Stawisko: Miejsce sławy i hańby Jarosława Iwaszkiewicza - Zygmunt Jasłowski  
 


Historia warstwą wydarzeń powleka zmagania
sumień w warstwie tej drgają zwycięstwa i upadki.
historia ich nie ukrywa lecz uwydatnia...
Czy może historia popłynąć przeciw prądowi sumień.
- Jan Paweł II (Karol Wojtyła), fragment
wiersza Myśląc Ojczyzna, powracam
w stronę drzewa

Stawisko: Miejsce sławy i hańby Jarosława Iwaszkiewicza

O diable mowa, a diabeł jest tu

Po co pisać o miejscu, które znane jest wielu Polakom? Po co wspominać człowieka, który na pamięć i cześć narodu nie zasługuje, choć pisarzem był niemałym, a miał szansę zostać gigantem polskiej literatury? Powód jest tylko jeden: by wyjawić prawdę i zachować uczciwość wobec historii. Istnieje przecież coś takiego jak sumienie narodu, który wie że pragnie wolności, niepodległości i suwerenności. Otóż, Jarosław Iwaszkiewicz był człowiekiem i pisarzem ukształtowanym w niepodległej II Rzeczpospolitej, który całym swym późniejszym jestestwem stanął w poprzek prądowi sumień. Więcej, ułożył sobie życie w PRL-u zdradzając ideały, którym służył w młodości. Do końca swoich dni pozostał pionkiem na sowieckiej szachownicy, wbrew aspiracjom narodu który go zrodził dla swej chwały. Iwaszkiewicz zasługuje nie na pamięć, lecz na przypomnienie. Niech pamiętają o nim ci co dzielą z nim hańbę i "jedynie słuszną polityczną genetykę", czy też seksualną orientację. Niech czczą go ci, dla których prawda nic nie znaczy także dziś, bo z zakłamywania historii uczynili swoją profesję i życiowe motto. Palikotyzm otwarcie zgłasza zapotrzebowanie na patrona gejów, i tu Iwaszkiewicz spada jak na zamówienie, nie z nieba, lecz z piekła, w podobny sposób jak niegdyś spadł z piekła głodnym kulturalnej zasłony komunistom. Tacy patroni są potrzebni ludziom szydzącym z narodowych i religijnych symboli i wulgaryzujących polską rzeczywistość. Trudno o lepszego patrona niż ten właśnie literat-prezes, który przetrwał na świeczniku od ponurych czasów bierutowskich do czasów schyłkowego Gierka, dziś znowu dzięki m.in. takim "mitom" jak on, etos PRL-u może z powodzeniem być kontynuowany w swym nowym wcieleniu. Ludzie są ci sami, tylko nazwa nieco inna - III RP. Mówią o nim, że życie najwyraźniej przerosło jego twórczość. I mają rację, bo pisarz jest w końcu osobą publiczną i nie może żyć wbrew tym, dla których opatrzność dała mu szansę pisać. Twórczość oraz osoba pisarza stanowią jedna całość, choć w tym wypadku bardzo niespójną.

Ziemiańska posiadłość w sercu PRL-u

W swoich wędrówkach po dworach odwiedzam Stawisko, miejsce naprawdę piękne i magiczne, nie po to jednak by złożyć cześć polskiemu pisarzowi, ale po to by wyczulić młodszych adeptów literatury na manipulacje. Nie mieszkał tu bowiem nieskazitelny Reytan, ani niezłomny Rotmistrz Pilecki, lecz karierowicz i zaprzaniec. Stawisko musi być zachowanym dla potomności właśnie jako takie miejsce. Problem jest w tym, że środowiska opiniotwórcze pokroju Gazety Wyborczej, Twórczości czy Nie, pracują niestrudzenie by narzucić Polakom "bardziej pluralistyczną", "bardziej demokratyczną" wizję Polski, w ramach której chrześcijańska większość narodu miałaby żyć pod nieustannym dyktatem mniejszości. Mówiąc inaczej, Stawisko miałoby służyć jako świątynia dla kombatantów PRL-u, którzy mogliby tu bezkarnie propagować swoje od dawna skompromitowane narracje i budować pomosty porozumienia z nową liberalno-lewacką władzą.

Z tego właśnie względu Muzeum Jarosława Iwaszkiewicza nie może być stawiane na równi z Żelazową Wolą Chopina czy Kąśną Paderewskiego, choć zamraża w czasie ważną część polskiej historii. Na stronie internetowej Muzeum takie porównania się pojawiają. Jak można porównywać, wielkiego polskiego patriotę i pianistę, jakim by Paderewski, do Iwaszkiewicza (zob. artykuł o nim w tym portalu)? Stawisko najwidoczniej nie jest tym miejscem, gdzie słowo patriotyzm, jest traktowane z czcią. Wygląda na to, że Stawisko jest dziś nie tylko miejscem, w którym się ogniskuje miłość do literatury, ale również miejscem kultu człowieka, który na cześć, i na coroczne party urodzinowe, nie zasługuje. Jest to widoczny znak, że postkomunizm ma się całkiem dobrze w Polsce i już ostro wgryzł się w neoliberalne koła kapitalistyczne. Oto właścicielem dworu, w którym dziś się mieści obecne muzeum przez 52 lata był człowiek, który służył zniewoleniu Polski i zniewoleniu polskich umysłów. Tym bardziej dziwi wypowiedź pani Marii Decker, która pisząc o Stowarzyszeniu Sztuk i Nauk, które niewątpliwie działa prężnie, z dumą przyznaje się do przyjaźni obecnych użytkowników Stawiska z duchami nieobecnych właścicieli. Pozostaje pytanie: kim są ci ludzie, którzy tak gorliwie wyznają miłość do pisarza? A może jest to tylko zadowolenie z posiadania budynku? Pani Decker tak oto pisze: "Działalność stowarzyszenia finansowana jest ze składek członkowskich oraz dotacji. Jak zwykle przy tego rodzaju przedsięwzięciach są trudności, ale Stowarzyszenie działa znakomicie, a ludzie bardzo chętnie tu przybywają. Czasem trudno nawet ich pomieścić. Pełny sukces. Iwaszkiewiczowie na pewno się cieszą - ich wprawdzie tam nie ma, ale dom przecież zostawili przyjaciołom. 1

