SUPERSKRYTKA KISZCZAKA - Leszek Misiak  
 


SUPERSKRYTKA KISZCZAKA

Upublicznienie przez prezesa IPN Janusza Kurtykę, że esbecy z tzw. zbioru zastrzeżonego nie stracą wysokich emerytur, ukazało część ukrywanej przed społeczeństwem prawdy o tej przechowalni najcenniejszych agentów PRL. Głównie z b. WSW i WSI.

Bo to w większości "wojskówka", która zachowała uprzywilejowane emerytury, o czym się nie mówi, znalazła schronienie w tajnym zbiorze.

A właśnie generałowie i pułkownicy Ludowego Wojska Polskiego - wojskowi komisarze wprowadzali stan wojenny, przejmowali w 1981 roku władzę w zakładach pracy, ministerstwach, kazali strzelać do robotników. Wojskowa Służba Wewnętrzna (WSW) - poprzedniczka Wojskowych Służb Informacyjnych (WSI) była wykorzystywana w latach 80. przez władzę komunistyczną do zwalczania opozycji demokratycznej.

- Zarząd III WSW prowadził w latach 1982-1989 ponad 300 spraw operacyjnych, w ramach których rozpracowywano blisko 1500 działaczy podziemnych struktur "Solidarności" . WSW przejęła od SB wiele zadań, między innymi zajmowała się poszukiwaniem ukrywających się w stanie wojennym działaczy związku jak Władysława Frasyniuka, czy Zbigniewa Bujaka. WSW była też angażowana w działania przeciwko duchownym, które prowadził odpowiedzialny za walkę z Kościołem Departament IV MSW. Gdy szefem resortu został Kiszczak, do MSW trafiło wielu oficerów wojskowych. To właśnie oni byli najbardziej zaufanymi ludźmi Kiszczaka - mówi "GP" historyk Leszek Pietrzak z Biura Bezpieczeństwa Narodowego, b. członek Komisji Weryfikacyjnej WSI.

Gdy w 1985 roku w MSW utworzono Inspektorat Ochrony Funkcjonariuszy - wewnętrzną "bezpiekę" mającą kontrolować całe ministerstwo, jego kierowanie powierzył Kiszczak swojemu koledze z wywiadu wojskowego (Zarząd II SG) - płk Sylwestrowi Gołębiewskiemu. W latach 80. gen. Kiszczak wielokrotnie używał WSW do zabezpieczania ofensywnych działań SB wobec opozycji i Kościoła. Udział oficerów kontrwywiadu w sprawie ks. Jerzego Popiełuszki, nie był działaniem odosobnionym.

Dziś ci ludzie są całkowicie bezkarni. Dzięki umieszczeniu ich w zbiorze zastrzeżonym - zostali wyłączeni spod lustracji, rządzą polskim biznesem, gospodarką, mediami i z tylnego siedzenia politykami układu III RP. Wystarczy przypomnieć, że to specsłużby miały udział w zakładaniu Kongresu Liberalno-Demokratycznego, małej, lecz bardzo wpływowej partii, w której prym wiedli Donald Tusk, Jan Krzysztof Bielecki czy Janusz Lewandowski i potem Platformy Obywatelskiej. Obecnie ich przedstawiciele jak "aniołowie stróże" nadal są w bezpośrednim otoczeniu premiera. Choć dymisje lub przesunięcia na inne stanowiska nie ominęły nawet wicepremiera rządu PO-PSL, ich omijają.

Zbiór chroni przed lustracją

Zbiór zastrzeżony stał się też superskrytką, służącą do ukrywania przestępczej działalności wywiadu wojskowego PRL, w tym zbrodni tajnego oddziału "Y" jaki został utworzony w ramach Oddziału II Sztabu Generalnego LWP.

- Dziełem tego oddziału była m.in. afera FOZZ. Oddział "Y" wyłudzał też bezprawnie, wspólnie z wydziałem spadków MSZ i placówkami dyplomatycznymi PRL, spadki zmarłych Polaków. Większość oficerów z oddziału "Y" była szkolona przez sowieckie GRU - mówi Leszek Pietrzak.

