Sumienie - Stephen King - malibu  

 

 

 

 

 

 


Sumienie - Stephen King

Biegł z krzykiem przez brzozowy las pogrążony we mgle. Czuł za plecami ich obecność. Trzask łamanych pod stopami gałązek rozbrzmiewał jak wystrzały. Straszna była ta cisza, w której rozbrzmiewał jedynie jego przerażony skowyt i "ich" szepty.

Długi krzyk: "Nieeeee !!!", wydobył się z jego gardła.

Obudził się zlany potem. Serce mu biło jak oszalałe.

Dziś nie obudził żony. Dziś krzyczał tylko we śnie.

Nie tak jak wczoraj kiedy zaalarmowana hałasem ochrona wkroczyła do sypialni.

Trwało dobre 20 minut nim drżący w panice organizm mógł osiągnął stan pozwalający na przejście kilku kroków dzielących go od łazienki.

Kiedy spojrzał w lustro zobaczył twarz starca. Przeczesał palcami rzednące z dnia na dzień włosy. Bez efektu próbował rozmasować wory wiszące pod oczami. Miał dość.

Z oczu płynęły mu łzy .

Wiedział, że tych koszmarów dłużej nie wytrzyma. Nie pomagały prochy ani dyskretna opieka psychiatry jaką go otoczono. Psychoanalizy na nic się zresztą mogły zdać. Wiązała go tajemnica, której nie mógł złamać.

Jak w tej sytuacji lekarz mógł szukać przyczyny rodzącego się obłędu w głębi jego psychiki ? Nie było to możliwe.

Zaczęło się pół roku temu. Zaraz po przeprowadzce.

Najpierw "Czarny", jeden z jego zaufanych ochroniarzy, pełniący nocną służbę znaleziony został o poranku skulony w kącie Wielkiej Sali, kiedy ssąc kciuk gaworzył jak dziecko.

Jego, kruczoczarne włosy nabrały w jedną noc barwy popiołu .

WTEDY, kiedy zapadły TAMTE decyzje, "Czarny" był z nim. Był jednym z wtajemniczonych. Dziś, werdyktem lekarzy skazany na życie w zakładzie zamkniętym i karmienie przez rurkę.

Od zdarzenia z ochroniarzem minęło pół roku.

Dzień za dniem, noc za nocą przeżywał to samo.

Nie był sam.

Pałac był nawiedzony.

Z początku nikt z przebywających w nim nie przyznawał się do tego z czym mieli do czynienia. Obawa przed kompromitacja była zbyt silna. Kiedy zaczęli kolejno składać dymisje, tylko on wiedział co jest jej powodem .

Nigdy nie przypuszczał, że sumienie może mieć taką moc. Nie można było tych uczuć stłumić ani alkoholem ani lekami. Silne psychotropy nie wchodziły w grę. Uniemożliwiały pełnienie tej resztki obowiązków przed, którymi już nie mógł się dłużej uchylać.

I tak "w kręgach zbliżonych do" zaczęły krążyć plotki .

Spojrzał powtórnie w lustro. Już wiedział co zrobi .

Ze szlafroka wyciągnął pasek. Wspiął się na brzeg wanny i do solidnych karniszy zasłonki przywiązał jego koniec.

Stając na krawędzi zawiązał pętlę, którą bez wahania założył i zacisnął na szyi.

Wciąż łkając spojrzał w górę i skoczył.

Prowizoryczna linka wytrzymała ciężar. Nim pękł rdzeń kręgowy, przez długą chwilę rzucał się w konwulsjach nie znajdując punktu podparcia .

Ostatnią myślą było wspomnienie dnia kiedy zrezygnował z Belwederu, wybierając na miejsce sprawowania urzędu Pałac Namiestnikowski .

Nim skonał zobaczył w oddali 96 świetlistych postaci i po raz ostatni usłyszał ich szepty.

Potem opadł w mrok. Na zawsze .

malibu

12.07.2010r.
Salon24

 
RUCH RODAKÓW : O Ruchu Dolacz i Ty
RODAKpress : Aktualnosci w RR Nasze drogi
COPYRIGHT: RODAKnet