Nie miałem zielonego pojęcia, że pan Jarosław Iwaszkiewicz i jego żona mają tylu wiernych kolędników, ale to jest... to właśnie środowisko skupione wokół jedynie słusznej gazety, to można wyczytać po laurkach dla wieszcza PRL-u. W mowie potocznej to są 'ludzie, którzy "żyją tylko literaturą, i polityka ich nie interesuje". Przychodzą na myśl niektóre wypowiedzi Zbigniewa Herberta mówiące o tym jak bardzo ważne jest z kim się jest oraz wierność ideałom oraz impoderabiliom. Jakim ideałom wierni są ci ludzie? A może oni są po prostu wierni ideałom swego wieszcza, który swe ideały zamienił na prawo do pomieszkiwania w Stawisku, talony na auto i inne deficytowe towary, stypendia i fundusze na podróże zagraniczne, oraz inne przywileje stanowe (?). Ma więc Iwaszkiewicz takich przyjaciół na jakich sobie zasłużył: pogrobowców PRL-u, dzieci przyjaciół, potomków dawnych bywalców oraz ich dzieci i krewnych, a także inne "zbłąkane owce". Ma przyjaciół, a przyjaciele mają jego (a może Lilpopów?) dom. W kategorii jakości ma także ludzi, którzy nie dbają w jakim przebywają towarzystwie lub wiedzą, że to jest to miejsce gdzie opłaca się być. W ten sposób "duch wielkiego" pisarza otrzymuje ciągle swieże zastrzyki aprobaty i uznania w podobny sposób jak duch i zwłoki "wielkiego" Lenina na Kremlu.

Samo spotkanie ze stawiską architekturą oraz pejzażem jest doświadczeniem odmiennego rodzaju pozwalającym choć na chwilę zapomnieć czym naprawdę było to miejsce w przeszłości powojennej, gdyż jest to wycieczka w czasie w lata przedwojenne, kiedy to polskość odradzała się z wigorem, a nie ginęła z kretesem. Z tego względu każda osoba miłująca polską architekturę dworską, założenia parkowe i kulturę ziemiańską, wartości którymi tak bardzo się niegdyś chlubiliśmy, zastanie Stawisko jako miejsce zaczarowane. Należy pamiętać, że jego początki były głęboko związane z kulturą szlachecką, była to bowiem typowa podmiejska posiadłość ziemiańska, i ten nastrój wisi w powietrzu do dziś. Stawisko to jeden z nielicznych siedlisk rodowych w Polsce, którego burza dziejów nie zmiotła z powierzchni ziemi. Co tu dużo mówić, ze względu na osobę wiernego władzom dziedzica, wszechpotężne ostrza reformy rolnej nie tknęły tej posiadłości. Czyż to nie jest zastanawiające? Zapewne także losy tej pięknej willi-dworu, potoczyłyby się całkiem inaczej gdyby Anna Lillpopówna nie zerwała zaręczyn z heteroseksualnym Radziwiłłem (wielka szkoda!) i nie wyszła za mąż za pisarza Jarosława Iwaszkiewicza. Po wojnie zapewne nastąpiłaby konfiskata majątku, a może nawet splądrowanie wnętrz. Jednakże ze względu na niedużą odległość od Warszawy Stawisko miało znikomą szansę by stać się ruiną, a więc podzielenia losu wielu innych siedzib ziemiańsko-arystokratycznych, gdyż Warszawa miała więcej czerwonych prominentów marzących o szlacheckim lokum niż pustych dworów w okolicy. Iwaszkiewicz sam postanowił zostać prominentem na usługach nowej władzy będąc świadom jakim "przeżytkiem" jest szlachecki dwór w czasach gdy patriotyczna część społeczeństwa gniła w więzieniach lub mieszkała w koszarowych osiedlach. Tu na pewno spotkał się ze zrozumieniem mordercy Polaków, Jakuba Bermana, nowego "pana na Otwocku", właściciela dworu z czterema kolumnami dużego porządku, czy Józefa Cyrankiewicza, który uwielbiał m.in. rezydować (od czasu do czasu) w byłym pałacu Potockich w Łańcucie. Szczególnie z tym pierwszym musiał Iwaszkiewicz mieć dużo do czynienia, jako że Jakub Berman był członkiem Biura Politycznegoo KC PZPR d/s Bezpieki i Kultury, a więc obaj panowie byli mniej więcej w tej samej branży, tyle że Iwaszkiewicz był figurantem raczej niż figurą posiadająca władzę z nadania Kremla. Wystarczy popatrzeć na Polskie Kroniki Filmowe (PKF) z tamtych lat.

Odwiedzający Muzeum Jarosława Iwaszkiewicza powinni pamiętać, że niemal z założenia, jak to zwykle w Polsce bywa, jest to miejsce kultu literata, który tu mieszkał i sam kształtował swoją legendę. Jeśli mieszkałby tu malarz to byśmy określili to miejsce jako dom-galeria autorska. A jak wiadomo w każdym autobiograficznym przedsięwzięciu trudno jest o obiektywizm, gdyż często fałsz, przemilczenie i zakłamanie biorą górę. Rzeczywista biografia Iwaszkiewicza jest o wiele mniej atrakcyjna. Trzeba również wziąć pod uwagę, że profil muzeum został ułożony jako literacka laurka przez członków rodziny, którzy podarowali Stawisko Ministerstwu Kultury i Sztuki PRL na chwałę swego antenata oraz jako pomnik jego życiowego sukcesu, o hańbie ma ono milczeć. Namnożyło się przy okazji biografów Iwaszkiewicza, którzy na polecenie jego rodzinny dbają o to by był większym i ciekawszym niż naprawdę był.

