O RUCHU RODAKÓW
PRZYSTAP DO RUCHU RODAKÓW
RODAKpress - head
HOME - button

Rosja od wewnątrz - Na celowniku - Anastazja Krotowska, Aleksiej Hazbijew

 

 

 

 

 

 

 

Powrót do strony cyklu

Od tłumacza:

Expert.Ru to pismo dla fachowców. Prezentowane tu opinie wydają się być reprezentatywne dla wielu opiniotwórczych i decyzyjnych środowisk w Rosji. Autorzy artykułu zapowiadają tu nowy wyścig zbrojeń, w którym Rosja ma nie tylko doścignąć USA, ale i przygotować należytą, asymetryczną z założenia, odpowiedź na wszelkie inicjatywy militarne Stanów Zjednoczonych, w tym na instalację tarczy przeciwrakietowej w Polsce i Czechach. Zauważmy, że dziesięć antyrakiet to mniej, niż pół procenta posiadanych przez Rosję głowic jądrowych i fałszywych celów i twierdzenie, jakoby stanowiły one zagrożenie dla rosyjskich sił strategicznych, nie może być prawdziwe w jakichkolwiek okolicznościach. W komentarzach na forum uczestnicy omówienia w celu odbudowania mocarstwowej pozycji Rosji postulują odwołanie się do wszelkich środków, nie tylko instrumentów gospodarczych, ale i bezpośredniego użycia siły. Wypowiedzi zawierające podobne postulaty bywają usuwane, mają jednak miejsce.

***

Ekspert.Ru
19 czerwiec 2006

Anastazja Krotowska, Aleksiej Hazbijew

Na celowniku

Dążenie USA do zagwarantowania sobie absolutnej przewagi technologicznej w obszarze wojskowości doprowadziło do wyścigu zbrojeń w pełnej skali. W tej sytuacji Rosja powinna nie tylko doścignąć lidera, ale i przygotować należytą odpowiedź.

Wydatki wojskowe wszystkich państw przekroczą w tym roku rekord czasów zimnej wojny i osiągną absolutne historyczne maksimum - 1,1 biliona dolarów. Zgodnie z wypowiedzią dyrektora The Stockholm International Peace Research Institute, poprzedni rekord miał miejsce w roku 1987 - w dzisiejszych cenach wydatki te wyniosły 1,097 biliona dolarów. Ale jeśli w końcu lat 80-ch wydatki rosły przykładowo 2,5-3% rocznie, to obecne wskaźniki wzrostu przekraczają już 6%. I, można być pewnym, nie koniec na tym. Zgodnie ze słowami przewodniczącego rządowego Towarzystwa Elektroniki i Technologii Informacyjnych USA Jamesa Ritsona (?), wydatki na cele wojskowe będą rosły co najmniej do roku 2009. To znaczy tylko jedno - w świecie zaczyna się nowy wyścig zbrojeń. Według prezydenta Rosji Władimira Putina, "jego koło zamachowe nabiera obrotów, a sam wyścig wszedł na nowy poziom technologiczny, grożąc pojawieniem się nowego arsenału nowych broni, w tej liczbie i masowego rażenia". Co stało się przyczyną takiego rozwoju wydarzeń? I jak będzie wyglądać teatr działań wojskowych w XXI wieku?

