Sandomierski portret króla Władysława Jagiełły - Zygmunt Jasłowski  
 


Portret Władysława Jagiełły, fragment, 2 cwierć XVI wieku, fragment, po konserwacji

Sandomierski portret króla Władysława Jagiełły

Kolekcja narodowego malarstwa polskiego jest bogatsza o następny portret pierwszego króla z dynastii jagiellońskiej, Władysława Jagiełły. Rośnie nasza wiedza o epoce odrodzenia w Polsce. Po rewelacjach dotyczących komputerowego odtworzenia wizerunku twarzy Mikołaja Kopernika (1473-1543) na podstawie znalezionej czaszki astronoma, oraz odkryciu pochodzenia Krzysztofa Kolumba, który prawdopodobnie był synem Władysława Warneńczyka, a więc wnukiem Jagiełły, mamy ten oto renesansowy portret słynnego Jagiellona. Zapewne w polskich i obcych zbiorach czeka nas wiele jeszcze innych interesujących niespodzianek, które coraz wyraźniej ksztaltują nasze wyobrażenie o olbrzymim europejskim dominium Jagiellonów, które w szczytowym okresie rozwoju osiagnęło obszar około 2 mln kilometrów kwadratowych, i rozciągało się od Bałtyku, po Morze Czarne i Adriatyk. Tak to już bywa w historii, że po upadku państw takich rozmiarów, ich sztuka ulega olbrzymiemu rozproszeniu.

Portret odnalazła kustosz Muzeum Diecezialnego w Sandomierzu p. Urszula Stępień. Ukryty on był w niedostępnym kapitularzu Bazyliki Katedralnej w Sandomierzu, ale już przed wojną było wiadomo o jego istnieniu. W jedynie istniejącym inwentarzu autorstwa ks. Andrzeja Wyrzykowskiego zanotowano: "Władysław Jagiełło, według tradycji, olej na drzewie, rama żółta, rozmiar razem z ramą 226x79cm, cena złotych 500". Eksperci z Krakowa potwierdzili, że portret powstał w 2 ćwierci XVI wieku, a więc w czasach panowania Zygmunta Starego. Niesłusznie moim zdaniem uznaje się ten obraz za najstarszy wizerunek Jagiełły, gdyż przecież portret w ołtarzu katedry wawelskiej jest datowany na lata 1470-1480, a nagrobek Jagiełły na Wawelu został wykonany na krótko przed, lub po śmierci króla w latach 1420-30. Wydaje się, że to właśnie te dwa ostatnie przedstawienia twarzy króla są najwierniejszym odwzorowaniem jego twarzy, choć w świadomości Polaków o wiele mocniej zakodowały się portrety autorstwa Matejki i Bacciarellego. Natomiast portret z Sandomierza, już po konserwacji, jest prawdziwym cudem renesansowego malarstwa w Polsce, choć nazwisko malarza nie jest znane. Jest to bez wątpienia portret wyobrażeniowy, gdyż oblicze króla różni się znacznie od dwóch w/w wymienionych podobizn Jagielly z katedry wawelskiej. Król jest przedstawiony w stroju, z epoki swego wnuka, i nietrudno się domyśleć dlaczego. Otóż ożenek Zygmunta Starego z Boną Sforza spowodował olbrzymie ożywienie w sztuce i architekturze czerpiącej z włoskich wzorców renesansowych. Sam Wawel był wtedy przebudowywany w duchu renesansu, a to samo dotyczyło wielu innych zamków, pałaców, dworów, kościołów i klasztorów w całej Polsce. Wielka dynastia Jagiellonów tworzyła swoją historie także w obrazach, a wiadomo, że przed wiekiem XIV trudno jest mówić o malarstwie sztalugowym czy też realistycznym przedstawieniu postaci. Zdecydowanie bardziej popularne byly arrasy i obicia sprowadzane głównie z Flandrii. Analogie do portretu Jagiełły można znaleźć choćby w kolekcji Radziwłłów w Nieświeżu, gdzie podobizny ich najstarszych przodków to także portrety imaginacyjne.