Nie chcą jednak milczeć świadkowie wydarzeń. Socrealistyczna rzeczywistość propagowana przez "ludową władzę", która lud miała z grubsza w nosie, z bytem codziennym prezesa ZLP, czerwonego kniazia, nie miała nic wspólnego bowiem Iwaszkiewicz jako fasada peerelowskiej kultury, jako człowiek-instytucja odpowiedzialny za socjalistyczną literaturę, swoim cwaniactwem, przewrotnością polityczną, karierowiczostwem i umiłowaniem pieniądza zrządzeniem losu "uratował" piękny przykład polskiej architektury dla potomności. Dawny Pan Jarosław Iwaszkiewicz, sekretarz Marszałka Sejmu Rataja w czasach II Rzeczpospolitej, uznany już wtedy poeta, stał się po wojnie sam z wyrachowania sławnym pisarzem-prominentem, i po prostu pozostał na usługach partyjno-rządowych, jak gdyby zapominając, że w Polsce zmienił się ustrój, a prawdziwa władza spoczywa w rękach Sowietów. O hańbie tego bardzo utalentowanego skądinąd pisarza więcej poniżej. Najpierw trochę więcej o Stawisku i sławie pana na włościach.

Sława i powodzenie

Leon Iwaszkiewicz, przez matkę i siostry nazywany Jarosławem, urodził się w Kalniku na Kresach Wschodnich w rodzinie szlacheckiej bez majątku ziemskiego, więc ziemianinem w momencie urodzenia już nie był. Ojciec Leona (Jarosława) "ściągnął nieszczęście" na całą rodzinę przez służbę w powstaniu 1863-64 roku - Rosjanie skonfiskowali rodzinne włości. Iwaszkiewicz zdołał jednak odebrać porządne wykształcenie w Fakultecie Prawa oraz w Konserwatorium w Uniwersytecie Kijowskim w latach 1912-1918. Już w roku 1915 napisał pierwsze wiersze, a potem od roku 1918 kontynuował edukację w Warszawie. Zainteresowanych szczegółami odsyłam tu do biografii Iwaszkiewicza i przeskoczę do roku 1922. 2 W tym to roku Jarosław Iwaszkiewicz ożenił się z córką bogatego przemysłowca Lilpopa, Anną, przeuroczą kobietą, która dziesięć dni wcześniej zerwała zaręczyny z Radziwiłłem.

Skłonny jestem przychylić się do rozpowszechnionego przed wojną poglądu, że Iwaszkiewicz jednak wżenił się w majątek Lilpopów zabezpieczając sobie w ten sposób byt materialny. Biograf i popularyzator spuścizny literackiej po Iwaszkiewiczu, Radosław Romaniuk, którego książka przynosi sporo nowego jeśli chodzi o fakty z życia pisarza, rozpowszechnia opinie, że pisarz od początku małżeństwa właściwie nie korzystał z pieniędzy teścia, i z ogromnym trudem, często ledwie wiążąc koniec z końcem starał się utrzymać rodzinę. 2 Jakby na to nie patrzeć mamy tu do czynienia z wewnętrznymi rozgrywkami w rodzinie, której Iwaszkiewicz stał się członkiem. Na początku wszystkiego stał mezalians, jeśli wziąć pod uwagę ówczesne stosunki klasowe, z którego najwięcej skorzystał pan młody: zdobył piękną kobietę z bogatego rodu, wywindował swój status materialno-towarzyski, stał się jak niegdyś dziadkowie, dziedzicem. Jeśli by córka obszarnika, i bogatego przemysłowca wyszła za mąż za Radziwiłła, to byłoby to akceptowane małżeństwo członka rodziny książęcej z nowym pieniądzem reprezentowanym przez wyrosłą w XIX wieku burżuazję obcego pochodzenia. Małżeństwo z początkującym poetą pochodzącym ze zrujnowanej szlachty było czymś w tych kręgach trudnym do pomyślenia. I tu, Iwaszkiewicz był niewątpliwie beneficjentem, nawet jeśli nie korzystał z pieniędzy teścia, to z powiązań ze sferami pieniądza korzystał. Trudno się dziwić rodzinie, że wprowadzając na salony człowieka niższej klasy, z początku podchodziła do niego z nieufnością. Ponoć Iwaszkiewicz czuł się w Stawisku trochę nieswojo, nie czuł się tam gospodarzem, a reguły w tym domu ustalała surowa ciotka Anny - Aniela Pilawitzcowa. Zmiana nastąpiła dopiero jak plenipotent doprowadził Stawisko na skraj ruiny; dopiero wtedy "familia" nabrała do niego zaufania w nadziei, źe pospłaca długi majątku z honorariów autorskich, co też stopniowo uczynił. I to był początek jego prawdziwego władztwa w Stawisku. W okresie powojennym natomiast trudno już sobie wyobrazić by Stawisko mogło istnieć bez wstawiennictwa Iwaszkiewicza u władz. Rodziny pokroju Lilpopów wyszły już przecież z mody. Ufano tylko ludziom wiernym i oddanym.

Istotny jest fakt, że w kręgach obszarniczo-ziemiańskich nikt nie wiedział, kto zarządza pieniędzmi, które Anna odziedziczyła po śmierci swego ojca. Iwaszkiewicz stał się obszarnikiem na włościach, które o mało nie weszły w skład fortuny Radziwiłłów. I to się liczyło. Iwaszkiewicz nie miał z początku dużych pieniędzy, więc był poszturchiwany i traktowany z nieufnością, ale stopniowo, niczym Kunik z "Nikodema Dyzmy", stał się niekwestionowanym panem fortuny wcześniej należącej do Lilpopów. Syn zubożałej herbowej szlachty wtoczył się na salony, stał się tak jak jego przodkowie ponownie ziemianinem, panem na 45 hektarach ziemi. Ozdobą tej włości stał się dom-siedziba Iwaszkiewiczów zbudowany w latach 1924-1928, któremu architekt Stanisław Gadzikiewicz nadał pałacową szatę, a sam dziedzic dopilnował by w trójkątnym frontonie znalazł się herb "Trąby". 3 Pomysł nazwy posiadłości -"Stawisko"- od stawów się tam znajdujących, również jest autorstwa Iwaszkiwicza, więc bajką jest, że nie czuł się on w Stawisku pełnym gospodarzem. Nie tylko nim był, ale niewątpliwie włożył dużo pomysłów by uczynić Stawisko bardziej atrakcyjną rezydencją. Odtąd Stawisko stało się obsesją, oczkiem w głowie pisarza. Z archiwów samego Muzeum możemy się dowiedzieć więcej o naturze działalności gospodarczej tej posiadłości ziemskiej. Wydzielone 45 hektarów było częścią folwarku należącego wcześniej do Lillpopów. Początkowo żywo tu uskuteczniano sadownictwo, uprawę szparagów i zbóż, jednak z czasem uprawy ograniczono tak, że areał ziemski wyszczuplał do 18 hektarów, które dziś głównie pokrywa las. Działalność ziemiańska tego typu była rzeczą jak najbardziej normalną w kraju głównie rolniczym jakim była Polska przed 1939 rokiem. "Cud" Stawiska polega jednak na tym, że jego właściciel przeżył w nim 58 lat, od roku 1922 do roku 1980. Przesiedział tu w dobrobycie, ciepłym rodzinnym gronie okres II RP, niemiecką okupację oraz czasy komunizmu.