Siły niebieskie i ziemskie

Nieustanny wzrost wydatków wojennych na świecie obserwujemy już dziewięć lat pod rząd. W tym czasie państwa przodujące w wyścigu zbrojeń - USA, Chiny, Francja, Japonia i Wielka Brytania - zwiększyły wydatki wojskowe prawie dwukrotnie, i obecnie udział tych krajów wynosi około dwóch trzecich światowych wydatków na obronę. Na czele stawki USA. Jeszcze w połowie lat 90-ych amerykański budżet wojskowy wynosił przykładowo 260 mld dolarów rocznie, i wówczas udział USA w światowych nakładach na obronę nie sięgał nawet 30%. Ale już w roku 2006 wydatki wojskowe Stanów Zjednoczonych przekroczyły pół tryliona dolarów, a ich udział w światowych nakładach na zbrojenia zbliżył się do 50%. W czasie aktywnej fazy operacji w Iraku wydatki wojskowe USA przekraczały 1 mld dolarów dziennie. Ale obecnie intensywnych działań bojowych już się nie prowadzi, a wojskowy budżet wciąż rośnie. W przyszłym roku powiększy się do prawie 600 mld dolarów (z uwzględnieniem wydatków ministerstwa energetyki na opracowanie nowych broni jądrowych). Walka z terroryzmem nie ma nic do tego. Według zastępcy dyrektora Centrum Analiz Strategii i Technologii Konstantina Makijenko , główna przyczyna wzrostu wydatków Pentagonu, to hegemonistyczna polityka wojskowa Ameryki. Dla wcielenia jej w życie w ostatnich latach rozpoczęto kilka naraz ogromnych programów obronnych, których realizacja powinna zagwarantować Ameryce absolutną technologiczną dominację w dziedzinie zbrojeń nad dowolnym krajem świata czy nawet nad grupami państw, połączonych w rozmaite alianse. Najbardziej ambitny, to globalny system obrony przeciwrakietowej. Początkowo na ten program przewidywano do roku 2035 przeznaczyć około 1,2 tryliona dolarów. Ale niedawno plany się zmieniły, i obecnie Pentagon pragnie rozbudować wystem obrony przeciwrakietowej o "segment kosmiczny". Jeśli do tego dojdzie, całkowity koszt projektu niemal na pewno przekroczy 2 tryliony dolarów.