Istnienie zbioru zastrzeżonego w IPN to dowód, że 20 lat po upadku komunizmu rzeczywistą władzę w Polsce wciąż sprawują ludzie byłych komunistycznych, przede wszystkim wojskowych, spec służb i ich następcy ze służb układu III RP. Nie ma wielkiej przesady w tym, że rządzi nami przebrana w cywilne garnitury menedżerów biznesu, prezesów koncernów medialnych, agentów wpływu itp. junta rodem z wojskowych spec służb PRL.

Gra o rozliczenie przeszłości toczy się więc dziś w istocie nie o rozliczenie SB, ale przede wszystkim "wojskówki". Zmniejszenie emerytur byłych esbeków miało pokazać społeczeństwu, że dokonuje się sprawiedliwość dziejowa. Gdy jednak PiS wniósł poprawkę, aby ustawa o ograniczeniu emerytur objęła także WSW i WSI, został przegłosowany przez posłów z układu III RP.

Gdyby prezes Kurtyka wystąpił o zlikwidowanie zbioru zastrzeżonego, układ III RP z pewnością w kilka tygodni zmiótłby go, a wraz a nim cały IPN. Instytut działa pod olbrzymią presją. Przedsmakiem tego było "gradobicie" układu III RP, groźby ograniczenia uprawnień IPN, a nawet jego likwidacji, które wywołała zgoda Kurtyki na wydanie w czerwcu 2008 roku pod szyldem IPN książki Cenckiewicza i Gontarczyka, która pokazała prawdę o Lechu Wałęsie.

W zbiorze zastrzeżonym są akta służb PRL "aktualne dla bezpieczeństwa państwa", których z tego powodu IPN nie ujawnia na ogólnych zasadach. Owo bezpieczeństwo państwa nie zostało jednak do dziś w żaden sposób zdefiniowane. Dostęp do zbioru mają wyłącznie prezes IPN i służby specjalne. To one decydują, co ma być w tym zbiorze - choć prezes może uchylić ich decyzję (spory rozstrzyga kolegium IPN). Za prezesury Leona Kieresa w latach 2000-2005 do tego zbioru miało trafić wiele akt służb PRL, nie związanych z bezpieczeństwem RP. Kurtyka zmniejszył ten zbiór, ale nadal jego zawartość nie została zweryfikowana.

Powstanie zbioru zastrzeżonego IPN było zaplanowanym wprowadzeniem kontroli tajnych służb nad działalnością IPN. Chodziło przede wszystkim o ochronę przed lustracją danych agentury, głównie osób publicznych.

Za kadencji Leona Kieresa z uwagi na bezpieczeństwo państwa umieszczono w zbiorze zastrzeżonym dane TW Historyk, którym był profesor Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, a także dane kilku innych wpływowych przedstawicieli świata nauki i Kościoła. W 2005 r. tygodnik "Wprost" ujawnił, że w zbiorze zastrzeżonym są dokumenty dotyczące możliwej współpracy z SB kandydata na szefa IPN - Andrzeja Przewoźnika. Ówczesny prezes IPN, Leon Kieres złożył wówczas zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa wycieku tajnych informacji. W maju 2007 roku głośno było o sędziach Trybunału Konstytucyjnego, których akta mają się znajdować w zbiorze.

Gra toczy się o realną władzę i pieniądze, bo to ukryci w zbiorze zastrzeżonym generałowie, pułkownicy i ich tajni współpracownicy mają w swoich rękach rynek bankowy, budowlano-remontowy, samochodowy, medialny, giełdę papierów wartościowych itp. Praktycznie rządzą całym życiem społeczno-gospodarczo-kulturalnym w Polsce. To dlatego gen. Kiszczak bez ogródek powiedział reporterowi "Misji specjalnej", że o tym, kto naprawdę ma władzę w Polsce świadczy, że nowej władzy zajęło aż 20 lat by zabrać kominowe emerytury funkcjonariuszom SB. Żeby wypowiedzieć takie słowa publicznie w wolnej Polsce komunistyczny generał musi czuć za sobą siłę i mieć poczucie całkowitej bezkarności. Jak się zresztą okazuje, nie wszystkim esbekom zostaną zmniejszone emerytury, bo ci, których ukryto w zbiorze zastrzeżonym, mogą nam śmiać się w nos.