Wtedy, gdy najlepsi synowie polskiej ziemi zapełniali nieoznakowane doły wykopane przez SB i tłoczyli się w więzieniach, kiedy ich bito i torturowano za wierność prawowitemu polskiemu rządowi, Iwaszkiewicz był jednym z najbardziej popularnych beneficjentów zainstalowanej przez Sowietów władzy.
Informacje internetowe, po polsku i w obcych językach, wprowadzają potencjalnego gościa-zwiedzającego w nastrój willi. Naturalnie przyciąganie gości do tego pięknego zakątka leży w dobrze pojętym interesie lokalnych władz Mazowsza, jako że Stawisko należy do najbardziej czarujących biograficznych muzeów regionu. 4 Zwiedzający mogą podziwiać na ścianach obrazy znanych malarzy, które sam Jarosław I. zawiesił. Mogą popatrzeć też sobie na jego bogaty księgozbiór, nacieszyć się widokiem myśliwskiej kolekcji jego zamożnego teścia, Stanisława Wilhelma Lillpopa, ułożoną zgrabną ręką jego córki, Pani Anny Iwaszkiewicz. Hektarów jest tu też dość; można się więc przejść ścieżkami, którymi największy pisarz PRL-chodził z psem, oczywiście jeśli życzymy sobie iść jego tropem.

Doświadczeniem na plus jest poczuć na chwilę atmosferę zamożnego domu z czasów II Rzeczpospolitej, i na moment zapomnieć, że kiedykolwiek był jakiś PRL. W okresie międzywojennym, mrowie ludzi przetoczyło się przez Stawisko, i nie ma prawie pisarza, który by tam nie był. W Stawisku toczyło się życie towarzysko-literacko artystyczne, i nie ma prawie malarza czy artysty, który nie miałby czegoż pozytywnego do powiedzenia o Jarosławie i Annie Iwaszkiewiczach. Bywał tu Jan Lechoń, Julian Tuwim, Aleksander Wat, Antoni Słonimski, Karol Szymanowski, Adam Ważyk, i wielu innych. Prawie sami swoi, głównie inteligencja lewicująca oraz Żydzi. Bez cienia ironii można stwierdzić, że to właśnie tu stworzył Iwaszkiewicz swoje najlepsze przedwojenne dzieła, tu też niestrudzenie budował swoją legendę. Legendę tą umacniają książki w rodzaju Pra Ludwiki Włodek, które co prawda, w ciekawy sposób przybliżają życie prywatne pisarza, ale za to spłaszczają pobyt Iwaszkiewicza na tym padole do misji dobrego i dowcipnego dziadziusia. 5 Efekt jest podobny do opowieści pewnej Niemki, która mieszkała jako dziecko niedaleko siedziby Hitlera w Berlinie i ciągle lubiła przypominać jak Adolf lubił żartować z dziećmi, brać je na ręce i głaskać po głowie, i jak bardzo chciał zbudować bogate i sprawiedliwe Niemcy. W takim spojrzeniu wizja Hitlera - drania ginie, jest niemal nieobecna.

Okres II wojny i okupacji przydał więcej chwały Stawisku i jego gospodarzom. Losy wojny rzuciły bowiem w tą lesistą okolicę wielu sławnych później ludzi; mieszkali tu m.in. Witold Lutosławski, Leon Schiller, Pola Gojawiczyńska, Czesław Miłosz, Krzysztof Kamil Baczyński, by wymienić bardziej znane osoby. Iwaszkiewiczowie z narażeniem własnego życia przechowali wielu Żydów. Ta sama pani Anna, która po wojnie wierzyła naiwnie w pełną chrześcijańskich ideałów ochrzczoną wersje komunizmu, w czasach gdy symbolem PRL-u były Wronki i więzienie na Rakowieckiej, w czasie wojny okazała się prawdziwą bohaterką. To ona właśnie nosiła paczki do getta, pomagała wyrabiać lewe dokumenty, ukrywała w swym domu nie tylko Żydów, ale również członków AK. Jarosław w tym czasie współzarządzał sekcją literatury w departamencie oświaty, nauki i kultury Delegatury Rządu RP na Kraj, co wydaje się trudne niemal do uwierzenia jeśli weźmie się pod uwagę jego powojenną działalność. Stawisko było miejscem konspiracyjnych spotkań, salą koncertowa, aulą odczytów, a przede wszystkim hotelem dla tych, którym ziemia paliła się pod nogami. Anna czarowała swym wdziękiem gestapowców, gdy ci szukali "bandytów i Żydów" u niej w domu. Z jej listu do Mieczysława Grydzewskiego dowiadujemy się, że kiedy wiele lat później Tuwim wrócił z Nowego Jorku, miał się odezwać do Iwaszkiewiczowej w takie oto słowa: Dziękuje ci Haniu, że ty moich Żydków broniłaś. - Mój Julku przecież to były {także} moje Żydki. 6 Po wkroczeniu Armii Czerwonej do Polski, procesja ludzi przyszła do Stawiska by dziękować gospodarzom za ocalenie. I wszystko to była prawda. Jednakże było coś co tych ludzi łączyło. Iwaszkiewicze i ich goście mieli specyficzne poglądy: lewicujące społecznie, ale ziemiańsko-zachowawcze jeśli chodzi o styl życia. Oboje Iwaszkiewicze zachowali je do śmierci. Okupację przeżył Iwaszkiewicz na Stawisku. Współzarządzał sekcją literatury w departamencie oświaty, nauki i kultury Delegatury Rządu RP na Kraj. W swym domu nie tylko urządzał konspiracyjne spotkania, koncerty, odczyty, ale i chronił tych, którym ziemia paliła się pod nogami. Po powstaniu Stawisko stało się mekką wygnańców.

