RODAKpress - head
HOME - button
Imperatywy polskiej polityki zagranicznej - Ignacy Nowopolski

 

 

 

 

 

 

 

 


Imperatywy polskiej polityki zagranicznej

Niedawne obchody 70-tej rocznicy wybuchu II Wojny Światowej ukazują w ostrym świetle realia polityczne w jakich Polska grzęźnie już od dłuższego czasu.

Gdańskie spotkanie światowych przywódców pokazało jeszcze wymowniej postępy osiągnięte przez naszych największych wrogów (Niemcy i Rosję) w budowie strategicznego partnerstwa. Premier Putin zapewnił co prawda Polaków o tym, że "partnerstwo" to uosobione exemplum projektem budowy rurociągu bałtyckiego, nie jest wymierzone przeciw naszemu krajowi; jednak niewiele to zmienia. Putin stwierdził równie stanowczo, że niemiecko-rosyjski pakt Ribbentrop-Mołotow nie był skierowany przeciw komukolwiek i miał jedynie opóźnić nieuniknioną konfrontację tych dwóch krajów w obliczu narastającego napięcia w Europie; a jakie spowodował konsekwencje wiemy z historii.

Obserwatorzy podkreślają też nieobecność na wspomnianych uroczystościach amerykańskich przedstawicieli wyższego szczebla, wróżąc z tego "decyzję prezydenta Obamy o wycofaniu się z Europy".

Nie można mieć żadnej wątpliwości, że USA wycofują się z Europy. Niedługo "wycofają" się też ze wszystkich innych zakątków świata i to bez względu na to czego życzyłby sobie lokator Białego Domu. A to dlatego, że potęga Stanów Zjednoczonych rozlatuje się w gruzy równie spektakularnie jak ZSRR w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia. Na przestrzeni ostatnich kilku lat pisałem już o tym wielokrotnie:

http://www.polskapanorama.org/detka.html

http://www.polskapanorama.org/supermocarstwa.html

http://www.polskapanorama.org/symptomyupadku.html

Obecnie o schyłku potęgi USA zaczynają już nawet wspominać ich najwięksi sojusznicy:
http://news.yahoo.com/s/ap/20090915/ap_on_re_eu/eu_britain_us_power

W reakcji na swe publikacje otrzymywałem komentarze kwestionujące mą poczytalność lub sugerujące niedwuznacznie me powiązanie agenturalne z pewnym wschodnim mocarstwem. W przeciętnej polskiej wyobraźni nie mieści się bowiem wizja upadku taaaakiego supermocarstwa jak USA. We wspomnianej wyobraźni nie mieści się też niestety wiele innych spraw, które będą tematem poniższych rozważań.

Na przekór zewnętrznym różnicom, sytuacja obu byłych supermocarstw jest bardzo podobna.

Oba znajdują się w ślepym zaułku w każdej nieomal dziedzinie. USA stoją co prawda o niebo wyżej od Rosji pod względem technologicznym, ale są za to totalnym finansowym bankrutem.

Oba państwa tracą wiarygodność polityczną na poziomie niezbędnym dla utrzymania swego mocarstwowego prestiżu. Rosja kompromituje się swym déja vu z najnowszej (jakże tragicznej) historii; Stany swą obłędną i rujnującą "wojną z terroryzmem".

Oba te państwa dysponują gigantycznym potencjałem nuklearnym i imponującymi siłami strategicznymi, ale to że potencjał ten jest wystarczający do unicestwienia naszej matki ziemi nie przekłada się na efektywność militarną w osiąganiu zamierzonych celów politycznych. Pomimo niezwykłej brutalności, Rosja nie jest w stanie opanować coraz bardziej niestabilnej sytuacji na Kaukazie. Z ogromnym wysiłkiem udało się jej spacyfikować Czeczenię, tylko po to by doświadczyć wrzenia w innych republikach tego regionu. W swym najnowszym wywiadzie , prezydent Miedwiediew otwarcie się do tego przyznaje.

