CENA STRACHU - Aleksander Ścios




 


CENA STRACHU

Po złożeniu homagium przez Prezydium Konferencji Episkopatu Polski, podpisaniu orędzia z wysłannikiem płk Putina, publikacji "przesłania" Komorowskiego w śpiewniku uczestników Orszaku Trzech Króli, mamy kolejny akt politycznego serwilizmu. Akt szczególnie niegodziwy i podstępny, bo odnoszący się do młodzieży zgromadzonej na modlitewnym spotkaniu na polach Lednicy.

Zapraszając Komorowskiego na XVII Spotkanie Młodych Lednica 2000, ojcowie dominikanie poczynili wyrazisty gest polityczny po adresem środowiska Belwederu. Ta decyzja nie znajduje innego uzasadnienia i nie wolno doszukiwać się w niej sensu religijnego czy patriotycznego. Komorowskiego nie zaproszono ze względu na jego życiową postawę lub przymioty osobiste. Nie wpuszczono go dlatego, że swoim życiem zasłużył na miano "ojca narodu" czy "męża stanu". Ta wizyta leżała w interesie obu stron i tylko w kontekście interesu należy ją oceniać.

Ten kto podjął decyzję, wykorzystał cynicznie nie tylko tradycję spotkań lednickich, ale potraktował instrumentalnie polską młodzież i świadectwo wiary dawane przez młodych Polaków.
Ojciec Jan Góra, odznaczony przed dwoma laty Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski, niespecjalnie ukrywał, że zaproszenie lokatora Belwederu jest formą "pijaru", który ma przyciągnąć zainteresowanie mediów. " Cieszymy się, że pierwsza osoba w państwie daje swoją pieczęć dla tego spotkania. Dzięki temu wiele osób, które zapomniały o Lednicy, nagle sobie o niej przypomniało. Zwielokrotniła się też obecność mediów" - stwierdził inicjator spotkania. Oceniając rzecz w takich kategoriach, można się spodziewać, że na następne spotkania w Lednicy, Jan Góra zaprosi zespoły rockowe i kilka skandalizujących "gwiazdek".

Nie mam wątpliwości, że decyzja o zaproszeniu Komorowskiego ma wymiar na wskroś propagandowy, służy budowaniu medialnego wizerunku lokatora Belwederu i jest kolejną fałszywą inscenizacją, w której wykorzystuje się zaufanie jakim Polacy obdarzają Kościół i kapłanów. Tym większa wina tych, którzy ze spotkania modlitewnego zrobili prostacki wiec i obrazem "tańczącego prezydenta" próbują narzucić polskiej młodzieży fałszywe, parciane wzorce.

W takim działaniu wolno się dopatrywać szczególnie groźnej intencji. Ludzie, którzy chcieliby uczynić z Komorowskiego "wzór ojcostwa" i "konserwatyzmu" wydają się liczyć na to, że zapomnimy, kim naprawdę jest ten człowiek, jakim wartościom politycznym hołdował, z kim przystawał, co mówił i robił w swojej karierze. W narzuconej Polakom optyce mamy nie pamiętać, że lokator Belwederu przez lata wspierał "czerwoną generalicję" i środowisko wojskowej bezpieki, stając się najzagorzalszym obrońcą i politycznym patronem ludzi WSI. Mamy zapomnieć jego pełne pogardy słowa na temat przeciwników politycznych i nie pamiętać o nienawiści, jaką żywił wobec prezydenta Kaczyńskiego. Mamy wymazać z pamięci obraz roześmianej twarzy Komorowskiego, gdy nasz prezydent wracał w trumnie z nieludzkiej ziemi.

Mamy nie rozumieć, skąd brała się radość kremlowskich satrapów po wyborze tego człowieka i nie dostrzegać jego rozlicznych kontaktów z ludźmi służącymi Moskwie. Mamy zapomnieć, że jego serdecznym przyjacielem i alter ego jest poseł na P. i to czego nie mógł zrobić i powiedzieć lokator Belwederu, zawsze wykonywał jego kamrat. Bo i to mamy zapomnieć, że za sprawą Komorowskiego rozpętano walkę z krzyżem upamiętniającym ofiary Smoleńska, że pod jego siedzibą drwiono ze zmarłych, bito i lżono modlących się ludzi. Zapomnieć mamy tym szybciej, że w tym samym czasie polski Episkopat słał do Komorowskiego zadziwiające homagium, a opluwanych i bitych przez motłoch Polaków nazwano "fanatyczną sektą" i ludźmi "zadymionymi PiS-em".

Jeśli ojciec Góra i podobni mu ludzie Kościoła, chcą młodym Polakom stawiać "na wzór" postać Komorowskiego - niech mają dość odwagi, by zmierzyć się z prawdą o tej postaci. Jeśli tej odwagi im brakuje - niech własnych słabości i przyziemnych interesów nie osłaniają powagą mojej wiary i mojego Kościoła.

Przez najbliższe dwa lata będziemy świadkami wielu podobnych mistyfikacji i wytyczania "drogi do cerkwi", podczas których postać lokatora Belwederu będzie wręcz gloryfikowana i stawiana na piedestał. Taka jest logika ludzi budujących sojusz tronu i ołtarza, w którym reżim prezydencki ma stać się gwarantem małych i większych interesów. Ten proceder nie ominie polskiego Kościoła, nie oszczędzi też "naszych" mediów i środowisk politycznych.

Zamiast mocnego głosu sprzeciwu - usłyszymy nieczysty falset medialnych wyrobników, poznamy "nowy Dekalog" i etykę, sprowadzoną do roli użytecznego narzędzia. Zamiast słów twardych i prostych -dostaniemy miazgę bełkotu lub otchłań haniebnego milczenia.