Jak to się stało, że rodzina z dobrym przedwojennym rodowodem upadła tak nisko w czasach komunizmu diabeł jeden wie. Ale, Polska też miała porządnych pisarzy, którzy dokonali właściwych wyborów czekając na wolną i niepodległą Polskę, i nie poszli na usługi nowej władzy - Kazimierz Wierzyński, Zbigniew Herbert, Jerzy Braun, Józef Mackiewicz, Kornel Makuszyński czy wielka patriotka polska Zofia Kossak, która wyjechała z Polski przed zatrzaśnięciem się Żelaznej Kurtyny dzięki wstawiennictwu Jakuba Bermana, który chciał w ten sposób spłacić pisarce dług wdzięczności za ukrywanie Żydów. No cóż, widocznie z tymi panami nie było im pod drodze, gdyż z prądem płyną tylko śmieci, gdyby znowu przywołać słowa prawdziwego wieszcza współczesnych Polaków, który na Nobla najbardziej zasługiwał.

Swoją drogą Polska powinna mieć swoją własną złotą księgę dokumentującą jak wielu Polaków różnego pochodzenia społecznego, wyznania i politycznej orientacji ukrywało Żydów z narażeniem życia własnego i ich rodzin. W tej księdze powinni znaleźć się także Iwaszkiewicze.

Hańba

Bo ty jesteś, Jaroszku, z rodu kniaź służebny
i choć pochlebców otacza cię zgraja, Polska nigdy
dotąd nie miała takiego lokaja
- lud Warszawy o Iwaszkiewiczu.

Pozycja Iwaszkiewicza w polskiej literaturze oraz opinia o nim w polskim społeczeństwie z pewnością byłaby inne gdyby nie jego przydługi życiorys powojenny. Nie był on przecież człowiekiem komuny lecz uznanym już przed wojną poetą polskim, a także urzędnikiem sejmowym i dyplomatycznym. Tym trudniej jest przyjąć ze zrozumieniem i sympatią jego karierę w PRL. Ten sam człowiek opluwanej wtedy sanacji, posłował do kadłubowego sejmu jako poseł bezpartyjny, dając tym świadectwo, że ludzie bezpartyjni nie tylko mogą w tym semi-totalitarnym systemie wchodzić do sejmu, ale nawet odgrywać w nim jakąś ważną rolę. Było to oczywiście zupełnym kłamstwem. Więcej, w najczarniejszych czasach stalinowskich, t.j. od roku 1945 do 1949 Iwaszkiewicz był prezesem Związku Literatów Polskich PRL, a od 1959 roku pełnił tą funkcję ponownie aż do śmierci. A rok przed śmiercią Stalina otrzymał nagrodę państwową PRL-u, do której w 1970 dodał nagrodę Lenina za "umacnianie pokoju między narodami". W tych czasach wysługiwał się również jako dyplomata na Międzynarodowej Konferencji w Helsinkach. Dużo pisał i tłumaczył, obok rzeczy dobrych były tłumaczenia komunisty Pabla Nerudy czy powieść "Sława i Chwała", w której pisarz pozwolił sobie na nową interpretację XX-wiecznej historii Polski, która mogłaby bardziej przystawać do wiodącej roli partii państwa robotników i chłopów, do którego bezpartyjny ziemianin Iwaszkiewicz oczywiście się nie zaliczał, ale gorliwie mu służył. Za to mu się zasłużenie dostało w Wiadomościach Londyńskich , a pani Anna to odchorowała. Dyrektywy władzy były jednak jasne. Nowa twarz Iwaszkiewicza poety i pisarza miała ku chwale rządzących wyróżniać się humanistyczną afirmacją życia oraz czerpać inspiracje z politycznych i społecznych zagadnień codziennego życia w socjalistycznym raju. Zbigniew Herbert z obrzydzeniem pisał o "ornamentalistach", pisarzach na zamówienie PZPR upiększających zgrzebną polską rzeczywistość, i tu chyba miał na myśli przede wszystkim Iwaszkiewicza.

Kiedy Władysław Gomułka w 1964 roku ostro skrytykował pisarzy: "Widzimy i bolą nas poważne słabości naszej literatury, a nade wszystko oderwanie wielu pisarzy od głównego nurtu życia narodu", 7 to krytyka ta nie dotyczyła Iwaszkiewicza, który w tym samym roku dochrapał się orderu Budowniczych Polski Ludowej, choć zapewne wolałby Nobla. W tym samym okresie polscy pisarze wysłali list do Partii przeciw cenzurze i skąpym przydziałom papieru maszynowego. W dodatku krążyły plotki, o preferencjach seksualnych prezesa, znajdujące potwierdzenie choćby w jego listach do przedwcześnie zmarłego w 1959 roku Jerzego Bleszyńskiego z Brwinowa, wielkiej i tragicznej miłości pana na pobliskim Stawisku.* Takowych homoseksualnych związków było w życiu pisarza dużo więcej. O to już w roku 1917 zakochał się w o trzy lata młodszym, 19-letnim poecie Mieczysławie Kozłowskim, a miłość ta zapładniała jego poezje, m.in. napisane wtedy "Oktostychy", temuż Kozłowskiemu początkowo dedykowane. 8 Związek ten był dalej kontynuowany po zawarciu małżeństw przez obu panów. W latach 30-tych pojawia się nowy chłopak w życiu Iwaszkiewicza - Władysław Kuświk. Pasał on krowy w folwarku Podkowa Leśna, ale cały skandal dotarł do wiadomości żony, dopiero gdy Kuświk dostał awans na kierowcę osobistego pana dziedzica. W tym czasie Iwaszkiewiczom powodzi się już bardzo dobrze finansowo - sporo podróżują, chora od dawna psychicznie żona Iwasziewicza ma się dla odmiany lepiej, a córki rosną na piękne panny. Około roku 1935 Iwaszkiewicz miał rzekomo zrezygnować z pozycji dyplomaty w Brukseli, ponieważ żona znowu zachorowała, ale prawdziwą przyczyną znowu był romans homoseksualny. Pomyśleć, że dzisiaj Iwaszkiewicz mógłby tylko dostać awans. Wojna przerwała literacko-ziemiańską sielankę rodziny Iwaszkiewiczów.