Amerykańska potęga militarna jest w stanie zetrzeć z powierzchni ziemi każdą armię, ale o osiąganiu zamierzonych celów strategicznych decydują , jak to się w żargonie wojskowym zwykło mówić, boots on the ground (żołnierskie buciory w terenie), a w tym zakresie ich wojska są równie niewydolne jak rosyjskie. Przez sześć lat okupacji Iraku, najpotężniejsza armia świata nie była w stanie zabezpieczyć kilku kilometrów kwadratowych tzw. "zielonej strefy" w Bagdadzie, tak by jej dowódcy nie musieli kryć się jak szczury w bunkrach przed rakietowymi atakami "terrorystów". Oczywiście zarówno rosyjscy jak amerykańscy okupanci z wielką wprawą sprowadzają na głowy miejscowej ludności całą lawinę nieszczęść, ale ma się to nijak do osiągania zamierzonych celów militarnych i politycznych.

Oba kraje stoją w obliczu militarnej i politycznej klęski ze strony wojującego islamu. Rosja zmuszona będzie wreszcie opuścić rejon kaukaski, a Amerykanie będą mogli uważać się za szczęściarzy jeśli uda im się ewakuować swe wojska z Afganistanu. Tubylcze plemiona tego kraju mają bowiem w zwyczaju wyżynanie w pień obcych najeźdźców.

Oba te kraje konfrontowane są na dodatek przez rosnące w potęgę Chiny. Chiński smok powoli, ale systematycznie konsumuje, w sferze gospodarczej i demograficznej, rosyjską Syberię; a na szyi Wuja Sama powoli zaciska się pętla finansowej zależności w stosunku do jego największego wierzyciela.

Ponieważ oba byłe supermocarstwa szamoczą się w swych agonalnych konwulsjach, w interesie każdego pragmatycznie działającego rządu powinna być polityka omijania kursu kolizyjnego z którymkolwiek z nich.

Jak ta sprawa przedstawia się w przypadku Polski?

Prezydent Kaczyński lansuje politykę "sojuszu" ze Stanami Zjednoczonymi, polegającą między innymi na aktywnym wspieraniu "kolorowych" rewolucji, które w rosyjskiej sferze wpływów zorganizowała amerykańska CIA. Postępowanie takie jeszcze bardziej rozjusza Rosję, która i tak ma trudności z zaakceptowaniem faktu, że po 1989 roku Priwislanckij Kraj znalazł się w niemieckiej sferze wpływów. Działanie takowe prowadzi do narastania polsko-rosyjskich antagonizmów, bez uzyskiwania przy tym jakichkolwiek korzyści politycznych, gospodarczych, czy militarnych ze strony amerykańskiego "sprzymierzeńca" .

Inną opcję polityczną reprezentuje obóz gauleitera Tuska, który preferuje "współpracę" z Niemcami. To prowadzi natomiast prosto do ostatecznego przekształcenia III RP w II Generalną Gubernię.

Jak więc widać, krajowe "elity polityczne" nie dysponują żadną koncepcją, która mogłaby przynieść Polsce wymierne korzyści. Należy zadać sobie pytanie jakie alternatywy można by zaoferować w zastępstwie obecnie realizowanych kierunków.

W takiej sytuacji narastają w Polsce wysiłki poszukiwania na zachodzie nowego "sojusznika". W niedawnej przeszłości zaistniały już próby aliansu polsko-hiszpańskiego, które przekreśliło zwycięstwo wyborcze socjalistów premiera Zapatero. Obecnie słychać głosy o potrzebie zwrócenia się w kierunku Wielkiej Brytanii.

Zanim zacznie się budować kolejne efemeryczne sojusze z krajami zachodu, warto najpierw pokusić się o pragmatyczną ocenę wspomnianego regionu jako całości. Nie zapominając o naturalnych różnicach pomiędzy poszczególnymi krajami, łatwo jest znaleźć ich wspólny mianownik.

Wiele imperiów w historii marzyło o panowaniu nad całym światem. Zachód (Europa Zachodnia) to jedyny region, któremu udało się spełnić to marzenie kolonizując cały świat. Jaka jest przyczyna tego niewątpliwego sukcesu? Zachodni Europejczycy kredytują tym osiągnięciem swoją cywilizacyjną "wyższość", która w przypadku Niemców wyrażona została lapidarnym terminem Übermensch . Fakty wskazują jednak na to, że przyczyny tego leżą gdzie indziej.

