O RUCHU RODAKÓW
PRZYSTAP DO RUCHU RODAKÓW
RODAKpress - head
HOME - button

Kryptonim "Osa" - "pokajanije" Agnieszki Osieckiej - Joanna Siedlecka

 

 

 

 

 

 


Kryptonim "Osa" - "pokajanije" Agnieszki Osieckiej
Ktoś tak niezwykły jak autorka "Okularników" i "Małgośki" musiał zderzyć się z bezpieką

Stało się to już na początku twórczej drogi Osieckiej - w styczniu 1958 roku.

Wówczas mimo pozornego, popaździernikowego rozluźnienia SB rozpracowywała intensywnie paryską "Kulturę" i przechwyciła list Jerzego Giedroycia do redaktora "Expressu Wieczornego", Karola Higa-Hirschberga, którego prosił, aby zachowując dyskrecję, przesłał od niego Osieckiej oraz Jareckiemu pozdrowienia i kosz kwiatów po najbliższej premierze STS-u.

SB natychmiast więc wzięła ich w obroty, zwłaszcza Osiecką, założyła jej sprawę operacyjnego rozpracowania o kryptonimie "Osa", objęła perlustracją korespondencję, zainstalowała PT, czyli podsłuch telefoniczny, i wyszpiclowała, że to ona podczas pobytu we Francji zabrała esteesowców, Abramowa-Newerlego i Jareckiego, do paryskiej "Kultury". A po powrocie do kraju Abramow korespondował z mniej groźnymi dla niej Hertzami, Osiecka natomiast - i to bardzo intensywnie - z samym "Gedroyciem". Najczęściej za pośrednictwem osób trzecich, jako swój adres zwrotny podając nazwisko Zofii Sikorskiej ze Złotej 58 w Warszawie.

SB nie ukrywała, że brak ciągle dowodów o formach współpracy Osieckiej z "Gedroyciem", jak uparcie pisano, ale z ich korespondencji widać, że jest z nim bardzo mocno związana. Bezpieka na niczym wprawdzie jej nie przyłapała, nawet na tym, że przeszmuglowała do "Kultury" maszynopis "Cmentarzy" Hłaski, ale w jednym z przechwyconych listów poetki do "Gedroycia" wynalazła pod lupą zdanie, że dostała od niego mnóstwo książek, pieniądze i nie wie, co ma kupić i komu je dać? SB doszła więc do wniosku, że Osiecka jest ważną skrzynką kontaktową Gedroycia , który wykorzystuje ją do swoich poleceń i celów, chociażby wpływu na program STS-u oraz przekazywania wrogich informacji z PRL-u, przerzutów do "Kultury", i ściąga poetkę do Paryża, żeby ją w tych celach szkolić.

SB od razu więc zastosowała areszt domowy, zabierając Abramowowi-Newerlemu paszport na osiem lat, Osieckiej natomiast na siedem; jak z knuta trzasnął, komentował Marek Hłasko. Oprócz tego inwigilowała ją, otoczyła agenturą, zbierając o niej najróżniejsze wiadomości - to o nazwisku panieńskim matki, to o próbach wywalenia z ZMP za "ferment", to o aktualnych narzeczonych. Ale przede wszystkim nieustannie ją przez te lata nękała, ciągając zarówno na SB, jak też do Biura Paszportów, swojej filii, na przesłuchania o kontaktach z "Gedroyciem".

Jak przyznawał kapitan Stanisław Koczwara, rozmowy z Osiecką prowadziliśmy od września 1958, a ich celem było pozyskanie do współpracy i wykorzystania operacyjnego w rozpracowywaniu "Kultury". Obiecywano, że od jej "postawy", tj. szczerości z organami bezpieczeństwa, zależeć będzie ewentualne cofnięcie odmowy paszportu. Otrzymała wprawdzie zakaz wyjazdów do krajów kapitalistycznych, ale może np. dostanie zgodę na demoludy oraz Jugosławię?