Po wojnie Iwaszkiewicz zmienił poglądy polityczne, ale nie zmienił swego ziemiańskiego stylu życia oraz homoseksualnych upodobań. Generalnie, ludzie ze środowiska literackiego nie mieli pochlebnych opinii o prezesie, który dość często przebywał za granicą, podczas gdy szeregowi członkowie musieli się zmagać z bezpieką by uzyskać paszport. W liście z Monachium adresowanym do swego chłopaka, Iwaszkiewicz tak pisał: "Z początku nie orientowałem się, dlaczego tak dobrze się tu czuję, a to właśnie chodziło tylko o to - że nie wiem co się u nas dzieje. Oczarowany Zachodem -dodawał- wyobraźnia ta sama co u nas; motor, samochód, rock and roll i party, na których odbywa się ogólne dupczenie". 9

Stefan Kisielewski, do zwolenników prezesa nie należał, tak oto go wspominał w swych "Dziennikach": "A w ogóle dziwnie jest z tymi pederastami: wydaje się, że coraz to ich więcej, klan osobliwy. A król to Iwaszkiewicz... Pisarz dobry, wyzyskał swoją sytuację na przełomie epok, swoją pamięć, obfite życie, swoją "ukraińskość" - nawet imię "Jarosław" sobie wymyślił, bo prawdziwe jego imię to "Leon". Świni się, wazelinuje, dworakuje, a linię pisarską trzyma konsekwentnie - twardo pisze o miłości, śmierci, wiekuistości, smutku, przemijaniu i nie da się nikomu zbić z tropu". 10 Konkludował tak: "I kto ma właściwie bronić godności tej naszej nędznej literatury: sklerotyczni, egoistyczni Żydzi czy rozpląsane pederastyczne mimozy?!". 11 Leopold Tyrmand, w swym "Dzienniku 1954" chyba najzwięźlej opisał charakter Iwaszkiewicza: "Globtrotter, pederasta, stalinowiec, dyplomata, smakosz, poeta i pionek". 12 W późniejszych latach Czesław Miłosz, którego posądzano że był chłopakiem Iwaszkiewicza, będąc przez tego ostatniego ostro atakowanym m.in. za Zniewolony umysł , uparcie się od tego odżegnywał. 12

Nie można jednak nie docenić wartościowych tłumaczeń Shakespeare'a, H.C. Andersena, C. Goldoniego, L.N. Tołstoja, A.P. Czechowa, czy też monografii Fryderyka Chopina i Jana Sebastiana Bacha. Iwaszkiewicz był niewątpliwie pisarzem o wyjątkowym intelekcie, ale go zmarnował w niesłusznej sprawie. Dla niego samego istotny był fakt, że pieniądz płynął szeroką strugą, a ludzie radzieccy uwielbiali tłumaczenia jego prozy i poezji. Na podstawie przedwojennych "Panien z Wilka" oraz "Brzeziny", następny prominent PRL-owskiej kultury, Andrzej Wajda, zrobił dwa dobre filmy. Do tej pory zrobiono 18 filmów opartych na prozie i poezji Iwaszkiewicza, co świadczy też, że w świecie opanowanym przez siły lewicowo-laickie jest na niego zapotrzebowanie. Był, i jest to sposób, na pęcznienie stawiskiej kasy.

Żeby pojąć, wyobrazić sobie, bezmiar hańby jaką ściągnął na siebie Jarosław Iwaszkiewicz przez swe polityczne wybory, warto przytoczyć opinię Jacka Trznadla, który bardzo trafnie opisał postawy pro-komunistycznych pisarzy. Otóż Trznadel zauważył, że ich "tragedia" (mój cudzysłów, nie nazwałbym tego tragedią) polegała na przekonaniu, że oni bardzo dużo o tym systemie wiedzieli, w związku z tym mieli poczucie pewności siebie, że to "my" jesteśmy u władzy, to "my" zrobimy nowy model Polski. 13 Anna Iwaszkiewicz, żona pisarza, pisząc obrażona na anty-iwaszkiewiczowskie publikacje w "Wiadomościach londyńskich", daje redaktorowi Grydzewskiemu wprost do zrozumienia, że to "my" a nie "wy" stanowimy o losach Polski. 14 Zajęło im trochę czasu zrozumienie sytuacji, że to nie oni mają rzeczywistą władzę, że są u władzy pozornie, a tak naprawdę to są manipulowanymi figurantami. Idąc za tokiem rozumowania Trznadla, muszę stwierdzić, że podłość Iwaszkiewicza poszła dużo dalej. Otóż, on dobrze sobie zdawał sprawę, że jest manipulowany, ale się na to manipulowanie świadomie godził, bo wiedział jakie może mieć z tego korzyści. Posiadał też świadomość tego, że system za jego życia się na pewno nie zawali, więc nigdy też nie trafi pod pręgież polskiej opinii publicznej. Więcej, Iwaszkiewicz zajmował miejsce tak wyjątkowe w kulturze i polityce, że trudno niemal poza Putramentem i Jaruzelskim znaleźć innego takiego figuranta, bo przecież nawet Gomułka siedział za "odchylenie nacjonalistyczne" i podobno był człowiekiem bardzo skromnym. Iwaszkiewicza destalinizacja nie objęła.

