O wtórny analfabetyzm rzecz idzie - Mirosław Rymar

 

 

 

 

 

 

 


Uczestnicy Krakowskiego protestu głodowego w obronie rzetelnego programu nauczania w polskiej oświacie

Australia - WCE (World Center of Experiments)
O wtórny analfabetyzm rzecz idzie

Od czasu do czasu staram się dostarczać Państwu garść informacji ze Światowego Centrum Eksperymentalnego jakim - dla mnie nie ulega wątpliwości - jest ten piękny kraj/kontynent. Nie przesadzę jeżeli powiem, że niemal wszystko co w "kabarecie na Wiejskiej" podnoszą liderzy POlactwa jako absolutnie niezbędne kroki ku nowoczesności i zarazem działania warunkujące wspaniałomyślny rozwój, to towar z drugiej ręki. Ręki zresztą nieprzychylnej, trzymającej oprócz marchewki jakże często kij.

Pomimo wszystkich osiągnięć współczesnej komunikacji Australia to ogromna kraina odizolowana od reszty świata na tyle, by efektów tej izolacji nie zniwelowały ani internet, ani linie lotnicze, ani żadne inne technologiczne nowinki. Nic bowiem nie zastąpi bezpośrednich kontaków i wymiany doświadczeń. Trzeba się "wyczochrać" z sobą, poczuć zapachy, smaki i nastroje, aby horyzonty sięgały poza Antypody i Bali. Trzeba wreszcie tkwić od wieków w swojej lokalnej z punktu widzenia światowego kulturze i cywilizacji, a to jest w rzeczy samej niemożliwe w sytuacji "napływowych" przecież mieszkańców Australii, bo nie o Aborygenach tutaj rozprawiamy. Oni są tutaj obcy i osamotnieni. Stąd stanowią idealny materiał doświadczalny dla architektów nowego ładu światowego (NOW).

Dukacja jest celem nadrzędnym, globalnym

Tak, bo Oni wiedzą co trzeba, a reszta ma być powolną ich oświeconemu przewodnictwu masą. Eksperyment z komunizmem Im się nie udał z wielu powodów, min. powszechnej edukacji. Zlikwidowanie analfabetyzmu to był - dzisiaj już o tym wiedzą - krok w złym kierunku. Balansowanie systemów: czy komunizm, czy oświecony kapitalizm doprowadziło do nadmiernego wyzwolenia i wykształcenia maluczkich. To stało się ich zmorą z którą usiłują skutecznie walczyć w zglobalizowanym świecie.

O ile edukacja brzmi dumnie o tyle jej współczesna odmiana porządana przez wbrańców i ich mocodawców - dukacja - już mniej. W Australii już dawno dzieciaki mustruje się w szkolne ławy od pięciu lat! A co? Trzeba przecież pomóc rodzicom w kontynuacji pracy celem spłacania lichwiarskich procentów od pożyczek na "swój rodzinny dom". Młode małżeństwo bierze kredyt na dom i ... . Krótka kalkulacja: (można sprawdzić np. tutaj )
Kredyt - $A 500 000 na spłaty w ciągu 40 lat
Obecny procent - 6.25
Miesięczna rata - $A 2838
Po 40 latach spłacą bankowi $A 1.382 585

Miesięczna rata w przybliżeniu równa się miesięcznej pensji większości zatrudnionych w Australii. Zatem jedno z rodziców pracuje na kredyt, a drugie musi pokryć wszystkie inne wydatki. W tym spłaty kart kredytowych i innych pomniejszch pożyczek na "niezbędne" współczesnemu globalikusowi gadżety. Ten mechanizm czyni z ludzi niewolników dalekich od jakichkolwiek żądań i oczekiwań wobec pracodawców. Muszą pracować bez tchu i modlić się o tej pracy utrzymanie, albo "pod most", bo dom póki co jest przecież banku. Ich są tylko zobowiązania wobec właściciela "ich domu".

Łatwiej jest oczywiście tym paru procentom właścicieli i ich ekonomom zarządzać siłą roboczą, gdy pozostaje ona na zaniżonym poziomie wykształcenia i wystarczającym dokładnie do tego, by mieć z niej korzyść i móc nią sterować za pomocą mediów i poprozrywki zwanej nie wiedzieć czemu popkulturą. Edukację zatem przeistoczyli w dukację i co roku progi szkół opuszczają tysiące wtórnych analfabetów dukających w zgodzie z anglosaskim zawołaniem: up to you, które odpowiednio wypromowane stało się wspornikiem bezstresowego systemu nauczania bez nauki.