Już tego lata USA planują wprowadzić w życie nową doktrynę kosmiczną, która przewiduje wprowadzenie w przestrzeń okołoziemską nowych ofensywnych systemów uzbrojenia. Mowa przede wszystkim o reanimacji projektu ASAT, opracowanego jeszcze w latach 80-ych w ramach programu neutralizacji grup sputników i rakiet potencjalnego przeciwnika, w tej liczbie przy użyciu broni laserowych. Szef kosmicznego zarządu strategicznego dowodzenia USA pułkownik Anthony Russo twierdzi, że "rozwijanie systemów uzbrojenia w kosmosie podyktowane jest koniecznością zapewnienia bezpieczeństwa narodowej grupy kosmicznej". W samej rzeczy pułkownik mija się z prawdą. Żadnej broni w kosmosie obecnie nie ma. Co więcej, ich rozmieszczenie tam zakazane jest przez cały szereg konwencji ONZ. To oznacza, że amerykańskim satelitom, prócz meteorytów i kosmicznego śmiecia, nic nie zagraża. Ale żeby uniknąć zderzenia z kosmicznym śmieciem, wystarczy lekko skorygować orbitę satelity z Ziemi. Dlaczego więc USA zapragnęły rozmieszczać broń w kosmosie? Zaryzykujemy tezę, że prawdziwy cel Pentagonu polega na dążeniu do uzyskania możliwości niszczenia międzykontynentalnych rakiet balistycznych (MRB) przeciwnika na aktywnym odcinku trajektorii lotu, to znaczy zaraz po starcie. Jeśli uwzględnić, że prócz USA międzykontynentalne rakiety balistyczne posiada tylko Rosja, staje się jasne, że w charakterze prawdopodobnego przeciwnika Pentagon rozpatruje właśnie nasz kraj. Co więcej, "nowa kosmiczna inicjatywa" USA to zaledwie część planu neutralizacji sił jądrowych Rosji. W tych dniach Pentagon oficjalnie potwierdził istnienie programu rozwijania systemu obrony przeciwrakietowej (OP) w Europie Wschodniej. Zgodnie ze słowami przedstawiciela Pentagonu Briana Whitmana, ministerstwo obrony USA zamierza rozmieścić trzecią część systemu OP (pierwszy tworzony jest na Alasce, drugi - w Kalifornii) w jednym z krajów Europy Wschodniej już w roku 2011. W charakterze możliwej platformy najczęściej wymienia się Czechy, Polskę i Węgry. Zgodnie ze słowami Whitmana, w europejskiej bazie zostanie ustawionych w sztolniach dziesięć rakiet przechwytujących, a w budżecie agencji OP na rok finansowy 2007, który zaczyna się 1 października bieżącego roku, już przeznaczono 119 mln dolarów na zakupy sprzętu i materiałów, potrzebnych do budowy tych sztolni. Stanowisko Białego Domu jest następujące: trzeba bronić przed rakietową napaścią nie tylko terytorium USA, ale i amerykańskie wojska, dyslokowane za granicę, a także ich sojuszników. Amerykańscy wojskowi są przekonani, że "baza OP w Europie Wschodniej będzie w stanie odeprzeć rakietowe uderzenie z kierunku Bliskiego Wschodu" i, przede wszystkim, Iranu. W rzeczywistości albo się mylą, co mało prawdopodobne, albo świadomie szerzą dezinformację. Posiadająca największy zasięg rakieta irańska "Szihab-3" może razić cel w odległości do 1300 km i to wszystko, do czego jest zdolna, - dolecieć do europejskiej części Turcji, ale nijak już do Europy Wschodniej czy USA. Za to dosięgnąć Izrael jest w stanie. Jednak żeby osłonić Izrael przed atakiem Iranu, antyrakiety powinno się instalować w Izraelu. I oto paradoks: w Izraelu możliwości rozmieszczenia amerykańskich rakiet nawet się nie rozważało. W ten sposób, wszystkie oświadczenia Pentagonu o tym, że "rozwijanie w Europie Wschodniej jednostki OP nie jest wymierzone w Rosję", dźwięczą jak dziecięca paplanina. Zgodnie ze słowami szefa Sztabu Generalnego Rosji Jurija Bałujewskiego, "sam fakt rozmieszczenia rakiet w Europie pokazuje, że wysunięty oddział OP przeznaczony jest dla neutralizowania strategicznego wojskowego potencjału Rosji". I to naprawdę tak jest. Czego by nie opowiadali w Pentagonie, w razie wojny z nami rozmieszczone w Europie Wschodniej rakiety przechwytywać będą przede wszystkim nasze "Topole", rozmieszczone w zachodniej części kraju. Ale nawet jeśli wojskowego konfliktu z Rosją nie będzie, baza OP w Europie stanie się dostatecznie mocną dźwignią nacisku na nasz kraj.

Na rozmaite projekty OP Pentagon zamierza przeznaczyć w tym roku ponad 10 mld dolarów. Przede wszystkim, na samym systemie OP Amerykanie nie myślą poprzestać. Jeszcze jeden program wojskowy, na który stawiają USA, to budowa myśliwców piątego pokolenia i bezzałogowych samolotów rozpoznawczych i uderzeniowych. Ciężki myśliwiec piątego pokolenia F-22 już mają. A lekki F-35, nad którym pracuje Lokheed Martin, zacznie wchodzić na uzbrojenie amerykańskiej armii już w 2008 roku. W planie jest budowa około 9 tys. takich myśliwców za ogólną sumę ponad 700 mld dolarów, spośród których swoją część otrzymają Wielka Brytania, Norwegia, Nowa Zelandia, Australia, Kanada, Holandia, Izrael oraz szereg innych państw, uczestniczących w projekcie. Z pomocą F-35 USA mają nadzieję wywalczyć panowanie w powietrzu we wszystkich lokalnych konfliktach. Jednak nieustanny rozwój technologii wojskowych, sądząc po wszystkim, pozwoli Amerykanom już za kilka lat zrezygnować z aktywnego wykorzystywania systemów załogowych: konstruktorzy pracują nad budową nowych uderzeniowych maszyn bezzałogowych, które w perspektywie wyprą F-35. Platforma dla ich budowy faktycznie jest gotowa. Dwa lata temu korporacja Boeing wybrała jednego z liderów w opracowywaniu bezzałogowych samolotów - spółkę Frontier Systems, posiadającą aparat X-45 i jego modyfikacje (X-43, X-44 i wiele innych). O tym projekcie nie wiadomo prawie nic, prócz tego, że próby X-45 przeszły pomyślnie - aparat z prędkością ponaddźwiękową przeleciał prawie całe terytorium USA i wylądował. Uwzględniając fakt, że w Stanach są już zwykłe ofensywne samoloty bezzałogowe (w swoim czasie atakowały terrorystów w Afganistanie), a także cały kompleks wywiadowczych maszyn bezzałogowych, zdolnych przebywać w powietrzu ponad 30 godzin, trzeba przyjąć, że budowa ofensywnego ponaddźwiękowego bezzałogowego samolotu o dużym zasięgu lotu nie będzie trudnym zadaniem.