Brak w teczce Osieckiej sprawozdań z rozmów z esbekami, są jedynie ich omówienia, np.: formalnie chętnie rozmawia i deklaruje szczere wyjaśnienia swojej znajomości z Gedroyciem. Na razie, trudno powiedzieć, jak wygląda to w rzeczywistości. Z całości rozmów dam oddzielne relacje - pisał przesłuchujący poetkę oficer Wojtasik. Są też plany pytań przed rozmową werbunkową np.: Na ile jest związana z Gedroyciem, jaki jest charakter tych kontaktów, cel ewentualnego spotkania z nim z jej punktu widzenia. Jest własnoręcznie napisane przez poetkę zobowiązanie z 15.06.1963 do zachowania w tajemnicy i pełnej dyskrecji samego faktu oraz treści rozmów, także i poprzednich, z pracownikami MSW.

Zarówno od Jareckiego, jak też Osieckiej zażądała SB przedstawienia na piśmie ich kontaktów z "Kulturą". Andrzej Jarecki kategorycznie odmówił, podobnie zresztą dalszych przesłuchań oraz zgody na pozyskanie go do jej rozpracowywania, co również mu proponowano. Agnieszka Osiecka natomiast miała dość wezwań i przesłuchań, szczególnie ciężko znosiła zamknięcie, bo podróże były dla niej równie ważne, jak pisanie, mężczyźni, alkohol. Gnał ją gdzieś wieczny niepokój, ubóstwiała nie tyle podróżować, ile kręcić się po świecie, iść w cug, na gigant, wyjeżdżać, a nie przyjeżdżać, mieszkać w hotelach i pensjonatach. Złamała się więc i 18 września 1958 napisała własnoręczne, kilkustronicowe, znajdujące się w jej teczce klasyczne, rytualne "pokajanije", odcinając się od Giedroycia, przyznając do błędów.

Żałuje go, choć wie, że to jej polityczny przeciwnik

Tłumaczyła, że adres "Kultury" otrzymała od swojej ciotki z Londynu; Zofii Arciszewskiej, przyjaciółki czy dalekiej krewnej Zofii Hertz, a pojechała tam tylko dlatego, żeby się wykurować, bo "na winogronach" we Francji nadwyrężyła sobie ścięgno.

Oceniła Jerzego Giedroycia bardzo surowo. Choć początkowo wydawał się jej trzeźwo myślącym człowiekiem tamtego obozu, który sympatyzuje z Październikiem, z Unią Ósmego Plenum, szuka z krajem porozumienia.

Później jednak zorientowała się, że dała się nabrać na jego październikowość, która jest raczej zgodą na zło konieczne niż szczerym przekonaniem, etapem na drodze innego urządzenia Polski. Zarówno Giedroyc, jak i Mieroszewski są politykami niewysokiego lotu i jest to rodzaj polityki, który nie może podobać się nie tylko jej, ale nikomu w kraju z osób zaangażowanych. Nie mają więc moralnego prawa solidaryzowania się z rozmaitymi inicjatywami intelektualnymi w Polsce, bo nie walczyli o taką, jaka jest. (...)

Hertzowie z kolei są mało aktywni ideowo czy politycznie, dość dobrze żyje się im w Paryżu i sprawami Polski interesują się powierzchownie, w warstwie sensacyjno-towarzyskiej. Ich sposób mówienia o polityce można nazwać niepoważnym i głupim, gdyby się ich nie ceniło.

Przyznała bowiem, że prywatnie bardzo ludzi "Kultury" polubiła, zwłaszcza właśnie Giedroycia, choć potępia go jako polityka, uważa za osamotnionego i nieszczęśliwego, za typ mizantropa. Jego jedynym przyjacielem jest pies. Nawet z Hertzami - swoimi bliskimi współpracownikami i współmieszkańcami - czuje się źle i jakby chowa się przed ich wrzaskliwością, wesołością.

Odczułam to, oceniłam i może dlatego on także mnie polubił. Jestem chyba jedną z niewielu, z którymi jest mniej sztywny i oficjalny.

(...) Gdyby świat był bajeczką, najlepiej byłoby, gdyby pan Giedroyc zmienił poglądy, zajął się zbieraniem znaczków od czasu do czasu wypłakiwał swoje smutki przy kawie na Nowym Świecie, ale póki co, tak nie jest - zakończyła.