Parę słów o "up to you". Rozumienie tego zwrotu, a właściwie jego zastosowanie jest bardzo przewrotne. Tłumaczy się, że nauczyciel do wszystkich uczniów mówi jednakowo i to samo, a więc to tylko od nich samych zależy na ile zechcą skorzystać z wykładu. Każdy ma takie same szanse ukończenia studiów, zrobienia kariery, zostania sławnym celebrytą, aktorem - up to you. To twoja sprawa młody bezstresowo wychowany człowieku. Potem następuje zderzenie ze ścianą, czyli realnym życiem i ... statystyki mówią, że Australia przoduje w ilości samobójstw wśród młodzieży. Rola bezstresowej szkoły, zagonionych rodziców i rozwydrzonych milusińskich została skutecznie określona przez władze i zaakceptowana przez materialistycznie ukształtowane społeczeństwo wielokulturowe jako wskazany, ba nowoczesny standard.

Wzorcowy system dukacji gotowy dla POlactwa

PO co się jakieś Halle mają męczyć.
Pociechy australijskie idą zatem od piątego roku życia do szkoły podstawowej w której po siedmiu latach zasiadania w ławach lub w kręgu na podłodze niektóre mogą się poszczycić znajomością prawie całej tabliczki mnożenia. Siedem lat bezstresowej zabawy która nakłada na nie w zależności od wieku obowiązek poświęcenia na zadanie domowe od piętnastu dla maluchów do trzydziestu minut dla uczniów starszych klas. Taki ogrom pracy składany na barki biednych dzieci niejednokrotnie wywołuje sprzeciw umordowanych tyraniem na lichwiarzy rodziców i pretensje, że np. nauka języka obcego, albo też fragmentów antycznej historii nie jest taka ważna dla ich dzieci i dlaczego się je nimi katuje. Dlaczego nie mogą po prostu w domu odpocząć przed telewizorem, z konsolą do gier, czy przy komputerze? Zamiast wspólnego frontu rodziców ze szkołą w celu wyedukowania dzieci "na ludzi", to mamy freedom bez żadnych obowiązków oprócz zarabiania kasy na spłaty długów i ewentualnie jak coś zostanie to na outgoing czy inny clubbing .

Żadnych "kiblujących" w tej samej klasie tutaj nie ma, więc wszyscy po ukończeniu siedmioletniego przedłużenia przedszkola zwanego podstawówką - primary school - idą do szkół średnich w Australii zwanych high - wysokie. Grunt to żyć w wirtualu i mieć dobre samopoczucie. W "wysokich" progach high school jeszcze trzy lata pozostają dukacyjnie oszczędzani choć czasami już im się przypomina, że szkoła to ich przyszłość, ale to tylko akademijno-okolicznościowe belferskie trucie. Na codzień niewiele się zmienia. Przedmiotów co kot napłakał. Nawet po schodach nie trzeba się wspinać, bo szkoły w wiekszości parterowe, ale rozległe i trzeba się nałazić. I tak już im zostanie. Nie "wspinać się w zwyż po szczyt ideałów", tylko ze spuszczoną głową przemierzać wytyczone przez wiedzących lepiej ścieżki do samej śmierci, bo wiek do emerytury tutaj też już wydłużyli.

By dochować wierności zasadzie bezstresowości, prawom dziecka i obowiązującym zasadom dukacji uczniowie wybierają sobie przedmioty których chcą się uczyć. Obowiązkowo - niestety - muszą uczyć się matematyki i angielskiego, ale już pozostałe trzy wybierają. Tak, tak! Absolwent australijskiej szkoły (high) średniej kończy ją po nauce pięciu przedmiotów!

To wybieranie przedmiotów umożliwia taką kuriozalną sytuację, że uczeń może wogóle nie uczyć się przedmiotów humanistycznych, albo odwrotnie - ścisłych, bo nie lubi i sobie nie wybrał. A co? Matematyka jest na trzech poziomach. Pierwszy to żeby wogóle wiedzieli że są cyfry, co pozwala w sms-ach napisać np. 4u zamiast for you . Drugi że służą one także do innych celów niż tylko liczenie czy mnie stać i dopiero trzeci to jest matematyka.