Kolejnym etapem rozwoju zbrojeń amerykańskich stanie się budowa międzykontynentalnych skrzydlatych rakiet, zdolnych rozwijać prędkości naddźwiękowe. Póki co naddźwiękowe rakiety skrzydlate posiada tylko Rosja. To przede wszystkim kompleksy "Brahma", które produkuje posiadające tę samą nazwę przedsiębiorstwo rosyjsko-indyjskie. Ale te rakiety przeznaczone są do niszczenia celów nawodnych, zaś lotnicza wersja "Brahmy" do dziś nie jest zrobiona, ponieważ brak na to środków. A w USA pieniądze są, dlatego pojawienie się w arsenale Pentagonu naddźwiękowych skrzydlatych rakiet, to kwestia najbliższej przyszłości. Na opracowanie nowej broni rakietowej, samolotów bezzałogowych i innych perspektywicznych systemów uzbrojenia USA tylko w tym roku wydadzą ponad 70 mld dolarów.

"Amerykanie jak nigdy bliscy są wcielenia w życie marzenia dowódców wszystkich czasów i narodów, - mówi Konstantin Makijenko. - Do tej pory dowódcy zawsze poruszali się w tak zwanej mgle wojny, to znaczy w sytuacji permanentnego braku informacji o przeciwniku. Ale dziś ta mgła się rozsuwa, ponieważ Amerykanie wiedzą o przeciwniku praktycznie wszystko: wróg obserwowany jest z kosmosu, przez bezzałogowe samoloty wywiadowcze, zwykłe myśliwce, jego działania rozpoznają naziemne i morskie stacje radiolokacyjne". W ten sposób, w przypadku wybuchu konfliktu zbrojnego Amerykanom pozostaje tylko jedno - opracować gigantyczną ilość otrzymanej informacji i zadać przeciwnikowi miażdżący cios. Przy czym z pojawieniem się nowego uzbrojenia USA będą w stanie zadawać ciosy w dowolnym punkcie kuli ziemskiej bezpośrednio ze swojego terytorium, nawet nie wyprowadzając swoich sił zbrojnych w rejon działań bojowych. Czyżby w Ministerstwie Obrony Rosji tego nie rozumiano? A jeśli zrozumiano, to jaką odpowiedź dla Amerykanów szykuje nasz kompleks wojskowo-przemysłowy?