Bazylika katedralna Narodzenia Najświętszej Maryi Panny w Sandomierzu

Nieprawdopodobna dziś ustalić, gdzie znajdował się portret pierwotnie, ale mógł to także być Sandomierz, drugie wtedy po Krakowie miasto w Malopolsce, gdzie także Jagiełło lubił przebywać. Król opiekował się szczodrze ówczesną kolegiatą, a dziś katedrą, co potwierdzają darowizny królewskie (m.in. krzyż relikwiarzowy zdobyty w wielkiej wojnie z Krzyżakami) i freski bizantyńsko-ruskie. Freski ruskie odkryto w latach 1980 także na zamku w Lublinie. Jeśli chodzi o sam znacznych rozmiarów portret, namalowany temperą na desce, to był on prawdpodobnie dużo większy, na co wskazuje połowa arkady flankująca obraz. Być może, w drugiej połowie arkady znajdował się portret królowej lub jakiegoś świętego. Obraz został najprawdopodobniej przecięty na pół, a może i tych części było więcej. Nie jest wykluczone, że gdzieś ukryta jest druga jego część, bądź części.

Król przedstawia się naszym oczom jako mężczyzna w wieku około 45 lat w zbroi (rex armatus) oraz narzuconą na nią czerwoną peleryną. Przykrycie głowy to najwidoczniej tkana czapka uszata, na którą jest nałożony bardzo bogato wyszywany złotą nicią, zdobiony kamieniami beret, znany m.in. w Anglii jako bonnet.


Dwa rzuty na całość przed konserwacją

Oto doczekaliśmy się portretu dość wczesnego władcy polskiego, który może się równać z portetem Henryka VIII Tudora. Według zapisków źródłowych, król-analfabeta jakim był Jagiełło, nie był tak nieokrzesanym człowiekiem jak go za pośrednictwem krzyżackich szpiegów opisywano w Europie Zachodniej. Ubierał się zgodnie z ówczesną modą, choć większość czasu spędzał polując w litewskich lasach. W tym wypadku mamy już do czynienia z modą prawie o sto lat późniejszą. A wtedy nie było nic ponad modę włoską - bogactwo materiałów, rozmaitość stylów, artystczne wykonanie nie mające sobie równych. Włosi, a dzięki Bonie także możni Polacy, mogli się ubierać w welwety i brokaty rodem z Lukki, Wenecji, Genui czy Florencji. Ten gwałtowny rozwój rzemiosł cechowych zaczął się jeszcze za życia Jagiełły, ale do Polski dopiero dotarł w czasach Bony Sforzy. Artyści tworzyli swe kreacje we Włoszech dla Gonzagów z Mantui (później będziemy ich także mieli na swoim tronie), rodu Montefeltro z Urbino, Sforza z Mediolanu i Bari, oraz de Este z Ferrary. Oni to mieli pieniądze, dobry gust, społeczną dumę, i byli w stanie docenić to co piękne. Otóż nasi Jagiellonowie, szczególnie dwaj ostatni, zrobili dużo by splendory włoskiej sztuki, architektury i mody dotarły także do Polski. Portret króla Władysława Jagiełły z Sandomierza jest tylko małym detalem tego olbrzymiego przedsiewzięcia, które dotyczyło wszystkich krajów, w których panowali Jagiellonowie. Spójrzmy jeszcze raz na portret króla, który nie umiał pisać ani czytać, ale to jego imię nosi uniwersytet w Krakowie, i to on poprowadził nas do zwycięstwa pod Grunwaldem. Rzecz w tym, że to za jego także sprawą, owoców tego zwycięstwa nie wykorzystano należycie, a była olbrzymia szansa by raz na zawsze zniszczyć gniazdo os jakim był Zakon Krzyżacki, a tym samym wyeliminować późniejszy problem Prus Wschodnich.


Fragment obrazu przed konserwacją

Zygmunt Jasłowski

09.06.2013r.
RODAKpress

 
RUCH RODAKÓW : O Ruchu Dolacz i Ty
RODAKpress : Aktualnosci w RR Nasze drogi
COPYRIGHT: RODAKnet