Początki intensywnej kolonizacji świata datują się na wiek siedemnasty, a więc erę przed-industrialną. Trudno więc uznać, że przewaga "technologiczna"europejskiej rusznicy nad indiańskim łukiem była tak wielka, że umożliwiła nielicznym grupom hiszpańskich, angielskich, portugalskich, czy holenderskich rabusiów opanowanie dwu ogromnych kontynentów i spacyfikowanie lub wymordowanie ich rdzennych mieszkańców.

Najistotniejszą rolę w tym podboju odegrała strategia. Fundamentalną zasadą zachodu jest bowiem niedotrzymywanie umów i zobowiązań, które nie leżą w jego interesie. W Ameryce Północnej wyglądało to tak, że postępująca ekspansja kolonizatorów przerywana była paktami z plemionami indiańskimi, które następnie zrywane były przez zachodnich najeźdźców w dogodnych dla nich momentach. Naiwni Indianie wielokrotnie zawierzali układom z białymi, dając się w tym procesie stopniowo rugować z ziem i eksterminować. Można by w tym momencie pokiwać głową nad ich głupotą, ale zamiast tego warto zwrócić uwagę na pewien naród w Europie Środkowej, którego społeczeństwo w zaledwie sześćdziesiąt lat po monstrualnych zbrodniach dokonanych na nim przez Niemców, uznało tych ostatnich za swych największych przyjaciół. Nie bez kozery niemiecki cesarz Wilhelm używał w stosunku do tego narodu miana Irokezi.

Natomiast z moralnego punktu widzenia, głupota ofiary nie umniejsza winy oprawcy, ale ją nawet zwiększa.

Można by w takim razie zaryzykować twierdzenie, że z zachodem należy zawierać tylko obopólnie korzystne sojusze. Takowym były gwarancje francusko-angielskie dla II RP w 1939 roku. Ich wypełnienie we wrześniu dałoby aliantom szybkie i łatwe zwycięstwo nad Niemcami. Jednakowoż głupota, krótkowzroczność i tchórzostwo przywódców tych państw uniemożliwiły taką ocenę sytuacji i spowodowały znane z historii konsekwencje. Takie rozwiązania nie wchodzą więc w rachubę. Używając karcianego porównania, nikt rozsądny nie zasiada do gry z szulerem.

Powyższe wnioski łatwo wyciągnąć o ile uda się przebić przez "zasłonę dymną" jaką dla działań zachodu stanowiła zawsze jego notoryczna hipokryzja. Można by tu zagłębiać się w historię i cytować setki jej przykładów. W celu jak największej klarowności, pozwolę sobie przedstawić tylko jeden, ale za to z najnowszej historii.

W ostatnim czasie opublikowane zostały dokumenty dyplomatyczne , znajdujące się w brytyjskich archiwach, dotyczące okresu przełomu 1989 roku w Europie.

Poniżej przedstawiam cytaty z brytyjskiego Timesa i UK Teleghaph:

http://www.timesonline.co.uk/tol/news/politics/article6829735.ece

http://www.telegraph.co.uk/news/newstopics/politics/margaret-thatcher/6179595/Was-Margaret-Thatcher-right-to-fear-a-united-Germany.html

http://www.telegraph.co.uk/news/newstopics/politics/margaret-thatcher/6166487/Britain-and-France-feared-fall-of-Berlin-Wall.html

http://www.timesonline.co.uk/tol/news/politics/article6829416.ece

Oto ich treść:

Podczas wyjątkowo szczerego spotkania Gorbaczowa w Moskwie w 1989 roku-nigdy dotychczas nie omawianego w pełni- pani Thatcher stwierdziła, że destabilizacja Europy Wschodniej i rozpad Paktu Warszawskiego, nie leżą w interesie zachodu. Przyznała ona, że to co mu mówi stoi w sprzeczności z oficjalnymi deklaracjom zachodu i komunikatami NATO, lecz zapewniła Gorbaczowa, że nie powinien on zwracać uwagi na te oficjalne wystąpienia.... Wiedziała ona dobrze jaki wstrząs mogłaby spowodować przez swe stwierdzenie, że "niezwykle podoba się jej odwaga i patriotyzm generała Wojciecha Jaruzelskiego" i dlatego poprosiła o nieprotokółowanie swych wypowiedzi....Zapewniła ona Gorbaczowa, że prezydent Bush również nie chce niczego co mogłoby być postrzegane jako zagrożenie dla rosyjskiego bezpieczeństwa. To samo zapewnienie zostało powtórzone podczas sowiecko- amerykańskiego szczytu na Malcie....My (zachodni przywódcy) nie chcemy zjednoczenia Niemiec-stwierdziła...Podczas kijowskiego spotkania osobistego doradcy prezydenta Francji, Jacquesa Attali z Wadimem Zagalinem, przedstawicielem Gorbaczowa, Attali stwierdził, że perspektywa zjednoczenia Niemiec wywołuje przerażenie wśród polityków francuskich, a prezydent Mitterand wyraził się nawet, że "zamieszka na Marsie jeżeli to nastąpi"......Po podpisaniu układu polsko-niemieckiego w 1990 roku, pani Thatcher nadal uważała, że "Niemcy są bardziej destabilizującą niż stabilizującą siłą w Europie" i wszyscy przywódcy europejscy obawiają się rosyjsko-niemieckich "knowań ".

Abstrahując od słuszności wielu opinii wyrażonych w powyższych cytatach, należy podkreślić diametralne przeciwieństwo rzeczywistych zamiarów zachodu w stosunku do tych oficjalnie deklarowanych, a więc skrajną dwulicowość.

W charakterze dygresji warto by też zaproponować polskim "europejczykom", by zastanowili się (o ile są jeszcze zdolni do takiej czynności), czy "skrajni nacjonaliści" i inne "moherowe oszołomy", nie mają przypadkiem racji obawiając się Niemiec? Francja nie doznała nawet ułamka krzywd zafundowanych nam przez Niemców w przeciągu całego milenium, a ich prezydent wyraził chęć ucieczki przed tym narodem nawet na Marsa!

Wracając do wątku głównego, można chyba z powyższych przykładów wyciągnąć wniosek, że wszelkie sojusze z krajami zachodu to droga do katastrofy. Jakie pozostają więc rozwiązania i jak w ich kierunku dążyć?

Aby określanie kierunków i priorytetów polityki państwa nie było jedynie filozoficzną dywagacją, musi ono odbywać się w korelacji z realiami sytuacji zewnętrznej i wewnętrznej danego kraju.

Na obecnym etapie Polska stanowi integralną część zachodu, jednakowoż odgrywając niewdzięczną rolę jego kolonii. Z tego powodu relacje z kolonialnymi metropoliami mają najistotniejszy wpływ na funkcjonowanie państwa.

Analiza strategii jaką zachód stosował wobec Polski na przestrzeni historii powinna dać odpowiedź na to jakie metody obrony można zastosować w stosunku do kolonizatorów.

Zachód, używał zawsze w stosunkach z Polską, będącą jednym z najbardziej chrześcijańskich krajów świata, strategii "chrystianizacyjnej". Na przestrzeni historii można podzielić ją z grubsza na trzy etapy.

Pierwszy to okres od bitwy pod Cedynią do Grunwaldu. W owym okresie zachód prowadził działania "chrystianizacyjne" na obszarze chrześcijańskiego państwa polskiego. Druzgocąca klęska zjednoczonych sił zachodu (nie tylko Niemiec jak się powszechnie uważa) pod sztandarami Zakonu Krzyżackiego w roku 1410 położyła kres temu procesowi. Mocarstwowa pozycja Rzeczpospolitej Obojga Narodów nie rokowała dalszych sukcesów na tym kierunku. Pomimo to, do tego momentu, udało się Niemcom "schrystianizować" rdzennie piastowskie obszary, znane obecnie pod nazwą "ziem odzyskanych".

Drugi okres charakteryzował się wprzęgnięciem Polski w rolę "przedmurza chrześcijańskiej Europy". Rola ta polegała na absorbowaniu głównych uderzeń Imperium Ottomańskiego na kierunku zachodnim. Polska broniła "chrześcijańskiej Europy" wtedy gdy ta już rozpoczęła proces swej dechrystianizacji skatalizowany reformacją. Końcem tego rozdziału była słynna odsiecz wiedeńska, która umożliwiła rozbiory Polski, poprzez uratowanie od zagłady dwóch przyszłych zaborców (Austrii i Niemiec/Prus), oraz wzmocnienia trzeciego (Rosji) dzięki pognębieniu jej głównego wroga z rubieży południowych (Turcji).