Strategiczna nierównowaga

Na pierwszy rzut oka wszyscy wszystko rozumieją, przy czym, zdawałoby się, bardzo dobrze. Wicepremier i minister obrony Rosji Sergiej Iwanow w połowie maja na konferencji prasowej w Władimirze powiedział wprost, że "zagrożenia czasów zimnej wojny, to dziecięce strachy w porównaniu z dzisiejszymi wyzwaniami". A już w połowie czerwca wojskowo-przemysłowa komisja przy rządzie Rosji zatwierdziła nowy państwowy program zbrojeń na lata 2007-2015. Na jego realizację wydzielono z budżetu 4,9 tryliona rubli. Już w przyszłym roku wydatki na opracowanie, zakupy i modernizację sprzętu wojskowego wyniosą 303 mld rubli. Zauważmy, że poprzednim programie zbrojeń, sięgającego do roku 2010, seryjne zakupy sprzętu wojskowego nie były przewidziane wcale. Teraz, zgodnie ze słowami Sergieja Iwanowa, dotacje przesuną się w kierunku znacznych zakupów uzbrojenia i sprzętu wojskowego - na te cele będzie się wydzielać prawie dwie trzecie całości wydatków wojskowych. W całości nasze siły zbrojne otrzymają około trzech tysięcy sztuk nowego uzbrojenia i ponad pięć tysięcy zmodernizowanego. W szczególności, zostanie zakupionych kilka brygad operacyjno-taktycznych kompleksów rakietowych "Iskander", a do Wojsk Lotniczych i Przeciwlotniczych trafi ponad tysiąc zmodernizowanych myśliwców Su-34 oraz szkolno bojowych Jak-130. Po roku 2010 rozpoczną się seryjne dostawy ciężkich myśliwców piątego pokolenia, nad którymi już dziś pracuje kombinat "Suchoj", i lekkich zmodernizowanych myśliwców czwartego pokolenia MiG-29OWT pochodzących z firmy Mikojana. Nastąpi dozbrojenie floty. Flota Północna otrzyma pięć strategicznych okrętów podwodnych z nowymi rakietami balistycznymi "Buława". A Strategiczne Wojska Rakietowe powiększą swoją siłę uderzeniową dzięki dostawom pięćdziesięciu strategicznych kompleksów rakietowych "Topol-M".

Tym nie mniej nowy program zbrojeń nie objął całego szeregu perspektywicznych projektów, na które stawia się w USA, Izraelu oraz innych wiodących potęgach militarnych świata. Mowa przede wszystkim o samolotach bezpilotowych. W Rosji ich opracowaniem zajmuje się korporacja "Irkut" i "Suchoj". Przede wszystkim, dopóki wszystkie prace w tej dziedzinie przypominają dziecięce zabawy w piaskownicy. Jeśli USA i Izrael posiadają doświadczenie bojowe w stosowaniu wielozadaniowych ofensywnych systemów bezzałogowych, ostatni produkt naszego kompleksu wojskowo-przemysłowego - "Irkut-200", "Irkut-2F" i "Irkut-850" mogą być wykorzystane tylko do zdalnej obserwacji otoczenia w promieniu do 70 km. A do budowy ofensywnych samolotów bezzałogowych Rosja nawet nie przystąpiła. "To pełna katastrofa, - mówi Konstantin Makijenko. Każde szanujące się mocarstwo tworzy projekty budowy samolotów bezzałogowych, a nasze kierownictwo resortu obronnego przy opracowywaniu nowych broni do dziś opiera się na doświadczeniu czasów zimnej wojny". Jeśli będzie się tak działo jeszcze przez kilka lat, w stosunku do USA i Izraela pozostaniemy zapóźnieni w tej dziedzinie na zawsze. Żeby do tego nie doszło, rosyjskie przedsiębiorstwa obronne powinny przystąpić do kooperacji ze swoimi zachodnimi partnerami, którzy prowadzą własną politykę zagraniczną i obronną, najczęściej różną od amerykańskiej. Taką szansę już Rosja miała. Przykładowo trzy lata temu francuska firma Dassault, ogłosiwszy o rozpoczęciu realizacji ogólnoeuropejskiego programu budowy ofensywnego samolotu bezzałogowego Neuron, zaprosiła nasz kraj do udziału w tym projekcie. Prezydent Francji Jacques Chirac i Władymir Putin podpisali nawet odpowiedni list intencyjny. Jednak nasze przedsiębiorstwa obronne wspólnie z Ministerstwem Obrony nie okazały się gotowe do współpracy. A po tym, jak do projektu Neuron weszła w ubiegłym roku Szwecja, znana ze swoich ścisłych kontaktów w dziedzinie wojskowej ze Stanami Zjednoczonymi, udział w tym projekcie stracił dla Rosji wszelki sens. Tym nie mniej dla rosyjskiego kompleksu wojskowo-przemysłowego nie jest jeszcze za późno przyłączyć się do konkurencyjnego w stosunku do Neuron projektu Barracuda, jaki realizuje europejski lotniczy i kosmiczny gigant EADS. Tym bardziej, że Rosja i EADS zawarły porozumienie o strategicznym partnerstwie, które przewiduje także wspólne prace nad aparatami bezzałogowymi. Nawet jeśli nasze Ministerstwo Obrony nie będzie kupować samolotów bezzałogowych, w których wykorzystane zostały zagraniczne komponenty, uczestniczyć w kooperacji z EADS rosyjskiemu kompleksowi wojskowo-przemysłowemu i tak się opłaca. Po pierwsze, rosyjskie przedsiębiorstwa zyskają bezcenne doświadczenie w budowie ofensywnych samolotów bezzałogowych, które będą mogły wykorzystać w realizacji własnych projektów. A po drugie, wyprodukowane wspólnie z EADS samoloty bezzałogowe można będzie korzystnie sprzedać. Zgodnie z szacunkami amerykańskiej firmy badawczej Teal Group, w okresie najbliższych dziesięciu lat na światowym rynku zostaną sprzedane rozmaite samoloty bezzałogowe za co najmniej 30 mld dolarów, przy czym popyt w sposób istotny będzie przewyższać sprzedaż.