Akta gen. Kiszczaka były szef WSI gen. Marek Dukaczewski umieścił wśród teczek, na których widnieje napis "zbiór zastrzeżony szefa WSI". Kiszczak, zanim został szefem Ministerstwa Spraw Wewnętrznych w 1981 r., od końca II wojny światowej służył w wojskowych służbach specjalnych. Kierował wywiadem wojskowym w 1976 r., gdy Dukaczewski zaczynał działalność szpiegowską w wojskowych służbach. Te uzależnienia działają na zasadzie naczyń połączonych. Włączenie akt Kiszczaka do zbioru zastrzeżonego uniemożliwiło wyjaśnienie jak to się stało, że szef tajnej policji został nagle architektem "okrągłego stołu" W ubiegłym tygodniu prezes Kurtyka, przedstawiając w Senacie informację o pracach Instytutu w 2008 roku, ujawnił, że esbecy, których akta są w ściśle tajnym zastrzeżonym zbiorze IPN, nie stracą przywilejów emerytalnych, co od Nowego Roku obejmie oficerów służb specjalnych bezpieki PRL i członków Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego (lub wdów po nich). Materiały z tego zbioru są tajne i IPN nie wolno ich udzielać organom emerytalno-rentowym dla obniżki świadczeń.

- Przedstawiciele IPN na etapie prac nad tzw. ustawą dezubekizacyjną wielokrotnie zwracali uwagę na nierozstrzygnięcie w tej ustawie kwestii dostępu do akt esbeków z tajnego zbioru zastrzeżonego - powiedział prezes IPN Janusz Kurtyka. Zarzucił on rzecznikowi rządu Pawłowi Grasiowi nieprawdziwe wypowiedzi w tej sprawie, wprowadzające w błąd opinię publiczną. Graś powiedział w TVP, że prezes IPN nie zwracał uwagi na ten fakt w momencie tworzenia ustawy o odbieraniu byłym esbekom emerytur.

Zastanawia, dlaczego ABW i AW nie zwracają się do IPN o udostępnienie w celu przekazania zakładom emerytalnym informacji z akt funkcjonariuszy, których teczki umieszczone zostały w zbiorze zastrzeżonym IPN, nawet teraz, gdy stało się głośne, że zachowają oni uprzywilejowane emerytury? Czyżby Krzysztof Bondaryk, szef ABW i gen. bryg. Maciej Hunia, szef AW, świadomie chronili ich niesłusznie uprzywilejowane emerytury? Czyżby było tak, że poświęcono szeregowych esbeków, by pokazać społeczeństwu, że oprawcy tych, którzy walczyli o niepodległą Polskę będą mieli zmniejszone emerytury. A ci, którzy wydawali decyzje o inwigilacji, prześladowaniach, zabójstwach politycznych zachowają swe wysokie emerytury? To chichot historii, że przeciętni Polacy, w tym ci, którzy walczyli o wyzwolenie spod komunizmu, żyją często w nędzy, była agentura - w dobrobycie.

W Niemczech, w ustawie Gaucka jest zapis, że obowiązkiem Instytutu Gaucka jest udostępnianie wszelkich akt dla celów emerytalnych. W Polsce "dziwnym trafem" to pominięto.

W Polsce większość tajnych współpracowników służb PRL czynnych obecnie w biznesie, mediach czy polityce pozostała niezdemaskowana. W 1989 r. ze Służbą Bezpieczeństwa związanych było około 90 tys. tajnych współpracowników, podobna ilość współpracowała z wojskowymi służbami PRL. Większość archiwów wojskowych została zniszczona. Ówczesny szef WSW - gen. Edmund Buła polecił zmikrofilmować kartotekę operacyjną WSW a następnie przekazał ją do GRU w Moskwie. W ten sposób Rosjanie weszli w posiadanie niezwykle ważnych informacji dotyczących m.in. działaczy podziemnej "Solidarności", z których część nadal jest aktywna na polskiej scenie politycznej.

Część dokumentów, których nie zniszczono, ukrywano, aby nie trafiły do IPN lub w dziennikach operacyjnych zamazywano niektóre nazwiska. Robiła to w latach 2003-2004 grupa oficerów WSI. Pomagać im miało dwoje pracowników IPN. Komisja ds. likwidacji WSI zawiadomiła wówczas Wojskową Prokuraturę Garnizonową w Warszawie. W tej sprawie wciąż toczy się śledztwo. Część akt, których nie zniszczono, znalazły się w zbiorze zastrzeżonym IPN.