W czasach rozbiorów zachód nie interesował się zbytnio sprawami polskimi, uznając ten problem za rozwiązany. Manipulacje zachodniej masonerii pchnęły co prawda naiwnych Polaków do dwóch beznadziejnych powstań (Listopadowego i Styczniowego), ale działania te były prowadzone z myślą o destabilizacji chrześcijańskiego Imperium Romanowów, a nie wyzwoleniu Polski.

Rok 1989 przyniósł Polsce pierwszą szansę (nie licząc epizodu II RP) podniesienia się z klęczek i stworzenia suwerennego i dostatniego państwa. Wtedy to zaoferowano Polsce kolejną "zaszczytną" rolę, tym razem w procesie rechrystianizacji zdechrystianizowanej Europy. Drogą wiodącą do tego chwalebnego celu była oczywiście "integracja europejska". I tak Polska wylądowała ponownie w roli bezwolnej kolonii zachodu. Gwoli sprawiedliwości należy tu dodać, że w samej Europie główną rolę odgrywa "światła lewica", która nie chce mieć z Chrześcijaństwem nic wspólnego. Zagadnienia z nią związane rozpatrywać należy jednakowoż pod hasłem "przestępczości zorganizowanej" a nie "polityki", w związku z czym znajduje się to poza zakresem niniejszego artykułu.

Z punktu widzenia sytuacji wewnętrznej, III RP stanowi "przeflancowaną" wersję PRLu. W tym ostatnim, na świeczniku władzy znajdowali się komuniści wspierani z ukrycia przez swych tajnych współpracowników (TW). Z kolei ci drudzy stanowią "elity" III RP i są z ukrycia sterowani przez byłą komunistyczną agenturę.

Na dodatek, agentura ta zdolna jest jedynie do wysługiwania się obcym mocodawcom i nie traktuje Polski jak "swej własności" o którą z natury rzeczy się dba ( w miarę własnych umiejętności), tak jak to ma miejsce w przypadku klasycznych dyktatur. W okresie PRLu zależność agenturalna była jedna i dla wszystkich oczywista. W III RP mamy do czynienia z wieloma zagranicznymi ośrodkami decyzyjnymi, a związki agenturalne poszczególnych "polityków" nie są dokładnie znane. Wynikiem tej sytuacji jest całkowity brak spójności i chaos tak w polityce wewnętrznej jak i zagranicznej państwa.

Co gorsze, agenturalne elity nie stanowią świeżego "importu" do Polski, ale od kilku już pokoleń są solidnie zakorzenione w rdzennym społeczeństwie, co stwarza gigantyczne problemy w przypadku każdej próby ich wyrugowania.

Wielopokoleniowy okres funkcjonowania obcych agentów w polskim społeczeństwie umożliwił im całkowite zawłaszczenie czterech podstawowych filarów władzy: wykonawczego, ustawodawczego, sądowniczego i środków masowego przekazu. Pod ich przemożną kontrolą znajdują się też wszystkie inne dziedziny życia społecznego, takie jak gospodarka, edukacja, nauka czy kultura.

Obecna sytuacja kraju jest znacznie bardziej dramatyczna, niż ta z okresu PRLu. Typowy dla kapitalizmu zewnętrzny blichtr, kontrastujący z siermiężną rzeczywistością "Polski Ludowej", w znacznym stopniu maskuje te realia.

Na chaos lub paraliż w wielu dziedzinach polityki wewnętrznej i zagranicznej, związany z wielością układów agenturalnych w kraju, nakładają się dodatkowo zsynchronizowane działania destrukcyjne w tych obszarach, w których wszystkie zewnętrzne ośrodki decyzyjne posiadają wspólny interes.

