Powtórka z historii? - Ignacy Nowopolski

 

 

 

 

 

 

 

Rewolucja w zglobalizowanym "pierwszym" świecie?

Majšc przywilej wieloletniej obserwacji od wewnątrz "przodującej" demokracji świata, jaką stanowią USA, dawno temu doszedłem do wniosku, że nie istnieje w tym systemie możliwość realnego wpływu wyborców na kierunki polityki własnego państwa.

Wyjštkowo prymitywny system, a zatem przejrzysty, funkcjonuje właśnie we wspomnianym wyżej kraju. Władzę, na przemian sprawują dwie kliki polityczne (tzw. Demokraci i Republikanie) wymieniając się nawzajem u steru państwa, ale realizując niezmiennie cele światowej plutokracji finansowej z Wall Street.

Pomimo katastrofy gospodarczej, w jakiej w zawrotnym tempie pogrążają się Stany, znaczna część ich społeczeństwa w dalszym ciągu nie potrafi rozeznać swej społeczno-politycznej rzeczywistości. Kolejne "tąpnięcie" gospodarki, w okresie ostatnich miesięcy, spowodowało jedynie ogromny spadek popularności prezydenta Obamy i jego partii Demokratycznej, która obecnie sprawuje niepodzielnš władzę. Sondaże przedwyborcze prognozują wielką wygraną Republikanów w nadchodzących jesiennych wyborach. Jak z tego widać, wyborcy amerykańscy zapomnieli już, że przed dwoma laty nie mogli się doczekać odejścia Busha i jego Republikanów, gloryfikując Obamę "ojca wszelkich zmian".

Nie wszyscy jednak są aż tak naiwni. Coraz większa część społeczeństwa zaczyna podejrzewać, że tak naprawdę obie partie są agentami tego samego mocodawcy, jakim jest finansowa plutokracja. Dla skanalizowania oddolnych ruchów społecznych, rządząca elita wykreowała między innymi tzw. Tea Party, która jest dyskretnie sterowana przez Republikanów. Taki taktyczny manewr zyska im zapewne kilka miesięcy spokoju, ale co będzie dalej trudno powiedzieć. Z całą pewnością można natomiast prognozować czego nie będzie. Nie będzie natomiast żadnej znaczącej zmiany w szeroko rozumianej polityce USA zainicjowanej procesem demokracji parlamentarnej.

W przeciągu ostatnich paru lat Stany Zjednoczone doświadczyły realnego spadku stopy życiowej z poziomu nieco niższego niż niemiecki czy francuski, do porównywalnego z polskim. Stanowi to traumatyczne doświadczenie dla całego społeczeństwa amerykańskiego, a przecież (wbrew propagandzie medialnej), końca tego upadku ciągle nie widać na horyzoncie. Sytuacja ta zmusi coraz szersze grupy społeczeństwa, do podjęcia samodzielnego wysiłku myślowego i znalezienia odpowiedzi na pytanie co leży u podstaw niemocy tego "demokratycznego" społeczeństwa.

Odpowiedź na to pytanie od kilku już lat dają "niszowi" analitycy. Celem tego artykułu nie jest jednak analiza sytuacji amerykańskiej, ale naszej rodzimej. W nawiązaniu do tego pozwolę sobie przedstawić cytat z mojej publikacji z 15 listopada 2007 roku, zatytułowanej " Demokracja czy plutokracja ?" którą można znaleźć w Salonie 24.

Stwierdzam w niej między innymi, że :

Wydaje się, że najwyższy już czas by myślący i uczciwi członkowie polskiego społeczeństwa skorzystali z autentycznych doświadczeń swoich zachodnich "partnerów" i zdali sobie sprawę, że wszelkie próby uzyskania wpływu na losy Narodu przy pomocy "demokracji parlamentarnej" są z góry skazane na niepowodzenie .

Wskazuję w niej też na ewentualną alternatywę dla "jedynie słusznej" opcji jaką ta "demokracja" stanowi:

W przypadku Polski warto natomiast poczynić przygotowania do stworzenia systemu samorządowego na modłę szwajcarską. Rozpoczynając od szczebli lokalnych, samorządowych odbierać krok po kroku władzę z nadania wielkich partii politycznych będących narzędziem obcych ośrodków decyzyjnych.  Ośrodki te są w stanie skorumpować i zmusić do uległości całe zastępy zawodowych politykierów, ale nie uda im się manipulować powszechnym oddolnym ruchem.  Dobitnie wskazuje na to przykład Szwajcarii, gdzie jej własna klasa polityczna już dwukrotnie usiłowała wepchnąć ją w unijne ramiona, ale zapobiegło temu społeczeństwo dzięki dobrze funkcjonujšcemu systemowi władzy samorządowej.  Co prawda stopień ogłupienia i degrengolady polskiego społeczeństwa jest nieporównywalnie większy od szwajcarskiego, ale wydaje się, że pomimo to istnieje jakaś szansa powodzenia, tym bardziej w sytuacji braku jakichkolwiek innych sensownych alternatyw.

Z satysfakcją należy stwierdzić, że zdarzają się już w Polsce jednostki zdające sobie sprawę z realiów Ją otaczajšcych. Trafne analizy w tej dziedzinie dostarcza ostatnio "niszowa"Gazeta Polska .