Praktycznie nie było środowiska zawodowego i politycznego, którym WSI się nie interesowały. Wysoko uplasowana agentura była osobiście zadaniowana przez szefów WSI, m.in. gen. Konstantego Malejczyka i gen. Marka Dukaczewskiego. M.in. menedżerowie dużych i znanych firm. WSI miały agentów w radach pracowniczych i związkach zawodowych, kontrolowały niektóre gazety centralne i lokalne. Uczestniczyły też w wielu prywatyzacjach.

Ujawnienie najtajniejszych dokumentów wojskowych służb specjalnych, znajdujących się w zbiorze zastrzeżonym, całkowicie zmieniłoby obraz najnowszych dziejów Polski. Gen. Dukaczewski przekazując archiwalia do Instytutu Pamięci Narodowej, wiele z nich opatrzył klauzulą "zbiór zastrzeżony szefa WSI" (oficjalnie wnioskował o to szef MON, a zatwierdzał prezes IPN), zabezpieczając układ III RP przed ujawnieniem prawdy o przemianach w Polsce po 1989 roku. Formalnie właścicielem akt było IPN, faktycznym dysponentem - szef WSI.

Na mocy zawartego z IPN porozumienia, WSI kontrolowało dostęp osób do zbioru zastrzeżonego IPN, co w praktyce dotyczyło nawet prokuratorów IPN prowadzących śledztwa.

- W jednym z najważniejszych śledztw, dotyczącym istnienia w MSW spisku, w wyniku którego zamordowano księdza Jerzego Popiełuszkę, prokuratorowi nie zezwolono na przeszukanie zbioru zastrzeżonego. Nie mógł więc sprawdzić faktycznych związków z MSW osób występujących w śledztwie - mówi Leszek Pietrzak.

Historycy i dziennikarze zainteresowani wyjaśnieniem roli sił zbrojnych w historii PRL, na przykład w okresie inwazji na Czechosłowację w 1968 r. lub podczas stanu wojennego, nie mieli dostępu do najważniejszych źródeł.

Sytuacja ta nie uległa zmianie nawet po wejściu w życie w 2006 roku znowelizowanej ustawy o IPN. Choć obecnie to Instytut jest właścicielem zbioru zastrzeżonego. Służby wnioskują do prezesa IPN o włączenie do niego akt lub ich udostępnienie, ale decyzję podejmuje prezes Instytutu.

W 2007 r., gdy odbywała się likwidacja WSI i weryfikacja jej żołnierzy, w IPN powołano zespół mający zająć się zbadaniem roli służb wojskowych w okresie PRL. W czerwcu 2008 r. rozwiązano ten zespół w IPN. Miał on udokumentować działalność WSW wymierzoną w opozycję niepodległościową. Chodziło m.in. o wyjaśnienie roli WSW w głośnych zbrodniach politycznych m.in. w zabójstwie ks. Popiełuszki.

Według archiwistów IPN większość zasobu archiwalnego dotyczącego b. WSW nie została do tej pory nawet rozpakowana i nie dokonano jej przeglądu.

Nie jest to wynik złej woli obecnych władz IPN, lecz siły układu III RP. - Władze IPN nie posiadają nawet klucza do pomieszczenia, gdzie znajdują się akta zbioru zastrzeżonego - mówi jeden z historyków Instytutu.

Bez zweryfikowania zbioru zastrzeżonego nie będziemy w stanie zbadać rzetelnie historii PRL, dowiedzieć jaka była rzeczywiście rola naszego kraju w Układzie Warszawskim, ani oczyścić państwa z postkomunistycznej agentury.

IPN nie odpowiedział na pytania "GP" dotyczące zbioru zastrzeżonego. Rzecznik Instytutu, Andrzej Arseniuk, uzasadnił to tym, że informacje dotyczące zbioru są objęte tajemnicą.

Leszek Misiak

23.11.2009r.
Gazeta Polska

 
RUCH RODAKÓW : O Ruchu Dolacz i Ty
RODAKpress : Aktualnosci w RR Nasze drogi
COPYRIGHT: RODAKnet