Taki główny obszar stanowi gospodarka. "Reformy wolnorynkowe" Balcerowicza umożliwiły zawłaszczenie gros majątku narodowego przez obcy kapitał i rodzimą agenturę, oraz zniszczenie tych gałęzi gospodarki, które mogły stanowić konkurencję dla zachodu. Obecnie prowadzone są działania "dostosowawcze", takie jak likwidacja resztek gospodarki wielkoprzemysłowej ( exemplum stoczni), mające na celu ostateczne ekonomiczne ukształtowanie Polski jako peryferyjnego obszaru kolonialnego, stanowiącego w głównej mierze rynek zbytu dla wielkich korporacji międzynarodowych.

Pośredni efekt tych działań stanowi masowy odpływ (jak to się na zachodzie określa) "siły roboczej". Ta metoda zmniejszania populacji ludności tubylczej wydaje się być z góry wkalkulowanym efektem wprowadzanych "przemian gospodarczych". Świadczą o tym, między innymi, chwyty socjotechnicznej manipulacji stosowane w agenturalnych mediach tzw. "głównego nurtu". Dla przykładu, wydaje się, że agenturze nie wystarczają już miliony polskich "pań", które w dwudziestoleciu III RP wyemigrowały do Europy i na Bliski Wschód, ponieważ w każdym tasiemcowym serialu telewizyjnym, oferowanym bezmyślnym konsumentom strawy medialnej, znajduje się dla nich obowiązkowo przynajmniej jeden "wątek instruktażowy" jak "zakochać się" w jakimś atrakcyjnym obcokrajowcu.

Obok działalności instruktażowej, krajowe media, w aktywnej współpracy ze zreformowanym szkolnictwem, prowadzą zmasowaną kampanię ogłupiania i dezinformacji tubylców, w każdej niemal dziedzinie. Działalność ta jest psychologicznym ekwiwalentem akcji pacyfikacyjnych z okresu Generalnej Guberni i ma za zadanie sparaliżować ewentualne próby przejęcia sterów nawy państwowej przez ludność tubylczą. Truizmem jest stwierdzenie, że bez kontroli tychże, wszelkie próby prowadzenia polityki wewnętrznej i zagranicznej są niemożliwe. Tak więc imperatywem jest równoległa odbudowa autentycznych polskich elit i formułowanie zadań politycznych dla odzyskiwanego przez społeczeństwo organizmu państwowego.

Pomimo opisanej poprzednio sytuacji, możliwe jest szybkie opracowanie priorytetów polskiej polityki zagranicznej. Można do tego celu zastosować instytucję znaną na zachodzie pod nazwą think tank . Organizacje takowe znajdują się zwykle na garnuszku rządzącej de facto Imperium Euroatlantyckim (US/UE) finansowej plutokracji i odgrywają rolę pseudonaukowej dekoracji do jej działań propagandowych. Jednakowoż, nawet bez znacznych funduszy, możliwe jest stworzenie takiej grupy z niezależnych ekspertów. Jedynymi wymaganiami dla potencjalnych członków takiej organizacji, poza polskością i autentycznym profesjonalizmem, powinna być apolityczność i brak jakiegokolwiek ideologicznego zaślepienia, zarówno w formie socjalnego "egalitaryzmu", jak i "mesjanizmu" widzącego chętnie Polskę w roli "Chrystusa Narodów". Działania takiej organizacji powinny być pragmatyczne, nakierowane na interes narodowy i oparte na solidnych fundamentach prawa naturalnego.

Członkami takiego think tanku powinni zostać wybitni przedstawiciele następujących kierunków:

  • Politologii
  • Historii
  • Demografii
  • Ekonomii politycznej
  • Finansów i gospodarki
  • Wojskowości
  • Socjologii
  • Antropologii
  • Administracji
  • Prawa
  • Mediów
  • Dyplomacji

Zadaniem takiej organizacji powinno być:

  • prowadzenie szczegółowego rozeznania analitycznego w zakresie sytuacji społeczno-politycznej kraju i regionu;
  • opracowywanie odnośnej strategii;
  • rozpowszechnianie wyników swej pracy za pomocą mediów elektronicznych i tradycyjnych publikatorów;
  • współpraca ze wszystkimi samorodnymi organizacjami społecznymi i politycznymi zaangażowanymi w procesie narodowej sanacji.
  • nawiązywanie kontaktów i ewentualnej współpracy ze swymi odpowiednikami w regionie.