Piotr Lisiewicz, w publikacji zatytułowanej "Tusk i jego Żyrinowski" analizuje "demokratyczne manewry" rządzącej Polską agenturalnej oligarchii. Na uwagę zasługuje zwłaszcza artykuł Rafała Ziemkiewicza pt."Rewolucja antyfeudalna " i to nie tylko dla tego, że mamy do czynienia z publicystą "poważnej" bo nie "niszowej" Rzeczpospolitej. Pisze on między innymi:

coraz liczniejsza część tych......... widzi w Kaczyńskim nie politycznego lidera, którego należy rozliczać ze skuteczności, z proponowanych strategii, polityki personalnej etc. - ale człowieka bardzo brutalnie oraz nieuczciwie atakowanego i zniesławianego, za to, że wnosi w życie publiczne zasady przez nich samych wyznawane. Kierują się więc emocjonalnym związkiem z przywódcą, który uosabia patriotyczne ideały - bo, jakoś tak sprytnie przez dwadzieścia lat manewrował po scenie politycznej, że nie pozostał na niej już nikt inny, kto mógłby je uosabiać.

Rzecz w tym, że zerwanie przez Jarosława Kaczyńskiego z wizerunkiem z czasów kampanii prezydenckiej i praktyczna likwidacja w partii frakcji "liberalnej" jest czymś więcej, niż zmianą polityki. Jest po prostu zerwaniem z polityką, z grą o władze regulowaną odpowiednimi zapisami prawa i demokratycznym obyczajem. Ta gra, uznał przywódca PiS, do niczego już nie prowadzi; wygraną w niej można by jeszcze obrócić polityczną karuzelę, ale zmienić Polski - już nie. Porządek III RP zakrzepł w państwo gangsterskie, feudalne, według wzorców latynoamerykańskich, i zmienić to można jedynie w drodze rewolucji; daj Boże bezkrwawej.

Implikacje powyższego są materiałem na cały esej, którego mi się na razie pisać nie chce - implikacje zarówno po stronie kadr szykowanej rewolucji, jak i tradycyjnie obłudnego establishmentu, który nie chce zauważyć, że polską demokrację zabija nie opozycja, ale władza, której wszystko wolno i która pozwala sobie na wszystko, która niszczy państwo dla ochrony przekrętów swych wasali (patrz: "zamiecenie" afery hazardowej), poświęca interesy narodu dla swej prywaty i rabunkowo eksploatuje ostatnie zasoby.

Więc nie jest tak, że to "rokosz" Kaczyńskiego zagraża demokracji. Demokracja w Polsce już praktycznie zdechła - pod nożem grup uprzywilejowanych. Zgodnie zresztą ze światowym trendem.

Nie wiem jakie intencje przyświecają panu Ziemkiewiczowi i Gazecie Polskiej, co do których mam mieszane uczucia. Mam nadzieję, że jak najlepsze, ale w dzisiejszych czasach wyrokować o tym w stosunku do nikogo nie sposób. Jedno nie ulega wštpliwości, trafiają oni w sedno sprawy. Zadziwia zwłaszcza obiektywizm oceny postaci Jarosława Kaczyńskiego. Z jednej strony oddaje mu Ziemkiewicz sprawiedliwość jako spół-ofierze zarówno zamachu smoleńskiego, jak i łajdackiej kampanii medialnej, z drugiej zaś nie zapomina o roli jaką panowie Kaczyńscy odegrali w wykopaniu sobie samym grobów i to zarówno w sensie dosłownym, jak i politycznym (patrz cytat tłustym drukiem).

Przy całym współczuciu jakie należy okazać Jarosławowi Kaczyńskiemu, nie wolno zapominać, że to przez niego spreparowana intryga dotycząca rzekomych (bo nigdy do końca nie wyjaśnionych) nadużyć w obszarze "rozporka" i "kieszeni" przywódców Samoobrony, zainicjowała kryzys parlamentarny, którego ostateczną konsekwencją jest nie tylko zamach smoleński, ale i dzisiejsza totalna  władza agenturalnej oligarchii.

Nie ulega wątpliwości, że bez względu kim byli przywódcy Samoobrony, afera z ich udziałem stanowiła jedynie pretekst dla panów Kaczyńskich, do z góry zaplanowanego rozbicia koalicji rządzącej i rozpisania przedterminowych wyborów, które przyniosły im sromotną klęskę. Kto i co obiecał im za spichcenie wspomnianej "afery" i zmiecenie ze sceny politycznej "niecywilizowanych nacjonalistów" z Samoobrony i LPRu, pozostanie słodką tajemnicą tych Panów. Wielką niewiadomą pozostaje też zagadnienie, czemu ten "ktoś" nie wywiązał się do końca ze swych zobowiązań i dopuścił do klęski wyborczej PiSu w przedterminowych wyborach parlamentarnych?

Powyższe niejasności stawiają pod dużym znakiem zapytania kwalifikacje Jarosława Kaczyńskiego, jako ostatniego obrońcy "patriotycznej reduty". Zgodzić się jednak należy, z tym że alternatywnego przywódcy brak. Czyżby więc rewolucja była jedyną drogą? Do takiego wniosku dochodzi nie tylko Pan Ziemkiewicz (w odniesieniu do Polski), ale rosnąca grupa światowych analityków (w odniesieniu do krajów tzw. "pierwszego" świata).

Bez względu na rezultaty swej działalności, międzynarodowa plutokracja finansowa, zdecydowana jest kontynuować obrany kurs globalistycznego obłędu, powodujący coraz większą koncentrację zarówno bogactwa, jak i rzeczywistej władzy w rękach niewielkiej grupy międzynarodowych potentatów (oligarchów). Efektywnych konstytucyjnych mechanizmów pozwalających na zmianę tego trendu nie ma.
A więc...?

Ignacy Nowopolski

10.09.2010r.
RODAKpress

 
RUCH RODAKÓW : O Ruchu Dolacz i Ty
RODAKpress : Aktualnosci w RR Nasze drogi
COPYRIGHT: RODAKnet