W nowym programie uzbrojenia nie przewidziano również opracowania nowych ciężkich rakiet balistycznych na paliwo ciekłe o masie większej, niż sto ton, zdolnych przenosić do dziesięciu głowic bojowych. Za tym projektem aktywnie lobbowały zakłady imienia Makiejewa, jednak poniosły fiasko. Zamiast tego będzie się budować tylko lekkie rakiety, "Topol-M' i "Buławę" z sześcioma głowicami jądrowymi. Zgodnie ze słowami Sergieja Iwanowa, do roku 2012 kwestia opracowania nowej ciężkiej rakiety balistycznej na porządku dnia nie stanie. Prawda, minister obiecał wrócić do sprawy po roku 2009, kiedy rozpatrywany będzie perspektywiczny plan rozwoju sił jądrowych na kolejne dwadzieścia lat.

Na koniec, nowy program zbrojeń nie daje odpowiedzi na pytanie, czy będzie reanimowany system globalnego pozycjonowania GLONASS (analog GPS) oraz system wydawania komend atomowym łodziom podwodnym "Legenda". W skrajnym przypadku, w otwartej części programu zbrojeń na ten temat nie ma nic. Przy tym i "Legenda", i GLONASS faktycznie zakończyły swoje istnienie. W końcu kwietnia zszedł z orbity ostatni satelita szpiegowski US-PU, przekazujący dane wywiadowcze naszym podwodnym łodziom atomowym i wydający im rozkazy. Nowych aparatów, zdolnych zastąpić US-PU, Rosja nie posiada, a produkcja starych została zakończona. W przypadku GLONASS sytuacja jest faktycznie nieco lepsza, spośród trzydziestu sputników, niezbędnych dla normalnego funkcjonowania tego systemu, na orbicie jest obecnie około dziesięciu, ale praktycznie wszystkie wypracowały już swój resurs. Przy tym większa część istniejącej naziemnej infrastruktury GLONASS jest dawno zdewastowana i do odtworzenia się nie nadaje.