Równolegle do tej inicjatywy powinno się zacząć odbudowywać system polityczny kraju. Jedyną rozsądną alternatywę, w stosunku do dokumentnie już skompromitowanej "demokracji parlamentarnej", stanowi system samorządowy. Szwajcaria jest krajem, który osiągnął najlepsze rezultaty w jego stosowaniu. Trudno oczekiwać by zdegradowane polskie społeczeństwo szybko osiągnęło szwajcarskie rezultaty, ale stopniowe budowanie nieformalnych lokalnych samorządów spowodować powinno odtworzenie naturalnych więzi środowiskowych a w końcowym rozrachunku poczucia wspólnoty interesów narodowych w skali ogólnokrajowej. Taki oddolny ruch powinien mieć na celu przejęcie kontroli nad państwem zawłaszczonym przez agenturę. Elity III RP powinny być traktowane na podobnych zasadach jak Volksdeutsche w Generalnej Guberni; stopniowo i ostrożnie ale bezwzględnie rugowane z wpływu na życie publiczne Narodu.

Opisane powyżej inicjatywy powinny stanowić wstęp do przejęcia kontroli nad państwem przez Naród i odbudowy jego suwerenności. Równolegle, w miarę możliwości, powinno się rozwijać współprace z tymi podmiotami międzynarodowymi, które rokują pozytywne jej rezultaty.

Jak wynika z poprzednich rozważań, sojusz z zachodem nie wydaje się być sensownym rozwiązaniem. Również Rosja nie dojrzała do partnerskiej współpracy z suwerenną Polską. Kraje islamskie, z natury swej całkowicie obce naszej cywilizacji i kulturze, w ogóle nie wchodzą w rachubę.

Jedynym sensownym rozwiązaniem wydaje się współpraca regionalna państw Europy Środkowej. Jednak podobnie jak Polska znajdują się one pod kontrolą agenturalnych "elit". Zarówno wspomniane "elity" jak i ich mocodawcy zrobią wszystko by skłócać te narody, uniemożliwiając ich współpracę. Jaskrawym przykładem sukcesu zachodniej polityki divide et impera w tym regionie są narody byłej Jugosławii. Nawet obecnie podsycane są ciągle animozje narodowościowe niszczące szanse na autentyczną integrację regionalną.

Pomimo to, wydaje się prawdopodobne, że narody te będą w stanie przełamać wzajemne niechęci i zacieśnić współpracę. Warunkiem sine qua non tego jest jednak odsunięcie od władzy ich obecnych elit. Dlatego w miarę rozwoju niezależnych form samorządowych w Polsce, ich przedstawiciele powinni nawiązywać kontakty ze swymi odpowiednikami z tych krajów. Zapoczątkowanie przemian w naszym kraju zaowocować bowiem powinno podobnymi inicjatywami u naszych sąsiadów.

Stworzenie luźnego związku regionalnego takich krajów jak Polska, Rumunia, Bułgaria, państwa bałtyckie, była Jugosławia i Czechosłowacja wydaje się zadaniem realnym w sprzyjającej atmosferze międzynarodowej. W miarę sukcesów integracyjnych można by było dopuścić do współpracy takie kraje jak Ukraina i Białoruś, różniące się od Europy Środkowej cywilizacją i kulturą.

Związek takowy powinien polegać na współpracy politycznej, gospodarczej i militarnej równorzędnych suwerennych państw. U jego podstawy powinna leżeć zasada wzajemnego poszanowania narodowego, nienaruszalności obecnych granic oraz autentycznych praw mniejszości narodowych pozostających poza tymi granicami.

Formacja takowa, koordynowana przez rządy reprezentujące interesy poszczególnych państw a nie międzynarodowych struktur globalistycznych, stanowić by mogła wystarczającą przeciwwagę dla imperialnych zapędów wschodu, zachodu oraz wojującego islamu i zapewnić lokalną stabilizację. Szanse na jej utworzenie zależą jednak od stopnia emancypacji narodów tego regionu.

Ignacy Nowopolski

21.09.2009r.
RODAKpress

 
RUCH RODAKÓW : O Ruchu Dolacz i Ty
RODAKpress : Aktualnosci w RR Nasze drogi
COPYRIGHT: RODAKnet
NASZE DROGI - button AKTUALNOŒCI W RR NAPISZ DO NAS