"Wolna Europa" nie ma czystej opinii

Odcięła się też Osiecka od swoich kontaktów w Londynie, gdzie pojechała po wizycie w Maisons-Laffitte. Wpadłam tam - kajała się - w środowisko mojej emigracyjnej ciotki, tzn. biadolących ex-ziemian, ex-pułkowników, żyjących mitami przeszłości, wyobrażających sobie sprawy polskie tak idiotycznie, że nie warto z nimi dyskutować ani się nimi zajmować. Niewżyci w społeczeństwo angielskie, obracają się w swoim starzejącym się klanie i opowiadają o swoich przedwojennych fortunach. Mój przyszywany wujaszek, ex-coloneł, Franciszek Adam Arciszewski, napisał książkę pt. "Cud nad Wisłą", gdzie dowodzi, jaki przebieg w czasie sławnej bitwy miała interwencja boska.

Z ludzi "Wolnej Europy" poznała jedynie na jakimś przyjęciu niejakiego Racięckiego - nieciekawą i nieistotną figurę. Z poważnych osób tam pracujących - nikogo. Sądzi, że jest ich niewiele, bo nawet na emigracji instytucja ta nie ma opinii czystej i wszyscy, łącznie z Racięckim, traktują swoje posady dość cynicznie i wyłącznie zarobkowo.

Kocha się w niej pewien emigrant

Jak było do przewidzenia, SB upokorzyła Osiecką, ale paszportu nadal jej nie dawała, uzasadniając, że odmówiła rzeczowej współpracy w rozpracowywaniu "Kultury", pomniejszała znaczenie jej antykrajowej działalności, nie mówiła o istocie rozmów z Gedroyciem. Fakt rozmów z Organami ujawniła przed swoimi krewnymi, a także zaprzyjaźnionymi z nią zachodnioniemieckimi korespondentami: Ludwikiem Zimmererem i Thomasem Harłanem, nadal kontaktowała się też z Gedroyciem.

Biuro "W", perlustrujące korespondencję poetki, jak też w znacznym stopniu przychodzącą z kraju do "Kultury", donosiło bowiem, że nadal pisuje ona do "Gedroycia", a zwłaszcza Hertzów, informując ich o swoich paszportowych problemach. Czesano jej listy bardzo dokładnie, robiąc z nich wyciągi, w 1958 roku np.:

22.02. zapowiadała, że długo mogą się nie zobaczyć - ma takie sygnały;

6.03. zawiadamiała Hertzów, że pisała do Giedroycia o kłopotach z przyjazdem. Widoki na to zmarniały. Została ustawiona;

10.04. Odmówiono mi zezwolenia na wyjazd. Decyzja jest poważna i przynajmniej na dłuższy czas nieodwołalna. Przyczyn się domyślacie, nie potrzebuję ich Wam opowiadać... nie mam odwagi się z Wami pożegnać, choć powinnam. (Jak komentowali esbecy: Osiecka sygnalizuje, że istnieją głębsze przyczyny zakazu, bo przeprowadzano z nią wtedy rozmowy).

3.05. Wysłała list do Giedroycia z konkretami, będzie dzwonić. "Aż do ostatniej siwizny Was nie zobaczę, ale w końcu stało się to, co najgorsze - sytuacja-pułapka"

A kontakt poufny "S", który, jak pisał o sobie, poza pracą w teatrze co piątek produkował się też w STS-ie w wieczorach poezji, w styczniu 1960 donosił, że zjawił się tam Jan Winczakiewicz, współpracownik Giedroycia, i rozmawiał z Osiecką, przywiózł jej od niego pozdrowienia. Dodał też, że nie tylko ona, ale też Abramow-Newerly nie mają tzw. politycznego kręgosłupa i łatwo może ich przechwycić opozycja .

Nie zdając sobie sprawy z rozmiarów otaczającej ją agentury, Agnieszka Osiecka sama pogarszała swoją sytuację. Według notatki SB z czerwca 1958, żaliła się przewodniczącemu Rady Naczelnej ZSP, który był kontaktem służbowym bezpieki; i wykablował, że szczerze przyznała mu się do znajomości z pewnym emigrantem, który się w niej kocha, z którym pokazywała się w Paryżu , i choć nie wymieniała jego nazwiska, esbecy nie mieli wątpliwości, że chodzi o "Gedroycia". (...)