Generalnie do klasy dziesiątej młodzież się raczej nauką nie przemęcza, bo i po co skoro na niej można proces dukacji zakończyć i iść do pracy, albo kontynuować naukę w szkołach TAFE ( The Australian Technical and Further Education), w celu zdobycia zawodu. Dopiero w klasach jedenastej i dwunastej zaczyna się "harówka" z pięcioma przedmiotami, (w tym trzema wybranymi osobiście) na poziomie zbliżonym do tego co rozumiemy pod hasłem nauki.
Up to you wchodzi w fazę finalną. Chcesz się uczyć, to do dzieła i masz drogę otwartą na studia o ile zdobędziesz kwalifikującą cię ilość tzw. punktów OP (piszę tu o systemie dukacji w Queensland, bo w każdym stanie jest on trochę inny). Nie, to twoja sprawa. Będziesz absolwentem szkoły średniej, ale nie wykształconym na poziomie umożliwiającym studia wyższe. Siedemnaście lat, żadnego zawodu, wiedzy niewiele więcej od tych co zakończyli naukę na dziesiątej klasie i do pracy. Oni, tam w gabinetach to wiedzą, że ktoś musi "kamienie tłuc" i tylko niewielką część ludzi potrzebują mieć "po szkołach". Toteż ci którzy zrozumieli sens up to you znajdą się wśród zarządców i ekonomów u panów tego świata. Mniej świadomi, mniej zmobilizowani, mniej zdolni wreszcie uzupełnią szeregi współczesnych niewolników, bo tak ten system jest pomyślany. Pany i plebs.

Politycy i czynowniki odpowiedzialni za stan wykształcenia społeczeństwa są "świadomi niedoskonałości systemu". Co i rusz z różnych stron sceny politycznej padają zapewnienia o podejmowaniu wysiłków w celu udoskonalania metod oraz podnoszenia poziomu nauki. No, mocno przesadziłem z tą nauką. Oni mówią o literacy and numeracy. To im doskwiera. Poziom wiedzy z zakresu czytania, pisania i liczenia, a wszystko to na poziomie minimalnym, pozwalającym wypełniać niezbędne formularze oraz wykonywać prace przewidziane dla wtórnych analfabetów. Nauka jest dla tych co podejmą wyzwanie i to też bardzo ukierunkowana, żeby horyzonty myślowe ujarzmiać, trzymać pod kontrolą profesji, a nie intelektualnych możliwości. Wykształcenie ogólne, otwartość na wiedzę to zagrożenie dla interesów "obywateli świata", jego rządców. W folwarku - jak wiemy - rządzą świnie, a reszta milczy i tyra. Mniejsza o to pod jaki system ten folwark podwiesimy.

Wiedzą dlaczego głodują

W Krakowie kilku bardzo normalnych, świadomych ludzi wyszło z przeszłości, by głodować w obronie prawa młodzieży do wiedzy, do polskości. W sprzeciwie wobec kolejnego spychania Polaków na przetarte choćby w Australii tory dla pożytecznych idiotów.
Po dwunastu dniach protestu tych kilku dzielnych opozycjonistów z okresu peerelu zawiesiło głodówkę, ale osiągnęło więcej niż wszystkie tzw. instytucje demokratycznego państwa razem wzięte. Włączając w to opozycję parlamentarną, nauczycielskie związki zawodowe i stowarzyszenia. Ich wystąpienie w obronie nauczania języka polskiego i historii spotkało się z dużym poparciem środowisk nauczycielskich, akademickich i samej młodzieży. Pytanie tylko dlaczego dopiero teraz. Dlaczego potrzebny był heroizm tych ludzi, by inni dostrzegli konieczność zwierania szyków wobec zagrożeń godzących w zachowanie ciągłości narodowej, godzących w polskość jako normalność. Uzyskali to pomimo zamilczania tematu w mediach głównego nurtu. Mało tego, obudzili innych którzy poszli w ich ślady i już powstaje sztafeta głodujących wspierana rosnącym poparciem społecznym. Jak powiedział jeden z głodujących w Warszawie Adam Borowski, opozycjonista z lat osiemdziesiątych: "nas rodzice wychowywali Bóg, Honor, Ojczyzna, a oni chcą żeby było śniadanie, obiad, kolacja." Bo konsumentami się łatwo rządzi. Dukającymi konsumentami dodajmy.

Głęboki ukłon za to, jakże dla nich normalne zachowanie, a jakże przecież niezwykłe w zUnifikowanej Europie i w kraju jak "wyspa zielona". Dziękujemy. Chwała im i życzenia wielu lat zdrowia dla Rzeczpospolitej!

Mirosław Rymar

01.04.2012r.
RODAKpress

 
RUCH RODAKÓW : O Ruchu Dolacz i Ty
RODAKpress : Aktualnosci w RR Nasze drogi
COPYRIGHT: RODAKnet