Skoro już o korzyściach mowa, to było ich bardzo wiele, ale korzyścią numer jeden było Stawisko, posiadłość ziemska wraz z domem w Podkowie Leśnej. Rodzina Iwaszkiewiczów pozostała w swym przedwojennym gnieździe w czasach kiedy komunistyczne państwo całą mocą swego aparatu represji wykańczało polską klasę ziemiańską. Iwaszkiewicz opowiedział się po churchillowsku po stronie zwycięzców wiedząc, że w Polsce toczy się walka polityczna a w lesie ciągle walczą żołnierze niezłomni regularnej polskiej armii. Nowi okupanci Polski zdążyli już zagarnąć jedną trzecią jej przedwojennego terytorium z Wilnem, Lwowem, Grodnem i Tarnopolem, a ziemiaństwo polskie i arystokracja zabierały ze sobą do grobu, lub na emigrację, staropolska kulturę. Franciszek Starowieyski, który wychował się w rodzinie ziemiańskiej, napisał w swoich pamiętnikach: "Powojenni najeźdźcy dokumentnie zrujnowali zastany ład. Cywilizacja ziem polskich zginęła wraz z reformą rolną. (.) Wiosna roku 1945 zastała pusty dom zarzucony podartymi papierami. Nawet park był ich pełen. (.) Zupełne barbarzyństwo! Wtedy zrozumiałem, że to nie tylko nasz koniec. To koniec cywilizowanej Polski... ." 15 Wydaje się, że jeszcze po manifeście 22 lipca Iwaszkiewicz sympatyzował z ludźmi przedwojennej władzy. W rozmowie z Jerzym Andrzejewskim opowiadał o wigilii 1944: "kiedy przy stole w Stawisku siedzieli ludzie, którzy potracili wszystko, majątki, dzieci, rękopisy, pracę całego życia, a ja najwyższym wysiłkiem woli (bo szumiało mi w głowie porządnie po rybce!) musiałem być gospodarzem, nie ryczeć, nie śmiać się szyderczo, łamać się opłatkiem i bawić zebranych rozmową... żeby nie rozmyślali". 16

Co się stało później jest trudno pojąć i zrozumieć. Paradoks biografii Iwaszkiewicza polega na tym, że on sam się opowiedział po stronie cywilizacji barbarzyńskiej, ale dla siebie i swych najbliższych zarezerwował ziemiański styl życia polskiego obszarnictwa. Sponsorem tego wygodnego życia było "ludowe państwo". Iwaszkiewicz nie pozostawał dłużny swym czerwonym mocodawcom, służył im wiernie ostrzegając członków swego ZLP by się "nie wychylali" ze swymi poglądami i nie zapominali w jakim kraju żyją, i żeby przestali "fantazjować". On sam mógł spełniać wszystkie swoje fantazje i zachcianki (również te natury seksualnej) w czasie częstych wyjazdów zagranicznych. Dla swych "socjalistycznych" współobywateli pozostawiał to co mieli do zaoferowania betoniarze z partii: siermiężną rzeczywistość i brak perspektyw na przyszłość. Swą postawą przyznawał, że racja jest po stronie tych, którzy za najlepszy model mieszkalny dla robotników, chłopów oraz inteligencji pracującej uważali mieszkanie w komunalnym bloku, oczywiście jeśli dany obywatel nie miał już lokum w więzieniu, lub zarezerwowanego miejsca spoczynku w nieoznakowanym grobie. W tym kontekście twierdzenie Tyrmanda nie brzmi wcale szyderczo, lecz uderza w sedno sprawy: "Iwaszkiewicz jest jednym z najgenialniejszych ludzi w Polsce. W 1945 r. powiedział sobie: Moim życiowym celem jest utrzymanie Stawiska. Może być komunizm, nie wiadomo co, a ja muszę je mieć. Postanowił zostać w komunizmie obszarnikiem i dostał za to Polonia Restituta ". 16

Genialny Jaroszek jak już raz zmienił swe poglądy tak je trzymał twardo do śmierci: żadnych demonstracji, żadnych listów protestacyjnych przeciw cenzurze lub o przydział papieru, a już Broń Boże, w obronie ludzi politycznie represjonowanych, żadnych nielojalnych gestów wobec "demokratycznej" władzy, żadnych zmian... . Jak na złość zmiana przyszła w roku 1980, roku pięknej jak Dantego Beatrycze, Solidarności. Ale już wcześniej, i nawet wśród rozmaitych pryszczatych zarozumialców literackiego establishmentu zdarzali się ludzie, którzy mieli wątpliwości, którymi targało ich sumienia... . Jarosław Iwaszkiewicz takich wątpliwości nie miał, dotrwał do końca ze swoimi. Wielu uwierzyło w nowy reżym, by później, z takich czy innych względów się rozczarować. Aleksander Wat, chociażby, wielki skądinąd przyjaciel Iwaszkiewiczów, wyleczył się w sowieckich więzieniach, a potem głęboko cierpiał za błędy młodości. Adam Ważyk-brzydki twarzyk taplał się w komunistycznym łajnie po uszy aż wydarzenia 1956 roku w Budapeszcie poruszyły głęboko jego sumienie; wybrał sznur. Tadeusz Borowski, więzień Oświęcimia, fanatyczny komunista i agent, popełnił samobójstwo. Czesław Miłosz w porę zwiał do Paryża, a potem do Berkeley, ale do końca życia pozostał człowiekiem lewicy. Dawni bywalcy 'Ziemiańskiej" - Jan Lechoń i Kazimierz Wierzyński zachowali twarz i nie powrócili z emigracji, ten pierwszy popełnił samobójstwo skacząc z 12 piętra nowojorskiego budynku. Józef Ignacy Witkiewicz w "Ziemiańskiej" bywał rzadko, za to władzę sowiecką wyczuł najwcześniej: nie miał żadnych złudzeń - strzelił sobie w głowę na widok sowieckich sołdatów wkraczających do Polski 17 września 1939 roku. Józef Mackiewicz pozostał niezłomnym antykomunistą na emigracji, jego zaś brat, Stanisław Cat-Mackiewicz - pierwsze pióro II Rzeczpospolitej - nadwerężył swoją doskonałą reputację powrotem do kraju.

Sumieniem narodu w kraju pozostał długo żyjący w izolacji Zbigniew Herbert, który mawiał, że "płynie się tylko pod prąd, z prądem płyną tylko śmieci". On jeden rozumiał, że istnieje coś takiego jak sens wierności zasadom (vide AK-owska przeszłość), sens wierności pewnym ideałom, ideałom wolności Polski w obliczu czegoś co się wydawało niemożliwością.

Żelazną gwardią komuny pozostali Jerzy Putrament, jawny agent Urzędu Bezpieczeństwa, oraz Leon Jarosław Iwaszkiewicz, czerwony ziemianin, bezpartyjny poseł na Sejm PRL-u. Sprzedawczyków było więcej, jednak hańba Iwaszkiewicza miała wymiar dużo wyższego rzędu.

