nie nie zasłużył." Jestem w swoich oczekiwaniach znacznie bardziej powściągliwy, nie sądzę bowiem, że polskiego hierarchę stać na taki gest. Co prawda, czuję się Polakiem, czasami myślę jednak, że lepiej jest mieć biskupa w Lansing niż Lublinie.

Tadeusz Witkowski
"Życie Warszawy", 14 lipca 2006 (wersja oryginalna)

27.01.2007r.
RODAKpress

 

 
RUCH RODAKÓW : O Ruchu Dolacz i Ty
RODAKpress : Aktualnosci w RR Nasze drogi
COPYRIGHT: RODAKnet
NASZE DROGI - button AKTUALNOŒCI W RR NAPISZ DO NAS