W tym przyzwoleniu na tryumf podłości, gnie z oczu rzecz najważniejsza. Prezydentura Komorowskiego była możliwa tylko dlatego, że na nieludzkiej ziemi zginął Lech Kaczyński i elita polskiego narodu. Ci, którzy uciekają od prawdy o osobie lokatora Belwederu, niech już dziś szukają odpowiedzi na pytanie - jaką cenę zapłacą Polacy za kolejną kadencję?

Aleksander Ścios
Blog autora

Z opinii pod artykułem AŚ:
Urszula Domyślna 3 czerwca 2013 18:25

Niespójność słów i czynów prezydenta

Radio Maryja, 3.VI.2013

Wypowiedź dla Radia Maryja ks. prof. Pawła Bortkiewicza

Jest mi bardzo trudno oceniać zachowanie prezydenta. Chodzi tutaj bowiem o stronę psychiczną, a to nie leży w moich kompetencjach. Jednak z laickiego punktu widzenia dostrzegam wyraźną niespójność słów i czynów.

Warto zwrócić uwagę na konsekwencję wypowiedzi pana prezydenta. Prezydent mówił o zróżnicowanym świecie, w którym nie istnieje jedno Prawo Boskie. Mamy tutaj bardzo wyraźną sugestię, że istnieje wiele podmiotów Prawa Boskiego. Istnieje, zatem wielu bogów.

Jak to w takim razie pogodzić z wyznawanym i deklarowanym światopoglądem pana prezydenta? To jest po prostu nie do pogodzenia. Problem jest jednak bardzo poważny, ponieważ pan prezydent swoją pielgrzymką do grobu św. Wojciecha, w cudzysłowie pielgrzymką, spotkaniem z Tercio Milenio, następnie spotkaniem na Lednicy, wreszcie wczorajszym udziałem w procesji relikwii św. Andrzeja Boboli, w sposób bardzo ostentacyjny i zarazem nachalny manifestuje swoje przywiązanie do Kościoła.

Jednocześnie dystansuje się w sposób pozornie - jak sądzę w jego mniemaniu - delikatny od całkowitego utożsamienia się z nim. Trzeba powiedzieć, że takim wyrazem pozornego dystansowana się - podkreślam słowo "pozornie" - delikatnego, a w gruncie rzeczy bardzo ostrego były słowa o pluralizmie porządku moralnego. To są słowa, które absolutnie nie są do pogodzenia z tradycją chrześcijańską, a nawet ze zdrową tradycją naszej cywilizacji euroatlantyckiej.

To jest bardzo poważny problem nachalności zewnętrznych postaw. Jednocześnie bardzo radykalnego odcinania się od chrześcijaństwa. Poza tym charakterystyczne dla tej kadencji są niezliczone wypowiedzi, poczynając od kampanii wyborczej, a kończąc na ostatnich wypowiedziach, które bardzo wyraźnie kolidują z doktryną Kościoła katolickiego.

Warto przypomnieć, że pan prezydent jest za in vitro, że jest częściowo za aborcją, ale to nie przeszkadza mu twierdzić, że w tej konfiguracji jest za życiem. Jest za legalizacją spraw, które wywołują najdelikatniej mówiąc ogromne kontrowersje itd. Mamy więc do czynienia z bardzo skomplikowaną sytuacją, która ma, mówiąc bardzo banalnie, jedno wytłumaczenie. Mianowicie pan prezydent próbuje umocnić swój image i jednocześnie image tej formacji politycznej, która się sypie na naszych oczach. Tylko, że jest to manipulowanie Kościołem i Panem Bogiem. A tego czynić się nie godzi.

Musimy mieć świadomość tego, że osoba, która reprezentuje takie poglądy sama siebie wyklucza ze wspólnoty. Zauważmy zresztą rzecz bardzo banalną i zarazem bardzo czytelną. Jeżeli ktoś w sprawach zupełnie mniejszej rangi w ugrupowaniu politycznym deklaruje poglądy niezgodne z poglądami Boga, czy z poglądami ideologii partyjnych, zostaje natychmiast zawieszony w prawach członka tej partii, albo zostaje z niej wykluczony, albo staje się persona non grata. Obserwujemy to niemal, na co dzień w sytuacjach różnych sporów i konfliktów światopoglądowych.

Dlaczego zatem niektórym z nas tak trudno uwierzyć, że ktoś taki - w sprawach o wiele wyższej wagi, jaką jest kontestacja nauczania moralnego i doktrynalnego Kościoła w sprawach wiary i moralności - miałby być nadal członkiem wspólnoty?

On sam siebie wyklucza, dlatego, że odrywa się od tożsamości, od źródeł tej przynależności. Przynależność tutaj nie jest przynależnością czysto formalną, na zasadzie podbicia legitymacji, ale organiczną na zasadzie związku z Chrystusem, który żyje w swoim Kościele, i który wyraża ten związek także poprzez swoją naukę moralną.

Nie można mieć najmniejszych wątpliwości, że taki człowiek jest poza wspólnotą Kościoła i przystępowanie przez niego do sakramentów świętych jest w tym wypadku przystępowaniem po prostu świętokradczym.

http://www.radiomaryja.pl/polecamy/niespojnosc-slow-i-czynow-prezydenta/

ŚCIOS ODPYTUJE KOMOROWSKIEGO

04.06.2013r.
RODAKnet.com

RUCH RODAKÓW : O Ruchu Dolacz i Ty
RODAKpress : Aktualnosci w RR Nasze drogi
COPYRIGHT: RODAKnet