O RUCHU RODAKÓW
PRZYSTAP DO RUCHU RODAKÓW
RODAKpress - head
HOME - button

MOJA WROGOŚĆ WOBEC KOŚCIOŁA KATOLICKIEGO - Paweł Paliwoda

 

 

 

 

 

 


MOJA WROGOŚĆ WOBEC KOŚCIOŁA KATOLICKIEGO

Istnienie chrześcijaństwa, a zwłaszcza konfesji katolickiej, jest warunkiem koniecznym przetrwania cywilizacji Zachodu oraz człowieczeństwa w postaci, w jakiej jeszcze dziś je znamy.

Tych kilka poniższych uwag nie stanowi biograficznego, publicznego wywnętrzania się. I właściwie są one przekazem dla zaciekłych wrogów konsekwentnej, w wielu (choć dalece nie we wszystkich) momentach dogmatycznej, konserwatywnej postawy człowieka 46-letniego, który jest absolutnie zdeterminowany w walce z ideologią lewicowo-liberalną.

Moimi najpoważniejszymi przeciwnikami - żeby nie powiedzieć: śmiertelnymi wrogami - są dziś ci wszyscy, którzy Kościół katolicki obrali sobie za głównego przeciwnika i obiekt ataków. Ludzie tacy zwykle nie pojmują, czym jest instytucja Kościoła, jaki jest jego ontologiczny (metafizyczny) status, jaki jest cel jego istnienia, dlaczego jego błędy muszą być korygowane, ale nigdy Kościoła jako całości zdyskredytować nie potrafią. Nie chcą oni zrozumieć, że istnienie chrześcijaństwa, a zwłaszcza konfesji katolickiej, jest warunkiem koniecznym przetrwania cywilizacji Zachodu oraz człowieczeństwa w postaci, w jakiej jeszcze dziś je znamy.

Osoby te, wywodzące się z tzw. salonów, kręgów opiniotwórczych, zdominowanych przez lewicę mediów, gdy słyszą słowo "dogmat", wpadają w amok. Ludzie ci działają rzekomo bezzałożeniowo, a i antydogmatycznie, z pobudek czysto poznawczych i proobywatelskich. Wiem, że to nieprawda. Wiem, jakie są psychologiczne mechanizmy leżące u podstaw antyklerykalizmu i antykatolickości. Wiem, bo sam na sobie gruntownie tę postawę przećwiczyłem. To i - niestety - sporo innych lewackich paskudztw i mnie w przeszłości dopadało. Dlatego wiem, czym są, jak się w psychice ukorzeniają, jakie argumenty podsuwają, do jakich spustoszeń prowadzą. Mówiąc krótko, kiedy atakuję antyklerykałów i lewaków, wiem dobrze, na czym polegają ich sztuczki, błędy myślowe, idiosynkrazje i przewiny. Sam to - w sporej mierze - praktykowałem.

Do 30. roku życia byłem zaciekłym antyklerykałem. Ta postawa była łagodzona stosunkiem Kościoła wobec komunizmu - systemu i ideologii, której nienawidziłem od kołyski (rodzina mojego ojca, i On sam, została przez Sowietów wywieziona do Kazachstanu zaraz po wkroczeniu Armii Czerwonej - zgodnie z ustaleniami paktu Ribbentrop-Mołotow - na wschodnie tereny Polski; większość moich krewnych tam zesłanych zmarła w CCCP, a ojciec przedostał się do armii Andersa). Jednak sama doktryna chrześcijańska była dla mnie zupełnie niezrozumiała i nielogiczna. Stała się dla mnie wygodnym chłopcem do bicia. Łatwo można się przecież popisywać wynajdywaniem rzekomych sprzeczności w Piśmie Świętym, fascynować przeróżnymi "Kodami Leonarda", zarzucać duchownym rozmaite przewiny - kto jest od nich wolny? - wyśmiewać "skostnienie" i "wstecznictwo", "represyjne" normy moralne i "zamordyzm" Kościoła.

"Czy Bóg wszechmogący może stworzyć kamień tak ciężki, że sam nie będzie w stanie go podnieść?" - w gromadzeniu takich marnych antyklerykalnych i antychrześcijańskich bon motów się specjalizowałem. Kolekcjonowałem "literaturę" w rodzaju Dzieci papieży , produkowaną przez szmatławe wydawnictwa i instytucje w typie Towarzystwa Krzewienia Kultury Świeckiej.

Takie i podobne działania zapewniały mi komfort psychiczny. Poczucie wyższości wobec ludzi zaangażowanych religijnie. Nie rozumiejąc nic z przekazu Pisma Świętego, "wiedziałem", że to zabobon i "opium dla mas".

