Nieeuropejska Rosja
Rosja Putina skłania się ku temu, by stać się krajem nie z europejskim, a atlantyckim genre'm.
Artykułem Fiodora Łukianowa, poświęconym polityce zagranicznej, "Gazeta.Ru-Komentarze" rozpoczyna publikację serii materiałów, poświęconych przypuszczalnym kolizjom i konfliktom drugiej kadencji prezydenta Władimira Putina. Co czeka Rosję w latach 2004-2008? Jaka będzie?
Rosyjską politykę zagraniczną czeka ostry zakręt - najpoważniejszy od czasów "nowego myślenia" Michaiła Gorbaczowa.
Zmienia się nie taktyka dyplomatyczna (podstawy stosunków z konkretnymi państwami, czy międzynarodowymi organizacjami) i nawet nie globalna strategia (starania o wejście do klubu państw rozwiniętych, przede wszystkim one, będą nasilać się w dwójnasób). Transformacji podlegają paradygmaty - wyobrażenia o miejscu i wizerunku Rosji w świecie. Przecież jeszcze do niedawna było oczywiste, że, bez względu na wszelkie niuanse, zakręty i odstępstwa od głównego kierunku rozwoju, kraj stopniowo zwraca się w stronę modelu zachodniego, a dokładniej, europejskiego. Dziś jest jasne, że nurt przemian prowadzi w przeciwną stronę.
Uporawszy się z najbardziej palącymi zadaniami administracji, Władimir Putin, przed wszystkim innym, wykona skok na Zachód - poplątane w ostatnich miesiącach ścieżki koleżeńskich układów z państwami Zachodu wymagają liftingu. Partnerzy Rosji słyszeli już zapewnienia o przywiązaniu Kremla do kursu na reformy ekonomiczne i umocnienie demokracji - w programowym wystąpieniu wobec zaufanych 14 lutego i w pierwszym wywiadzie po wygranych wyborach prezydent wykonał wszystkie stosowne ukłony. I teraz zachodnie stolice stoją przed poważnym wyborem: udawać, że deklaracje Putina biorą za dobrą monetę lub kontynuować wywieranie na Moskwę presji, dopóki nie wróci na drogę umacniania wartości demokratycznych w działaniu, nie w deklaracjach. Inaczej mówiąc - zgodzić się albo nie na rozwijanie stosunków z "nieeuropejską" Rosją.
Od czasu, jak Gorbaczow zapuścił koło zamachowe jawności i przebudowy, milcząco zakładano, że najważniejszym celem Rosji jest stać się taką, jak Europa. Podobną ideologią przesiąknięte jest porozumienie o partnerstwie i współpracy zawarte przez Rosję i Unię Europejską, podpisane 10 lat temu i do dziś leżące u podstaw stosunków Moskwa - Bruksela. I, choć szybko stało się zrozumiałe, że strony wyraźnie przeceniły szybkość i skuteczność rosyjskich reform, od samej zasady - zmierzania w stronę europejskiego wzorca - nikt nie zamierzał odchodzić.
Dziś, na progu drugiej kadencji Putina, stało się jasne: w swoim rozwoju Rosja ewoluuje nie w tym kierunku, o którym 10 lat temu myśleli rosyjscy i europejscy liberałowie.
Nadziei na to, że w miarę postępujących zmian Rosja coraz bardziej przypominać będzie Europę, już nie ma. Przeciwnie, im wyraźniej rysują się kontury rosyjskiej państwowości, tym więcej krytyki ze strony Europejczyków, niezadowolonych z poziomu rosyjskiej demokracji. I czym pewniej czuje się rosyjska gospodarka, tym więcej ostrych spięć z Unią Europejską - najważniejszym ekonomicznym partnerem Rosji. Obiektywnie rosnąca sieć wzajemnych zależności sprzyja nie rozładowywaniu, a wzrostowi napięć.
Rosja, jaką przy poparciu znacznej części społeczeństwa buduje Władimir Putin, nie zamierza integrować się z Europą. Nie myśli oddelegować żadnej części swojej suwerenności do ponadpaństwowych struktur (podstawowy imperatyw UE). Nie uczyni z praw człowieka priorytetu polityki. W końcu, nie pragnie przyjmować czegokolwiek za wzór do naśladowania, a jeśli będzie poszukiwać jakiegoś modelu, żeby się na niego zorientować, z pewnością nie będzie to europejski z jego niepojętą dla Moskwy złożoną strukturą, u podstaw której leżą - ciągnące się w nieskończoność kompromisy.
Jeśli już mówić o polityczno-ekonomicznym modelu, Rosja skłania się ku temu, by stać się państwem nie z rodowodem europejskim, atlantyckim, a mocarstwem o mentalności właściwej państwom Pacyfiku.
Od dalekowschodnich "smoków" i "tygrysów" chcielibyśmy przejąć permanentny rozwój gospodarki i twardo stanowiony porządek polityczny, od innego mocarstwa Pacyfiku - Stanów Zjednoczonych Ameryki - pełną polityczną samowystarczalność i gotowość do zdecydowanej i wszelkimi środkami prowadzonej obrony własnych interesów, czy to z zakresu bezpieczeństwa, czy globalnej konkurencji.
Zachodnie rządy, przede wszystkim europejskie, nie są jeszcze na podobną zamianę przygotowane. Zaostrzone w ostatnich miesiącach stosunki Rosji z Unią, w których z trudem udaje się dojść do porozumienia w kwestiach technicznych i zupełnie już nie udaje się dojść do niego w pryncypiach, są odbiciem tego właśnie koncepcyjnego kryzysu. Europa rozumie, że TAKA Rosja nigdy integrować się nie może, nie chce i nie będzie. Mimo to podstawa stosunków nadal pozostaje ta sama, co prowokuje kolejne konflikty. Przecież w ramach uprzednich postanowień Unia zobowiązana jest żądać od Moskwy wypełniania integracyjnych zobowiązań. Ale zamiast obietnic poprawy w odpowiedzi coraz mocniej dźwięczą zupełnie inne nuty.
"Nieeuropejska" Rosja - to sytuacja nowa i dla niej samej, jak i dla jej zachodnich partnerów. Od Rosji wymaga tylko zrównoważonej i precyzyjnej polityki zagranicznej (ponieważ Moskwa, jako "obcy" polityczny twór, będzie w kręgu podejrzeń i pod nieustanną obserwacją) i - przede wszystkim - realnych reform, które podniosą atrakcyjność rosyjskiej gospodarki.
Jeżeli w integracyjnym atlantyckim modelu można było odwoływać się do "procesu", wiodącego w pożądanym kierunku, w modelu pacyficznym liczyć będzie się wyłącznie efekt.
Oczekiwane inwestycje, dywidendy od szybkiego ekonomicznego wzrostu, wielki przemysłowy potencjał - oto co na dalszy plan spycha pytania o niedostatek demokracji, przestrzeganie praw człowieka oraz polityczny pluralizm. Ale spowolnienie tempa wzrostu, nieefektywność gospodarki bezzwłocznie przywiodą do utraty rzeczywistego znaczenia tego kierunku.
I jeśli Rosja, odrzuciwszy propozycję integracji z Europą, nie upora się z przeprowadzeniem reform ekonomicznych, a ryzyko tego ze zrozumiałych powodów jest bardzo wysokie, pacyficzny model rozwoju okaże się dla nas zaledwie etapem przejściowym na drodze ku trzeciemu z możliwych modeli - afrykańskiemu. A ten model, jak pokazuje doświadczenie wielu państw, okazuje się być przystankiem końcowym i bez drogi powrotu.
26.04.2007r.
Gazeta.Ru