TO NIE MUSI BYĆ PORAŻKA - ŁUKASZ ADAMSKI  

 

 

 

 

 

 


TO NIE MUSI BYĆ PORAŻKA

Jarosław Kaczyński od początku nie miał wielkich szans na zwycięstwo. Jednak porażka w roku 2010 może przyczynić się do zwycięstwa Prawa i Sprawiedliwości za 2 lata.

Jarosław Kaczyński od początku nie miał szans wygrać tych wyborów. Nie dlatego, że popełnił jakieś błędy w kampanii wyborczej, bo tę jego sztab prowadził w sposób perfekcyjny. Dowodem na to niech będą histeryczne i żałosne reakcje autorytetów "salonu" - Bartoszewskiego czy Wajdy - którzy zupełnie pogubili się w konfrontacji z "polityką miłości" Jarosława Kaczyńskiego. Jednak ci, którzy wierzyli, że styl Kaczyńskiego w jakiś zdecydowany sposób przechyli szalę zwycięstwa na jego korzyść, nie wzięli pod uwagę radykalnej zmiany w naszym kraju, jaka dokonała się w ciągu 5 lat.

Należy bowiem pamiętać o kilku aspektach, które pozwoliły odnieść braciom Kaczyńskim podwójne zwycięstwo w 2005 r. 5 lat temu afera Rywina uświadomiła Polakom, jakie mechanizmy rządzą Polską. Polacy mieli również w pamięci świeży wizerunek niezłomnego szeryfa Lecha Kaczyńskiego, który twardą ręką rządził jako minister sprawiedliwości w rządzie Jerzego Buzka. W tamtych latach zaufanie do Lecha Kaczyńskiego było zresztą bardzo wysokie, natomiast pierwsze sondaże po jego decyzji o starcie w wyborach prezydenckich dawały mu przewagę nad wszystkimi pozostałymi kandydatami. W 2005 r. wygrać Lechowi Kaczyńskiemu pomogły nie tylko głosy Andrzeja Leppera, ale również głosy sfrustrowanych wyborców SLD, którzy zemścili się na PO za wyeliminowanie przez nią Włodzimierza Cimoszewicza z wyścigu do Pałacu Prezydenckiego. Największym obciążeniem wizerunkowym dla Kaczyńskiego są jednak rządy Pis z LPR i Samoobroną - nawet tragedia w Smoleńsku do końca go nie zmazała. Obrzydliwy ostrzał medialny skierowany w braci Kaczyńskich także wywarł ogromny wpływ na głosujące masy. Popieranie Prawa i Sprawiedliwości stało się dla obywateli o niskiej świadomości politycznej (a takich jest większość) zwykłym obciachem.

Jarosław Kaczyński, stając z przymusu do wyborów prezydenckich po tragicznej śmierci swojego brata, miał zapewne świadomość, ze stoi na przegranej pozycji. Wiedział, że przeciwko sobie ma nie tylko świetnie propagandowo przygotowaną ekipę Tuska, ale również wszystkie główne media. Mam wrażenie, że Kaczyński do końca nie chciał nawet wygrać tych wyborów. Wiedział on, że jego zwycięstwo może tylko pomóc PO i zaszkodzić PiS. Gdyby Kaczyński przeprowadził się do Pałacu Prezydenckiego, Donald Tusk nadal zwalałby winę za brak reform na hamulcowego Kaczora. Byłaby to niezwykle komfortowa sytuacja dla premiera , albowiem nadal mógłby on prowadzić politykę opartą wyłącznie na sondażach i jedynym w swoim rodzaju populizmie. Ciągła walka z Kaczyńskim, który musiałby zrezygnować z języka koncyliacyjnego, utrzymywałaby słupki poparcia PO wysoko i marginalizowałaby PiS. Krótko mówiąc - wróciłoby stare. Jarosław Kaczyński musiałby również zrezygnować z realnej władzy w swojej partii, która nie jest, mimo pozorów, monolitem. Nie wiadomo, jak skończyłaby się wojna frakcji. Nie widzę zresztą godnego następcy charyzmatycznego lidera PiSu, który mógłby scalić prawicę i rzucić rękawicę Tuskowi.

Minimalna przegrana Jarosława Kaczyńskiego pozwala mu na nowo rozdać karty na prawicy. Jeżeli nie porzuci on teraz swojego zmienionego wizerunku, dzięki któremu powoli odbudowuje zaufanie Polaków do PiS, jego partia może zdobyć władzę w wyborach parlamentarnych za 2 lata.

Łukasz Adamski
www.lukaszadamski.pl

Artykuł ukazał się na portalu Debata

05. 07. 2010r.
RODAKpress

 
RUCH RODAKÓW : O Ruchu Dolacz i Ty
RODAKpress : Aktualnosci w RR Nasze drogi
COPYRIGHT: RODAKnet