Mój antyklerykalizm osiągnął ekstremum maksimum podczas studiów na ATK. Tam czułem się jak antyklerykalna ryba w wodzie. Mimo wyjątkowo surowych rygorów studiowania - chyba najbardziej surowych ze wszystkich uczelni w Polsce tamtego czasu, czasu stanu wojennego - księża wykładowcy i profesorowie świeccy (a była ich wówczas na ATK doborowa i ideowo mieszana grupa; ściągnięto tam nawet z PAN niezbyt przychylną chrześcijaństwu Barbarę Skargę) byli dość - ba! nawet bardzo - wyrozumiali dla takich ideowych matołków, jakim ja byłem wtedy.

Podczas seminariów wygłaszałem teksty w stylu: " Jeśliś taka święta, jako mi powiadasz, czemu się moja miła codziennie spowiadasz" (Kochanowski). Po mojej tyradzie na konwersatorium u o. Jacka Salija, w której postulowałem skrajny relatywizm moralny, o. Salij opuścił salę, a wróciwszy po kilku minutach, stwierdził: "Po wypowiedzi pana Paliwody musiałem odparować". A ja byłem idiotycznie dumny z siebie. Tak, myślałem, studiuje się tutaj ciekawie i na dodatek można bezkarnie przyłożyć kołtuniastym katolom. To był tani i prosty sposób autokreacji jako "umysłu krytycznego" (tak siebie nazywa dzisiaj lewactwo, czerpiące inspiracje z Hegla i tzw. szkoły frankfurckiej oraz pism rozmaitych - lepszych, gorszych i najgorszych; do tych najfatalniejszych niewątpliwie należy skrajnie prymitywny Richard Dawkins) - lewicowych liberałów.

Jeżeli dzisiaj bezlitośnie demaskuję antyklerykalną głupotę aroganckich snobek-filantropek, to robię to, mając duże doświadczenie w czynieniu tego samego. Wiem, co one czują i z jakich motywów psychologicznych wywodzi się ich postawa. Widzę to jak na dłoni.

Religijna konwersja, jaką przeszedłem zupełnie niespodziewanie, nagle i z przyczyn niewiadomych (niewiadomych w porządku empirycznym - w porządku religijnym był to dar łaski wiary), absolutnie zmieniła moje widzenie spraw wiary i Kościoła. Tamten mój antyklerykalizm był gówniarskim wygłupem, skutkiem myślowego lenistwa i chęci wywyższenia się ponad "Bożych prostaczków".

Dziś wiem, że bycie Bożym prostaczkiem nie ma nic wspólnego z prostactwem, lecz jest piękną postawą skromności i pozbycia się pychy, postawą miłosierną (ale nie wobec zapiekłych i niereformowalnych lewaków) i wielkim wyzwaniem do duchowej przemiany (daleko mi do tego stanu, ale staram się nad jego osiągnięciem pracować). A prymitywy antyklerykalne wciąż się zaśmiewają na myśl o nauczaniu Jezusa Chrystusa, sądząc, że wiedzą wszystko lepiej od Niego, od Kościoła rzymskiego, od papieży. A co wiedzą? Prawie nic. Coś tam liznęli na zalewaczonych humanistycznych wydziałach uniwersytetów na temat "tolerancji", "wielokulturowości" i historycznej zmienności norm etycznych. Teraz już mogą mówić szyderczo tak jak moja pierwsza nauczycielka filozofii (jeszcze gdy studiowałem na Politechnice Warszawskiej i byłem ostrym antyklerykałem), sympatyczna - jak mi się wtedy wydawało - pani magister Małgosia (której byłem ulubieńcem - co o czymś świadczy): "To państwo wierzą w pana bozię?!".

Komunikat dla michnikoidów i innego lewactwa: wiem o pobudkach waszego działania bardzo wiele. Znam was od podszewki. Błądzenie jest rzeczą ludzką. Ale w pewnym wieku trzeba już skończyć z infantylizmem myślenia. Jeśli tego nie czynicie, to znaczy, że kierują wami złe moce. Człowiekowi młodemu, skłonnemu do wygłupów i szukającemu szybkiego zaspokojenia prestiżowych i innych potrzeb, można - i na ogół warto - wybaczyć jego błędy, o ile pójdzie on w końcu po rozum do głowy. Starym koniom, jak elementy michnikopodobne, wybaczyć już nie można. W trwającej wojnie cywilizacji - między liberalnym lewactwem a Kościołem rzymskim - należy używać argumentów słownych i dawać przykłady postawą osobistą. Ale jeżeli to nie pomoże, a Kościół będzie wciąż dobijany przez cyniczne, wyrachowane i dobrze wiedzące, co czynią, indywidua, być może trzeba będzie na pomoc wezwać Archanioła Michała. A jego nieodłącznym atrybutem jest miecz.

Paweł Paliwoda

13.01.2010r.
Niezalezna.pl

 
RUCH RODAKÓW : O Ruchu Dolacz i Ty
RODAKpress : Aktualnosci w RR Nasze drogi
COPYRIGHT: RODAKnet
NASZE DROGI - button AKTUALNOŒCI W RR NAPISZ DO NAS