Kolejny powód przesłuchań Osieckiej to, według raportów, intymna znajomość z Markiem Hłaską, któremu po publikacjach w "Kulturze" odmówiono powrotu do kraju, ogłoszono go zdrajcą, paszkwilantem, primadonną jednego sezonu , a pisarz, Leon Kruczkowski agentem imperialistycznych wywiadów . Osiecka tymczasem, jak wyszpiclowano, nie tylko z nim korespondowała, ale planowała wziąć ślub per procura . (...)

Wystawiono ją do Jugosławii

Dzięki swojej agenturze, zwłaszcza penetracji wielu "skrzynek" "Kultury", SB kontrolowała dokładnie posunięcia Osieckiej i Giedroycia po kolejnych odmowach paszportu. Jak ustalono, Gedroyc rozpoczął wielką akcję w celu ściągnięcia jej do Paryża w związku z czym z jego inspiracji starała się o wyjazd rzekomo do ciotki w Londynie, potem z jakąś wycieczką samochodową. A gdy nie otrzymała paszportu, zadecydował, że najlepszym sposobem będzie załatwienie jej stypendium naukowego, i dzięki niemu otrzymała zaproszenie od Fundacji Forda oraz VI Oddziału Wyższej Szkoły Socjologicznej w Paryżu na dwumiesięczne stypendium, ale zastrzegliśmy jej wyjazd.

W 1961 SB zmieniła jednak wobec Osieckiej taktykę, pozwalając poetce na trzydniowy wyjazd do Austrii, na obóz studencki w Jugosławii na zbiorowym paszporcie i na odwiedziny ciotki w Anglii, bynajmniej jednak nie z dobrego serca, dowiedziała się bowiem, że po tak częstych wizytach poetki na Rakowieckiej zaczęto podejrzewać ją o współpracę ze służbami, co - według nich - rozpowszechniał głównie, także i za granicą, zaprzyjaźniony z Osiecką korespondent z RFN-u, Thomas Harlan, a gdy wiele osób nie wierzyło, twierdząc, że poetka nie dostaje przecież paszportu, mówił, że wkrótce na pewno go otrzyma.

Żeby te plotki uwiarygodnić, SB na krótko więc ją wypuściła (...)

"Zachowałam godność i lojalność Polaka", zapewniała Moczara

Odwoływała się kilkakrotnie do Wydziału Skarg i Zażaleń MSW, ale bezskutecznie, zdecydowała się więc na kolejne "pokajanije" i we wrześniu 1964 zwróciła się do Szanownego Pana Mieczysława Moczara, ministra spraw wewnętrznych, nie tylko polityka, ale też pisarza ( był bowiem podobno autorem "Barw walki" - dopisek mój, J.S .), który potrafi wyrobić sobie właściwy pogląd na moje zmartwienia i pomóc mi lub przyjąć osobiście.

Nigdy nie kłopotałabym ministerialnej głowy, nie zwracała się do tak wysokiej instancji - usprawiedliwiała się - gdyby nie fakt, że wszystkie inne możliwości zawiodły i nie czuję się winna. Miałam - przyznawała - znajomości wśród politycznej emigracji, dyplomatów, byłam narzeczoną Hłaski, ale w kontaktach z nimi potrafiłam zachować godność i lojalność Polaka, a najgłębsze sentymenty wiążące mnie z ludźmi przeciwnego obozu nie przestały mieć charakteru konfliktowego. Zdaję sobie jednak sprawę, że władze mogły interpretować moje znajomości i perypetie sercowe w zupełnie inny sposób. Przyjmowałam kolejne odmowy z przykrością, ale bez poczucia buntu, czekałam, aż moja postawa przyniesie wyjaśnienia.

(...) Choć tym razem sytuacja jest biegunowo różna - Hłasko się ożenił, ustała moja korespondencja z zagranicznymi znajomymi. Czy mogę odpowiadać za to, że znałam ludzi, których rysy zaczynają mi się zacierać? To zaczyna być już sytuacja jak z Kafki i nie mogę spokojnie czekać na sprawiedliwość.