Swym Stawiskiem Iwaszkiewicz uwiarygodniał władzę: oto udostępnił prezes prywatne miejsce w centrum siermiężnego PRL-u, gdzie można było udawać, że czas się zatrzymał, zasiąść przy pańskim stole lub w wygodnym fotelu, w pięknym ziemiańskim salonie, popijać dobry alkohol, i prowadzić dyskusje o literaturze lub sztuce. To, że "ludowa władza" z takim burżujskim modelem życia zaciekle od lat walczyła, na poziomie "wyższym" już nie było istotne. Zapewne goszcząca w Stawisku królowa belgijska myślała, że to jakiś skansen, i nie miała zielonego pojęcia, że w przedwojennej nawet Polsce był to standard życia kilkudziesięciu tysięcy polskich rodzin. Putramentowi czy Tuwimowi Iwaszkiewicz nic nie musiał wyjaśniać, oni wiedzieli o co chodzi, ale siedzieli cicho wmawiając wszystkim wokół, że system sowiecki jest najlepszy na świecie.

Po śmierci Iwaszkiewicza w 1980 Stawisko zgodnie z zapisem testamentowym przeszło na własność Ministerstwa Kultury i Sztuki. Utworzono tam muzeum, chroniące cenne pamiątki po pisarzu i jego żonie - rękopisy, książki, obrazy i meble. Nie mamy prawa tej sfery objąć amnezją, bo tacy ludzie jak Iwaszkiewicz, znowu się pojawiają na firmamencie polskiej polityki i kultury.

Sam Iwaszkiewicz zabezpieczył się "poetycko" przewidując, że sprzyjająca koniunktura się znowu pojawi (tzn. że żłób pozostanie żłobem), i... się nie pomylił. "Jeszcze nie pora na ostatnie sądy, / Czym byłeś tutaj - nikt nie odpowiada. Może gałązką, która niosą prądy, / Może kamieniem, który na dno spada". W czasach, kiedy dalej panuje moda na fetysze Iwaszkiewicz pozostaje idolem post-komunistów podobnie jak Che Guevara, Lenin czy Mao Tse Tung. Oni nie pozwolą by był kamieniem idącym na dno. Jeśli ktoś widział już koszulki z podobizną "wieszcza PRL-u" lub filiżanki do herbaty, to proszę o informację. Chciałbym pamiętać go tylko jako autora "Ulany", "Tataraku" czy "Panien z Wilka", ale sumienie nie pozwala, bowiem pamięć czynów pana na Stawisku jest wieczna.

Przypisy
1. Mariia Decker, "Przyjaciele Stawiska", 'Zycie", 16 litopada, 2004.
2. Radoslaw Romaniuk, "Inne zycie. Biografia Jaroslawa Iwaszkiewicza, Wydawnictwo Iskry, wydanie 1, 2012.
3. Sztuka dwudziestolecia miedzywojennego, Warszawa, PWN, 1982, rozdzial "Koniec feudalizmu" Tadeusza Stefana Jaroszewskiego", str. 242.
4. Muzeum Jaroslawa Iwaszkiewicza w Stawisku http://www.stawisko.pl/index.php?page=pisogr
5. Ludwika Wlodek?. "Pra. O rodzinie Iwaszkiewiczow", Wydawnictwo Literackie, Krakow, 2012
6. Anna Augustyniak, "Iwaszkiwiczowa do Grydzewskiego", Odra Nr 6, czerwiec 2011, str 69 "Stary: Krzysztof Maslon o Jaroslawie Iwaszkiewiczu, Rzeczpospolita, 1 marca 2000.
7. Gomulka, przemowienie 1964 rok
8. Romaniuk, tamze
9. Jaroslaw Iwaszkiewicz, "Listy ze Sztokholmu i Monachium", Odra Nr 4, kwiecien, 2011, str. 50.
10. Stefan Kisielewski o pederastach, Fronda 29 wrzesnia 2011, fragemnty "Dziennikow" Marek Klecel, "Pisarze przesladowani i przesladujacy", Nasz Dziennik 30 grudnia 2011.
11. tamze
12. Leopod Tyrmand, Dziennik 1954
13. Jacek Trznadel, O polskim wiezieniu myśli www.jacektrznadel.pl
14. Anna Augustyniak, tamze
15. Stanislaw Starowieyski,
16. Tyrmand, tamze

Ilustracje dobrane przez Autora pochodzą ze zbiorów własnych oraz Internetu.

Zygmunt Jasłowski

15.04.2013r.
Budujemy dwór.pl

*********************************************************************************************
10 pytań zespołu Macierewicza do Macieja Laska - 7 luty 2013
*********************************************************************************************

Kto im pomoże jak nie Ty , Drogi Rodaku. Przecież nie wyznawcy cywilizacji śmierci.
Internetowa akcja pomocy- dla domu pomocy
CEL AKCJI ? : dokończenie Modernizacji Domu Pomocy Społecznej dla Dorosłych w Nysie, prowadzonego przez siostry boromeuszki. Od 25 października br. dom jest przeznaczony dla 63 kobiet psychicznie chorych i niepełnosprawnych. Na remont domu pomocy pozyskaliśmy środki unijne, jednak nie wystarczą one na całość projektu. Pozyskanie środków unijnych uratowało nasz dom pomocy przed zamknięciem, nie spełnialiśmy standardów unijnych. Teraz musimy dokończyć rozpoczęte remonty, w przeciwnym razie będziemy musieli zwrócić otrzymaną dotację unijną wraz z odsetkami.

POTRZEBNY JEST TAKI WŁAŚNIE DOM :)

Dom Pomocy Społecznej w Nysie , przyjazny osobom chorym psychicznie. Pragniemy, aby taki właśnie był. Dokładamy wszelkich starań, by kobiety psychicznie chore znalazły w nim swoje miejsce, odkryły na nowo swoją wartość poprzez różne formy aktywności i akceptację swojej osoby. ...czytaj dalej

24.01.2013r.
RODAKpress

 
RUCH RODAKÓW : O Ruchu Dolacz i Ty
RODAKpress : Aktualnosci w RR Nasze drogi
COPYRIGHT: RODAKnet