Wszystko to oznacza, że bezpośrednie polecenia prezydenta Rosji w opracowywaniu nowego programu zbrojeń nasi czynownicy i wojskowi po prostu zignorowali. Przypomnimy, w orędziu do Zgromadzenia Federalnego Władymir Putin stwierdził wprost, że "najważniejsze zadanie, stojące przed siłami zbrojnymi, to zachowanie równowagi w zakresie zbrojeń strategicznych". Ale o jakim balansie może być mowa, kiedy kluczowe elementy systemu strategicznego powstrzymywania są przestarzałe i nie funkcjonują, a na opracowaniach całego szeregu nowych systemów uzbrojenia strategicznego w istocie rzeczy postawiono krzyżyk. Przecież wszyscy dobrze wiedzą, że w USA gotowych do użycia jest więcej niż 6 tys. głowic jądrowych i jeszcze drugie tyle mieści się w magazynach, a w naszym arsenale, podług różnych szacunków, jest wszystkiego 1,2-1,9 tys. głowic jądrowych. Czy wychodzi na to, że jeśli jutro zacznie się wojna, to ją przegramy?

Spokojnie spać i spokojnie pracować

Jeżeli wojna zacznie się jutro - nie przegramy jej. Dziś można z pełnym przekonaniem powiedzieć, że przez najbliższe trzydzieści lat Rosja będzie zdolna nie tylko do efektywnego powstrzymywania USA, ale i, w razie konieczności, do udzielenia adekwatnej odpowiedzi na dowolne zewnętrzne zagrożenie. I wszystkie opowieści o tym, że po rozpadzie ZSRR Ameryka pozostała jedynym supermocarstwem, to nie więcej, niż mit, aktywnie rozpowszechniany przez samych Amerykanów. Nawet po zadaniu naszemu krajowi prewencyjnego uderzenia jądrowego odwet będzie niechybny. Na szczęście posiadanie pełnego arsenału środków jądrowych pozwala póki co wykonać to bez szczególnego wysiłku. I żaden system OP nie stanie tu przeszkodzie. Zgodnie ze słowami dyrektora MIT (wykonawcy "Topol-M" i "Buławy") Jurija Solomonowa, do roku 2020 skład grupy sił jądrowego powstrzymywania będzie liczyć nie mniej niż dwa tysiące bloków bojowych, ustawionych na rakietach "Topol-M" i "Buława". Te rakiety zamienią pozostające na uzbrojeniu "Topole", "Wojewody" i RS-18 ("Stilet" w nomenklaturze NATO). Silniki na paliwo stałe rakiet "Topol'" zapewniają bardzo szybki lot rakiet, co wyklucza przechwycenie ich zaraz po starcie, to jest w najbardziej niebezpiecznej części lotu. A kilkadziesiąt silników wspomagających oraz unikalny system kierowania pozwala naszym rakietom aktywnie manewrować, co czyni pozostałe odcinki trajektorii nieprzewidywalnymi dla przeciwnika. Nowe rakiety, zgodnie z obrazowym określeniem Jurija Solomonowa, w sposób gwarantowany dają Rosjanom możliwość spać spokojnie do roku 2040. A do tego potrzeba nie tylko aktywizować prace nad perspektywicznymi systemami uzbrojenia i sprzętu wojskowego, takimi, jak samoloty bezzałogowe i nowe systemy satelitarne, ale i być gotowym do adekwatnej odpowiedzi w razie pojawienia się baz OP w Europie Wschodniej i rozwijania broni laserowej w kosmosie. Zgodnie ze słowami Konstantina Makijeneko, najlepiej ze wszystkiego jest rozmieścić na orbicie kilka ładunków jądrowych, które w czasie konfliktu mogą być użyte - pozwoli to całkowicie zniszczyć całą grupę satelitów potencjalnego przeciwnika i sprowadzi do minimum jego potencjał wojskowy. Opuszczać rąk nie wolno.

Ekspert.Ru
19 czerwiec 2006







 

RUCH RODAKÓW : O Ruchu Dolacz i Ty
RODAKpress : Aktualnosci w RR Nasze drogi
COPYRIGHT: RODAKnet
NASZE DROGI - button AKTUALNOŒCI W RR NAPISZ DO NAS