Zerwała już przecież z tego rodzaju ludźmi

Ale kolega pisarz nie znalazł czasu dla koleżanki pisarki, na kolejną lekcję wychowawczą wezwali ją natomiast jego czynownicy: towarzysz Święch z gabinetu ministra i kapitan Madej z Departamentu III, który udawał pracownika Biura Paszportów. Przypomnieli jeszcze raz o przyczynach odmów, czyli szkodach, jakie przyniosła Osiecka PRL-owi swoim zachowaniem w Paryżu.

Przyznała, że było niewłaściwe, ale pracownicy MSW wykazali jej przecież jego szkodliwość i od tej pory zmieniła się, zerwała z tego rodzaju ludźmi, nie rezygnując z wykazywania na każdym kroku osiągnięć PRL-u. Uważa więc, że powinno się jej wybaczyć popełnione w Paryżu błędy młodości. Podczas ostatnich wyjazdów zachowywała się przecież poprawnie. Nie spotykała się z cudzoziemcami, nie prowadziła rozmów politycznych, a w Anglii, u ciotki reakcjonistki, robiła wszystko, aby ta nie myślała, że w Polsce jest jej źle z winy systemu.

W swojej twórczości, jak zapewniała, angażuje się politycznie, nie idzie na łatwiznę: tanga czy fokstroty. I będzie się starała swoją pracą oraz postawą wykazać, że jest dobrą obywatelką PRL-u, i to nie tylko dla wyjazdów za granicę. Zmuszono ją więc do przyrzeczenia, że zawsze i wszędzie będzie Polką, i dano nadzieję na wyjazd do Anglii. Przystała też na propozycję - referowali esbecy - aby dla naświetlenia tamtejszych kontaktów po powrocie spotkała się z nami na neutralnym gruncie, np. w kawiarni.

Ale paszportu nadal nie dostawała (...)

Najważniejsza jest czułość

Dopiero po siedmiu latach SB wybaczyła poetce "paryskie błędy młodości" i dała jej łaskawie paszport, uznając ją za wystarczająco "naprostowaną". Miała zresztą sporo racji - Agnieszka Osiecka bała się już przypisania do PRL-u, zakazu druku, rozpowszechniania w radiu i telewizji swoich piosenek, unikała więc polityki, stroniła od niej w swoich utworach. Choć do końca jej nie "naprostowano", bo jak mówiła w filmie "Tratwa Kultury": "kiedy wreszcie dostałam paszport i wyjechałam do Paryża, idąc ze stacji do Maisons-Laffitte, trzęsłam się, byłam cała mokra, umierałam ze strachu. Wydawało mi się, że z każdego domu ktoś mnie obserwuje, ktoś mnie zastrzeli, a z drugiej strony kochałam pana Jerzego tak mocno, że nie wyobrażałam sobie, aby odzyskawszy paszport, nie pójść do >Kultury<".

Czy to o nim pisała później w swojej ostatniej, niedokończonej już, autobiograficznej sztuce "Darcie pierza", której bohaterka robi rozrachunek z życiem?

Wiesz, kiedyśmy się kochali z Jerzym, powtarzałam nieraz:

"Przeszkadza mi czułość".

Ale to nieprawda.

Coś ci powiem na ucho:

"Najważniejsza jest czułość".

Kontakty Osieckiej z "Kulturą" ochłodziły się dopiero po jej małżeństwie z reżimowym Danielem Passentem; "Paskudztwem", jak nazywał go Zygmunt Hertz. "Z panią Passentową było sztywnawo, bo sam rozumiesz, przypomniała się bajka o fabrykacji złota: sypiesz piasek, lejesz wodę i nie wolno myśleć o białym słoniu. Paskudztwo Passent awansowało, jak widzisz, do słoniowego formatu" - pisał 10 października 1975 do Czesława Miłosza.

Sprawę Osieckiej zakończyła SB dopiero w roku 1974, na tarczy, na niczym jej bowiem nie złapała, nie udowodniła, że była skrzynką Gedroycia , bo to był zresztą zły trop. (...)

Kraj, który pieści nas pięścią

W styczniu 1971 SB przejęła wysłany z Sopotu list Osieckiej do "kochanego Misia", czyli Janusza Minkiewicza, gdzie w sposób wrogi i tendencyjny przedstawiła wypadki grudniowe na Wybrzeżu.

"(...) Jeden człowiek mówił - pisała - że do jego sąsiadów przyjechała w nocy nysa i mówią: - Tacy a tacy? - Tak jest. - Chcecie iść na pogrzeb syna? - A co, zabity?... - No to co, idziecie czy nie? - No i poszli, kto by nie chciał. Wsadzili ich do nysy, powieźli w nocy na cmentarz i wpuścili chłopaka do jamy w nieheblowanej trumnie. Nawet nie pozwolili otworzyć i popatrzeć.

(...) Szła cała Gdynia. I śpiewali: "Bój to będzie ostatni", "Chleba, chleba". I szli tu, w naszą stronę. Zatrzymują się pod Radą Narodową, wołają. Wreszcie wychodzi na balkon Mariański. O, szanujcie tego człowieka (...). Pobladł, jakby krew z niego wyciekła, ale SAM, sam do nich wyszedł. A oni: przedstaw się, chuju!

(...) Potem przemawiał Kociołek. Źle mówił, na końcu powiedział: wracajcie do pracy. I oni wrócili. A na drugi dzień zaczęła się strzelanina! Morderstwo! (...)

Dzwoni pierwszy dzwonek, złażą się do gabinetu jacyś ludzie, ale nikt nie mówi o teatrze, tylko: kochana, tutaj ludzi tak pałami walili, że im śledziony pękały. A drugi: >Chłopak jeden, niczemu niewinien, niósł dwa bochenki chleba. Zatłukli. A jeden z liceum fotograficznego po ulicy leciał i niósł aparat. To ich rozwścieczyło, zakatrupili go<.

(...) Wie pani, co ludzie mówią? >Ja już tylko chcę, żeby była okupacja. Bo wtedy przynajmniej wiem, kto do mnie strzela i dlaczego nie ma co jeść. Niech wejdą Sowieci - proszę bardzo. Wtedy przynajmniej wiadomo<. (...)

O moich piosenkach nie ma co mówić, też są do luftu. Zaśpiewam Ci tylko jeden refren:

Wiedeń, Warszawa - płynie w walca takt

TUTAJ TEŻ SIĘ UMIERA - ale za to jak!

(...) Sam wiesz: Nie ci ludzie, nie ten wiek, nie te czasy. Tylko ja jestem jedna: wciąż podszyta gówniarą, żyjąca życiem osiemnastki, wypchana bebechami starzejącego się babsztyla. I wciąż byle gówniarzowi wpinam księżyc we włosy, wciąż wsiadam w różne okręty i wracam do kraju, który pieści nas pięścią i zabawia umierającymi słowami: >Magiel<, >Podnoszenie oczek<, >Prężenie firan<. Całuję Twoje oczy, nie pij tyle. >Zabcia<".

***

(...) Że w tym kraju przeżyłam tych parę podłych lat, nie żałuję,

Że na koniec się dowiem: ot, tak się toczy świat, nie żałuję.

Że nie załatwią mi urlopu od pogardy

I że nie zwrócą mi uśmiechu jak kokardy,

Pieszczoty szarych tych, udręczonych dni nie żal, nie żal mi.

Nie, nie żałuję, przeciwnie, bardzo ci dziękuję, mój kraju,

(...) Za to, że jesteś moim krajem,

Że jesteś piekłem mym i rajem,

Z piosenki Agnieszki Osieckiej "Nie żałuję"

Joanna Siedlecka

Tekst jest częścią nowej książki Joanny Siedleckiej "Kryptonim >Liryka<. Bezpieka wobec literatów", która właśnie wchodzi do księgarń.

07.12.2008r.
Gazeta Polska

 

 
RUCH RODAKÓW : O Ruchu Dolacz i Ty
RODAKpress : Aktualnosci w RR Nasze drogi
COPYRIGHT: RODAKnet
NASZE DROGI - button AKTUALNOŒCI W RR NAPISZ DO NAS